Każdy Człowiek, jego życie jest jak statek; może być w bezpiecznym porcie lub na oceanie burz i wiatrów. Ludzie w olbrzymiej większości, nie wiedzą dokąd płynąć; są po prostu pasażerami bez biletu, na gapę losu - mogą być za burtą - w każdej chwili.
AMEN - Autobiografia Naukowa Ryszarda Opary. Odcinek 97
Jak wiadomo, z prochu powstajemy (dwóch komórek wielkości mikroskopijnej, gołym okiem niewidocznych) - i tam, po swoim czasie też wracamy. Z tym, że nawet te dwie pierwsze są dawno wielokroć podzielone; martwe, bądź ich już w życiu nie ma, są tam gdzieś w prochu. I jaki jest sens - w tym wszystkim. Nie do końca nawet zrozumiały ale może to nieważne.
Zgodne ze słowami... „ I...gdzie to się wszystko toczy i po co”? - tak jak kiedyś - bardzo sensownie zapytała Maria Dąbrowska - ustami Barbary Niechcic w „Nocach i dniach”.
Najważniejszym obiektywnym parametrem, miernikiem życia, jest czas. Autorki Pani Marii D., dawno już nie ma; Pani Barbara, wciąż piękna jako Jadwiga, żyje w innym wymiarze, gdzieś blisko Hollywood. Ale jak długo??? Wszyscy mamy życie ograniczone przez czas, pomimo rozmaitych wyobrażeń i pozorów - poczucia nieśmiertelności, które przecież istnieje tylko w marzeniach chwili...
Refleksje po czasie - Tym, który bezpowrotnie minął i zabrał ze sobą wszystko to co było...
Zostawił może tylko wspomnienia, które też z czasem blakną - jak żółte kartki z kalendarza życia.
Jest kilka takich miejsc, rzeczy i wartości w Polsce i na świecie, które zawsze jakoś wzruszały mnie do łez. Tak będzie do końca moich dni - tutaj. W moim następnym świecie i wcieleniu, być może będzie inaczej. Kto to wie? Nawet czas przeszły, czy teraźniejszość i przemijanie, jakoś nie potrafi i nie może tego zmienić.
Pierwsza kartka z mojego kalendarza, to dom mojego poczęcia a potem narodzenia, w którym byłem tylko raz - jako dorosły. Niewielka, drewniana, "zmurszała pogodami czasu" chatka - nad Regą w Łobezie. (Deklinuje się nazwę tego miasteczka inaczej, bez „e” w środku: czyli powinno się mówić - „Łobzie”. Wiem o tym, ale uważam, że to błąd...jeśli nie gramatyki, to z pewnością estetyki. A napewno już nie powinno być "Łobuzie").
Pamiętam też pokój w szkole w Zalesiu, gdzie jako dziecko sypiałem na podłodze z czterema swoimi braćmi. Drewniana klepka tego pokoju, ciągle ta sama - jeszcze kurzem nas pamięta.
Byłem tam niedawno, przed wyjazdem na Antypody i jakbym rozpoznawał swoje dawne oddechy i śmiechy, ruchy, ślady bytności, radości, zmartwienia – wszystko to czułem, widziałem, przeżywałem... stanęło nagle i nie spodziewanie, przed oczami mojej wyobraźni, pomimo faktu, że to nieważna, zapomniana historia.
Trzecie miejsce to Kraków: Wawel, Katedra i grobowce Królewskie; Kościół Mariacki i Ołtarz Wita Stwosza; Rynek, Pomnik Mickiewicza, Sukiennice – stale i wokół, otoczone, tymi samymi ciągle ludźmi i gołębiami. Zamarzyło mi się kiedyś...nawet pofruwać razem z gołębiami wokół Starego Miasta, skamieniałego Mickiewicza i nierównych wież Kościoła M; mrugnąć okiem do trębacza, po skończonym hejnale, aby potem popatrzeć z góry na życie...tam na wybrukowanym historią dole.
Zawsze kiedy jestem w Krakowie, słyszę echa przysięgi Naczelnika (Tadeusza Kościuszki).
Jako żywe, brzmią wyzwaniem dla wszystkich obecnych przy życiu Poalków. Marzę aby te słowa ciągle brzmiały jako nigdy niekończące się i powtarzające echo - w umysłach i świadomości naszych młodych pokoleń.
Warszawa Stare/Nowe Miasto; Zamek i kolumna, wprawdzie nie Polaka...ale króla, który to zrobił. Stamtąd spod Zamku nad Wisłą, potem pod prąd rzeki, do Pałacu Wilanowa, letniej rezydencji Królów RP przeszedłem pieszo w życiu - już wiele razy. Ciekaw jestem, czy on; ten król Zygmunt III - zrobił to kiedykolwiek - chociaż raz. Zapytam go kiedyś przy okazji.
Australia: Sydney, Opera, most i zatoka. Miasto mojej młodości durnej i chmurnej, radości życia i zdobywania: sukcesów niespotykanych, które teraz będę powtarzał - pnąc się pod góry niemożliwości...jeszcze nie zdobyte... Ale Australia to kontynent głównie Natury i Przyrody: to kangury, strusie, koala, ptaki, bawoły, motyle, krokodyle... To radość, miłość, młodość i nadzieja. Tu wyobraźnia nie zna limitów. Nie liczy się w czasie ani kilometrach.
I to co dziś było super - jutro będzie jeszcze lepsze... i zawsze...i wszędzie... Tu czas się często zatrzymuje w porankach myśli; w bezmiarach kwiatów, w zieleni wiatrów. Dni są zapisane słońcem, jasnością i wodą; Pustynią oceanów środka i zewnętrznej dali.
Nocą tu gwiazdy czystością migoczą i krzyż południa, pokazuje drogę zabłąkanym w teraźniejszości wędrowcom – ku poezji i północy - niecodzienności życia... Australii nie zapomnę do końca mych dni...zresztą dotykam je teraz codzień.
Wracając na ziemię, w krainę literatury i sztuki...krótki słów dodatek informacji - o sobie...
Moje ulubione książki to Trylogia, którą przeczytałem pierwszy raz jako młodolatek przy świecy, pod kołdrą. We wczesnej dorosłości, czytałem wszystkie tomy wiele razy; znałem je na pamięć. Zawsze, w młodości, bliską mi była postać Kmicica. Myślę, że mam wiele, z jego cech charakteru. Prócz tego z polskiej literatury: Quo Vadis, Krzyżacy, Wierna rzeka, Stara Baśń, Ziemia Obiecana, Chłopi; Nad Niemnem, Lalka, Sława i Chwała (Iwaszkiewicza).
Literatury obcej, czytałem też wiele, niektórw nawet w oryginale. Ale... oprócz Fausta, Hamleta i „Stąd do Wieczności” – nic nigdy nie przeczytałem po raz drugi.
Kocham Kino stare i tradycyjne. Polska twórczość. Moim ulubionym jest film „Ziemia Obiecana” „Noce i Dnie” z niezapomnianą muzyką; Barbarą i Bogumiłem. Zagraniczne filmy to:„Casablanca” i „Przeminęło z Wiatrem”. Obecnie bardzo rzadko oglądam filmy, z uwagi na kiczowatość produkcji współczesnej. Jedynym i ostatnim, oglądanym przeze mnie, (i to trzy razy) filmem była „Młodość” – z niezapomnianym, moim ulubionym aktorem angielskim – Micheal Caine.
Do kina też już więcej nie chodzę. Sztuka uczuć, serca dialogu, rozmaitości prawdziwego dramatu i komedii zamieniła się w zabijanie, gwałt; całą gamę rozmaitych ludzkich dewiacji, które są zawarte w myśli i filozofii - kultury i konsumpcji „pop corn”. Film, dzisiaj trudno nazwać sztuką. Podczas realizacji każda scena powtarzana jest wiele razy. Aktorzy próbują stworzyć doskonałość, a to jest obecnie prawie nieosiągalne. Brak człowieczeństwa w ludziach. W tak bardzo zmaterializowanym dzisiejszym świecie - tak odległym od prawdziwej duszy człowieka.
Robotę filmową wykonują więc komputery; to już cybernetyka i uczuciowa bezpłodność czasu teraźniejszego. Nawet koncerty „na żywo”- to dziś właściwie technologia nagrania i play-backu. Nikt nie gra siebie, każdy udaje kogoś innego. Może to nowa forma życia czy ekspresji – ale...to jednak nie dla mnie.
Teatr, opera, filharmonia to jedyna może pozostałość prawdziwej sztuki, wszystko odbywa się na żywo. Raz zagrane, wyśpiewane - idzie w plener ludzi i nie można już tego...nigdy tak samo powtórzyć. Każda „duplikacja jest jak ubikacja” – zaledwie kolejną kopią czy też wychodkiem zwyczajności. Przynajmniej tego typu myśli i wątpliwości, rysują taki "obraz współczesności" - w mojej głowie...
Podsumowując powyższość, uważam że:
Każdy Człowiek, jego życie jest jak statek; może być w bezpiecznym porcie albo na oceanie burz i wiatrów. Niektórzy płyną co dzień, z portu do portu - bez zastanawiania się nad celem...ich podróży - "trans i portu".
Ludzie w olbrzymiej większości, nie wiedzą dokąd będą płynąć; nie szukają więc danych o pogodzie, wiatrach przeciwnych i zgodnych z celem ich przeznaczenia. Są zwyczajnymi pasażerami bez biletu, na gapę losu, a więc... mogą też być za burtą - i to w każdej chwili. Tylko nieliczni znają i potrafią rozumieć podstawy: bazę i sedno; wszystko więc w życiu, całkowicie od nich zależy; mogą płynąć wszędzie - myślowo odkrywać nieznane porty nieba i piekła; piękna i zła; że tak naprawdę, - ten okręt życia - jest, albo może być –ich własnością w nieskończoność. Niektórzy budzą się nagle w ręką w nocniku, myśląc, że są w staniku. A Serca blisko jest pogorzelisko.
Refleksja na dziś; na teraz (którego nie ma)::
Patrząc na to wszystko powyżej z perspektywy czasu i daty moich urodzin.. wydawać by się mogło, że moim wyścigu o sens i o życie, zbliża się powoli ostatnie okrążenie. I to co było - to było; to się nie wróci więcej. Czasami, nawet (poprzez słowa znajomych) słyszę dzwonek Pana Boga, który wiadomo, odgrywa rolę... wiecznego sędziego, i być może obecnie przymierza się do wykonania sygnału. Wyroku śmierci, odejścia w...
Tylko chyba ja wiem i jestem tego niemal pewien... że to jeszcze nie teraz; że bardzo wiele jest przede mną.
Tak, owszem: przeszedłem, przepłynąłem i przeleciałem wszystko - co wydaje się możliwe.
Ale to tylko początek mojej drogi, kolejne studia mojego życia. Teraz nadchodzi czas na realizację...
Wiem też doskonale: nadchodzi czas na mądre podsumowania własnych doświadczeń,
na finał ostateczności i właściwe sformułowanie Misji Mojego Życia, którą mam do wypełnienia.
CDN
No comments:
Post a Comment
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy