-„Na wysokim brzegu” to tytuł Twojej najnowszej książki. Jest to pokaźny poetycki zbiór wierszy pochodzących z okresu lat przepracowanych na pograniczu polsko-ukraińskim, choć nie tylko…
-Najnowsza moja książka „Na wysokim brzegu” jest połączeniem tematów kresowych i mazowieckich. Moi rodzice z Lubaczowa via Kudowa Zdrój, trafili do Warszawy. W stolicy ojciec krótko pracował w XI LO im. Mikołaja Reja, skąd też wyrzucono go za poglądy. I tak trafiliśmy do podwarszawskiego Wyszogrodu nad Wisłą, gdzie teraz mieszkamy. Tu ojciec założył oddział Towarzystwa Naukowego Płockiego, był jego prezesem przez 25 lat i organizował konferencje i sesje naukowe, odczyty, spotkania. Urodziłem się po wojnie w przygranicznym Lubaczowie, bo rodzina pochodziła z Kresów, ale w Wyszogrodzie nad Wisłą się wychowywałem. Stąd właśnie połączenie w tomie „Na wysokim brzegu” tych dwóch tematów. Książka ta jest chyba najdojrzalsza ideowo i artystycznie, z tych, które dotychczas opublikowałem.
-Jak doszło do organizacji przez Ciebie tylu różnych przedsięwzięć kulturalnych?
-Studiowałem
w KUL i we Wrocławiu. Z wykształcenia jestem filologiem klasycznym i polskim o
historycznych zamiłowaniach. Od początku lat 90. ubiegłego wieku, razem z żoną
Urszulą, współorganizowałem plenery malarskie w Krzemieńcu oraz
polsko-ukraińskie konferencje naukowe pod hasłem „Dialog dwóch kultur”. Jestem
ponad to inicjatorem powstania Muzeum Mikołaja Reja w Żurawnie nad Dniestrem w
pobliżu Lwowa. Organizowałem też „Dni Zbigniewa Herberta we Lwowie”, czy „Dni
Franciszka Karpińskiego” w Kołomyi i Iwano-Frankiwsku (przedwojennym Stanisławowie).
-Urodziłeś się w Lubaczowie, w mieście, które po II wojnie światowej – na prawie pół wieku – stało się stolicą wygnanych ze Lwowa arcybiskupów lwowskich.
-Tak, w trudnych latach osiemdziesiątych założyłem tam Klub Inteligencji Katolickiej i byłem przez 10 lat jego prezesem. Organizowaliśmy tam, jeszcze w latach osiemdziesiątych, Tygodnie Kultury Chrześcijańskiej poświęcone Kresom Południowo-Wschodnim. To były wtedy wielkie wydarzenia, jedne z pierwszych jakie po wojnie, w których podejmowano tematy lwowskie.
-W wyborach czerwcowych 1989 roku zostałeś przewodniczącym Komitetu Obywatelskiego „Solidarność” Ziemi Lubaczowskiej…
-… a zaraz po nich zaproponowano mi funkcję dyrektora Wydziału Kultury Województwa Przemyskiego. Na tym stanowisku przepracowałem 10 lat. To były początki mojej działalności na Wschodzie, już za granicą, w ramach których zorganizowałem m.in. I Tydzień Kultury Polskiej w Tarnopolu na Ukrainie, w maju 1991 roku. Pierwszy chyba po rozpadzie się Związku Radzieckiego na tym terenie.
-W czasie tej imprezy odwiedziłeś też
pobliski Krzemieniec – rodzinne miasto Juliusza Słowackiego… -Pojechałem tam razem z moim ukraińskim
odpowiednikiem z województwa tarnopolskiego. Chciałem koniecznie zobaczyć
miasto naszego wielkiego poety. Tam właśnie, na Górze Królowej Bony, spotkałem
grupę turystów z Polski oprowadzaną przez panią Irenę Sandecką – poetkę,
nauczycielkę społeczną i katolicką. Pani Irena mieszkała tam od roku 1942, a po
rozpadzie ZSRR była jedną z założycielek Towarzystwa Odrodzenia Kultury
Polskiej im. Juliusza Słowackiego. Udało mi się później wydać jej pierwszy
tomik poezji pt. ”Wiersze spod góry Bony”. Debiutowała, kiedy miała 93 lata.
Pani Sandecka prosiła mnie, w czasie tego spotkania, o pomoc w utworzeniu
muzeum Juliusza Słowackiego – w budynku, w którym się urodził. Jej pomysł udało
się nam zrealizować dopiero kilka lat później.
Krzemieniec.
Muzeum J. Słowackiego (fot. L. Wątróbski) |
-Kiedy zaczęliście przyjeżdżać do Krzemieńca? Jakie były początki Dialogu dwóch kultur?
-Rozpoczęliśmy od plenerów malarskich. Prowadziła je moja żona Urszula, doktor historii sztuki. Nasze plenery były zawsze bardzo udane. Nawiązywały do przedwojennych ognisk wakacyjnych, w których uczestniczyli nauczyciele rysunków z całej Polski. Natomiast na organizowane przez nas spotkania plenerowe przyjeżdżali studenci szkół artystycznych, przeważnie z Kresów. Wśród nich także ukraińscy artyści po wyższych uczelniach
plastycznych z Krzemieńca. Rok później do plenerów malarskich dołączyli poeci, pisarze, a następnie naukowcy. Na III Dialogu dwóch kultur zjawił się minister kultury RP Kazimierz Michał Ujazdowski oraz minister kultury Ukrainy. Oni to, w szczególnej atmosferze, jaką stwarzały wspomniane spotkania, podpisali umowę o utworzeniu muzeum Juliusza Słowackiego. Tak zmaterializował się pomysł pani Ireny Sandeckiej i środowiska krzemienieckich Polaków. Zbieżny też z dążeniami niektórych przedstawicieli inteligencji ukraińskiej w Krzemieńcu. Nasze coroczne spotkania finansowane były najpierw przez Wydział Kultury Urzędu Wojewódzkiego w Przemyślu (dokąd tam jeszcze pracowałem), a następnie przez ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a od 10 lat przez Fundację „Pomoc Polakom na Wschodzie”.
-Coroczne spotkania Dialog Dwóch Kultur nabierały coraz szerszego zasięgu…
-Organizowaliśmy je od samego początku wspólnie ze Stowarzyszeniem Pisarzy Polskich. Brali w nich udział wybitni pisarze oraz poloniści, głównie z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, ale też z wielu innych ośrodków z całego kraju i zza granicy (Londyn, Paryż, Ateny, Genewa). Ze strony zaś ukraińskiej uczestniczyli w nich pisarze z Kijowa – m.in. poeta Dmytro Pawłyczko, tłumacz, krytyk literacki, działacz społeczny, polityk (w latach 1999-2001 ambasador Ukrainy w Polsce), naukowcy z całego kraju oraz pisarze z tarnopolszczyzny. Z czasem rozwijającą się z roku na rok imprezę objęli honorowym patronatem ministrowie kultury RP i Ukrainy, a spotkania od początku odbywały się z życzliwą akceptacją władz Krzemieńca. Zawsze otwarcie naszych spotkań w Krzemieńcu poprzedzało nabożeństwo w tamtejszym kościele parafialnym. Następnie składaliśmy kwiaty pod pomnikiem Juliusza Słowackiego i jechaliśmy na grób matki – Salomei Słowackiej z Januszewskich (secundo voto Bécu) na Cmentarz Tunicki w Krzemieńcu. Składaliśmy też kwiaty pod pomnikiem Tarasa Szewczenki.
-Czym są i jak wyglądają spotkania Dialogu dwóch kultur?
-W programie każdego Dialogu znajdują się spotkania literackie, sesje polonistyczne, literaturoznawców i wreszcie spotkania historyków. Od 5 lat współorganizatorem jest też Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku. Oni są odpowiedzialni za sesję historyczną. Co roku też odbywają się koncerty, występy artystyczne młodzieży polskiej i ukraińskiej. Nasze spotkania odbywają się nie tylko w Krzemieńcu, choć tam zawsze je zaczynamy i jesteśmy najdłużej. Rokrocznie przyjeżdżamy do Krzemieńca, a potem ruszamy na sesje zabytkoznawcze w różne miejsca, związane jednak z historią Rzeczypospolitej. W zeszłym roku byliśmy w Zbarażu, Wiśniowcu oraz Drohobyczu. Każdego roku odwiedzamy też Lwów.
Budynek
liceum krzemienieckiego (fot. L. Wątróbski) |
-Jesteś inicjatorem powstania Muzeum Mikołaja Reja w Żurawnie…
-Trzy lata temu wpadłem na pomysł
zorganizowania muzeum Mikołaja Reja w Żurawnie, gdzie urodził się ten wielki
prekursor polskiej literatury. Odpowiednią deklarację intencyjną, o utworzeniu
tego muzeum, podpisałem z burmistrzem tego miasteczka Wasylem Witerem. Warto
pamiętać, że Mikołaj Rej to wielki poeta oraz prozaik renesansowy, tłumacz, a
także polityk i teolog ewangelicki, wreszcie poseł na Sejmy I Rzeczypospolitej.
-Mikołaja Reja kojarzyliśmy przez lata z Nagłowicami położonymi w świętokrzyskim.
-Tak nas uczono w szkołach w czasach
PRL-u. Jak można było tłumaczyć dzieciom, że twórca literatury polskiej urodził
się na terenie ZSRR? Mikołaj Rej urodził się jednak w 1505 roku w Żurawnie nad
Dniestrem i tam spędził dzieciństwo i wczesną młodość. Tam też tworzył. I gdyby
nie obecna pandemia, to już w tym roku, w ratuszu Żurawna, otwarte by zostało
jego muzeum. Warto wspomnieć, że w ubiegłym roku byliśmy również we wsi
Nahujowice pod Drohobyczem, gdzie urodził się Iwan Franko – ukraiński poeta i
pisarz, slawista, tłumacz, działacz społeczny i polityczny, obok Tarasa
Szewczenki uważany za najwybitniejszego przedstawiciela ukraińskiej myśli
politycznej i literatury. Warto też wspomnieć, że jego matka była pochodzenia
polskiego, a Iwan Franko napisał wiele swych utworów po polsku. Dwa lata temu
zainicjowałem tam imprezę czytania wierszy przez polskich i ukraińskich poetów
w starej chałupie z kołyską, w której urodził się ten poeta. To było bardzo
ciekawe przeżycie.
-Jesteś wreszcie autorem 12 książek – w większości o tematyce kresowej…
-Moja twórczość literacka wyrasta z
zainteresowań, lektur oraz podróży i wspomnianych wcześniej działań. Moim
głównym dziełem, jeśli chodzi o dzieje literatury polskiej, które stało się podręcznikiem,
poza oficjalnym programem nauczania – w szkołach polskich na Ukrainie jest
praca ”Śladami słów skrzydlatych… Pomniki pisarzy i poetów polskich na Kresach
Południowych dawnej Rzeczypospolitej”. Publikacja ta składa się z trzech
części. Pierwsza to szkic dotyczący dziejów literatury polskiej na dawnych
Kresach Południowych Rzeczypospolitej, począwszy właśnie od Mikołaja Reja.
Druga część składa się z wielu zdjęć istniejących na Kresach pomników, tablic
pamiątkowych, nagrobków i epitafiów powstałych dla uczczenia pamięci wybitnych
polskich pisarzy. Autorką tych zdjęć jest m.in. nieżyjąca już niestety Bożena
Rafalska, redaktor naczelna „Gazety Lwowskiej”, a następnie „Lwowskich
Spotkań”. Trzecia część książki to wybór utworów wspomnianych pisarzy. Od wielu
już lat współredaguję rocznik pt. ”Dialog Dwóch Kultur”, w którym zamieszczamy
wszystkie utwory i referaty napisane i wygłoszone podczas tych sesji oraz
podróży, jak również zdjęcia dokumentujące nasz pobyt na Ukrainie. Zrobiło się
z tego poważne wydawnictwo, publikowane zawsze w 2 językach: polskim i
ukraińskim w nakładzie ok. 600 egzemplarzy, o objętości ok. 450 stron.
Publikacja ta co roku wnosi cenne i nowe materiały badań o dziejach kultury
polskiej i ukraińskiej na ziemi lwowskiej, wołyńskiej i podolskiej.
-Jesteś wreszcie muzealnikiem. Czy to również sprzyjało rozwojowi twoich zainteresowań Kresami?
Stawisko.
Dmytro Pawłyczko i Mariusz Olbromski (wrzesień 2018, fot. T. Wierzejski) |
-Przez wiele
lat pracowałem w muzeach: w Lubaczowie, Przemyślu i w Stawiskach. Udało mi się
zebrać wiele cennych rzeczy dotyczących pogranicza polsko-ukraińskiego, zdobyć
wiele kolekcji. Pracując w Stawiskach zorganizowałem w muzeum wiele spotkań
poświęconych jego twórczości w kontekście kresowym. Temat ukraiński często i
mocno wracał bowiem w jego utworach, tak prozatorskich jak i w poezji.
Zaprosiłem więc do Stawiska również Dmytro Pawłyczkę, wybitnego poetę i
tłumacza na „Wiosnę poetycką” jako gościa honorowego. Podjął on wtedy decyzję o
przetłumaczeniu wierszy Jarosława Iwaszkiewicza na ukraiński (o tematyce
ukraińskiej oraz podolskiej). Tłumaczenie wierszy ukazało się w tomie pt.
„Wieże” w roku 2018, z moim obszernym wstępem, w świetnym wydawnictwie BOSZ z
Olszanicy. Jej nakład był duży, bo aż 3 tys. egzemplarzy, a książkę można i
dziś znaleźć w księgarniach polskich i na Ukrainie.
-W tym roku Dialogu Dwóch Kultur w Krzemieńcu nie będzie?
-Wszystkich nas, niestety, dotknęła
pandemia… Tylko z tych względów musieliśmy odłożyć nasze plany na przyszły rok.
rozmawiał: Leszek
Wątróbski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy