Bitwa warszawska i późniejsza operacja niemeńska były wielkim sukcesem polskiego oręża i być może, jak twierdził brytyjski ambasador w Berlinie lord D’Abernon, „uratowały Europę Środkową, a także część Europy Zachodniej przed o wiele groźniejszym niebezpieczeństwem: fanatyczną tyranią sowiecką”. Otwarcie do porażki przyznał się sam Włodzimierz Lenin:
Polacy widzieli w czerwonoarmiejcach nie braci i wyzwolicieli, ale wrogów. Polacy myśleli i działali nie jak przystało na socjałow i rewolucjonistów, ale jak nacjonaliści i imperialiści. Ta rewolucja, na którą liczyliśmy w Polsce, nie powiodła się. Robotnicy i chłopi powstali w obronie swojego klasowego wroga, pozwalając, aby nasi dzielni żołnierze z Armii Czerwonej umierali z głodu, zapędzani w zasadzki, pobici na śmierć. […] Nie, myśl o cierpieniach, jakie przyniosłaby następna wojenna zima, była nie do zniesienia. Musieliśmy zawrzeć pokój. (cyt. za: N.Davies, Boże igrzysko...)
We wrześniu 1920 roku negocjacje przeniosły się z Mińska na grunt neutralny - do Rygi. 12 października o godzinie 19.30 w pałacu Czarnogłowców podpisano preliminaria pokojowe i zawarto rozejm. Pokój ostatecznie sygnowano 18 marca 1921 roku o godzinie 20.30. W ten sposób zakończyła się wojna polsko-bolszewicka i ustalono wschodnią granicę Rzeczpospolitej. Minister spraw zagranicznych Łotwy podkreślił, że porozumienie ma „wielkie znaczenie nie tylko dla Polski i Rosji, ale dla całej Europy, zwłaszcza Europy Wschodniej”. Dlaczego od stu lat postanowienia traktatu ryskiego budzą tak duże kontrowersje?
Traktat ryski: sowiecki dyktat i zmiana sytuacji na froncie
22 lipca 1920 roku, a więc w sytuacji wybitnie niekorzystnej dla władz w Warszawie, minister spraw zagranicznych Eustachy Sapieha wysłał do swojego sowieckiego odpowiednika Gieorgija Cziczerina depeszę, w której informował, że Polska jest gotowa do rozmów i niezwłocznego przerwania działań zbrojnych. Mimo pozytywnej odpowiedzi, Sowieci grali na zwłokę, zanim ostatecznie wskazali Mińsk jako miejsce rokowań. Wreszcie 14 sierpnia, wbrew zdaniu liczącego na zmianę sytuacji na froncie Józefa Piłsudskiego, Rada Obrony Państwa (ROP) wysłała dziesięcioosobową delegację do dzisiejszej stolicy Białorusi. Na jej czele stanął Jan Dąbski, wiceminister spraw zagranicznych, działacz ruchu ludowego. Po długiej podróży Polacy zostali zakwaterowani w fatalnych warunkach:
„W Mińsku delegacja polska, zamknięta jak w więzieniu, na każdym kroku pilnowana i szpiegowana, szykanowana przez komendanta kwatery, pozbawiona najbardziej prymitywnych wygód […]” (J. Dąbski).
Delegacji sowieckiej początkowo przewodniczył Karl Daniszewski, który przedstawił stronie polskiej absurdalne warunki pokojowe: granica na linii Curzona, maksymalna wielkość armii nie mogła przekroczyć pięćdziesięciu tysięcy, zerwanie sojuszu z Ukrainą Petlury, przekazanie wyposażenia wojskowego stronie zwycięskiej, utworzenie milicji ludowej składającej się z proletariuszy, likwidacja przemysłu produkującego na potrzeby wojska… Formalnie Rzeczpospolita miała być państwem niezależnym i sama wybrać formę rządów, ale faktycznie szybko stałaby się bytem w pełni zależnym od sąsiada. Co interesujące, brytyjski premier David Lloyd George wezwał Warszawę do przyjęcia sowieckiego dyktatu. Niedorzeczność warunków podkreślał natomiast lord d’Abernon oraz władze francuskie. Strona polska rzecz jasna nie mogła zaakceptować „propozycji”, chociażby dlatego, że pełnomocnictwa delegacji ograniczały się wyłącznie do przygotowania rozejmu.
Sowieci długo próbowali „zmiękczyć” Dębskiego i jego towarzyszy, którzy protestowali przeciwko naciskom i „bezprzykładnemu temu postępkowi, gwałceniu zasady prawa międzynarodowego”. Tymczasem jeszcze w sierpniu 1920 roku „Cud nad Wisłą” zamienił ultimatum pokojowe w tezy do dyskusji. Sowieci zrozumieli, że polscy robotnicy nie wesprą już pochodu Armii Czerwonej, zaakceptowali zmianę sytuacji i coraz bardziej byli skłonni do szybkiego zakończenia wojny. Daniszewskiego zastąpił Adolf Joffe, doświadczony dyplomata i świetny mówca. Tymczasem w Polsce utworzyły się dwa przeciwstawne stronnictwa: jedni opowiadali się za natychmiastowym pokojem, inni uważali, że trzeba kontynuować działania zbrojne i „dobić” wroga. Jedni przewodniczącego polskiej delegacji Jana Dębskiego nazywali szkodnikiem i sowieckim agentem, inni twierdzili, że Piłsudski poprowadzi wszystkich na śmierć. Ostatecznie Rada Obrony Państwa uznała, że Polski nie stać na prowadzenie długotrwałej wojny. Wyrażono jedynie zgodę na krótką ofensywę, która miała poprawić pozycje negocjacyjne. Minister Sapieha oświadczył, że Polska musi zawrzeć pokój „nawet bez gwarancji, że będzie trwały”.
Jakiej granicy na wschodzie oczekiwali Polacy przed rozpoczęciem właściwych rokowań? Wojskowi argumentowali, że powinna ona opierać się na naturalnych przeszkodach i linii niemieckich okopów z czasów Wielkiej Wojny, z pewną korektą w kierunku wschodnim. Jeśli chodzi o kwestię etniczną, to polscy politycy brali pod uwagę również przewidywalną reakcję aliantów i oskarżenia o imperializm. Jednocześnie obawiano się zbyt licznych mniejszości narodowych i „wiecznej wojny wewnętrznej” (J. Dąbski). Według Sapiehy należało postulować „jedynie te granice, które można usprawiedliwić” i „znaleźć miarę w żądaniach”. 11 września Rada Obrony Państwa przegłosowała propozycje przebiegu wschodniej granicy. Był to de facto koniec wizji współpracy narodów postulowanej przez Piłsudskiego, który mimo że wygrał wojnę, nie był w stanie narzucić większości swojej koncepcji.
Traktat ryski: rozejm i pokój
Rokowania nie zostały przerwane, lecz – na wniosek strony polskiej – przeniesione do państwa neutralnego. 14 września 1920 roku polska delegacja odpłynęła z Gdańska do Rygi na pokładzie brytyjskiego okrętu. Dąbskiemu towarzyszyło kilkudziesięciu ekspertów oraz doświadczeni politycy: Stanisław Grabski, Norbert Barlicki i Władysław Kiernik. Ten ostatni twierdził, że „im więcej wchłoniemy ludności nam nieprzychylnej, [tym bardziej] wzmacniamy wewnątrz irredentę (dążenia niepodległościowe mniejszości – dop. red.)”. Rozmowy wznowiono 21 września i tym razem nikt nie narzekał na zastane warunki lokalowe. W trakcie rokowań w stolicy Łotwy stale przebywało nawet do stu zagranicznych dziennikarzy. Pokój i ustalenie granic na wschodzie miały być ważnymi elementami kształtującego się porządku.
Jeszcze 28 września Joffe proponował oparcie granicy na Bugu i Niemnie, jednak wraz z postępem wojsk polskich musiał ustąpić. Ostatecznie na południowym odcinku granicę ustanowiono na Zbruczu. Następnie przebiegała na wschód od Równego i Łunińca. Mińsk i Kamieniec Podolski pozostały po sowieckiej stronie. I właśnie oddanie Podola, gdzie doszło już polskie wojsko a nasza ludność stanowiła około czterdziestu procent populacji, jest jednym z głównych zarzutów kierowanych w stronę polskiej delegacji. Czy zrzeczenie się tych ziem może być usprawiedliwiane przez chęć zawarcia „trwałego pokoju”? Dodatkowo, staraniem przede wszystkim Grabskiego, został utworzony korytarz oddzielający Litwę od sowieckiej Rosji, który później został wykorzystany podczas „buntu” generała Żeligowskiego i inkorporacji Wileńszczyzny do Rzeczpospolitej.
W tekście przygotowywanego pokoju przyjęto zasadę wzajemnego poszanowania suwerenności i niemieszania się w sprawy wewnętrzne. Andrzej Chwalba podkreśla, że dla władz sowieckich „kwestią ważniejszą od przebiegu linii granicznej było uznanie sowieckiej Ukrainy i Białorusi za odrębne byty państwowe”. Jeśli faktycznie tak było, to z pewnością nie dostaliśmy na wschodzie wszystkich ziem, które moglibyśmy uzyskać, wykorzystując w negocjacjach sukcesy polskich wojsk w ostatniej fazie wojny. Już na początku rokowań bolszewicy osiągnęli duży sukces, bowiem strona polska uznała rząd Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej za legalny i tym samym wycofała się z sojuszu z Ukraińską Republiką Ludową Symona Petlury. W tekście rozejmu dodatkowo strony zobowiązały się do nie popierania obcych wojsk przeciwko sobie. Sojusznicze wojska ukraińskie, białoruskie i rosyjskie musiały do 2 listopada opuścić Rzeczpospolitą.
Document of Riga Peace Treaty, ending Polich-Soviet war (1919-1920) Fot. Wikimedia commons (public domain) |
22 października preliminaria pokojowe ratyfikował polski sejm, 24 października zatwierdzili je Sowieci. 2 listopada strony wymieniły dokumenty ratyfikacyjne. Następnie kontynuowano rozmowy pokojowe. Na czele delegacji nadal stał Dąbski, który nie wykorzystał – popierany przez polityków prawicy i centrum – szansy na upomnienie się o polski Mińsk. Rokowania przyspieszyły na początku 1921 roku. Stroną podpisanego 18 marca traktatu była, wbrew woli Piłsudskiego, również sowiecka Ukraina. Zawarty pokój potwierdzał, z drobną korektą na korzyść Polski na bagnistych ziemiach Polesia, wcześniej wynegocjowany przebieg linii granicznej. Mimo licznych kontrowersji profesor Chwalba wskazuje, że „granica ryska to wynik kompromisu”, stąd nie powinno mówić się o zwycięzcy ani o zwyciężonym.
Obie strony zrezygnowały z kontrybucji. Wynegocjowano natomiast trzydzieści milionów rubli w złocie za eksploatacje ziem polskich we wcześniejszym okresie. Kwoty tej Polska nigdy nie otrzymała. Sowieci zobowiązali się też (i z tego uzgodnienia wywiązali się jedynie w ograniczonym zakresie) do zwrotu dóbr kulturalnych zagrabionych po 1772 roku. Ponadto zagwarantowano prawo wyboru miejsca zamieszkania, które umożliwiło później przeprowadzenie (z przeszkodami i nie do końca udanie) akcji repatriacyjnej. Zobowiązano się również do swobodnego rozwoju życia kulturalnego i religijnego mniejszości narodowych, co w totalitarnym państwie sowieckim rzecz jasna okazało się fikcją. Stąd też często pojawiający się zarzut, mimo wprowadzenia powyższych zapisów do traktatu, o porzucenie na pastwę Sowietów setek tysięcy rodaków.
Traktat ryski: kontrowersje i oceny
Traktat ryski został przyjęty z mieszanymi uczuciami, zarówno w kraju, jak i zagranicą. Tadeusz Hołówko, przyjaciel Komendanta i działacz ruchu prometejskiego, pisał: „opuściliśmy, zdradziliśmy Petlutrę […], zdradziliśmy Ukraińców”. Preliminaria były porównywane z traktatem w Andruszowie z 1667 roku, kiedy Rzeczpospolita zgodziła się na podział Ukrainy i oddanie znacznej jej części Moskwie.
Polscy delegaci w Rydze byli niechętni koncepcjom Piłsudskiego. Sowieci zaś zdawali sobie sprawę, że realizacja drogi federacyjnej jest dla nich znacznie groźniejsza niż powstanie „wielkiej Polski” Dmowskiego. Krytykowany był również Jan Dąbski, któremu zarzucano „małą znajomość przedmiotu i ciężki, nielotny i mało orientujący się umysł”. W stolicy Łotwy Polacy zgodzili się na powstanie marionetkowych państw podporządkowanych Moskwie. Marian Zdziechowski, historyk i publicysta, nazwał traktat „zbrodnią ryską”. Inni nazywali pokój „grzechem kainowym”, bowiem ich zdaniem Dąbski i Grabski nie zadbali należycie o przynależność do Polski rozległych obszarów pozostawionych po sowieckiej stronie granicy.
Pozytywnie traktat oceniono natomiast w Moskwie, gdzie zdawano sobie sprawę, że państwo sowieckie jest wyczerpane wojną. Joffe otrzymał nawet telegram ze słowami uznania za „wielkie zwycięstwo osiągnięte w nieprawdopodobnie ciężkich warunkach”. Traktat nie przewidywał żadnych sankcji za niewykonanie postanowień i nie dawał też możliwości uruchomienia procedury arbitrażu. Z drugiej strony, rewolucja bolszewicka została powstrzymana i nie rozlała się na Europę. Jak trafnie podsumował amerykański pisarz Richard M. Watt:
Choć Piłsudski był rozczarowany wieloma aspektami traktatu ryskiego, wojna polsko-bolszewicka przyniosła Rzeczpospolitej Polskiej sporo korzyści. Przede wszystkim rząd sowiecki przekonał się, że ma do czynienia z twardym, patriotycznym narodem, który odrzuca rewolucję w sowieckim stylu. Lenin sam przyznał, że wojna była poważnym błędem. Sowieci spróbowali wysondować Polskę bagnetami Armii Czerwonej i bagnety zostały stępione. Minęło niemal całe pokolenie, nim ponownie zaatakowali Polskę.
Czesław Brzoza podkreśla, że traktat przekazywał Rzeczpospolitej terytoria mniejsze niż oferowane przez Sowietów przed wyprawą kijowską. Pokój ryski oznaczał przekreślenie polskich aspiracji wschodnich i jednocześnie nie likwidował stanu napięcia we wzajemnych stosunkach. Wynik wojny stanowił jednak: klęskę ideologiczną Moskwy, gdyż okazało się, że polski chłop i robotnik nie przyjął ofiarowanej mu „proletariackiej” pomocy, ale stanął w szeregach „pańskiej” armii.
Pytaniem otwartym pozostaje natomiast, czy faktycznie przyłączenie dużych skupisk ludności polskiej pozostających po wschodniej stronie granicy, nie sprawiłoby większych trudności? Zwłaszcza, że należało wziąć pod uwagę nastroje w kraju, a podpisanie traktatu pokojowego z zadowoleniem przyjęło polskie społeczeństwo. Lech Wyszczelski uważa, że w Rydze „zwyciężył zdrowy rozsądek i zawarty kompromis uznano za zadowalające rozstrzygnięcie ostrego sporu, w jakim znajdowały się oba państwa”. Pokój kończył konflikt terytorialny i zobowiązywał obie strony do wyrzeczenia się ingerencji w wewnętrzne sprawy sąsiada. Tym samym, obok traktatu wersalskiego, traktat „stanowił główny filar bezpieczeństwa zewnętrznego Polski w całym okresie międzywojennym”.
Chyba najbardziej wyważoną opinię na temat traktatu sformułował w 2020 roku profesor Chwalba, który wojnę polsko-bolszewicką nazwał „przegranym zwycięstwem”. Historyk podkreślił kompromisowość i kruchość ładu wersalsko-ryskiego. Jego zdaniem 1921 rok nie był ani zwycięstwem Piłsudskiego, ani też Dmowskiego. Przed rozpoczęciem rokowań nie udało się zepchnąć Rosji dalej na wschód, stąd w momencie startu rozmów nasza pozycja negocjacyjna była dużo słabsza niż przed wyprawą kijowską. Choć Komendant wygrał wojnę, przegłosowany i odsunięty od podejmowania najważniejszych decyzji, przegrał pokój. Piłsudski słusznie obawiał się, że wkrótce Sowieci upomną się o zachodnie rubieże Ukrainy i Białorusi. Sto lat temu jego argumenty uważano za czarnowidztwo. Dlaczego było to „przegrane zwycięstwo”? Pozycja międzynarodowa Rzeczpospolitej była słabsza niż rok wcześniej - niekorzystnie dla Warszawy zakończyły się plebiscyty na Warmii, Mazurach i Powiślu, a decyzja mocarstw w Spa przyznała większość Śląska Cieszyńskiego Czechosłowacji. Przegraliśmy również w obszarze wizerunkowym, bowiem w zachodniej publicystyce podkreślano przede wszystkim awanturniczy charakter polskiej polityki wschodniej.
Signing of Soviet-Polish Peace Treaty document, Riga 18.03.1921. Z lewej Leonid Obolenski i Adolf Joffe, z prawej Jan Dąbski Fot. public domain |
Traktat ryski: podsumowanie
Stulecie podpisania traktatu ryskiego stanowi dobrą okazję do przypomnienia okoliczności rozpoczęcia rozmów oraz przebiegu rokowań. Czy strona polska uzyskała w stolicy Łotwy wszystko, co mogła wówczas osiągnąć? Z pewnością nie. Jednocześnie traktat nie powinien być rozpatrywany w kategoriach hańby, bowiem polska delegacja zmierzając do zakończenia wojny kierowała się przede wszystkim polskim interesem. Nie może zatem dziwić przedkładanie go nad interes ukraiński lub też białoruski. Warto przy tym zauważyć, że to właśnie w Rydze po raz pierwszy Moskwa uznała odrębność Ukrainy i Białorusi. Na przełomie 1920 i 1921 roku strona polska musiała zawrzeć kompromisowy pokój, którego domagało się wyczerpane wieloletnią wojną społeczeństwo, a Józef Piłsudski nie miał w ręku kart, które mogłyby zmienić wynik toczonej rozgrywki. Ryga powstrzymała pochód komunizmu i, mimo późniejszych napięć i incydentów, na kilkanaście lat stanowiła dla Warszawy filar bezpieczeństwa na wschodzie.
Piotr Bejrowski
Piotr Bejrowski - Absolwent historii i politologii na Uniwersytecie Gdańskim. Sportowiec-amator, podróżnik. Autor tekstów popularnonaukowych. Redaktor e-booków wydawanych przez Histmag.org.
No comments:
Post a Comment
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy