Władimir Putin. Fot. kremlin.ru |
W Polsce, zamiast chwili refleksji i ewentualnej dyskusji z tezami historycznymi rosyjskiego przywódcy, mamy – jak zwykle – emocjonalne pohukiwania.
Prezydent myślący
Rosyjski prezydent po raz kolejny udowodnił, że jest jednym z niewielu obecnie na świecie przywódców państw przykładających wagę do czegoś więcej niż polityczny PR i przygotowanie haseł do kolejnej kampanii wyborczej albo kolor krawata na zamieszczanym w Internecie filmiku.
Putin pokazuje, że ma określone horyzonty intelektualne, znajdujące się poza zasięgiem większości klasy politycznej Europy, o Polsce litościwie nie wspominając. Ktoś, kto stwierdzi, że tekst rosyjskiego prezydenta mogli napisać jego współpracownicy, może zerknąć na jego wypowiedzi podczas konferencji, spontaniczne, dotyczące zadawanych na bieżąco pytań, nieodczytywane z kartki czy promptera. Władimir Putin ma – jak niezwykłe jest to, że się temu dziwimy! – własne przemyślenia wypływające z samodzielnej lektury i refleksji. A z przemyśleń tych wynika prowadzona przez niego polityka.
Niezależnie od tego, jak będziemy tę politykę oceniać, powinniśmy ją rozumieć, znać jej historyczny, ideowy i intelektualny kontekst. Lektura programowego tekstu Władimira Putina jest przecież ilustracją sposobu myślenia nie tylko jego, ale zdecydowanej większości Rosjan, a także ludzi spoza Federacji Rosyjskiej odczuwających więź kulturową, językową i tożsamościową z rosyjską cywilizacją.
Milczenie owiec (baranów?)
Jak do tej pory nikt w Polsce nie zdobył się na żadną rzeczową polemikę z tekstem rosyjskiego przywódcy. Niejaki Jan Manicki z portalu o2.pl tytułuje zbiór wyrwanych z kontekstu fragmentów artykułu Putina „Radosna twórczość Putina…”. Nie podejmuje najmniejszej nawet próby polemiki z zaprezentowanymi poglądami, ocenami i opiniami historycznymi. Ot, wystarczy – jego zdaniem – obśmiać w tytule jednego z najważniejszych współczesnych światowych liderów. Problemem Manickiego i całych legionów niedouczonych pseudodziennikarzy i samozwańczych ekspertów w Polsce jest brak umiejętności czytania ze zrozumieniem. Są też jednostki, które wprawdzie rozumieją czytany tekst, jednak wewnętrzna i zewnętrzna cenzura nie pozwala im się do tego przyznawać. Lepiej obśmiać, opatrzyć ironicznym, a nawet chamskim komentarzem i robota zrobiona, wierszówka wypłacona.
„Nie ma sensu omawiać twórczości rosyjskiego prezydenta na tematy historyczne. Sprostowanie takiej ilości fałszerstw, uproszczeń, nieuprawnionych uogólnień czy mitów, z których utkany jest ten tekst musiałoby zająć znacznie więcej miejsca niźli zajęło wystąpienie Putina” – przyznaje się do umysłowego lenistwa piszący dla jednego z prorządowych portali komentator, rzekomo ekspert od spraw wschodnich, Marek Budzisz. Nie pokazuje ani jednego przykładu „fałszerstwa” czy „uogólnienia”…
Na innym portalu, który zamieścił omówienie tekstu rosyjskiego prezydenta dyskutują internauci. Dyskusja nie dotyczy jednak sporów z tezami tekstu, lecz ich wątpliwych interpretacji „politologicznych”. Różne opinie godzi komentarz, ukrywającego się pod pseudonimem trolla, że Putin „wchłonie resztę Ukrainy”.
Pozostali dyżurni „eksperci” brylujący w polskich mediach głównego nurtu tekstu rosyjskiego prezydenta po prostu nie zauważyli. A może zauważyli, ale nie bardzo wiedzą, jak go skontrować. Albo czekają na wytyczne z jednej czy drugiej partyjnej siedziby. W partyjnych centralach ludzi skłonnych do jakiejkolwiek refleksji jest w Polsce z każdym rokiem coraz mniej.
Putin nie oskarża, stwierdza fakty
Z punktu widzenia polskiego czytelnika – poza wątkami bieżącymi, związanymi z ewentualną przyszłością współczesnej Ukrainy – najważniejsze są tymczasem w tekście rosyjskiego prezydenta wątki historyczne. Właściwie większość z nich jest znana i nam. Myślenie materiałami agitacyjnymi sanacyjnego wywiadu wojskowego (prometeizm i neoprometeizm) albo „Kulturą” Jerzego Giedroycia (choć już nie samego jej redaktora, który zrewidował wyraźnie poglądy pod koniec życia) zastępuje jednak u większości myślenie własną głową.
Rosyjski prezydent konstatuje fakt, iż na przestrzeni wieków naszego sąsiedztwa Polska realizowała politykę otwarcie wrogą wobec rosyjskojęzycznego, prawosławnego Wschodu. Nie ocenia tej polityki, a przecież można by mówić wiele o jej opłakanych dla Polaków konsekwencjach.
Tekst dotyczy jednak Ukrainy, a nie Polski. Być może dopiero podobny artykuł tego samego autora dotyczący naszego kraju pobudziłby niektórych do myślenia. Trudno jednak na taki tekst liczyć, bo wydaje się, że polska klasa polityczna skutecznie doprowadziła do tego, że Warszawa na geopolitycznej mapie Kremla po prostu nie istnieje. Przecież dyskusja ze ślepym o kolorach nie ma większego sensu.
Mateusz Piskorski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy