Mariusz Olbromski (fot. archiwum) |
-Kilka tygodni temu ukazała się Twoja nowa książka pt. Na szlaku dialogu, którą krytycy uznali za bardzo dojrzałą…
-Trudno mi się do tego twierdzenia odnieść. Mam nadzieję, że tak faktycznie jest. Ponieważ mam za sobą setki spotkań prowadzonych z poetami przez lata w Muzeum w Stawisku, gdzie byłem dyrektorem, ukończone dwa kierunki filologiczne – polonistykę i filologię klasyczną – powstaje czasem w mej świadomości problem jak napisać utwór, w jakiej konwencji literackiej. Może to być tak zwany wiersz biały, albo trochę stylizowany na dawny, czy wreszcie pisany językiem współczesnym, który nie zawsze mi odpowiada. Mam też przeświadczenie, że nic się szybciej nie starzeje niż awangardy. Często wiersze współczesne, moim zdaniem, stają się zbyt hermetyczne dla odbiorcy, zaczynają istnieć w swoistej próżni. Niekiedy też same programy awangard są bardziej ciekawsze niż utwory literackie. Bardziej zresztą ważne od konwencji przekazu jest to, co utwór niesie, co wyraża, jakie treści.
Wspomnę tu opinię prof. Piotra Müldner-Nieckowskiego, z UKSW, który zwraca uwagę na powiązanie poetyki tego tomu z literaturą romantyzmu. Zgadzam się z jego opinią ponieważ dominuje w nim postać Słowackiego. To jest w jakimś stopniu poezja inspirowana poetyką romantyków, ale również i skamandrytów, jak choćby Kazimierza Wierzyńskiego. Choć nie tylko. Już te dwa nazwiska wiodą nas na dawne Kresy. Właśnie, w dużej mierze, poprzez swoją poezję, staram się chronić dziedzictwo dawnych Kresów. Jest to jedna z moich tarcz obronnych przeciw zapomnieniu. A równocześnie jest to forma zapisów współczesności i własnych przemyśleń, szukania prawdy o rzeczywistości. Nie wszystkie jednak moje wiersze, które piszę są poświęcone tematyce kresowej. Często też wychodzę poza te tematy. Publikuję również inne - m.in. o Wiśle, która w tych utworach jest rzeką z jednej strony realną, a z drugiej strony staje się symbolem przemijania i zarazem trwania, ale też spraw narodowych. Tak jest w mojej książce „Na wysokim brzegu”. Piszę też wiersze będące zapisem moich przemyśleń o charakterze filozoficznym i religijnym. To jest bowiem ważny aspekt mojego myślenia i życia duchowego. Dla mnie poezja jest czymś dodanym.
Okładka nowej książki „Na szlaku dialogu” |
-Wróćmy do Twojej ostatniej książki pt. Na szlaku dialogu…
- Jest to swoisty poetycki dziennik podróży.
Zapis przeżyć z trasy Dialogu Dwóch Kultur jaki organizuję od ponad 20 lat
razem z żoną Urszulą. Są to spotkania pisarzy, literaturoznawców, muzealników
polskich i ukraińskich, które odbywają się w Muzeum Juliusza Słowackiego w
Krzemieńcu oraz innych miejscowościach na terenie Ukrainy, ale też i w Polsce.
W ciągu wielu lat odwiedziliśmy wspólnie dziesiątki miejscowości. Celem ich
jest miedzy innymi budowanie porozumienia i pojednania miedzy elitami kultury
obu narodów. Jeśli chodzi o książkę „Na szlaku dialogu” to mój
zamysł literacki polegał na powrotach do miejsc, w których bywali,
mieszkali czy tworzyli wybitni polscy pisarze, wynikał z fascynacji postaciami
i twórczością naszych polskich literatów pochodzących z dawnych Kresów. Tak
więc ich osobowości i tamtejsze, magiczne miejsca – to tematy, które we
wspomnianym tomie poezji najbardziej są wyeksponowane. To jest zresztą jeden ze stałych
motywów moich poszukiwań i powrotów do źródeł
literatury kresowej i w ogóle polskiej. Bo przecież to tam w Żurawnie nad
Dniestrem urodził się w 1505 roku Mikołaj Rej „ojciec literatury polskiej”, tam
się wychowywał i rozpoczął swą działalność literacką.
-Porozmawiajmy
zatem o tych postaciach i magicznych kresowych miejscach...
-Podzieliłem
tomik na 3 części. Podział ten jest jednak czysto umowny, wszystkie sfery
wzajemnie się przenikają: historia ze współczesnością czy sprawy polskie ze
sprawami ukraińskimi.
Zacznijmy więc od samego początku – od cyklu pt. „W krainie Króla Ducha” i od mojego ukochanego Krzemieńca, w którym urodził się Juliusz Słowacki (1809-1849). W tej części piszę o tym wielkim polskim poecie, tam urodzonym, a zmarłym w Paryżu - przedstawicielu romantyzmu, dramaturgu i epistolografie, twórcy filozofii genezyjskiej (pneumatycznej), epizodycznie związanym także z mesjanizmem polskim, uważanym za jednego z Wieszczów Narodowych – (wiersze pt. Szwajcaria Krzemieniecka, Na grobie Salomei).
Zbaraż, zamek (fot. Leszek Wątróbski) |
Podkamień, skały(fot. Leszek Wątróbski) |
-… takich jak
Krzemieniec z górą Bony, która jest jakby magiczną górą poetów polskich; Zbarażu - (wiersz pt. W Zbarażu) – bronionym podczas powstania Chmielnickiego w 1649 roku przez około 9-tysięczną załogę polską wraz z chorągwiami
Wiśniowieckiego i oddziałem piechoty niemieckiej przed 70 tysięcznymi wojskami Kozaków oraz 40
tysiącami Tatarów.
- O
Kamieńcu Podolskim piszesz już w kolejnym cyklu…
- Tak, w części
pt. Na szlaku dialogu, będącym już dużej mierze częścią huculską. Jest w
niej utwór o „Homerze Huculszczyzny” - Stanisławie
Vincenzie (1888-1971) - etnografie,
eseiście, badaczu kultury, filozofie, powieściopisarzu i tłumaczu - znawcy
kultury Huculszczyzny i Pokucia (wiersz pt. W Słobodzie Rungurskiej). W swojej prozie pragnął stworzyć szeroką syntezę europejskiej
kultury. Urodził się w Słobodzie Rungurskiej (ówczesne Austro-Węgry, dziś
Ukraina), zmarł w Lozannie (Szwajcaria).
Kamieniec Podolski, zamek (fot. Leszek Wątróbski) |
Jest też w tej części mojej książki utwór o Jerzym Liebercie (1904-1931) - poecie okresu międzywojennego, autorze wierszy o tematyce religijnej i filozoficznej czy poświęconych życiu codziennemu, który chory na gruźlicę płuc leczył się i zarazem tworzył na Huculszczyźnie w Karpatach Wschodnich” – to wiersz pt. W Worochcie.
Worochta, most na Prucie (fot. archiwum) |
Jest wreszcie o Iwanie Franko
(1856-1916) – (wiersz pt. U Iwana Franko) i Brunonie
Schulzu (1892-1942) - (wiersz pt. W
Drohobyczu). Pierwszy z nich – to ukraiński poeta i pisarz, slawista,
tłumacz oraz jeden z najwybitniejszych przedstawicieli ukraińskiej
myśli politycznej i literatury. Drugi to polski prozaik – żydowskiego
pochodzenia, grafik, malarz, rysownik oraz krytyk literacki. Wiersz o Bruno
Schulzu napisałem w Drohobyczu w czasie Festiwalu Kultury poświęconemu temu
prozaikowi. Pamiętam, jak z liczną grupą pisarzy, w czasie nocnego marszu przez
miasto, czytaliśmy fragmenty jego prozy. Wiersz natomiast o Iwanie Franko,
którego matka była z pochodzenia Polką, napisałem po wizycie w jego rodzinnym
domu pod Drohobyczem, z myślą przypomnienia wszystkim czytelnikom, że duża
część jego twórczości była pisana po ukraińsku, ale tworzył też po polsku.
Franko literacko wzorował się zresztą na Janie Kasprowiczu, z którym się
zresztą przyjaźnił. Uznawał go za mistrza słowa.
Drohobycz, tablica pamiątkowa na domu, w którym mieszkał Brunon Schulz (fot. Leszek Wątróbski) |
-
I ostatni, trzeci cykl zatytułowany W cieniu kolumny...
-… poświęcony kresowianom w Warszawie i mojemu rodzinnemu Lubaczowowi. Wiersz pt. Kolumna (Zygmunta III Wazy) – dotyczy również Juliusza Słowackiego, który mieszkał w stolicy przez 5 lat. Dojrzewał tam artystycznie, pisał świetne wiersze - m.in. jeszcze przed wybuchem Powstania Listopadowego, publikowane później przez całą prasę emigracyjną. Przypomnę też, że część akcji „Kordiana” dzieje się w Warszawie. Nadal jednak w stolicy nie ma żadnej stałej wystawy poświęconej Słowackiemu, a tym bardziej jego muzeum. Jedynym upamiętnieniem tego wielkie twórcy jest pomnik mu poświęcony na Pl. Bankowym, moim zdaniem niezbyt ciekawy artystycznie.. Napisałem więc wiersz trochę interwencyjny – (wiersz pt. Kordian bezdomny). Chciałem zasugerować potrzebę powstania „czegoś” - co przypominałoby nam „Julka”. Adam Mickiewicz ma w stolicy swoje muzeum, choć nigdy w niej nie mieszkał, nie widział Wisły. Jeszcze raz podkreślę nie ma – stałej wystawy o Słowackim w Warszawie. I podobnie na terenie całej Polski, nie ma ani jednej o nim wystawy, nie wspominając już o muzeum. Jest to więc jeden z takich wierszy, które są zarazem programem działań kulturotwórczych. Warto może wspomnieć, że pod kolumnę Zygmunta, którą opisuję w pierwszym wierszu tego cyklu, prochy Julka wróciły. Marszałek Piłsudski w roku 1927 postanowił sprowadzić prochy Słowackiego do Polski. Wędrowały one z Francji morzem do Gdańska, a następnie Wisłą parowcem do Warszawy. I tu stanęły pod dzisiejszym Mostem Śląsko-Dąbrowskim – wówczas Mostem Kierbedzia, gdzie odbyło się oficjalne ich powitanie. I wielki kondukt szedł ulicami pod Zamek Królewski i pod Kolumnę Zygmunta, właśnie dlatego, że Słowacki napisał sławny wiersz pt. Uspokojenie, którego głównym „bohaterem” jest ta właśnie kolumna, na której „czasami siadają żurawie” . W czasie wspomnianych uroczystości pod kolumną przy trumnie przemawiał Prezydent Wojciechowski. A dziś ten, kto tam przechodzi niekiedy czyta łacińskie napisy…. Jednak choćby w pobliżu tej kolumny nie ma nawet najmniejszej wzmianki o Juliuszu Słowackim.
Kamieniec Podolski, tablica poświęcona płk Wołodyjowskiemu, bohaterowi Trylogii Henryka Sienkiewicza (fot. Leszek Wątróbski) |
I
wreszcie kolejny utwór o Tadeuszu Czackim – (wiersz pt. Marmur
żywy), głównym twórcy i organizatorze Liceum Krzemienieckiego zwanego
Atenami Wołyńskimi, ostatnim staroście nowogrodzkim i wizytatorze szkół guberni
wołyńskiej, podolskiej i kijowskiej. Zaraz obok Pałacu Prezydenckiego,
zbudowanego w Warszawie pomiędzy kościołem Wizytek, dawnym pokarmelickim, a
hotelem Bristol, znajduje się jeden z najwspanialszych warszawskich pomników
jemu dedykowany. Jego autor – rzeźbiarz Tomasz Oskar Sosnowski, absolwent
Liceum Krzemienieckiego był też autorem m.in. słynnej rzeźby Matki Boskiej
Jazłowieckiej, do której każdego roku wędrowali ze Lwowa ułani na koniach.
Kolejny
wiersz dotyczy Fryderyka Chopina – (wiersz pt. W Łazienkach), w
którym piszę o pomniku w Krzemieńcu przedstawiającym Słowackiego i jednocześnie o pomniku
genialnego kompozytora w Łazienkach. To jest jakaś paralela. Autorem obu
wybitnych artystycznie dzieł był wybitny malarz i muzyk, a przede wszystkim rzeźbiarz z przełomu XIX i XX w., Wacław
Szymanowski.
Warto
jeszcze wspomnieć wiersz o Kazimierzu Wierzyńskim (1894-1969) –
pt. Powrót
Wierzyńskiego - polskim poecie, prozaiku, eseiście; zdobywcy
złotego medalu w konkursie literackim IX Letnich Igrzysk Olimpijskich w
Amsterdamie w 1928.
-Są wreszcie elementy lubaczowskie…
-… tam się przecież
urodziłem i spędziłem lata dzieciństwa. Tam się też wychowywałem. Lubaczów to
moje ukochane miasto, w którym przez 50 lat po wojnie znajdowała się siedziba
arcybiskupów lwowskich oraz miasto odwiedzone w roku 1990 przez papieża Jana Pawła
II, gdzie znajduje się obraz MB Łaskawej koronowany również przez papieża
Polaka. Stąd m.in. wiersz pt. Księżyc nad Lubaczowem. Jest też w tej książce utwór także inny – o
naszej pielgrzymce do Ziemi Świętej – razem z moją żon ą– (wiersz pt. Mleczne Betlejem). Pobyt w Betlejem był dla mnie szczególnym przeżyciem do
świętego miejsca, ale też podróżą w głąb siebie, do zasłyszanych w Lubaczowie, w dzieciństwie,
kolęd, do śpiewu moich przodków. Kolędy o Betlejem śpiewali przecież moi
pradziadowie na Kresach, stąd moje poetyckie skojarzenia. Właśnie w Lubaczowie
zaczęły się wszystkie moje działania kulturotwórcze.
-
Jeden z krytyków warszawskich pisząc o
książce „ Na szlaku dialogu” ujmował ją jako relację z podróży sentymentalnej. Czy tak faktycznie jest?
- Sądzę, że chodzi w niej o rzeczy dużo poważniejsze niż sentymentalizm. O odniesienie się do wielkiej tradycji polskiej literatury i historii na tamtym terenie, o pamięć o niej i twórcze, współczesne jej odczytanie na nowo.
rozmawiał Leszek Wątróbski
Zobacz poprzednią rozmowę Mariuszem Olbromskim z grudnia 2020:
Dialog dwóch kultur w Krzemieńcu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy