Prof. Jan Talar: Ten człowiek rozumiał, co się wokół niego dzieje i był skazany na śmierć w męczarniach. |
Polak o inicjałach R.S. i jak później pisały polskie media - pan Sławomir - od kilkunastu lat mieszkał w Anglii. 6 listopada 2020 roku doznał zatrzymania pracy serca na co najmniej 45 minut. Według szpitala w Plymouth w następstwie zdarzenia doszło do poważnego i trwałego uszkodzenia mózgu, dlatego placówka zwróciła się do sądu o wydanie zgody na odłączenie pacjenta od aparatury podtrzymującej życie - sąd taką zgodę wydał. Rodzina mężczyzny była podzielona w sprawie odłączenia go od aparatury podtrzymującej życie, żona i dzieci wyrażali zgodę, natomiast matka i siostra oraz mieszkające w Anglii druga siostra mężczyzny i jego siostrzenica były przeciwne takiemu rozwiązaniu.
Polskie władze na prośbę części rodziny aktywnie zajmowały się kwestią przetransportowania mężczyzny do Polski w celu leczenia. Polska z inicjatywy wiceministra sprawiedliwości i pełnomocnika rządu ds. praw człowieka Marcina Warchoła wystąpiła do Wielkiej Brytanii o zgodę na transport pacjenta w śpiączce. Mężczyzna otrzymał też paszport dyplomatyczny, ale przyznanie statusu członka personelu dyplomatycznego i wyłączenie go tym samym spod brytyjskiej jurysdykcji wymagało zgody strony brytyjskiej.
W sprawę zaangażowane były polskie służby dyplomatyczne, Ministerstwo Sprawiedliwości, Ministerstwo Zdrowia, prezydent, marszałek Sejmu, Episkopat, Rzecznik Praw Obywatelskich, Instytut Ordi Iuris. Pomoc oferowała również klinika „Budzik”. Członek rady nadzorczej placówki i jednocześnie poseł Porozumienia prof. Wojciech Maksymowicz zadeklarował w rozmowie z portalem Interia, że klinika jest gotowa pomóc i przyjąć Polaka.
Niestety 26 stycznia rodzina poinformowała, że mężczyzna zmarł w szpitalu w Plymouth.
Prof. Jan Talar, który zajmuje się wybudzaniem chorych ze śpiączki od ponad 40 lat przekonuje, że najgorsze w sprawie Polaka z Plymuth jest to, że mimo przebywania w stanie wegetatywnym „rozumiał sytuację”.
Pan Sławomir, na skutek decyzji dyrekcji szpitala o pozbawieniu go pokarmu i wody zmarł wczoraj w szpitalu w Plymuth. Polak w następstwie rozległego zawału pozostawał w stanie wegetatywnym, oddychał samodzielnie.
– Twierdzę, że ten chory był świadomy, a więc był człowiekiem, miał odruchy, reagował grymasem, płaczem, patrzył na rodzinę z błagalnym wzrokiem o ratowanie – mówił prof. Jan Talar, specjalista od rehabilitacji i chirurgii, zajmujący się wybudzaniem chorych ze śpiączki od 45 lat.
Talar zaznaczał, że „ten człowiek musiał żyć i powinien żyć, a jeżeli doszło do takiej tragedii, jaka dziś się stała, to jest dowód, że żyjemy w kulturze śmierci”. W ocenie profesora ten człowiek rozumiał, co się wokół niego dzieje i był skazany na śmierć w męczarniach.
– On był człowiekiem, wszystko czuł, widział, rozumiał – mówił profesor. Zapewnił, że ma dowody na to, iż osoby, które były w najcięższym stanie, mówią, co widziały i słyszały. – Najgorsza rzecz w tym wszystkim jest ta, że ten człowiek rozumiał sytuację – mówił.
Szpital wystąpił do sądu o zgodę na odłączenie aparatury dostarczającej jedzenie i pokarm, na co zgodziły się mieszkający w Anglii żona i dzieci mężczyzny. Przeciwne temu były mieszkające w Polsce matka i siostra, a także mieszkająca w Anglii druga siostra mężczyzny i jego siostrzenica.
Komentarz:
Tomasz Terlikowski: “Żyjemy jednak w świecie pluralizmu, także etycznego. Z perspektywy brytyjskiej to nie jest eutanazja, a właśnie zaprzestanie terapii.”
Ci, co mnie znają, wiedzą, że niełatwo mnie skłonić do zamilknięcia. Jeśli jestem o czymś przekonany, albo uważam, że moje wątpliwości są uzasadnione, to nawet grożenie mi ekskomuniką (niby za co?), wymyślanie mi od ch…, czy przywoływanie przysięgi doktorskiej, nie jest w stanie skłonić mnie do zamknięcia gęby. Taki już mam paskudny charakter. O tej sprawie za dużo myślałem, za dużo rozmawiałem, za dużo się dowiadywałem, żeby nawet masowe zarzuty – także ludzi – którzy skądinąd za inne sprawy cenię i szanuję – mogły mnie skłonić do zmiany zdania.
A to jest takie, że sprawa nie jest, z żadnej strony, oczywista ani moralnie, ani prawnie. Dlaczego?
1. Stan pana Sławka nie rokował poprawy, a potwierdziły to liczne badania brytyjskie, a także polski ekspert, którego pierwszej opinii część rodziny nie chciała przedstawić w sądzie. Ekspert zmienił zdanie, ale… co istotne nie na podstawie nowych wyników badań, o które nie poprosił, ale – no właśnie na podstawie czego? – co sprawiło, że sąd brytyjski uznał jego drugą ekspertyzę za mało wiarygodną.
2. Zarówno w wielokrotnych badaniu EEG jak i w badaniu potencjałów wyzwolonych nie udało się stwierdzić jakiejkolwiek czynności elektrycznej mózgu. Albo tłumacząc to na bardziej zrozumiały język, niezależnie od bodźców (bólowych czy innych), jakimi go stymulowano, nie udawało się wywołać jakiejkolwiek czynności elektrycznej mózgu. Tego rodzaju proces dezintegracji czynności mózgowej jest nieodwracalny, a oznacza on, że pacjent nie odbiera żadnych bodźców, nie myśli, nie widzi, nie słyszy. Bez czynności elektrycznej mózgu nie ma mowy o takich działaniach. Wyniki tych badań uznał także polski neurochirurg.
3. Nikt tych badań – wielokrotnie powtarzanych – nie kwestionował. A skoro tak, to nie może być mowy – na żadnym poziomie – o porównaniu śmierci pana Sławka ze śmiercią św. Maksymiliana w obozie w Auschwitz. Brak odbierania bodźców oznacza także to, że nie był on w stanie odbierać cierpienia związanego z głodem. Jest to tym bardziej oczywiste, że był cały czas monitorowany, badany i podawano mu leki. Zestawianie tych dwóch rzeczy to porównywanie rzeczy ze sobą nieporównywalnych. A zestawianie lekarzy ze szpitala z oprawcami z obozu jest po prostu obrażaniem lekarzy.
4. To, co wiemy o tej sprawie, oznacza, że w istocie stan pacjenta nie mógł się poprawić. Wiara w cuda nie jest mi obca, ale medycyna nie kieruje się wiarą w cuda, ale wiedzą. A ta jest jednoznaczna. Mózg w takim stanie nie może się odbudować. Jeśli nie wykazuje czynności – a nie wykazywał, to nic nie da się zrobić.
5. Nie, nie oznacza to, że należało zaprzestać karmienia i nawadniania. To jest – z etycznego punktu widzenia – działanie błędne i niemoralne. Istnieją sytuacje, gdy dopuszczalne jest takie wstrzymanie, ale wiele z tego, co wiemy, wskazuje na to, że w tym przypadku tak nie było. Żyjemy jednak w świecie pluralizmu, także etycznego. System brytyjski (i prawny, ale i wcześniejszy moralny) jest o wiele bardziej utylitarny i pragmatyczny, niż nasz (oparty na zasadzie godności ludzkiej), i uznaje, że w pewnych sytuacjach zaprzestanie karmienia czy nawadniania jest zaprzestaniem uporczywej czy też dokładniej daremnej terapii. Z perspektywy brytyjskiej to nie jest eutanazja, a właśnie zaprzestanie terapii. Czy było błędem moralnym? Moim zdaniem było, bowiem rozsądnym wyjściem było po prostu zaprzestanie terapii, a pozostawienie pielęgnacji w tym także karmienia. Takie wymogi stawia polskie prawo (niemieckie również), ale brytyjskie nie. Lekarze kierowali się moralnością i prawem powszechnym w ich kraju i najlepszą wolą. Nie ma żadnych powodów, by to kwestionować.
6. Decyzja o niewydaniu pacjenta Polsce była i jest w pełni – z prawnego punktu widzenia – zrozumiała. To, że Polska wydała panu Sławkowi paszport dyplomatyczny, w niczym nie zmienia faktu, że nie był on w stanie go przyjąć. Odpowiedzialna za jego przyjęcia była żona, a ona odmówiła transportu do Polski. To było jej prawo, i to czy podzielam jej opinie czy nie, nie ma znaczenia. W przypadku, gdy ja będę nieprzytomny albo w stanie wegetatywnym decydować o mnie będzie moja żona w porozumieniu z lekarzami, a nie siostrzenica (pozdrawiam serdecznie), czy tym bardziej nie wiceminister sprawiedliwości albo opinia publiczna na portalach społecznościowych. Od początku zresztą było wiadomo, że tak jest, i że eskalowanie postulatów wobec Wielkiej Brytanii nic nie zmieni.
7. Jeśli chodzi o moje poglądy, to nie zmieniły się one, nie zmienił się mój światopogląd czy podejście do obrony życia, ale pogłębiła się wiedza z dziedziny neuronauk, neurologii, a także medycyny. Człowiek uczy się całe życie, dowiaduje się czegoś i rozwija. Dziś zająłby inne, niż na początku, stanowisko w sprawie Alfiego Evensa, z powodów, które szczegółowo w wielu miejscach wyjaśniałem.
8. Składając przysięgę doktorską – wiele lat temu – ślubowałem, że „rozwijać będę badania naukowe nie z żądzy zysku i nie dla próżnej chwały, ale w celu odkrywania i upowszechnienia prawdy”. To – choć nie w przestrzeni nauki – staram się robić. Mogę się mylić, to oczywiste, ale próbuję docierać do tego, co jest w tej sprawie prawdą.
I na koniec chciałem powiedzieć, że jestem całym sercem z najbliższymi zmarłego. Oni teraz potrzebują empatii, współczucia, a nie wylewania na nich agresji i hejtu.
Tomasz Terlikowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy