Roman Pratasiewicz. kadr z 1.5 godzinnego wywiadu telewizyjnego bialoruskiej stacji ONT |
Pratasiewicz – jak sam przyznał – podczas nieprzewidzianego lądowania samolotu w Mińsku był zszokowany, więc nie miał czasu na usunięcie wszystkich danych z telefonu.
- Pierwszym zadaniem było po prostu się uspokoić. Jest to chyba porównywalne z uczuciem, gdy wchodzisz na szafot. Tylko w moim przypadku ja na nim lądowałem. Bo zrozumiałem, że będę musiał odpowiedzieć za to, co zrobiłem i za te wszystkie szkody, które wyrządziłem krajowi – przyznał.
Dodał, że sądził, iż grozi mu kara śmierci, ponieważ na Białorusi został wpisany na listę osób zaangażowanych w terroryzm. Ponadto przyznał się do wzywania do protestów w sierpniu 2020 roku.
– Przyznaję się do winy na podstawie artykułu 342, Kodeksu Karnego Republiki Białoruś (organizacja niedozwolonych akcji - red.). Opublikowane przeze mnie apele przyczyniły się do powstania zamieszek na ulicach i Mińsk przez trzy dni żył w stanie chaosu - powiedział Pratasiewicz w programie „Markow. Nic osobistego” na państwowym kanale telewizyjnym ONT.
Jednocześnie podkreślił, że nie ma nic wspólnego z uznanym za ekstremistyczny kanałem w Telegramie, który upublicznia dane funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa. Zapewnił, że nie jest zaangażowany w publikację ich danych osobowych.
Pratasiewicz przyznaje: Krytykowałem Łukaszenkę
Raman Pratasiewicz powiedział, że jest gotów ponieść odpowiedzialność za swoje czyny. – Naprawdę chcę zrobić wszystko, aby naprawić moje błędy, spróbować przynajmniej coś zrobić – podkreślił. Pratasiewicz rozpoczął wywiad od słów, że przyszedł do programu dobrowolnie i bez przymusu, i że czuje się dobrze.
Podczas rozmowy dodał, że trochę się przeziębił. – Czuję się dobrze. Tylko trochę jestem przeziębiony, ale to nie jest powód, aby odkładać rozmowę – stwierdził w wywiadzie wyemitowanym w czwartek.
Zaznaczył, że dobrowolnie bierze udział w wywiadzie dla państwowej telewizji, podkreślił, że nie miał robionego makijażu przed wywiadem, aby ukryć obrażenia ciała, jak sugerują komentatorzy w Internecie.
Pratasiewicz zauważył, że trudno mu przewidzieć reakcję współpracowników na ten wywiad. – Jestem prawie pewien, że wielu zacznie mnie publicznie potępiać. Jestem pewien, że niektóre akcje wsparcia skończą się – powiedział.
Wiele rzeczy, za które krytykowano prezydenta Białorusi Alaksandra Łukaszenkę, to tylko próba nacisku – stwierdził.
– Nie będę ukrywał: bardzo krytykowałem Alaksandra Grigoriewicza. Jak mi się wydawało, były ku temu powody. Ale byłem dziennikarzem przez całe życie. A im bardziej angażowałem się nie w pracę dziennikarską, ale w pracę polityczną, tym bardziej chciałem się stamtąd wydostać i tym bardziej zaczynałem rozumieć, że w rzeczywistości wiele rzeczy, za które krytykowano Alaksandra Grigoriewicza to tylko próba nacisku i że w wielu momentach działał (przepraszam za wyrażenie) jak człowiek z jajami ze stali, pomimo całej presji i tak dalej – powiedział Raman Pratasiewicz.
– Oczywiście – powiedział bloger, odpowiadając na pytanie, czy szanuje białoruskiego prezydenta.
Kto „wydał” Pratasiewicza?
Pratasiewicz przypomniał, jak jego zdaniem wyciekły informacje o locie. Powiedział, że 40 minut przed odlotem ogłosił w roboczym czacie na Telegramie, kiedy i jakim samolotem będzie się przemieszczać. Na tym czacie była również osoba, którą zatrzymany podejrzewa o „wyciek” informacji.
Wymienił nazwiska dwóch osób, które mogą być zaangażowane w „wyciek” informacji: Franak Wieczorko i Daniił Bogdanowicz. Z tym ostatnim ma napięte relacje, ponieważ Raman Pratasiewicz nie chciał wykonywać „jakiejś pracy politycznej, był emocjonalnie zmęczony”. Ponadto chcieli go zwolnić.
– Jestem skłonny przypuszczać, że tak. Co więcej, jestem tego pewien – odpowiedział twierdząco na możliwe zaangażowanie Bogdanowicza w jego aresztowanie.
„Czarna księga” i udział Sapiegi
Zawsze rozumiałem, że prędzej czy później poniosę odpowiedzialność za swoje działania… Nie miałem bezpośredniego związku z działalnością „Czarnej Księgi Białorusi”. „Białoruś Mózgu”, Nexta – to tak – powiedział Pratasiewicz.
Jednocześnie skinął twierdząco głową, gdy prezenter zadał pytanie o Sapiegę, która była bezpośrednio związana z „Czarną księgą”.
Opowiedział, w jaki sposób ten kanał uzyskał dane o funkcjonariuszach organów ścigania. Wiele informacji zostało przekazanych przez byłych funkcjonariuszy bezpieczeństwa, a także „wtyki, które są w każdym zespole, które z łatwością podawały dane swoich kolegów, byłych kolegów”.
Czy na Białorusi będą protesty?
Według Pratasiewicza na Białorusi nie będzie już protestów, ale jego środowisko opozycyjne nalegało na rozwój ruchu, bo „nie będzie ulicy – nie będzie sankcji”.
W ostatnich miesiącach, kiedy były próby wzywania do jakichś akcji, znowu do protestów ulicznych, ja osobiście miałem konflikt z Wieczorką, z ByPolem o uliczną aktywność. Sam mówiłem otwarcie: koniec, nie ma u nas ulicy i nie będzie. I głupio jest próbować nadal namawiać do wyjścia na ulice. Kiedy już nikt nie wyjdzie – powiedział.
– Będą to zamieszki związane z żywnością. To w rzeczywistości jeden z celów sankcji gospodarczych, które trwają – dodał.
Białoruski Dom w Warszawie
Raman Pratasiewicz w wywiadzie dla białoruskiego kanału telewizyjnego stwierdził, że Białoruski Dom w Warszawie – za pośrednictwem premiera Polski – nadzoruje agendę białoruskiej opozycji.
- Rząd bezpośrednio wydzielał kwoty rzędu 50 mln zł dla prywatnej białoruskiej organizacji. A premier (Polski Mateusz Morawiecki – red.) przyjechał osobiście, tam też są prawie na pewno jakieś schematy korupcyjne. Obecnie Białoruski Dom w Warszawie jest wiodącą organizacją, która kontroluje w zasadzie wszystkie białoruskie wydarzenia, całą białoruską agendę. Osobiście za pośrednictwem premiera Polski przez ręce Domu Białoruskiego w Warszawie wydzielono 53 mln złotych na pomoc białoruskim uchodźcom.
Dodał, że mimo przyznanych pieniędzy, białoruscy uchodźcy nie otrzymali żadnej pomocy. - Pieniądze zostały przyznane, domofon dzwonił całą dobę, ludzie naprawdę próbowali przyjść i poprosić o pomoc, ale nikt nie otwierał drzwi - powiedział.
Podał też inne nazwiska osób, które nie są zainteresowane władzą, a jedynie pieniędzmi, opowiadał o tym, jak żyją liderzy opozycji i kto ją finansuje. Jednocześnie zwrócił uwagę, że finansowanie byłej kandydatki na prezydenta Swiatłany Cichanouskiej pochodzi z funduszy litewskich podatników i zainteresowanych biznesmenów.
Po pierwsze, rzeczywiście, część to koszt podatników litewskich. Podatnicy litewscy de facto wspierają zagranicznych polityków z własnej kieszeni. Częściowo są to prywatni sponsorzy. To znaczy prywatni biznesmeni, przedstawiciele elity biznesowej i tak dalej dalej. A trzeci to wsparcie finansowe diaspory. Oznacza to, że istnieje wiele źródeł finansowania - powiedział w czwartek w wywiadzie dla programu „Markow. Nic osobistego” na kanale ONT.
Opozycyjne kuluary
- I powinien to być w rzeczywistości jej gabinet ministrów. Ale dzień przed rozpoczęciem Łatuszka jakoś uzyskał dostęp do ich strony internetowej, do wszystkiego i ogłosił NAU jako swoją inicjatywę. Chociaż wcześniej wytargował u Cichanouskiej stanowisko premiera dla siebie. I po prostu ukradł projekt dzień wcześniej. To jest przykład tego, jak wiele wewnętrznych sprzeczek ma miejsce - powiedział Pratasiewicz w wywiadzie.
Pobyt w Donbasie w 2014
Raman Pratasiewicz powiedział w wywiadzie dla białoruskiej telewizji państwowej ONT, że podczas pobytu w Donbasie w 2014 roku nie znajdował się bezpośrednio w strefie walk.
– Po raz pierwszy pojechałem tam w 2014 roku, na Ukrainę, do strefy ATO, spędziłem tam tylko półtora miesiąca – powiedział Pratasiewicz. Na pytanie, czy przebywał w tym czasie w oddziale Azow (przeciwko którego bojownikom wszczęto sprawę karną w Federacji Rosyjskiej), odpowiedział twierdząco, ale podkreślił, że „nawet nie nosił munduru”.
– Nawet w 2014 roku nigdy nie byłem w strefie walki… Byłem w stowarzyszeniu Białorusinów Oddział Pogonia, w rzeczywistości to były w nim trzy osoby. Zostały przydzielone do Azowa – zauważył Pratasiewicz.
Potwierdził, że te jego zdjęcia, które pojawiły się w Internecie, są prawdziwe i „zrobione na poligonach”. Pratasiewicz zwrócił uwagę na to, że był wówczas młody i chciał „zbudować” sobie obraz wojownika, inspirował się „niesłusznym romantyzmem wojny”.
– Byłem tylko dziennikarzem, aczkolwiek przy jednostce bojowej. Później po prostu dołączyłem do jednej z jednostek, ale znowu skupiłem się na fotografowaniu... Spędziliśmy większość czasu w bazach – powiedział.
Pratasiewicz podkreślił, że nie był w sztabie Azowa, ponieważ był obcokrajowcem.
Stwierdził, że uważa swoją obecność w Donbasie i „dziwne wypowiedzi” w tym czasie za swój największy błąd w życiu, czego żałuje. – Naruszyłem też etykę dziennikarską, przekraczając wszelkie granice. Nie popierałem tej ideologii – powiedział Pratasiewicz.
Stwierdził, że obawia się ekstradycji do Donbasu w sprawie karnej wszczętej w proklamowanej w trybie jednostronnym Ługańskiej Republice Ludowej.
– To logiczne, że taka sprawa karna została wszczęta… Mam tylko nadzieję, że Alaksander Grigoriewicz (Łukaszenka, prezydent Białorusi – red.) będzie miał wystarczającą wolę polityczną i wystarczającą determinację, by mnie nie ekstradować – powiedział Pratasiewicz.
Emocjonalne zakończenie
Pod koniec wywiadu Pratasiewicz powiedział, że współpracuje przy śledztwie i podaje „wiele unikalnych faktów”.
- Przemyślałem sobie wiele rzeczy. Nigdy już nie chcę angażować się w politykę, ani w żadne brudne gry i rozgrywki. Nie wiem, mam tylko nadzieję, że uda mi się wszystko naprawić i żyć zwykłym spokojnym życiem, założyć rodzinę i mieć dzieci, przestać przed czymś uciekać – powiedział i zaczął płakać.
O co jest oskarżony Pratasiewicz?
W listopadzie ubiegłego roku KGB Białorusi umieściło na liście osób zaangażowanych w terroryzm Sciapana Puciłę, współzałożyciela kanału w Telegramie NEXTA, uznanego na Białorusi za ekstremistyczny oraz Ramana Pratasiewicza, byłego redaktora naczelnego.
Zarzuca się im organizowanie akcji zbiorowych, które rażąco naruszają porządek publiczny i wiążą się z oczywistym nieposłuszeństwem wobec uzasadnionych żądań urzędników państwowych, co wiązało się z zakłóceniami transportu, pracy przedsiębiorstw, instytucji i organizacji.
Ponadto oskarża się ich o organizowanie masowych zamieszek, którym towarzyszy przemoc wobec jednostek, zamieszki, podpalenia, niszczenie mienia oraz zbrojny opór wobec przedstawicieli władz.
Zarzucono im również, że dopuścili się świadomych działań mających na celu wzniecenie wrogości i niezgody społecznej na podstawie innej przynależności społecznej.
Wszczęto postępowanie karne przeciwko Pucile i Pratasiewiczowi na podstawie trzech artykułów kodeksu karnego. Maksymalna kara to 12 lat więzienia. Białoruski Komitet Śledczy poinformował, że wysłał do Polski dokumenty dotyczące ekstradycji administratorów kanału w Telegramie, który na Białorusi został uznany za ekstremistyczny.
W październiku 2020 roku sąd Okręgu Centralnego w Mińsku uznał kanał informacyjny NEXTA-Live i logo NEXTA za materiały ekstremistyczne.
Zatrzymanie Pratasiewicza w samolocie Ryanair
Samolot Ryanair, lecący z Aten do Wilna 23 maja, wylądował awaryjnie na lotnisku w Mińsku z powodu doniesień o podłożeniu bomby, które później nie zostały potwierdzone. Samolotem tym leciał Raman Pratasiewicz, współzałożyciel kanału Nexta na platformie Telegram, uznawanego na Białorusi za ekstremistyczny. Podczas sprawdzania dokumentów na lotnisku w Mińsku Pratasiewicz został zatrzymany w związku z wcześniej wszczętymi przeciwko niemu sprawami karnymi.
Białoruś oświadczyła, że doniesienie o podłożeniu bomby w samolocie zostało wysłana na adres e-mail lotniska w Mińsku. - Dowódca załogi sam podjął decyzję o wylądowaniu w Mińsku, nie może być mowy o jakimkolwiek przymusie czy zawróceniu samolotu - powiedział wcześniej Dowódca Sił Powietrznych i Sił Obrony Powietrznej Sił Zbrojnych Białorusi Igor Gołub.
Departament Lotnictwa Ministerstwa Transportu Białorusi opublikował zapis rozmowy pilota Ryanaira z białoruskim dyspozytorem. W stenogramie nie ma żadnych gróźb ze strony dyspozytora pod adresem załogi.
Kraje europejskie poinformowały, że Mińsk pod wymyślonym pretekstem zmusił samolot do lądowania na swoim lotnisku, zakazały białoruskim liniom lotniczym lotów w europejskiej przestrzeni powietrznej i rozważają możliwość wprowadzenia dodatkowych sankcji wobec Mińska. Niektóre linie lotnicze zdecydowały się na loty z pominięciem przestrzeni powietrznej Białorusi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy