polish internet magazine in australia

Sponsors

NEWS: POLSKA: Polska może stanąć przed poważnym wyzwaniem, jeśli chodzi o dostawy energii elektrycznej już w 2026 roku. Jak podała "Rzeczpospolita", Polska może zmagać się z deficytem na poziomie prawie 9,5 GW w stabilnych źródłach energii. "Rzeczpospolita" zwróciła uwagę, że rząd musi przestać rozważać różne scenariusze i przejść do konkretnych działań, które zapewnią Polsce stabilne dostawy energii. Jeśli tego nie zrobi, może być zmuszony do wprowadzenia reglamentacji prądu z powodu tzw. luki mocowej. * * * AUSTRALIA: Wybuch upałów w Australii może doprowadzić do niebezpiecznych warunków w ciągu najbliższych 48 godzin, z potencjalnie najwcześniejszymi 40-stopniowymi letnimi dniami w Adelajdzie i Melbourne od prawie dwóch dekad. W niedzielę w Adelajdzie może osiągnąć 40 stopni Celsjusza, co byłoby o 13 stopni powyżej średniej. Podczas gdy w niektórych częściach Wiktorii w poniedziałek może przekroczyć 45 stopni Celsjusza. * * * SWIAT: Rosja wybierze cele na Ukrainie, które mogą obejmować ośrodki decyzyjne w Kijowie. Jest to odpowiedź na ukraińskie ataki dalekiego zasięgu na terytorium Rosji przy użyciu zachodniej broni - powiedział w czwartek prezydent Władimir Putin. Jak dodał, w Rosji rozpoczęła się seryjna produkcja nowego pocisku średniego zasięgu - Oresznik. - W przypadku masowego użycia tych rakiet, ich siła będzie porównywalna z użyciem broni nuklearnej - dodał.
POLONIA INFO: Spotkanie poetycko-muzyczne z Ludwiką Amber: Kołysanka dla Jezusa - Sala JP2 w Marayong, 1.12, godz. 12:30

niedziela, 4 października 2020

Ryszard Opara: AMEN - Afryka starożytna, nieznana i dzika

To co obecnie dzieje się w Afryce, na Bliskim Wschodzie i Meksyku jest dowodem – porażki działań cywilizacji łacińskiej. Współczesna, masowa „wędrówka ludów –za chlebem i życiem” - jest najlepszym przykładem procesu upadku i dezintegracji ludzkości.

AMEN - Autobiografia Naukowa Ryszarda Opary. Odcinek 82

AFRYKA – Starożytna, nieznana i dzika.

Po drugiej stronie Śródziemnomorza, na południe od źródeł cywilizacji łacińskiej...  leży Afryka, nieznana, dzika. Przez ostatnie tysiąclecia kolonizacji, próbowano Afrykę zmienić, zaadoptować do współczesności. Stosowano głównie argumenty militarne; nieludzkie metody agresji i przemocy, w ostateczności... wprowadzono niewolnictwo, ale kolonizacja Afryki zakończyła się całkowitym niepowodzeniem. Rezultaty mówią same za siebie...mamy to co mamy; a przyszłość kontynentu rysuje się dosłownie i w przenośni w „czarnych” kolorach.


Egipt: 


Kraj wyjątkowych kontrastów i paradoksów, który koniecznie, choć raz w życiu trzeba zobaczyć. Kolebka współczesnej historii i cywilizacji. To co zbudowano tam kilka tysięcy lat temu jest dowodem dawnej świetności myśli oraz pomysłowości ludzkiej. Piramidy, świątynie, posągi, miasta; tego nie da się opisać żadnym zdjęciem. Niektórzy wprost twierdzą, że ktoś z zewnątrz - (przybysze z Kosmosu), im Egipcjanom w tym pomagał.
Po prostu pewne rzeczy do dziś wydają się niemożliwe, niewytłumaczalne konstrukcyjnie.
To trzeba zobaczyć i próbować przy okazji zrozumieć istotę życia, stworzenia, które napisała historia.

A to co obecnie dzieje się w Egipcie (jak i w sąsiednich krajach arabskich) jest najlepszym dowodem – porażki działań współczesnej cywilizacji. Współczesna, masowa „wędrówka ludów –za chlebem i życiem” - jest najlepszym tego przykładem. Procesu upadku i dezintegracji – nie da się już odwrócić. A jak to się wszystko skończy dla Europy i świata – niewiadomo. Jedno jest pewne. Nie będzie to "happy end". Wojna światowa i kolejna siłowa próba kolonizacji – jest być może jedynym rozwiązaniem...

Wielkość Egiptu zaczęła się ok. 3,500 lat temu, w czasach słynnego „twórcy królestwa” - Ramzesa II, który żył ponad 93 lata, co w tamtych czasach należało do rzadkości. Panował 65 lat; wygrał wszystkie wojny; stworzył wielki Egipt, zbudował wiele pomników swojego czasu; wiele miast (Teby) i świątyń – np. Amona. Zostawił po sobie wiele śladów wielkości, a jego kamienne posągi ważyły setki ton...

Dla ciekawości podaję, że Ramzes II, bardzo też dbał o zdrowie, miał kilku osobistych lekarzy, jeden z nich codziennie czyścił organizm władcy (i uznanego żyjącego Boga) – specjalną lewatywą..., którą zresztą właśnie wtedy wynaleziono... W czasach Ramzesa II, bardzo też rozwinęły się w Egipcie medycyna, astronomia i nauki ścisłe. Oprócz tego, faraon miał kilkadziesiąt żon, konkubin a ponieważ był bardzo płodny zostawił z nimi ponad setkę dzieci.
Najważniejszym jednak osiągnięciem Ramzesa II – było przekształcenie Egiptu w największe mocarstwo ówczesnego świata. Nigdy potem, nie udało się tego powtórzyć – jego następcom.

Byłem w Egipcie kilka razy; zawsze patrząc na piramidę Cheopsa, Sfinksa, czułem się niesłychanie, nieopisanie. Tak jak czasem zdarza się w piękną, gwiaździstą noc, gdy człowiek siedzi samotnie, patrzy w bezkresne niebo wszechświata i zastanawia się nad sensem własnego istnienia.

Warto naprawdę zapoznać się z tajemnicami, które ukrywa np. piramida Cheopsa. Fakty, do dzisiaj nie wyjaśnione; dowody zbieżności z wieloma prawami naszego świata...np. odległość Ziemi od Słońca – itd.

Egipt to również Nil, który jest światem sam w sobie i ma całkiem inny świat wokoło.
Starożytni ludzie zbudowali swoje zwyczaje i tradycje w oparciu o chimery i potęgę tej rzeki.
Wycieczka statkiem po Nilu to przeżycie codzienności współżycia natury zwierząt, ludzi czasu i przemijania. Pustynie, wielbłądy, karawany są dziś tylko atrakcją dla turystów a morze, zarówno Śródziemne jak i Czerwone czy Martwe, dla mnie były stratą czasu.
Owszem jest sporo niezłych hoteli, wprost przy plażach, ale są one wszystkie szczelnie ogrodzone, jako takie oazy dobrobytu, na pustyniach brudu, smrodu i zła – nieważne, że wszystko za płotem. To widać, słychać i czuć. Czułem się tam trochę jak w więzieniu.

Kiedyś z żoną i dzieciakami wybrałem się na słynny bazar w Hurgadzie..., tak z nudów ciekawości. Towarów tam rozmaitych mnóstwo, choć wszysko „lipnej” jakości, właściwie chyba jedyną atrakcją, dla nas, mojej żony, były... powtarzające się oferty „kupna-sprzedaży” naszych 3-ch córek (wszystkie jasne blondynki), kierowane do mnie przez napotkanych Arabów. Moją odpowiedź negatywną czy wprost wyrazy oburzenia (kiedy mówiłem, że nasza najstarsza Angelika ma dopiero 8 lat), traktowano jako wprost zaproszenie do targów. Oferowano nam za córki (juz teraz, nie jak dorosną), pieniądze, stada wielbłądów. Żona myślała początkowo: to żarty ale od tej pory, kiedy dziewczynki bywały niegrzeczne, straszyliśmy je sprzedażą do Arabów; bądź wymianą na wielbłądy...

Lotnisko w Hurgadzie, to osobny rozdział, który wolałbym pominąć milczeniem, ale ku przestrodze innym, potencjalnym turystom. Trzeba uważać na bagaż i jeżeli nie da się napiwku - „bakszyszu”, można mieć swój bagaż pokłuty nożem – tak jak się zdarzyło naszym 3 walizkom... Louis Vuitton.

A przy okazji, ponieważ nasze dzieciaki były jeszcze małe, cała szóstka miała przywiązane rączki do skakanki, którą prowadziła mama i nianią; tata (czyli ja) obserwował tę rodzinną karawanę z tyłu. Zawsze, będąc już na pokładzie samolotu, jakoś „z wielką ulgą” wyjeżdżaliśmy stamtąd: z Egiptu i też innych krajów Afryki.

Zupełnie inaczej czułem się wylatując...z Australii – zawsze z żalem. Z myślami o powrocie.

Kenia:

Kraj jeden z przodujących cywilizacyjnie w Afryce, dużo większy od Polski terytorialnie oraz pod względem populacji. Zawsze chciałem tam pojechać; zwabiony myślami powieści Hemingwaya i dziecinnym wspomnieniem filmu „Śniegi Kilimandżaro”. Góra ta jest w Tanzanii na granicy z Kenią, i niewątpliwie robi z dystansu obrzymie wrażenie. Dużo lepsze niż na zdjęciach, z takim widokiem na tapecie stepów Afryki.


Chcieliśmy koniecznie obejrzeć poranek, rzucony na szaniec, niesamowitej dżungli tropiku roślin i zwierząt. Będąc w Kenii zdecydowaliśmy więc pojechać do rezerwatu przyrody - na sawanny Pakru Tsavo i lokalne „safari”. Wycieczka miała rozpocząć się wcześnie rano, ok 3.00 w nocy przed świtem, aby obejrzeć wschód słońca. Obudzono nas wszystkich, godzinę po pólnocy, no i kazano czekać w recepcji hotelu.

Było to niełatwe zadanie, ale każdy.. żądny przygód, z jękiem przekleństwa na ustach, musiał dostosować się do wymogów organizatora. Czekaliśmy kilka godzin na autokar; dopiero około 8 rano, pojawił się wreszcie kierowca i przewodnik. Obaj, ziewając szeroko, często i głęboko, przeprosili płytko uczestników wycieczki lapidarnym stwierdzeniem: „Bardzo Państwa przepraszamy..., ale obaj zaspaliśmy...” Obaj uważali, to normalka.

Jechaliśmy na to „Safari” w niesamowitym kurzu, wzbudzonym przez autokary, które były przed nami - przy okazji wzniecając tumany, ponieważ było bezwietrznie...Nie widzieliśmy ani wschodu słońca (z opisów w folderach to była główna atrakcja - rewelacja) ani też nieba i ziemi. Kierowca jechał chyba instynktownie. Kiedy wreszcie przyjechaliśmy na punkt docelowy... nie było już tam - żadnych nawet śladów i żadnych dzikich zwierząt. Tylko i wyłącznie kurz oraz pobojowisko pełne śmieci z lunchu innych turystów. Nasze safari było bezsensownie nieudane. Pieniędze wyrzucone w kurz stepów Afryki.

A kierowcy, zmęczeni...po spełnieniu swoich obowiązków...poszli sobie spać...na sjestę...
.
Następne 2 dni spędziliśmy w Nairobi, które nie zrobiło na nas też, dobrego wrażenia: bród, smród i widoczne wszędzie głód i ubóstwo. Na ulicach niebezpiecznie; doradzono nam na wszelki wypadek chodzić w grupach, najlepiej bez niczego wartościowego. Tam, mam nadzieję - już nigdy nie wrócimy. Dobrowolnie.

Potem kilka dni w buszu, blisko olbrzymiego jeziora Wiktorii. Zawsze myślałem, że wodospad o tej samej nazwie, jest gdzieś w pobliżu. Ale tak nie jest – to 2,000 km dalej na granicy Zambii i Zimbabwe. Samo jezioro jest niesamowite. Płynąc małą motorówką „pyr-pyr” gdzieś wokół małego portu Kisumu, czułem się jak Humprey Bogard z „Afrykańskiej Królowej”. Tymbardziej, że moja Dorota była w jasnej sukience i kapeluszu, jak kiedyś... Kate Hepburn.



Chciałem koniecznie zobaczyć Wodospady Wiktorii i zorganizowałem nawet wycieczkę; przelot samolotem z Nairobi do Livingstone a stamtąd helikopterem nad ten siódmy „cud świata”. Znowu, wczesnym rankiem ok 4.00, pojechaliśmy na lotnisko w Nairobi. Było gorąco, upalnie, nagrzana była płyta. Wsiedliśmy do małego, brudnego samolociku w nadziei...może jakoś przeżyjemy ten lot.


Na pokładzie, kilkunastu pasażerów, w tym samym kierunku. Minęło kilka godzin w obfitych potach i oczekiwaniu. Pytałem załogę o planowaną godzinę odlotu. 
Nic nie wiedzieli.

Trochę z nudów, trochę z braków świeżego powietrzaoraz usprawiedliwiając potrzebą natury, wyszedłem do toalety na płycie lotniska. Po drodze słyszałem głośną rozmowę, jakby kółótnię, której nie zrozumiałem i wymachiwania rąk wskazujące... na nasz samolocik. Było już widnawo i wracając na podkład zauważyłem kilku murzynów dziwnie manipulujących sterem na ogonie samolotu. Jeden z nich walił dużym młotkiem w blachę steru. Drugi trzymał pęczki zardzewiałego drutu, próbując coś mocować, do wbitych właśnie haków. Wsiadłem na pokład i powiedziałem żonie – wysiadamy. Za nami, opuścili samolot wszyscy. Została tylko załoga.

Wschód słońca już minął, nie byłem pewien ale zdawało mi się, że gdybym nie wysiadł –może już nie zobaczyłbym więcej zachodu. Taka jest Kenia – Afryka. Nieprzewidywalna i dzika.

Wyjątkiem od reguł Czarnego Kontynentu jest, a może tylko kiedyś była... Południowa Afryka.
Polecieliśmy tam kilka dni później jako kontynuację wycieczki po Afryce a przy okazji zobaczyć Wodospady Wiktorii, z drugiej, trochę bardziej cywilizowanej strony. Udało sie to nam bez problemów (o czym potem).

To nie była nasza pierwsza wizyta w South Africa. Byłem przedtem już parę razy w Cape Town, Sun City oraz na Safari w Kruger National Park. Jedyny chyba kraj w Afryce do którego kiedyś, zawsze chętnie wracałem.


Ale to było kiedyś, przed upadkiem aparthaidu. Potem byłem jeszcze tylko dwa razy: pierwszy i ostatni.


Ryszard Opara

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy