Medialny festiwal absurdu trwa... Fot. fb |
Porwanie samolotu
Sygnał do festiwalu niemądrych wypowiedzi dał sam premier Mateusz Morawiecki, posługując się stworzonym na potrzeby afery chochołem, czyli „terroryzmem państwowym”. Już sama definicja „terroryzmu” zasadza się na złamaniu monopolu państwa na przemoc, z czego prosty wniosek, że państwo nie może się taką metodą posługiwać. Morawiecki stworzył oksymoron, który powtarzany był nawet przez – wydawałoby się – inteligentnych ludzi w przestrzeni publicznej.
Czyn tym bardziej godny zauważenia, że jakoś żadna z papużek powtarzających ten neologizm, nie spostrzegła się, iż mógł być on już użyty co najmniej kilka razy. I to jest właśnie kolejne kłamstwo, to znaczy, że Białoruś, poprzez sugestię lądowania w Mińsku, stworzyła precedens w stosunkach międzynarodowych.
Może nie wszyscy pamiętają, ale ta sama Ameryka, pełna dziś słów oburzenia, nie dalej jak kilka lat temu zmuszała do lądowania samolot… prezydenta Boliwii, bo CIA wydawało się, że na pokładzie jest Edward Snowden. Podobny przypadek miał zresztą miejsce z samolotem irańskim w Libanie. A już zupełnie niedawno analogicznie zachowała się też Ukraina, gdy polowała na jednego z ochotników z szeregów donbaskich powstańców. Ktoś pamięta jak odnieśli się do tego Donald Tusk i Mateusz Morawiecki?
Wreszcie przekłamanie kluczowe, czyli wersja wydarzeń, wedle której Białoruś zmusiła pilota do lądowania groźbą użycia myśliwca. Tu oczywiście kolporterzy tej propagandy sprytnie korzystają z ogólnej niewiedzy nt. obowiązujących w transporcie lotniczym procedur.
Ale nawet te tezy łatwo sfalsyfikować. Tak, pilot otrzymał sugestię lądowania w Mińsku od białoruskich kontrolerów, ale następnie sam poprosił o nowy kurs i dopiero potem pojawił się myśliwiec, który nie groził załodze użyciem broni, a jedynie miał zapewnić łączność, gdyby nastąpiły nieprzewidziane kłopoty. Wszystko odbyło się zgodnie ze standardowymi procedurami. To, czy one są adekwatne i czy dają możliwości ich nadużycia, to rzecz wtórna – niezmiennie obowiązują wszystkich użytkowników lotnictwa cywilnego.
Wrogowie wolności – Rosja i Białoruś
I tu dochodzimy trochę do sedna opisywanych kłamstewek demaskujących ogólnie pojmowany Zachód jako politycznego hipokrytę.
Jak można w jednym zdaniu mówić o obronie „wartości europejskich”, których elementem ma być „praworządność”, skoro nie chce się nawet przeprowadzić śledztwa czy jakiegokolwiek procesu dochodzenia w celu ustalenia okoliczności faktycznych, a po prostu wskazuje winnych i na tej podstawie nakłada sankcje. To w ogóle jest bardzo zły sygnał, bo oznacza tylko tyle, że świat euroatlantycki nie ma już zamiaru prowadzić ze Wschodem zwyczajowej dyplomacji, za to ma ambicję odgrywać rolę sędziego i kata jednocześnie.
Podobny ton nadaje się informacjom o ograniczeniach wolności słowa na samej Białorusi. Nie chcę tego na siłę bronić, na pewno Mińsk w tej sprawie ma sporo do przepracowania (ale też na pewno nie zrobi tego pod presją), niemniej jednak ataki na dziennikarzy to w ostatnich latach specjalność Europy, a przede wszystkim – niestety – Polski. To Warszawa co parę lat cofa akredytacje rosyjskim dziennikarzom, uznając ich za „zagrożenie”, a Bruksela na to kompletnie nie reaguje. To Najjaśniejsza Rzeczpospolita trzymała trzy lata w areszcie Mateusza Piskorskiego, jak się okazało, pod zarzutem „wpływania na opinię publiczną”. I o ile to jeszcze można tłumaczyć represjami punktowymi, nie oddziaływującymi na system, o tyle już naprawdę ciężko wytłumaczyć milczenie tej samej Europy, gdy ukraiński prezydent kilka miesięcy temu zdelegalizował dwie opozycyjne stacje telewizyjne. Gdzie potępienie dla dyktatury? Gdzie sankcje? Gdzie są obrońcy wolności słowa?
Obalanie Baćki
Więcej: im większy będzie nacisk z zewnątrz, tym bardziej naród białoruski będzie jednoczył się wokół prezydenta. Jak to sobie tłumaczą nasi komentatorzy?
A no wzrostem represji wobec opozycji i ogólnym zastraszeniem społeczeństwa białoruskiego. Cóż, o tym ostatnim to naczelni rusofobowie wiedzą na pewno sporo. Tylko że żyjemy w Polsce, gdzie za kilka miesięcy minie 10 lat od tajemniczej śmierci wicepremiera Andrzeja Leppera, o której nadal nic nie wiadomo, choć naród polski wyraża opinię jednoznaczną.
Raman Pratasiewicz, wg słów szefa KGB (notabene, Polaka z narodowości) gen. Iwana Tertela, zaczął dość szybko zeznawać i ujawniać swoich sponsorów oraz informatorów. Dzięki europejskim sankcjom, de facto blokującym wyjazd z Białorusi, służby powinny prędko wyłapać siatkę służącą ekstremistycznym kanałom NEXTA.
Tego też nikt w Polsce nie powie, ale zaangażowanie struktur Republiki Białoruś w zwalczanie tych „mediów” to nie walka z „niezależnym dziennikarstwem”, bo to – aczkolwiek z trudnościami – na Białorusi funkcjonuje, ale z przestępcami wzywającymi do agresji wobec pracowników państwa i ich rodzin. Doprawdy trudno oczekiwać, by jakiekolwiek państwo się przed tym nie broniło. Oficjalnie jednak to są czysto białoruskie inicjatywy, a Polska tylko „udziela schronienia prześladowanym”. Niedługo zapewne się dowiemy z zeznań Pratasiewicza, jak to było naprawdę. Na razie trzymamy się wersji, że „nie ingerujemy w sprawy na Białorusi”, chociaż uparcie chcemy jej wybierać władze i finansujemy telewizję Biełsat, odgrywającą przecież rolę antyrządowej propagandy. A gdyby to Białoruś otworzyła polskojęzyczną antyrządową stację?
Europa Białorusi tak naprawdę nie rozumie. Żyje w swojej bańce, w której politycy są tylko aktorami, mającymi prezentować ludziom kolejne pomysły miliarderów, więc myśli, że tak samo można postąpić z Łukaszenką. To stąd ten „dyktator” – bo nie musi słuchać się bankierów, gdy podejmuje decyzje.
Pewnym dowodem frustracji „zawodowych obalaczy Łukaszenki” są też wypowiedzi i wpisy Roberta Biedronia, który twierdzi, że Baćka polecił zarażać opozycjonistów koronawirusem i buduje dla nich obóz koncentracyjny. Podobne cechy zdradza zresztą teza, jakoby sankcje powinny uderzać w „oligarchów wspierających Łukaszenkę”. Szkopuł w tym, że białoruski prezydent nie otacza się żadnymi oligarchami, bo stworzony przez niego z niezwykłą dbałością system ekonomiczny w ogóle wyklucza ich istnienie. I także dzięki temu Białoruś może spać spokojnie.
Tomasz Jankowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy