Prof. Stanisław Bieleń i Mariusz Świder. Fot. FB Mysl Polska |
Panie Profesorze, pod Pańską redakcją wyszła książka, którą miałem zaszczyt otrzymać od Pana w zeszłym roku pt. „Polityka wschodnia Polski - między fatalizmem geopolitycznym a klątwą niemocy”. Dlaczego wybrał Pan takie określenia jak „klątwa” i „niemoc” dla określenia polskiej polityki wschodniej? Przecież one są irracjonalne – podczas gdy polityka zwykle podlega prawom logiki.
– Tytuł wspomnianej przez Pana książki jest dramatycznym wołaniem o opamiętanie się kierowników nawy państwowej, odpowiedzialnych za politykę zagraniczną, w tym politykę Polski na kierunku wschodnim, wobec najbliższych sąsiadów: Białorusi, Rosji i Ukrainy. Oczywiście nie mam złudzeń, że takie wołanie przyniesie jakikolwiek pozytywny skutek, gdyż rządzący rzadko czytają książki i rzadko pod wpływem racjonalnych argumentów zmieniają swoje zachowania.
Polska polityka nie zawsze kieruje się prawami logiki i racjonalnością, zapewniającą optymalne wybory. Zamiast racjonalizmu dominuje w niej raczej antyracjonalizm, czyli odwoływanie się do rozmaitych idiosynkrazji, pseudomoralnych pouczeń i prometejskich wizji. Postawy polityczne, ale i światopoglądy wielu zwykłych ludzi są determinowane przez narodową histerię, podbitą męczeńską martyrologią i narzucaną odgórnie narrację heroistyczną, która degeneruje postrzeganie indywidualne. Ignorancja i zewnątrzsterowność polskiej polityki wschodniej są fatalnym wyróżnikiem czasów, w których żyjemy. Mało kogo obecnie stać na uczciwą ocenę, że polska polityka wschodnia jest kontrproduktywna i irracjonalna właśnie, bowiem przynosi więcej szkody niż pożytku. Co ciekawe, tak wśród polityków, dziennikarzy jak i analityków powszechny jest syndrom myślenia grupowego. Jakże trudno jest spojrzeć prawdzie w oczy i zauważyć horrendalne koszty wszystkich błędów i aberracji (przede wszystkim koszty mentalne, ale i materialne). Nie ma przecież polityk bezalternatywnych. Wiele spraw można byłoby nie tylko zaprojektować, ale przeprowadzić inaczej, a zatem i lepiej. Tymczasem w polityce wschodniej od co najmniej dekady obowiązuje jeden schemat – za wszystkie błędy, za całe to wariactwo smoleńskie, za porażki Ukraińców w budowaniu normalnego państwa, za losy Polaków na Białorusi – za wszystko winę ponosi wyłącznie Rosja, a szczególnie sam prezydent Putin.
Co jest największą przeszkodą w przywróceniu normalności?
– Największą barierą poznawczą i przeszkodą praktyczną na drodze wyjścia sobie naprzeciw jest etnocentryzm. Skupia się on wokół polskich kompleksów, polegających na podtrzymywaniu rozmaitych roszczeń i żądań, związanych z realnymi i wyimaginowanymi krzywdami. Polskie podejście polega na odmawianiu innym prawa do wyrażania własnej narracji historycznej, jeśli pomija ona to, co dla Polaków wydaje się ważne i uświęcone ofiarą krwi. Tymczasem każdy naród ma swoją pamięć i wrażliwość i na ich podstawie buduje historyczną tożsamość, rzadko oglądając się na innych. Sztuką jest znaleźć możliwość wpływu na te procesy z zewnątrz poprzez dialog normalizacyjny i dyskurs prowadzony przez historyków. Podstawową sprawą jest przyjęcie do wiadomości różnic w argumentacji i powstrzymywanie się od ich osądzania z własnego punktu widzenia.
Strona polska zrobiła wiele w ostatnich latach, aby wytworzyć w stosunkach z Rosją olbrzymi dysonans kulturowy. Jest to zjawisko paradoksalne, gdyż kultury obu narodów są atrakcyjne wobec siebie i istnieje ogromny dorobek we wzajemnym przenikaniu się i wartościowej współpracy (pisze Pan o tym w swoich znakomitych książkach, np. w ostatniej pt. „Jak budowaliśmy Rosję”). Mimo tego, w atmosferze instytucjonalnej rusofobii odejście od wrogości do uznania odmiennych tożsamości będzie wymagać długotrwałych wysiłków i przełamania narosłych barier nieufności, niechęci, negatywnych nastawień i uprzedzeń. Przede wszystkim po latach regresu potrzeba będzie nie lada odwagi pośród polityków, aby przeciwstawić się dotychczasowym schematom i przeformatować myślenie publiczne na temat Rosji (od szkół poczynając, poprzez media, na partiach politycznych kończąc).
Wielu ekspertów w Polsce – ale też w innych krajach, np. w Rosji, o której także rozmawiamy, uważa – że za działaniami Polski odnośnie do naszych wschodnich sąsiadów stoją interesy i intrygi Waszyngtonu, Berlina, Brukseli… Na ile linia „odpychania” Rosji od Europy jest polską polityką – a na ile narzuconą nam? I czy służy ona polskim interesom?
– Nie zgadzam się z Panem, że wielu ekspertów ma tę odwagę, aby wskazywać autorów rzeczywistego, upodlającego dla Polski, zewnętrznego instruktażu. Gdy ukazywały się w naszym kraju książki amerykańskiego eksperta George’a Friedmana, wiele razy pytałem publicznie, jaki jest stosunek polskich komentatorów do tej nachalnej indoktrynacji i otwartego przyznania, że Polska jest traktowana instrumentalnie w strategii amerykańskiej i NATO wobec Europy Wschodniej, zwłaszcza Ukrainy i Rosji, a także wobec Niemiec. W zasadzie nie było ani jednego eksperta, który uznałby takie książki za wyraz bezczelnej ingerencji w myślenie polityczne i kierunki suwerennego działania Polski. W efekcie poleganie wyłącznie na inicjatywności amerykańskiego hegemona i sojuszu atlantyckiego doprowadziło do zaniku własnego zdania i samodzielnej aktywności. Nie ma praktycznie żadnego niezależnego ośrodka analitycznego w kraju, który nie tworzyłby podstawy doktrynalnej dla polityki bezkrytycznego posłuszeństwa i wiernego wykonawstwa instrukcji płynących z USA i struktur zachodnich.
Warto przy tym zauważyć, że wiele założeń polskiej polityki wschodniej (niezależnie czy przyjętych samodzielnie, czy z inspiracji zewnętrznej) ma charakter błędny. Tak więc dla przykładu nie mają racji zwolennicy Idealpolitik, że tylko demokratyzacja Rosji na wzór Zachodu może doprowadzić do poprawy stosunków wzajemnych. Jest to od lat fałszywa diagnoza warunków wyjściowych, powtarzana niczym mantra w kręgach zainfekowanych zachodnią krucjatą na rzecz demokracji i praw człowieka, ale i własnym anachronicznym prometeizmem. Historyczna wiedza o Rosji, ale i obserwowana rzeczywistość przeczy takiemu „nierealistycznemu optymizmowi”.
Na podstawie powyższych obserwacji można pokusić się o niepewną prognozę, że pozytywne zmiany w stosunkach polsko-rosyjskich nastąpią dopiero wtedy, gdy dojdzie do przesilenia w całym systemie międzynarodowym, gdy dokona się „transgresja” Zachodu w stronę nowej interpretacji jego tożsamości cywilizacyjnej i fiaska misyjności w stosunkach międzynarodowych. Henry Kissinger już kilka lat temu pisał, że „porządek międzynarodowy ustanowiony i ogłoszony przez kraje zachodnie jako uniwersalny znalazł się w punkcie zwrotnym. Jego recepty są rozumiane globalnie, ale nie ma konsensusu co do ich zastosowania; w istocie pojęcia takie jak demokracja, prawa człowieka i prawo międzynarodowe są poddawane tak odmiennym interpretacjom, że walczące strony zwykle wykorzystują je przeciwko sobie jako okrzyki bojowe” (Porządek światowy, tłum. M. Antosiewicz, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2016, s. 341).
Dotychczasowe „wąskotunelowe” myślenie o Rosji, trzymanie się utartych schematów wrogości i obcości, brak zrozumienia dla odmiennych racji i wzorów cywilizacyjnych prowadzi do recydywy konfrontacji i destabilizacji nie tylko w skali sąsiedzkiej. Rządzące na Zachodzie elity polityczne mają zimnowojenny rodowód i skażone są syndromem wrogości. Ich strategie międzynarodowe nakręca rywalizacja motywowana ideologicznie. Dlatego miejsce jednego wroga musi zająć ktoś inny. Rosja nadaje się do tej roli jak mało kto, dziedziczy bowiem wyjątkową schedę imperiów i wojowniczego komunizmu. Dlatego struktury świata zachodniego, które przetrwały „zimną wojnę”, nie tyle dostosowały się do nowej rzeczywistości, ile stare wizerunki wroga przeniosły do nowych realiów. Najwyższy czas, aby przystąpić poprzez szeroką akcję dyplomatyczną do uaktywnienia istniejących mechanizmów konsultacyjnych i decyzyjnych, a jeśli okaże się, że straciły one jakąkolwiek dynamikę i wiarygodność, należy uruchomić nowe instytucje i platformy współpracy. Do tego jednak potrzebni są nowi ludzie, o rodowodzie pozimnowojennym, umiejący zdiagnozować współczesny kapitalizm i przeciwstawić się złu, które przyniósł w skali całej planety. Obecnie wtórne pozostają podziały na tle ustrojowym. Drapieżny kapitalizm w jednakowym stopniu podporządkowuje sobie państwa demokratyczne i państwa autorytarne. Występuje dramatyczna kolizja między resztkami suwerenności wielu państw a agresywnym ingerowaniem w ich sprawy ze strony międzynarodowego kapitału. Stąd potrzeba zwrócenia uwagi na rzeczywiste źródła zagrożeń, a nie na ciągłe wskazywanie pojedynczych państw jako wrogów. W odróżnieniu od egoistycznie i nacjonalistycznie myślącego Donalda Trumpa Joe Biden jest kosmopolitą i internacjonalistą, ze swoją ekipą stawia na promowanie interesów wielkich korporacji, formalnie zakotwiczonych w USA, stąd eskalacja konfliktu z Rosją leży w interesie zarówno wielkiego kapitału, jak i kół militarystycznych.
Co można zatem zrobić, aby zmienić istniejący stan rzeczy?
– Polska myśl polityczna – od prawicy do lewicy – wymaga głębokiego przewartościowania, jeśli chodzi o wektory polityki zagranicznej. W zglobalizowanym świecie, narażonym na różne katastrofy cywilizacyjne, w tym biologiczne – co obnażyła pandemia Covid-19 – anachronizmem jest poszukiwanie wrogów pośród sąsiadów. Wszak bezpieczeństwo najbliższych decyduje o własnym bezpieczeństwie. Miał rację Michaił Gorbaczow, pisząc, że „wszyscy płyniemy w jednej łodzi, kto uderza w tę łódź, uderza w samego siebie”.
Trzeba zacząć pilnie przygotowywać grunt intelektualny i polityczny pod nowy ład w stosunkach międzynarodowych, uwzględniający potrzebę tworzenia nowoczesnej wizji polskości w świecie współzależnych narodów i państw. Poszukując prawdy historycznej badacze młodego pokolenia mogą wreszcie zdystansować się od retoryki frazesów insurekcyjnych, martyrologicznych i niepodległościowych, zacząć budować realistyczną narrację opartą na poszukiwaniu tego, co może łączyć sąsiadujące narody w perspektywie rozwiązywania problemów i zagrożeń, a nie odgrzebywania starych krzywd i nowych zatargów. Dyskusję na tematy polsko-rosyjskie trzeba przekierować z poziomu emocji i moralizatorstwa na poziom racjonalności. Warunkiem tego jest przywrócenie krytycznej refleksji nad samym sobą, ale i powrót do normalnego języka. Językoznawcy słusznie zwracają uwagę na militaryzację dyskursu publicznego. Tworzy ona klimat konfrontacji tak w stosunkach wewnętrznych, jak i międzynarodowych, stawiając strony w pozycji wroga i ofiary, agresora i atakowanego (K. Kłosińska, M. Rusinek, „Dobra zmiana, czyli jak się rządzi światem za pomocą słów”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2019).
Przede wszystkim młode pokolenie Polaków musi upomnieć się o Polskę, o jej niezależną politykę zagraniczną, opartą na suwerennym, niezależnym od obcych instrukcji, rozumieniu interesu narodowego. Trzeba umieć wyjść z zaklętego kręgu niemożności i nie wdawać się w awantury antyreżimowe czy antyrosyjskie na Wschodzie – na Białorusi i na Ukrainie. W interesie wszystkich mieszkańców globu leży stworzenie nowej „planetarnej” solidarności. Budowanie mentalnych barier między narodami w obliczu narastających globalnych zagrożeń jest drogą donikąd. Polityczni decydenci powołujący się na demokratyczną legitymizację swojej władzy nie mogą czuć się zwolnieni z odpowiedzialności za międzynarodowe strategie, przynoszące Polsce negatywne skutki w dłuższej perspektywie. Odpowiedzialność nie może mieć charakteru abstrakcyjnego, zmitologizowanego w słynnym frazesie, podniesionym kiedyś do rangi konstytucyjnej: „przed Bogiem i historią”. Czyli przed nikim.
Jak widzi Pan warunki odbudowy racjonalnej polityki wschodniej Polski?
– Politykę wschodnią Polski determinuje jej stosunek do Rosji. Polskie rządy są zakładnikiem „starego myślenia”, odwołującego się do historycznych urazów i krzywd oraz groźby uzależnień spowodowanych imperialnymi zapędami sąsiada. W wielu społeczeństwach zachodnich, zorientowanych na przyszłość, istnieje większe zrozumienie dla konieczności zmian i wyjścia naprzeciw nowym wyzwaniom niż na nostalgii za utraconym światem. Zorientowani na przeszłość sięgają ciągle do argumentów natury historycznej i budują współczesną tożsamość na anachronicznych źródłach i niezrozumiałych za granicą imponderabiliach. Tymczasem współczesny świat wymaga od państw strategii akomodacyjnych, umiejętności sprostania problemom związanym z rozwojem cywilizacyjnym, z nową fazą technologicznego i kulturowego rozwoju. Wydaje się, że współczesne polskie elity polityczne, wraz z nimi opinia publiczna nie są na takie zmiany gotowe. Jedynie zmiana pokoleniowa w elicie politycznej pozwoli wyjść z zaklętego kręgu niemocy i fatalizmu.
W celu doprowadzenia do sytuacji sprzyjającej podjęciu dialogu z Rosją, należy przede wszystkim zrezygnować z kilku założeń doktrynalnych, które warunkują strategie Zachodu, w tym Polski, wobec Rosji. W tym celu – po pierwsze – konieczna jest rewizja tezy, że tylko państwa demokratyczne gwarantują utrzymanie pokoju międzynarodowego. Systemy wewnątrzpolityczne z pewnością warunkują charakter polityk zagranicznych państw, ale nie oznacza to „wyłączności demokracji na pokój”. W zróżnicowanym ustrojowo świecie trzeba raczej poszukiwać zbieżności interesów i zgodności co do rudymentarnych wartości wspólnych dla większości, a nie narzucać własne wzory ustrojowe.
Po drugie, konieczne jest odejście od militaryzacji stosunków międzynarodowych. Od czasu zakończenia „zimnej wojny” mamy do czynienia z największym wzrostem wydatków na modernizację armii i na zbrojenia. Dlaczego pomija się fakt, lub tylko półgębkiem napomyka, że największe demokratyczne mocarstwo świata należy do najbardziej zbrojących się i wojowniczych państw w skali globu? Czy niedostrzeganie tego zjawiska jest rezultatem osobliwej ślepoty poznawczej, czy trwałych uzależnień świata polityki, mediów i nauki od zachodniego hegemona? Nie bez udziału USA i Zachodu wyhamowano rokowania rozbrojeniowe, spada skuteczność kontroli zbrojeń, a w dziedzinie szeroko pojętych środków budowy zaufania nastąpił ogromny regres.
Po trzecie, szacunek do prawa międzynarodowego wymaga obiektywizmu w ocenie jego naruszeń. Tymczasem stosowane są tzw. podwójne standardy, na przykład co do zasady nieingerencji w sprawy wewnętrzne i poszanowania integralności terytorialnej państw. Od dawna okazuje się, że jednym państwom wolno więcej niż innym. Najbardziej piętnuje się Rosję, ale to przecież Stany Zjednoczone i ich sojusznicy od dawna traktują prawo międzynarodowe instrumentalnie.
Czy czeka nas „epoka długiego chłodu”, a nawet „zlodowacenia”?
Do stosunków polsko-rosyjskich należy podchodzić dialektycznie, a nie deterministycznie. Nie jest przecież historycznie przesądzone, że muszą one zawsze pozostawać w stanie zamrożenia i wrogości. Wiedzą o tym narody dzisiejszego Zachodu – Anglicy i Amerykanie, Anglicy i Francuzi, czy Francuzi i Niemcy. Przykładów można znaleźć więcej, gdy od stanu wrogości w długim i żmudnym procesie rekoncyliacyjnym przechodzono do stanu normalności, pokojowego współistnienia i aktywnej współpracy. Te ostatnie formy nie muszą być bezkonfliktowe. Rozmaite spory są bowiem naturalną cechą oddziaływań międzynarodowych w każdym czasie. Przywołane wyżej przykłady pojednań narodowych były możliwe, gdyż strony w dochodzeniu do „trwałego pokoju i porozumienia” były samodzielne. Kierowały się własnymi racjami i interesami narodowymi, po dokonaniu rzetelnego bilansu długotrwałych zmagań.
Analogia historycznych rekoncyliacji w odniesieniu do pojednania polsko-rosyjskiego może okazać się bezzasadna, jeśli spojrzy się nie tylko na głęboką asymetrię obu stron pod względem stosunku sił, eskalację strachu i mispercepcję, ale także uwikłanie Polski w zależności, ograniczające własną inicjatywność i wolę pojednania. Ten problem – powtarzam jeszcze raz – wymaga krytycznego spojrzenia na instrumentalne wykorzystywanie Polski w procesach konfrontacyjnego zmagania się Zachodu z Rosją. Uczciwa identyfikacja interesu narodowego przez pryzmat cudzych racji pozwala lepiej zrozumieć istniejące obecnie ograniczenia. Szkoda tylko, że w polskich badaniach nie podejmuje się tych kwestii, aby nie narazić się obowiązującej poprawności politycznej.
Rosja w sensie obiektywnym odgrywa ważną rolę w stosunkach międzynarodowych, nie jako uczestnik wspólnoty zachodniej, ale jako jej przeciwwaga. Nie pomogą tu żadne magiczne zaklęcia, że jest już „postmocarstwem”, czy „państwem pogrążonym w permanentnym kryzysie”. Z tzw. resztą świata, w której Chiny dominują, jest to rola stabilizująca układ sił w globalnym systemie międzynarodowym. Dla egzystencjalnych interesów każdej ze stron pożądane jest raczej współzawodnictwo, a nawet rywalizacja, ale nie wzajemne unicestwienie. Stany Zjednoczone ze swoimi sojusznikami Zachodu doskonale zdają sobie sprawę z tego, że posunięcie się do konfrontacji zbrojnej skończyłoby się dla wszystkich nieodwracalną katastrofą. Dlatego też podgrzewanie atmosfery napięć i militaryzacja myślenia są nie tylko niezwykle kosztowne, ale i szkodliwe. Służą jednak interesom lobby wojskowego i zbrojeniowego, czerpiącego zyski z koniunktury wojennej. W tym kontekście należy odczytywać brak woli politycznej w rozwiązaniu konfliktu na wschodzie Ukrainy.
Rozmawiał: Mariusz Świder
_______________
Stanisław Bieleń – polski politolog specjalizujący się w problematyce tożsamości w stosunkach międzynarodowych, polityce zagranicznej Rosji, międzynarodowej roli mocarstw, strategiach i stylach w negocjacjach międzynarodowych. W 2015 otrzymał tytuł naukowy profesora nauk społecznych. (Wikipedia)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy