|
AMEN - Biografia Naukowa Ryszarda Opary. Odc. 80
Italia – Włochy
Włochy są bez wątpienia moim/naszym najbardziej ulubionym (poza Polską) - krajem w Europie. Odwiedzaliśmy go bardzo często kilka razy, każdego roku - w latach 90-tych i w początkach XXI wieku. Obowiązkowo wspaniała Florencja, cudowna Wenecja i Rzym: Panteon, Forum Romanum, Hiszpańskie Schody; Koloseum no i oczywiście Watykan. Zawsze zatrzymywaliśmy się w Centrum Rzymu (Hotel Hassler- Villa Medici), stamtąd wszędzie było blisko...Wszędzie chodziliśmy pieszo – tak najlepiej poznać miasto.
Moja żona najbardziej była zainteresowana sklepami, które były naprzeciw (Via Condotti, Via Frattina, Corso), - ja chodziłem do ulubionego Colloseum, Forum Romanum, na Pallatyn; wędrowałem nad Tybrem w okolice Zatybrza; śladami Winicjusza i Ligii, moich osobistych przyjaciół lat młodości; pytając o drogę: „Quo Vadis”...choć nie ukrywam, często miewałem ochotę spotkać np. Cezara, Aureliusza, Nerona, Kaligulę i innych - powiedzieć co o nich myślę. Niestety, podczas moich wielu rzymskich wakacji...nie udało się.
Potem spotkałem na krótko Platona; kilku jego uczniów filozofów...ale to odrębna historia, o której piszę..
Oczywiście Italia, to także Florencja, z Michałem Aniołem i Leonardo Da Vinci; ludźmi Renesansu; to Pompeja z Wezuwiuszem i Neapolem; to Portofino; San Remo; Riviera – i wiele innych miejsc.
Przepiękna jest Toskania: Sienna, Pizza, San Giminiano; Amalfi i Positano – naprzeciwko Capri; cudowne jest Cinque Terre wybrzeże 5 miast a nigdy nie zapomniana Sycylia z Taorminą i Corleone. Wiele można by mówić, wyliczać, ale aby zrozumieć trzeba się poświecić - i tam pojechać, tam być.
Kochamy także Włochów, jako ludzi; zawsze na luzie, uśmiechniętych, zadowolonych z życia, bez względu na ich status majątkowy czy socjalny. Ich język jest jak muzyka dla ucha a sposób bycia jako lekarstwo na wszelkie stresy współczesności... Tam byle kto, każdy i wszędzie...wystarczy, że założy wieczorem ładną koszulę; modny szalik i buty, zamachnie fryzurą na roztargnienie i wyjdzie na zatłoczone ulice, anonimowo, udając wielkiego Pana.
To taka Włoska... normalka codzienności...O tym trzeba osobną autobiografię (włoską) napisać.
Jak wspomniałem, Włochy to chyba jedyny kraj w Europie (oprócz Polski), w którym moglibyśmy zamieszkać. Problem byłby chyba tylko jeden – wybrać właściwe, najlepsze dla nas miejsce... Tyle jest bowiem tam cudowności, tyle niezwykle ciekawych miejsc... Ja bym chyba wybrał Portofino; żona Toskanię...
Grecja
O Grecji też już tyle napisano, wszyscy wszystko wiedzą – nie chciałbym się powielać...Wspaniałości jej kultury i historii Grecji widoczne są wszędzie, ale niestety... powoli jakby odchodzą w zapomnienie. Oprócz Aten i okolic Peloponezu, także na wyspach licznie rozsianych na Morzu Egejskim. Nasze ulubione to Santorini, Kos i Rodos; z rozmaitych powodów...Wyspa Kos była miejscem życia i działalności mojego ulubionego lekarza starożytności: Hipokratesa – zwanego Ojcem Medycyny Współczesnej. To także miejsce znane jako „pływający ogród” gdzie rosną wspaniałe owoce np. zielone figi, jabłka czy jarzyny, sałaty, pomidory – o wyjątkowym wprost smaku.
Byłem tam kilka razy, każdego wieczoru chodziłem do ruin Światyni Asklepiosa – gdzie patrząc w gwieździste niebo, rozmawiałem myślowo z Hipokratesem; dyskutując z ojcem medycyny na tematy problemów współczesności. Spotykałem się tam również z innymi wielkimi filozofami starożytności. Nasze rozmowy zanotowałem w pamięci innej książki – „PandeMonium” – na tematy przyszłości naszego świata...
Wyspa Rodos: największa obszarowo na morzu Egejskim, również pełna pamiątek historii starożytnej ale również średniowiecza, różnych religii, ideologii, które na tej wyspie funkcjonują w harmonii. Wspaniałe widoki i obrazy współczesności – na tle historii, tworzą nigdzie wiecej nie spotykany obraz dziejów naszej cywilizacji. Naprawdę warto to wszystko zobaczyć i zastanowić się nad przyszłością w towarzystwie "Myśliciela" – Augusta Rodina...
Nigdy nie zapomnę naszej pierwszej wizyty tam - z przyjaciółmi: Stefanem Friedmanem (aktor) i Krzesimirem Dębskim (kompozytor). Wyladowaliśmy charterem - około 4 rano..., no i po przyjeździe, wynajętym na lotnisku samochodem, do naszego kwaterunku na skałach wulkanu Santorini, w małej miejscowości Imeroviglia... Okazało się, że nasze dziuple będą zajęte, przez inne wędrowne ptaki...do południa...
Potem sprzątanie, kazano się więc nam zgłosić po 14.00. Rzuciliśmy się zaspanym impetem, na główną (jedyną), uliczkę mieściny, aby się zabawić...Wszystko niestety było zamknięte, snem spokojnego mieszkańca wyspy. Nikt nie zauważył naszego wyjścia na scenę. Okazało się, że jedynym miejscem do zwiedzania, była stacja benzynowa; otwarta całodobowo.
Nasze Panie, nie znalazły jednak tam...jakoś żadnych obiektów, godnych damskiego zainteresowania.
Natomiast moją i Stefcia F. (tego na kopoty najlepszego Bednarskiego), zwróciło uwagę stoisko z dużymi, plastikowymi pojemnikami, wypełnionymi żółtawo - złocistą cieczą.
Zapytaliśmy więc sprzedawcę, naszym wymachiwanym językiem greckim – „Szto eto takoje”.
Facet z miejsca się ożywił, okazało się, że mówi „po rusku”.
No i on... nam skazał...,” szto eto wino – oczeń haroszije wino”...
W tym momencie rzucił się z pytaniem Krzesimir D. - ”A kak wy malcziszki nazywajetie eto wino”.
Odpowiedź padła po grecku: „Zaros”.
Na co Stefcio, od razu zareagował: „A skolka eto wino kosztujet”.
Sprzedawca, bez namyślania odrzekł: „Odin Jewro”...
”Odin Jewro... pa odin konteiner”? rzucił, bez namysłu z niedowiary... Stefcio i dodał...
„Dawaj mienia 2 kontneiry...My eto wino... zaros... popijom...”
W tym momencie, ja zdecydowałem wtrącić swoje pięć groszy do międzynarodówki dyskusji -
„Panowie, o może tak najpierw byśmy spróbowali, tego napoju zwanego winem..., nie sądzę bowiem, że za 1 Euro, możemy dostać 5 litrów dobrego trunku...”.
Obaj koledzy zgodzili się natychmiast, tymbardziej, że sprzedawca, zrozumiał chyba moją intencję i podstawił trzy plastikowe szklanki. Nasze pierwsze wrażenie, było absolutnym wykrzywieniem. Ale...drugi klieliszek już nie był tak niesmakowity... tak jak naparstek niedojrzałej jeszcze okowity.
Trzeci, poleciał gładko... Kupiliśmy więc 2 pojemniki, za całe 2 Euro i kupą Mości Panowie –razem poszliśmy na plażę... tłumacząc niezadowolonym naszym Paniom, że tego wina...starczy nam na tydzień. W rzeczywistości starczyło nam do południa – tegoż dnia. Nawet Panie się po trochu i po cichu napiły... chcąc pewnie oszczędzić nasze wątroby oraz spróbować nowości... A była dopiero 6 rano i jak się wkrótce okazało...w sumie wino „Zaros” – nie było takie złe, młode i dość słabe – pewnie 6-7% alkoholu. Trochę tak jak znane i poplularne w Portugalii – młode: Wino Verde (zielone).
Santorini, to nieduża, cudowna wyspa, w kształcie odwróconej litery C; z jednego krańca na drugi kilkanaście kilometrów. Przeurocze były wschody i zachody słońca na północnym cypelku wyspy– w miejscowości Ia (Oia) oraz codzienny wieczorny market w stolicy Santorini – Thira.
W naszych marzeniach o Grecji, zawsze wracamy na późny lunch, do Santorini, restauracji Armeni i Ambrosia; gdzie siedząc wieczorami popijaliśmy winko, patrząc na Zachód Słońca i przemijanie. A do naszego „hotelu”...było niedaleko...w sam raz tyle aby całkowicie wytrzeźwieć. Pomagały w tym stałe, nieruchome niebo, zawsze pełne gwiazd i wiecznie inny zmieniający się księżyc.
Na podsumowanie tego odcinka, przypomniał mi się stary jeden z moich ulubionych dowcipów ”grecko- włoskich”, który usłyszałem w latach swojej zamożności. Zaprosiłem kiedyś na kolację do eleganckiej restauracji w Sydney, dwóch znanych, zamożnych inwestorów.
Siedzieliśmy sobie wygodnie, już po wszystkim, z kieliszkiem koniaku i cygarem w dłoni, kiedy mój przyjaciel Grek, chcąc być może nas zaintrygować swoim krajem, niespodziewanie rzekł:
„ Czy wiecie Panowie...kto wymyślił seks...? Otóż...prawdziwy seks wymyślili Grecy...”
Byliśmy obaj nieco zaskoczeni, nie wiedząc co odpowiedzieć a po chwili milczenia, mój przyjaciel Włoch, powiedział w przekąsem:
„ Tak, może to i prawda...ale Włosi wprowadzili do tego seksu...kobietę...”
Zastanawiając się nad słowami moich ówczesnych przyjaciół, zrozumiałem dlaczego, jakoś mimo wszystko – instynktownie wolę Włochy...
CDN
No comments:
Post a Comment
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy