Fira - stolica Santorini. Fot. L.Wątróbski |
Wyspa ma prawie 30 km długości i od 1,5 do 5 km szerokości i jest wulkanicznego pochodzenia. Liczy pond 15 tys. mieszkańców poza sezonem. W okresie zaś od maja do września wyspę odwiedzają dziesiątki tysięcy turystów.
W czasie wydobywania tam popiołu wulkanicznego, potrzebnego do budowy kanału Sueskiego, natrafiono w wiosce Akrotiri na mury starych domów. Następnie, prowadzone tam wykopaliska, doprowadziły do stwierdzenia, że na wyspie znajdowało się przed wielkim wybuchem wulkanu starożytne miasto, które było znaczącym ośrodkiem kultury egejskiej. Przed wybuchem wulkanu istniała na wyspie rozwinięta cywilizacja. Część jej mieszkańcy opuściło wyspę tuż przed wybuchem wulkanu, po wielkim trzęsieniu ziemi. Współcześni badacze przypuszczają, że wybuch wulkanu i późniejsze jego zapadnięcie się pod powierzchnię obecnego poziomu morza spowodował powstanie olbrzymiej fali tsunami o wysokości dochodzącej do 200 metrów. Jedna z hipotez utożsamia zniszczenie wyspy z mityczną Atlantydą. Obecnie na wyspie rozwija się turystyka, która stanowi jedno z głównych źródeł dochodu.
Santorini od morza |
Stołeczna Fira |
Była kierowniczka filii szkoły pani Edyta Łabęda pracowała
wcześniej w Atenach prowadząc kursy maturalne z polskiego i historii w
prywatnym ośrodku nauczania. Do Grecji przyjechała z rodzicami i bratem, kiedy
była w 6 klasie szkoły podstawowej. Tam też zrobiła maturę, a na studia wyższe
wróciła do Polski. Do Grecji wróciła zaraz po obronie pracy magisterskiej.
Ciągnęło ją do rodziny, przyjaciół i ciepłego klimatu. Dziś mieszka w Londynie.
Jak
byłam w Polsce, to bardzo tęskniłam za Grecją – opowiadała pani Edyta. W Grecji to ciągle myślałam o kraju. Byłam
więc ciągle rozbita. Moim marzeniem była stała praca w Polsce i możliwość częstych
przyjazdów do Grecji, chociaż na wakacje. Grecja ma w sobie jakiś magnes, kto
choć raz tu przyjedzie, zawsze wraca. Podobnie myślą moi znajomi. Miałam tam
koleżanki z doktoratami, które na co dzień sprzątały mieszkania i do Polski nie
chciały wracać.
Polacy żyli przez lata na Santorini trochę obok siebie. Nie
było wspólnych spotkań, wspólnego obchodzenia świąt. Ludzie woleli się omijać,
niż się ze sobą spotykać i rozmawiać. Taki stan rzeczy zmieniła zdecydowanie
szkoła. Na wyspie robi się normalnie.
W przygotowaniu klas do
nauki pomagali nam rodzice – kontynuowała rozmowę dawna kierowniczka filii.
Czynnie uczestniczyli w malowaniu ścian w
naszych klasach oraz we wszystkim, o co ich poprosiłam.
Nasza szkoła była
placówką uzupełniającą i zajęcia odbywają się tylko w weekendy. Jeśli dzieci
miały pomoc w domu, to nauka przebiega sprawnie. Dobrze, jeśli matka lub ojciec
mogli, raz albo dwa razy w tygodniu,
zajrzeć do ich zeszytów. Wtedy i nam pracowało się z nimi lepiej, a efekty
nauki były bardziej widoczne.
Oia – lokal polski „Edwin” |
Nasza szkoła była tam na Santorini naprawdę potrzebna. Tak uważał m.in. tutejszy proboszcz ks. Nikolaos Kokalakis, z którego gościnności i życzliwości korzystaliśmy na co dzień. Jego zdaniem, szkoła stworzyła niepowtarzalną okazję do wspólnych spotkań Polaków. Ostatnia wigilia, po raz pierwszy w historii wyspy, organizowana przez szkołę zgromadziła prawie wszystkich rodziców naszych uczniów i dała im okazję do wzajemnego poznania się. Nasz proboszcz był zaskoczony tak licznym udziałem Polonii, która stanowi tu duży procent wiernych. Spotkanie to pokazało, jak dużo dobrego można wspólnie zrobić. Trzeba tylko chcieć.
Zajęcia w polskiej szkole w Fira |
Dzieci w polskiej szkole |
Drugą polską nauczycielką pracującą w Fira była pani Mariola Klatka, nauczycielka najmłodszych dzieci. Pochodzę z Wałbrzycha – opowiadała mi przed zajęciami plastycznymi …z dzielnicy, w której kiedyś były kopalnie węgla, a dziś nie ma już nic i panuje duże bezrobocie. Praca na wyspie była dla mnie życiowym wyzwaniem. Podjęłam ją na okres jednego roku szkolnego.
Zdawałam sobie sprawę, że będzie to praca od podstaw i nauczanie zintegrowane w moim przypadku. Szkoła była bowiem dopiero w stanie organizacyjnym. Brakowało pomocy dydaktycznych. Mój bagaż był ograniczony i wszystkiego zabrać nie mogłam. Musiałam, obok szkolnych pomocy, przywieść ze sobą ubrania na 3 pory roku. Na książki nie zostało więc zbyt wiele miejsca.
Spotkanie towarzyskie z udziałem proboszcza ks. Nikolaosem Kokalakisem |
Tutejsze dzieci
porównuję czasem z moimi z Wałbrzycha, gdzie mieszkam na stałe. One były
naprawdę zadbane i dopilnowane przez rodziców i przeważnie dobrze nastawione do
nauki. Szczególnie te najmłodsze. W Grecji dzieci zaczynają szkołę o rok
wcześniej. Zerówka zaczyna się w wieku 5 lat.
Mamy ponadto kilkoro
polskich dzieci z Krety. One do nas czasem dojeżdżają. Ja zaglądam do nich raz
na miesiąc na sobotę i niedzielę. Prowadzę tam wspólne zajęcia, na prośbę ich
rodziców. Łatwiej jest bowiem i taniej dojechać na Kretę jednej nauczycielce,
niż dzieciom i ich rodzicom. Mamy tam na dziś 6 dzieci plus jedną osobę, jako
wolnego słuchacza. Tamtejsi rodzice, chcą, aby ich pociechy uczyły się
polskiego w naszej szkole.
Teraz to się trochę zmieniło. Nauczyciele nadal jednak dojeżdżają na Santorini.
tekst i zdjęcia Leszek Wątróbski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy