Kryzys migracyjny i graniczny na granicy polsko-białoruskiej nabiera tempa. Budowa przez Polskę nowego ogrodzenia – a dokładniej nowego muru berlińskiego – z pewnością nie rozwiąże problemów z afgańskimi migrantami. Boomerang z Afganistanu leci do Europy, Mińska i Warszawy. Z tranzytem po drodze z Kabulu.Problem tych ludzi można rozwiązać tylko jednym sposobem: trzeba zadzwonić do Mińska. Tylko pytanie, czy ktoś w Warszawie ma jeszcze numery telefonów do Mińska? I czy ktoś w Warszawie przez pomyłkę nie zadzwoni do Wilna? – zastanawia się znany polski polityk i politolog Mateusz Piskorski.
Litwa, Łotwa i Polska nieustannie mówią o wzroście liczby zatrzymanych nielegalnych migrantów na granicy z Białorusią. Prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka oświadczył, że Mińsk nie będzie już ograniczał napływu nielegalnych migrantów do krajów UE – ze względu na zachodnie sankcje „nie ma na to ani pieniędzy, ani sił”. Według najnowszych danych od początku sierpnia polscy pogranicznicy odnotowali ponad 3000 prób nielegalnego przekroczenia granicy z Białorusią. Przez cały 2020 rok takich prób było zaledwie 120.
Obecną kryzysową sytuację między Mińskiem a Warszawą, rolę Polski w amerykańskiej wojnie w Afganistanie oraz obawę niektórych polskich polityków przed zobaczeniem białoruskich czołgów na granicy komentuje politolog dr Mateusz Piskorski w rozmowie z obserwatorem agencji Sputnik Leonidem Swiridowem.
– Chciałbym z Panem porozmawiać na temat sytuacji na granicy polsko-białoruskiej. Jak wiadomo, mamy tam uchodźców z Afganistanu. Dlaczego polska strona po prostu wypchnęła tych ludzi na białoruski teren? Co będzie dalej? Jak będzie wyglądać rozwiązanie tego kryzysu?
– To wszystko jest ogromną niewiadomą. My mówimy o rzeczach, o których tak naprawdę nie wiemy, bo nie mamy na ten temat rzetelnej informacji. Do czego zmierzam? Otóż Pan redaktor wspomniał, że to są uchodźcy. Ja mam bardzo poważne wątpliwości, czy oni są uchodźcami i określam ich mianem emigrantów.
Dlaczego? Dlatego, że zgodnie z Konwencją Genewską z 1951 roku, czyli bardzo starą, ale nadal obowiązującą, uchodźca to jest ktoś taki, który znajduje się na terytorium pierwszego państwa, gdzie jego życiu i zdrowiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Pierwszego za swoimi granicami. Zakładamy zatem, że oni z Afganistanu – przypuśćmy, że są Afgańczykami – i dostali się jakoś do Mińska. Popatrzymy sobie później na mapę i popatrzymy na loty. Lotów, o ile wiem, z Kabulu do Mińska w ostatnim okresie nie było. W związku z tym, najprawdopodobniej, oni byli uchodźcami już dawno temu, w którymś z krajów, którego granice przekroczyli w Azji, może w Pakistanie, może w Iraku.
Zatem na Białorusi już nie są uchodźcami, w Polsce też nimi nie są, bo – zgódźmy się – na Białorusi i w Polsce ich życiu i zdrowiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Taka definicyjna sprawa, bo u nas cały czas jedna część sceny politycznej mówi nam o tym, że idą do nas uchodźcy. W sensie prawnym to nie są uchodźcy, tylko emigranci. Warto to też sobie doprecyzować.
Natomiast pozostaje mi tylko zgodzić się z Panem redaktorem, że, tak czy inaczej, to są biedni ludzie, którzy zostali wzięci w tryby politycznej szopki, która się teraz odbywa. Też do końca nie wiemy, i to jest rzecz sporna, gdzie oni się właściwie znajdują. To też jest dość osobliwe, bo w XXI wieku od kilkunastu już dni nie jesteśmy w stanie określić fizycznie, na terytorium którego z państw oni w rzeczywistości są. Strona białoruska mówi, że to jest tak zwany pas ziemi niczyjej, strona polska twierdzi, że oni są na terytorium Białorusi, nic nie mogą zrobić, w żaden sposób nawet się do nich zbliżyć. No i w związku z tym mamy sytuację patową. Ale ja bym wrócił do czegoś innego. Strona polska mówi cały czas o tym, że to jest tak zwana wojna hybrydowa.
– Tak jest, pan premier Mateusz Morawiecki cały czas to mówi!
– ... i szereg innych polskich polityków opowiada o wojnie hybrydowej. A co to jest hybryda? Zastanówmy się. Hybryda – a to ważne z punktu widzenia naszych rozważań – to synteza pewnych różnych dzieł.
W tym konkretnym przypadku – pojęcie „wojny hybrydowej”, które już gdzieś funkcjonuje. Nie tylko w publicystyce, nie tylko w polityce, ale też w różnego rodzaju podręcznikach naukowych z zakresu nauk o bezpieczeństwie. Wojna hybrydowa to jest połączenie działań zbrojnych z działaniami jakimiś niekonwencjonalnymi, ekonomicznymi, informacyjnymi, różnymi. O ile wiem, żadnych białoruskich czołgów, przekraczających polską granicę nie ma, przynajmniej ja nie zauważyłem. Pan Redaktor też o takowych nie słyszał.
– No, wie Pan, ale Pan Minister obrony narodowej jest zawsze przygotowany na różne ewentualności...
– Na najgorszy scenariusz. Jest u nas w Polsce taki Pan, często publikujący na temat problematyki wschodniej, Witold Jurasz...
– Pan Witold Jurasz uważa, że pewnym zagrożeniem są wspólne manewry rosyjsko-białoruskie, które tradycyjnie odbywają się co roku. Ja podejrzewam, że już w tej chwili wszyscy w Polsce, bardziej gorące i nieprzytomne głowy, przygotowują się na scenariusz wojenny. Tym bardziej, że Aleksander Łukaszenka raczył już stwierdzić, że mamy konflikt graniczny z Białorusią, w jednej ze swych wypowiedzi.
Więc generalnie cała ta histeria jest momentami komiczna. Ale ten komizm nie powinien nam przesłaniać losów Boga ducha winnych ludzi, którzy na granicy, w trybie właśnie różnego rodzaju politycznych spektakli, wpadli i są wykorzystywani przez jedną i przez drugą stronę konfliktu politycznego tutaj w Polsce.
– Widzieliśmy już filmiki, jak jakiś średnio znany poseł biegał wzdłuż granicy, z jedzeniem, kanapkami. Robi się tam szopka tak naprawdę.
– Ale powtórzmy tutaj słowa wiceministra spraw zagranicznych, zdaje się, pana Przydacza, że polska straż graniczna broniła tego nieszczęsnego posła przed niebezpieczeństwem. Bo załóżmy, że ten poseł dochodzi do migrantów. Jeśli jest tak, jak mówi polska strona, że oni znajdują się na terytorium Białorusi, to pan poseł – ja nie pamiętam jego nazwiska, zresztą, chyba, nie jest warte zapamiętania i powtarzania – jest zatrzymywany przez straż graniczną białoruską za nielegalne przekroczenie granicy białoruskiej i ma bardzo poważne problemy, prawda?
Jeśli założymy, że ci migranci, grupa osób, jest na terytorium białoruskim, to całe te wydarzenia, rozgrywające od wielu dni, mają charakter już takiej szopki. To jest bardzo przykre. Próby odgrywania teatrzyków, zarówno przez stronę rządową, jak i przez stronę tak zwanej opozycji, są żałosne w kontekście tego, że w żaden sposób nie jest rozwiązywany problem tych ludzi.
Problem tych ludzi można rozwiązać tylko jednym sposobem: trzeba zadzwonić do Mińska. Tylko pytanie, czy ktoś w Warszawie ma jeszcze numery telefonów do Mińska? I czy ktoś w Warszawie przez pomyłkę nie zadzwoni do Wilna, do pani Cichanouskiej, którą poniektórzy już zdążyli uznać za prezydenta Republiki Białoruś.
– Wrócimy do tematu Afganistanu, bo to jest temat bardzo gorący. Jaki wpływ miała Polska na sytuację w Afganistanie? Przecież Polacy byli w Afganistanie jako wojska natowskie?
– Polska nie miała żadnego, najmniejszego wpływu.
Zacznijmy od tego, że cała ta operacja – z bardziej niż skromnym udziałem Polski – skończyła się na tym, że 43 żołnierzy żywych z Afganistanu nie wróciło i jeden pracownik cywilny wojska też żywy nie wrócił. W sumie 44 osoby, biorące w niej udział, przypłaciły to ceną najwyższą – swojego życia.
Mamy ładnych kilka miliardów złotych – są różne tutaj szacunki – wydanych na całą operację. Mamy tysiące ludzi, którzy przewinęli się przez misję w polskich mundurach, a dzisiaj mają problemy, są na różnego rodzaju rentach, cierpią na syndrom stresu pourazowego i nie są zdolni ani do służby wojskowej, ani do pracy nawet w sektorze cywilnym. To jest taki polski bilans. Ja tutaj przypomnę, trochę polityki w to wkładając, że to była inicjatywa ludzi, którzy na każdym kroku swojej działalności politycznej tłumaczyli się z tego, że nie są prorosyjscy, są najbardziej proamerykańscy, w czym tylko się da. Czyli to była inicjatywa SLD.
Dzisiaj już mało kto o tym pamięta, włącznie z tymi dzisiejszymi parlamentarzystami tak zwanej lewicy, którzy są reprezentowani w Sejmie. Ale polskie wojsko do Afganistanu nie było wysłane przez PiS, chociaż PiS to popierał, nawet nie przez Platformę, która też to popierała...
– Jeżeli dobrze pamiętam, to akurat był rząd SLD pana premiera Leszka Millera?
– Niestety, pan Leszek Miller, który, być może, później zrozumiał niektóre ze swoich błędów, wtedy podjął taką decyzję. Politycznie za to odpowiedzialny był on i jego obóz polityczny – Sojusz Lewicy Demokratycznej. O czym mało kto dzisiaj już pamięta. Ale jednocześnie wszystkie inne partie polityczne – przypomnę, poza Samoobroną Andrzeja Leppera – wówczas w Sejmie poparły jednogłośnie polski udział w agresji amerykańskiej na Afganistan.
Później był Irak w 2003 roku. Więc w te awantury wplątywały Polskę elity polityczne. Były to awantury popierane, podkreślam, i przez PiS, i przez Platformę. Ale inicjowane przez rząd SLD, przez polityków Lewicy Demokratycznej.
Być może, część z nich dzisiaj ten błąd zrozumiała. Ale nie zmienia to faktu, że skutki każdej z tych awantur, czy to afgańskiej, czy irackiej, kosztowały życie nie tylko polskich żołnierzy, o których tutaj wspomniałem, ale również dziesiątek i setek tysięcy ludności miejscowej, w tym cywilów, kobiet, dzieci. Rezultatem było także zniszczenie tych państw. Niestety, przy – choćby niewielkim, ale jednak zawsze symbolicznym – polskim udziale, udziale żołnierzy z polskich kontyngentów.
No comments:
Post a Comment
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy