Na wstępie powtórzę znane fakty dotyczące wydarzeń związanych z przeżyciami znanego blogera, ponieważ będą tworzyły podstawy moich końcowych wniosków i teorii spiskowych.
Bloger Aleksiejew N. poczuł się źle na pokładzie samolotu, kiedy podróżował z miasta T. na Syberii do miasta M., stolicy swojego kraju gdzie mieszka na stałe, i stracił przytomność. Niby zwykły obywatel państwa zamieszkanego przez potomków Iwana Groźnego, a jednak został potraktowany przez załogę samolotu z troską. Samolot wylądował awaryjnie w mieście O., gdzie na lotnisku czekała na nieprzytomnego karetka pogotowia. Przewieziony do szpitala został poddany szczegółowym badaniom medycznym. Lekarzom nie udało się ustalić jednoznaczne przyczyny zapadnięcia Aleksiejewa w śpiączkę. Ani wybudzić blogera ze śpiączki.
Pierwszą diagnozę jego problemów zdrowotnych, jeszcze w lecącym samolocie, podała osoba z jego ekipy towarzyszącej stwierdzając, że został on otruty. W mediach pojawiło się zdjęcie poszkodowanego, zrobione w poczekalni lotniska w mieście T., gdzie zaczynał podróż. Na zdjęciu bloger Aleksiejew samotnie siedzi przy stoliku i spokojnie pije herbatę. Podejrzenie, że trucizna mogła znajdować się w herbacie, został szybko wykluczone za sprawą innego członka ekipy podróżującej razem z blogerem, który złożył oświadczenie, że herbatę przygotował samodzielnie na zapleczu poczekalni.
Bloger Aleksiejew jest znany z prowadzenia ostrej krytyki obecnych władz swojego państwa oraz prezydenta. Równocześnie jest rozpoznawalnym w świecie, potencjalnym oponentem obecnego prezydenta w nadchodzących wyborach. Dlatego szczególne zainteresowanie najwyższych władz innych państw jego chorobą nie było zaskoczeniem. Przywódczyni, znana z posiadania nadzwyczajnych wpływów na terenie naszego kontynentu, będąca szefem rządu naszego najważniejszego partnera handlowego, zaproponowała kontynuowanie leczenia blogera w znanej klinice usytuowanej w stolicy swojego państwa. Leczenie miało być prowadzone na koszt obywateli tego państwa, co gwarantowało przyznanie blogerowi statusu gościa szefowej. Co ciekawe, kontakt ze stolicą ojczyzny blogera, w sprawie zmiany miejsca leczenia nie został nawiązany bezpośrednio. Szefowa poprosiła o pośrednictwo prezydenta lub premiera państwa położonego na północ od obu zainteresowanych w sprawie stron i znanego ze swojego przywiązania do neutralności oraz będącego początkowym etapem przedświątecznej drogi świętego Mikołaja, podróżującego w sankach z prezentami.
Potomkowie Jana Groźnego wyrazili zgodę na kontynuację leczenia blogera za granicą i wkrótce specjalistyczny samolot z ekipą lekarzy, z państwa pani szefowej, wylądował w mieście O. Zgodnie ze swoim znanym w świecie przywiązaniem do przestrzegania porządku, piloci odczekali wymagane dziesięć godzin przerwy w lataniu, po czym odlecieli do stolicy naszego zachodniego sąsiada, zabierając ze sobą na pokładzie samolotu delikwenta.
Można było oczekiwać, że już w stolicy państwa, karetce pogotowia przewożącej blogera Aleksiejewa z lotniska do szpitala będzie towarzyszył samochód policyjny, umożliwiając szybkie przemieszczanie się po zatłoczonych ulicach stolicy. Tyle że to, co pokazał telewizja, zmuszało do zastanowienia. Kawalkada przewożąca blogera składała się z ponad dziesięciu samochodów, w tym kilku karetek pogotowia. Przypominało to zastosowanie manewru mającego na celu zmylenie potencjalnych zamachowców, manewru powszechnie stosowanego podczas przewożenia bardzo ważnych osobistości. Polega on na tym, że w skład kolumny przewożącej wchodzi kilka samochodów i utajnione jest, w który samochodzie zajęła miejsce ochraniana osoba. W przypadku znanego blogera, zastanowienie pogłębiały zdjęcia uzbrojonych policjantów ochraniających szpital, do którego został przewieziony.
W tym miejscu rodzi się pierwsze pytanie. Kogo lub czyich służb, obawiał się rząd przywówdczyni, stosując takie wyjątkowe środki ostrożności w stolicy własnego państwa?
Przez kolejne dwa dni lekarze ze znanej kliniki C. nie doszukali się dowodów otrucia. Pojawiła się nawet w mojej głowie spiskowa teoria, według której choroba znanego blogera mogła być „ustawką” pomiędzy panem prezydentem państwa potomków Jana Groźnego i panią naczelnik. Ta „ustawka” miałaby na celu czasowe wyeliminowanie blogera z grona konkurentów obecnego prezydenta w nadchodzących wyborach.
Pomimo braku dowodów na otrucie w świecie narastała fala żądań przedstawianych przez bardzo wysoko postawionych przedstawicieli wielu państw, w tym prezydenta naszego najważniejszego sojusznika strategicznego, jak i premiera naszego państwa. Żądano pociągnięcia do odpowiedzialności państwa potomków Jana Groźnego za otrucie, a równocześnie wzywano władze tego państwa do wyjaśnienia próby zabójstwa przez otrucie. Te żądania można uznać za niewielkie w porównaniu z żądaniami, które przedstawiano przywódczyni naszego największego partnera gospodarczego. Od niej i jej rządu kategorycznie żądano ostatecznego zaprzestania prób dokończenia budowy gazociągu po dnie morza.
Ojczyzna blogera reagowała spokojne na stawiane zarzuty. Twierdziła, że ona również jest zainteresowana wyjaśnieniem „zdarzenia” i wyrażała gotowość do wszczęcia postępowania prokuratorskiego. Tyle że uzależniała wszczęcie takiej procedury od uzyskania jakichkolwiek dowodów wskazujących na popełnienie przestępstwa. Dowodziła, że oświadczenia w stylu: „istnieje wiele świadectw dotyczących związku ojczyzny blogera z tragicznym stanem blogera”, nawet formułowane przez najważniejszych polityków światowych, ani w ich państwie, ani w żadnym innym państwie na świecie, nie mogą stanowić podstawy do wszczęcia postępowania prokuratorskiego. Potrzebne były dowody w „sprawie” i oczekiwała na nie.
Po kolejnych kilku dniach, służby medyczne państwa przywódczyni odpaliły petardę bardzo grubego kalibru. Przedstawiciel instytutu farmakologii i toksykologii sił zbrojnych o nazwie, która nie najlepiej kojarzy się osobom ze starszego pokolenia, oświadczył, że laboratorium zdołało “w sposób niezaprzeczalny” dowieść obecności bojowego środka trującego typu nowiczok w moczu, na ciele i na ubraniu znanego blogera. Ślady trucizny miały być również wykryte na butelce, która przyleciała do Berlina wraz z rzeczami osobistymi poszkodowanego. Po tym oświadczeniu wojskowych i innych ważnych lekarzy nawet przywódczyni poczuła się zobowiązana do potępienia próby zabójstwa przez otrucie, „którego celem mogło być uciszenie blogera”. Oficjalnie zażądała, aby ojczyzna blogera jak najszybciej wyjaśniła sprawę.
I w tym momencie dla oskarżycieli zaczęły się tzw. “schody”. Jedna z pasażerek samolotu zapamiętała, że w czasie, kiedy znany bloger zaczął wykazywać objawy choroby, jego współpracownica podawała mu do picia płyn z butelki. Każdy, kto dzisiaj podróżuje samolotami wie, że wniesienie napełnionej butelki na pokład samolotu przez pasażera graniczy z cudem. Po prostu jest niemożliwe. Butelka mogła być podana tylko przez członków załogi samolotu. Po przylocie powietrznej sanitarki do stolicy naszego najważniejszego partnera handlowego, wszystkie osobiste rzeczy blogera Aleksiejewa zostały, z charakterystyczną dla obywateli tego państwa starannością, dokładnie przebadane i sfotografowane. Na zdjęciach butelka jest nieobecna. Brak butelki w osobistych rzeczach Aleksiejewa również potwierdziła osoba towarzysząca blogerowi, która asystowała przy przeglądzie rzeczy osobistych.
Fala oskarżeń pod adresem ojczyzny blogera zaczęła opadać. Do tego stopnia, że nawet prezydent naszego najważniejszego sojusznika strategicznego stwierdził, że właściwie to nie ma pewnych dowodów wskazujących na udział w otruciu rządu państwa, którego obywatelem jest bloger.
Czy można spekulować, że brak dowodu w postaci butelki, jak i wyraźna niechęć lekarzy do udostępnienia ojczyźnie blogera dowodów otrucia mogły spowodować osłabienie ataków? Według mojej opinii jest to mało prawdopodobne, zwłaszcza jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że nikt z oskarżających nie przejmował się dowodami, kiedy wprowadzano kolosalne sankcje na to państwo z powodu „otrucia” gazem nowiczok rodziny (znanej jako rodzina S.) składającej się z jej obywatelki i byłego współobywatela, na terenie Wielkiej Brytanii.
Nasuwa się kolejne pytanie. Co sprawiło, że gra nie potoczyła się według scenariusza, w jaki prowadzono sprawę otrucia rodziny byłego współobywatela blogera, na terenie Wielkiej Brytanii?
Uważam, że osłabienie ataków spowodował gwałtowny spadek ceny ropy naftowej na światowych rynkach. Każda gospodyni domowa wie, że takie gwałtowne obniżenie ceny produktu jest spowodowane dostarczeniem na rynek („rzuceniem na rynek”, jak mawiała moja śp. mama) dużej ilości produktów po znacznie obniżonej cenie. W tym przypadku prawdopodobnie były to giełdowe oferty dostarczenia w dłuższym okresie czasu, dużych ilości ropy naftowej po niskiej cenie. Tylko trzy państwa są fizycznie zdolne do przeprowadzania takiego dumpingu. Jednym państwem jest to, w którym mężczyźni chodzą ubrani w długie, białe szaty. Drugim, ciągle hegemon światowy. Trzecim państwem jest ojczyzna blogera Aleksiejewa.
Przeanalizujmy plusy i minusy wynikające z dokonania takiego dumpingu ropy dla każdego z potencjalnych sprawców tego pokerowego zagrania.
Spadek ceny ropy dla państwa, w którym mężczyźni chodzą ubrani w białe szaty to przyspieszenie sądnego dnia, w którym trzeba będzie przesiąść się z Mercedesów ponownie na wielbłądy. Perspektywa mało atrakcyjna. Wcześniej czy później i tak sądny dzień nastanie, ponieważ zasoby ropy kiedyś się wyczerpią. Obniżanie i tak niskiej ceny ropy w tym momencie nie ma dla tego państwa większego sensu, ponieważ nie da się wtłoczyć jeszcze więcej własnej ropy do już wypełnionych zbiorników. Wiadomo, że dzisiaj praktycznie wszystkie państwa na świecie mają zbiorniki zapełnione ropą pod korek, ponieważ maksymalnie wykorzystały moment na zakupy w czasie, kiedy cena ropy na rynku była w granicach 20 dolarów za baryłkę.
Dla hegemona światowego umyślne spowodowanie kolejnego spadku ceny ropy na rynkach to ponowne wywołanie grymasu niezadowolenia na twarzach ludzi pracujących w przemyśle naftowym, pozyskującym ropę w sposób niekonwencjonalny, więc drogi. Spadek ceny ropy praktycznie natychmiast wywołał spadki na giełdzie hegemona a to z kolei spowodowało po raz kolejny drżenie kolan miejscowych emerytów, których fundusze emerytalne są ulokowane w akcjach. Jedno i drugie osłabia gospodarkę hegemona i tak obolałą po niedawnych przejściach, ale również obniża szanse obecnego prezydenta na reelekcję w nadchodzących wyborach.
Dla ojczyzny blogera Aleksiejewa już wcześniej nałożone, zmasowane sankcje powodują, że nie ma ona możliwości dokonywania najbardziej potrzebnych zakupów za pieniądze zarobione ze sprzedaży surowców. Niemniej jednak, w tych trudnych ekonomicznie czasach i dla tego państwa liczy się każdy zarobiony grosz. Tyle że jeszcze ważniejszym celem jest dokończenie gazociągu NS2. Zgodnie z powiedzeniem „jak sobie pościelisz tak się wyśpisz”, ukończenie gazociągu to gwarancja dochodów dla państwa w przyszłości.
Osądzenie, które z wymienionych państw odpaliło petardę w postaci dumpingu taniej ropy, pozostawiam czytelnikowi artykułu.
Podsumowując, można dojść do wniosku, że na naszych oczach rozgrywa się tylko kolejna nowela przypominająca grę w pokera, na pieniądze. Niestety rzeczywistość jest bardziej brutalna. Spadek ceny ropy naftowej oraz spadki na amerykańskiej giełdzie zawsze (przypomnę spadek cen ropy i załamanie giełd na początku 2020 roku), wcześniej czy później, przekładają się na zawirowania w światowej ekonomii. Problemy u hegemona powodują problemy dla gospodarek wszystkich państw na świecie w tym i problemy dla naszej gospodarki.
A jaki los czeka blogera Aleksiejewa N.? Tutaj jestem optymistą. Podobnie jak otruta na wyspie rodzina jego współobywateli, podniesie się z „ziemi”, otrzepie, a następnie spokojnie uda w wyznaczone, bezpieczne miejsce.
Pozostaje jeszcze jedna kwestia do osadzenia, która dotyczy sposobu ustalenia substancji użytej do otrucia. Osobom, które nie są zbyt zaznajomione z procedurami chemicznymi wyjaśnię, że do ustalenia rodzaju badanej substancji chemicznej laboratorium potrzebuje, w celu porównania, odpowiedniej ilości właśnie takiej substancji. Jeżeli wojskowe laboratoria naszego sąsiada nie posiadają własnych zasobów środka trującego noviczok, to wydawanie przez niego orzeczenie nie jest podsumowaniem badań zgodnych z naukowymi standardami, tylko zwykłą szarlatanerią.
A co, jeżeli laboratorium wojskowe wydało orzeczenie na podstawie prawidłowo przeprowadzonej analizy, w pełni zgodnej z międzynarodowymi standardami naukowymi? To oznacza, że armia sąsiada, której nazwa nieprzyjemnie kojarzy się niektórym starszym osobom, posiada znaczne ilości bojowych środków chemicznych. Podobny wniosek o posiadanie bojowych środków chemicznych można również wyciągnąć w stosunku do państwo położonego na wyspie. Podobno, tam również udało się w sposób naukowy potwierdzić użycie bojowego środka chemicznego typu nowiczok do otrucia rodziny S.
Tymczasem posiadanie środków bojowych jest wbrew postanowieniom międzynarodowej konwencji. Przypomnę, że w 1997 roku weszła w życie „Konwencja o Zakazie Prowadzenia Badań, Produkcji, Składowania i Użycia Broni Chemicznej oraz o Zniszczeniu jej Zasobów”, która wymagała zniszczenie wszystkich składów broni chemicznej oraz wstrzymanie jej produkcji.
Ciągnąc rozważania w podobnym stylu, można dojść do wniosku, że na świecie istnieje nie jedno państwo, ale wiele państw, które mogą być uznane za potencjalnie „źródło” chemicznego jadu o nazwie noviczok. Jeżeli armia naszego zachodniego sąsiada pośrednio przyznała, że ma broń chemiczną tego typu, to nie można już twierdzić ze stu procentową pewnością, że tylko obszar na wschód od naszego państwa był jedynym miejscem, gdzie nastąpiło skażenie ciała i ubrania blogera Aleksiejewa.
Osobiście życzę blogerowi szybkiego powrotu do zdrowia. Chociaż, sadząc po naprędce wzmacnianiu ochrony szpitala, w którym przebywa Aleksiejew, być może nie wszyscy życzą mu dokładnie tego samego, co ja.
Mikołaj Kisielewicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy