Prezydent Bialorusi Aleksandr Łukaszenka jest jednocześnie dowódca sił zbrojnych kraju a także przewodniczącym Konfederacji Rosji i Białorusi (ZRiB) |
Na Białorusi, co widać, znaczna część mieszkańców nie chce już żyć po staremu, ale już władza nadal chce rządzić po staremu, oraz nie ma owej klasy rewolucyjnej, która miałaby pomóc upaść dotychczasowemu rządowi. Okazało się także, że wśród opozycji nie ma przywódców takich, którzy pokierowaliby buntem, wskazaliby jakieś dalsze cele, jak też byliby gotowi wziąć odpowiedzialność za skutki. Póki co, sporo brakuje by można było powiedzieć, że na Białorusi jest sytuacja rewolucyjna.
Na dodatek, moment kulminacyjny obecnych protestów, warunkujący możliwość ewentualnego przesilenia, chyba już minął i Łukaszenka odzyskał inicjatywę, nadal kontroluje resorty siłowe i organizuje kontrmanifestacje, na których pojawia się osobiście. Jego zwolennicy zobaczyli, że ich nie opuścił, że nadal warto nie niego stawiać i dlatego, po pewnym zawahaniu w pierwszych dniach po wyborach, zaczęli śmielej dawać wyraz swojego poparcia dla Łukaszenki. Okazało się także, że strajki nie maja charakteru powszechnego i zaczynają wygasać.
Ponadto wsparcie z innych krajów jest słabe, a najbardziej zdecydowanie zachowuje się Litwa, która pozwoliła działać, na własnym terytorium, pani Cichanouskiej jak też powołanej przez nią Radzie Koordynacyjnej. Litewski Seimas przyjął uchwałę, gdzie nie uznaje się wyników białoruskich wyborów i wzywa do sankcji. Widać, że litewskie władze jednoznacznie postawiły na zwycięstwo opozycji na Białorusi i uważają Łukaszenkę za byłego prezydenta. Także premier Czech Andrej Babiš oświadczył, że wybory prezydenckie na Białorusi muszą zostać powtórzone. Jeśli to zwycięstwo opozycji nie nastąpi, straty, dla tych obstawiających tak jednoznacznie jej zwycięstwo, będą duże. Władze Litwy jakby nie biorą pod uwagę tego, że z Wilna, do granicy z Białorusią, jest tylko 30 kilometrów, którą to trasę czołgi mogą przejechać w 30 minut. A jest akurat tak, że czołgów Łukaszenka ma setki, a litewska armia ani jednego.
W niedzielę z terenu Litwy usiłowano też wysłać na Białoruś balony z materiałami propagandowymi. Skończyło się tym, że nadleciały białoruskie helikoptery bojowe i te balony zniszczyły. Odbyło się to ponoć nad litewską przestrzenią powietrzną. I znowu, samolotów i helikopterów bojowych Białoruś ma dziesiątki, a Litwa ani jednego. To jest istotna okoliczność i jeżeli władze Litwy zamierzają prowokować Łukaszenkę, a pośrednio także Rosję, i liczyć, że inne kraje NATO, w tym Polska, staną za nią murem ryzykując wojnę, to mogą się przeliczyć.
Polskie władze zachowują się bardziej wstrzemięźliwie i Sejm przyjął uchwałę, która potępia stosowanie przemocy przez władze białoruskie, wzywa do dialogu, jak też apeluje się o zajęcie stanowiska instytucje Unii Europejskiej. Zwołany z inicjatywy polskiego premiera szczyt Rady Europejskiej nie zakończył się jakimiś zdecydowanymi ustaleniami, zaś w planie oferowanej pomocy finansowej, okazał się nader skromy, gdyż wydzielono tylko 1 mln euro na pomoc dla uczestników protestów. Kwota ta wydaje się szczególnie skromna, gdy porówna się ją z zebranymi, przez jednego tylko białoruskiego aktywistę, Alexeya Leonchika, na zbiórce organizowanej na FB, prawie 3 mln. euro.
Pogląd na sprawę Białorusi niemałej części europejskich elit oddają zapewne słowa komisarza UE Thierry Brentona, który stwierdził: „Białoruś to nie Europa, leży na granicy Europy, między Europą a Rosją, a sytuacja nie jest porównywalna z Ukrainą czy Gruzją. Białoruś jest naprawdę silnie związana z Rosją, a większość społeczeństwa jest przychylna bliskim związkom z Rosją”. Oznaczać to może, że uznają oni, że Białoruś należy do rosyjskiej strefy wpływów i nie są skłonni tego naruszać, gdyż może to grozić wszelkimi możliwymi konsekwencjami, z wojną włącznie.
W sprawę wyborów na Białorusi ma być, właśnie na polski wniosek, włączone OBWE, co sprawi, że będzie bardziej liczył się głos Rosji w tej kwestii. Widać, że polskie władze są bardziej ostrożne niż władze Litwy. Polacy zachowują się bardziej wstrzemięźliwie i racjonalnie, gdyż do końca nie wiadomo jaki może być skutek obecnego zamieszania na Białorusi, a jest całkiem możliwe, że skończy się to przyspieszoną integracją tego kraju z Rosją i pojawieniem się rosyjskich wojsk i służb na granicy z Polską. Gdyby tak się stało, to wtedy wszyscy ci, co obecnie z niejakim entuzjazmem odnoszą się do zamieszania na Białorusi, mogą po czasie zauważyć, że sami najbardziej zaszkodzili własnym interesom, a sytuacja Polski się wskutek tego pogorszyła. Trzeba też brać pod uwagę fakt, że większość konkurentów Łukaszenki w wyborach ma rosyjskie koneksje, a jeden z nich, pan Walery Capkało, jeszcze przed wyborami, zwracał się do Putina by ten potępił „antyrosyjską politykę” Łukaszenki. Tenże Capkało zbiegł potem do Rosji, a następnie, poprzez Ukrainę, dotarł do Polski, gdzie na lotnisku odebrał go poseł PO Michał Szczerba. W Warszawie spotkał się on z, ustępującym właśnie, ministrem Czaputowiczem, jak też z marszałkiem Senatu oraz Adamem Michnikiem.
Wszystko do wygląda dostatecznie dziwnie by rozumieć, że w Polsce wydarzenia na Białorusi powinny wzbudzać ambiwalentne odczucia. Zwyczajnie trudno ocenić kto to organizuje, nakręca, i według jakich i czyich planów rozgrywa. Oczywistym jest, że trzeba okazywać pomoc ludziom poszkodowanym w wyniku tych wydarzeń, ale też trzeba utrzymywać kanały kontaktu ze wszystkimi stronami konfliktu, gdyż jego przebieg i ostateczny wynik jest, póki co, nieznany, a niewykluczone, że nasze interesy, jak też zamieszkałych na Białorusi Polaków, mogą ucierpieć, właśnie z powodu zbytniego zaangażowania po jednej stronie. Ustąpmy Litwie pierwszeństwa w popieraniu opozycji na Białorusi i życzmy sukcesu.
Stanisław Lewicki
No comments:
Post a Comment
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy