Brazil: Ponta Negra Beach in Manaus. Fot. Wikimedia commons |
AMEN - Biografia Naukowa Ryszarda Opary – Odcinek 75
Ameryka z drugiej strony, na południe od równika. Na zachód od Atlantyka.
Brazylia
To bardzo ciekawy, jeden z największych krajów świata (piąty, jeżeli chodzi o powierzchnię - po Rosji, Kanadzie, Chinach i USA) ale potencjalnie, to mógłby być kraj – potęga, największych możliwości. Ma wewnątrz wszystko: zasoby mineralne i naturalne, klimat i pogodę. Super powietrze i wodę. Problemem są jednak ludzie, którzy po prostu nie lubią pracować i całe życie, bez względu na status społeczny, myślą tylko o jednym: jak mieć dobre życie i jak się zabawić.
Brazylia zajmuje niemal połowę Ameryki Południowej ale przede wszystkim, albo moim zdaniem największym skarbem i cudem natury tego kraju...jest Amazonia; której obszary i dorzecza razem - to ponad 7.5 milionów kilometrów kwadratowych, czyli wielkość całej Australii.
Brazylia
To bardzo ciekawy, jeden z największych krajów świata (piąty, jeżeli chodzi o powierzchnię - po Rosji, Kanadzie, Chinach i USA) ale potencjalnie, to mógłby być kraj – potęga, największych możliwości. Ma wewnątrz wszystko: zasoby mineralne i naturalne, klimat i pogodę. Super powietrze i wodę. Problemem są jednak ludzie, którzy po prostu nie lubią pracować i całe życie, bez względu na status społeczny, myślą tylko o jednym: jak mieć dobre życie i jak się zabawić.
Brazylia zajmuje niemal połowę Ameryki Południowej ale przede wszystkim, albo moim zdaniem największym skarbem i cudem natury tego kraju...jest Amazonia; której obszary i dorzecza razem - to ponad 7.5 milionów kilometrów kwadratowych, czyli wielkość całej Australii.
Będąc patriotą - tej mojej drugiej ojczyzny i znając ją doskonale – wyobrażam sobie wspaniałość naszego kontynentu, gdyby się kiedyś udało... Antypody nawodnić Amazonką i jej tropikalną, nie spotykaną, gdzie indziej - pełnią życia. Kiedyś nawet, w latach swojej przedsiębiorczej świetności, przygotowałem projekt... zbudowania dorzecza amazonii w Australii... ale niestety nie znalazłem na to odpowiednich pieniędzy... ani też zrozumienia w znajomych sferach rządowych. Wszyscy raczej patrzyli na mnie – jak na oszołoma, marzyciela – i nie bardzo chcieli rozwijać tematu. Do dziś uważam, że nie mieli racji – i że prędzej czy później ten projekt stanie się koniecznością przetrwania życia w Australii...
Amazonia:
Jedną z moich pierwszych wycieczek do Brazylii, zacząłem od słynnego Manaus, gdzie też łączą się dwie rzeki, (Rio Negro i Sollimoes) - tworząc właśnie Amazonkę. Miasto jest olbrzymie obszarem, gęsto zaludnione - ale typowo dla Brazylii, niestety obecnie bardzo zaśmiecone i niepoukładane. Niemożliwością byłoby chyba tam żyć - dla kogoś kto się tam właśnie nie urodził...
Sława Manaus zaczęła się w XIX wieku, w erze kauczuku, który tak naprawdę gdzieś tam odkryto. Dzięki temu, Manaus, w krótkim okresie czasu, stało się mocarstwem gumy i kolonią bogactwa – (kauczuk wymieniano na złoto)... przeżywając okres, niespotykanej przedtem ani nigdy potem... prosperity. Tak wielkiej, że wtedy w Centrum miasta, no i w samym środku tropikalnej puszczy – zbudowano wspaniałą, klasyczną operę. Wzorowaną na mediolańskiej La Scali. Tam też zapraszano największych, światowych artystów – a w tamtych latach koniec XIX wieku, był to niesamowity koszt i wysiłek. Przecież transport był jeszcze oparty o konie – i to wcale nie mechaniczne. Nie było wtedy samolotów ani samochodów. Była już kolej, a raczej kolejka... a w niej...ludzie po bilety – na Toscę, Traviattę; Nabucco… Aidę... Cuda muzyki niesamowitości.
Obecnie opera jest już mocno zaniedbana, powoli upada; wraz z rozwojem kultury masowej - „POP” ale wokół jeszcze widać – zakurzone ślady wspaniałości, dawnej świetności.
W Manaus mieszka około 3.5 mln ludzi; klimat jest naprawdę tropikalny i gorący, który sprzyja rozwojowi chorób tropikalnych - wszelkiego rodzaju, roznoszonych przez owady. Zwłaszcza w tym bałaganie. Widziałem tam (chyba) szczury – wielkości kota... Trzeba naprawdę uważać.
Obecnie opera jest już mocno zaniedbana, powoli upada; wraz z rozwojem kultury masowej - „POP” ale wokół jeszcze widać – zakurzone ślady wspaniałości, dawnej świetności.
W Manaus mieszka około 3.5 mln ludzi; klimat jest naprawdę tropikalny i gorący, który sprzyja rozwojowi chorób tropikalnych - wszelkiego rodzaju, roznoszonych przez owady. Zwłaszcza w tym bałaganie. Widziałem tam (chyba) szczury – wielkości kota... Trzeba naprawdę uważać.
W Manaus jest też port, który w latach dawnej świetności miasta, oprócz produkcji kauczuku, był głównym miejscem pracy dla miejscowych. Stamtąd własnie wyruszyliśmy statkiem pasażerskim na wycieczkę po Amazonce, która zawsze pozostanie w naszej pamięci. Ta rzeka to jeden wielki świat, sam w sobie. Pełen wszystkiego: bogactw natury, kultury, tradycji, historii ludzkości - wielu cywilizacji oraz także niespodzianek. Tego nie da się opisać i nawet zrozumieć. To trzeba umieć przeżyć. Trzeba też na to myśli czasu.
Całymi dniami przesiadywałem na pokładzie naszego statku, czytając historię rzeki, wyobrażając sobie życie z czasów kultury Indian, potem konkwistadorów, potem historię powstania Brazylii. A jak wspaniałe są noce, pełne gwiazd, odgłosów życia tropikalnej puszczy – zmuszają człowieka wprost do zastanawiania się nad głębszym sensem tego wszystkiego. Niezapomniane uczucia wielkości, przemijania, istoty tego - co mieści się w skrócie naszego życia...
Nie mogłem zasnąć... Starałem się pojąć, zrozumieć sens życia Rzeki, która jest prawdziwym światem, samym w sobie - a jednocześnie światem nas wszystkich, stworzeń i bytów...całego Wszechświata.
Z Manaus do ujścia Amazonki do Atlantyku w Belem jest ok 2,500 km, płynie się, z przystankami - 2 tygodnie. Ponoć całe rozlewisko, (delta Amazonki u ujścia) ma ponad 200km szerokości, w niektórych miejscach rzeka jest jak morze – nie widać brzegów.
To niesamowity ogrom rozmaitych form życia i przestrzeni.
Czasami wieczorami, przy świetle gwiazd, siadaliśmy też razem przy ognisku w Indiańskiej wiosce. A kiedy nie widać rzeki, która zasłania wszystko i posłucha się opowiadań potomków Indian, ludzi prostych ale zupełnie innych – cały świat staje się też całkiem inny – natychmiast się zmienia. Wtedy, nie trzeba nawet znać języka. I tak wiadomo o czym mówią Indianie. O swojej historii oraz obecnej codzienności. Problemach życia ze zdobywaniem jedzenia, uprawą roślin, zbiorem plonów, łapaniem ryb. Ich ubranie, tradycje sposób życia, priorytety są inne od naszych – ale uczucia...być może... takie same.
To niesamowity ogrom rozmaitych form życia i przestrzeni.
Czasami wieczorami, przy świetle gwiazd, siadaliśmy też razem przy ognisku w Indiańskiej wiosce. A kiedy nie widać rzeki, która zasłania wszystko i posłucha się opowiadań potomków Indian, ludzi prostych ale zupełnie innych – cały świat staje się też całkiem inny – natychmiast się zmienia. Wtedy, nie trzeba nawet znać języka. I tak wiadomo o czym mówią Indianie. O swojej historii oraz obecnej codzienności. Problemach życia ze zdobywaniem jedzenia, uprawą roślin, zbiorem plonów, łapaniem ryb. Ich ubranie, tradycje sposób życia, priorytety są inne od naszych – ale uczucia...być może... takie same.
Przyglądałem się wiele razy ich twarzom, gestykulacji, mowie ciała. Moja konkluzja była prosta: Oni wszyscy chcą żyć w swoim świecie, cieszyć się zdrowiem; posiadaniem czegoś co daje im codzienna walka o bezpieczeństwo, przynajmniej w ich świecie, który jest przecież zupełnie inny. Oni nie chcą naszego świata ani naszej cywilizacji. Chociaż ci ludzie na pozór – może nawet są tacy sami a jednak moim zdaniem całkowicie inni.
Pamiętam, jak w jednej takiej wiosce, były jakieś uroczystości z okazji jakiejś tam wygranej batalii, z dawnej przeszłości i świetności. Mężczyźni ubrani w liściach tropiku, pomalowani groźnie na twarzach, trzymając broń ręczną, pohukiwali gromko i tańczyli w rytm bębnów – ludowy rytuał wojenny. Kobiety „topless” zawodziły „ichnie dumki”. Szukałem w myśli odpowiedzi i porównań – do znanych nam rytuałów współczesności. Nie odniosłem żadnego sukcesu myślowego. Pomyślałem... to przecież też ludzie. Zbudowani niby tak samo ale jakże całkowicie inni umysłowo. Czy można to zdefiniować... że oni są dzikusami?
Zapytałem naszego przewodnika, pół żartem i pół serio: „Czy w tych stronach bywają jeszcze ludożercy?” On spojrzał na mnie i odpowiedział: „Nie - ostatniego myśmy, wczoraj - wszyscy zjedli”.
Głównym miastem portowym u ujścia Amazonki do Atlantyku jest Belem, miasto na wysokiej skarpie - bardzo ciekawe i historyczne; pełno zabytków ale również niesamowitego bałaganu rzeczy i ludzi...
Wybrzeże Atlantyku w Brazylii jest przepiękne krajobrazowo; wszystkie cuda ziemi i natury są niemal wszędzie; na porządku dnia i nocy. Miasta takie jak:Fortaleza, Salvador, Porto Alegre, Sao Paulo no i oczywiście centrum kraju - Rio de Janeiro. Życie tam jakby nieustannie trwa i bije. Zmienia się tylko wszystko to co nad nami. Niebo – raz pełne słońca; po godzinach przekształca się w czerń między gwiazdami a księżycem. A życie bije i trwa.
W rytm perkusji, którą ktoś tam wiecznie bije i samby, którą słychać w ludziach i wokół.
Momenty ciszy przerywane sa tylko odgłosami nieustannej motoryzacji a z dala od miast odgłosami dżungli...
Niesłychanie ciekawe; przyrodniczo, krajobrazowo cudem przyrody są lasy i rzeka w Serra do Mar, niedaleko San Paulo na wybrzeżu Atlantyku. Zajmująca setki tysięcy hektarów prawdziwej natury, subtropikalnej dżungli. Niestety cywilizacja niszczy z uporem to co najpiękniejsze. Wycinka drzew w lasach parku Serra do Mar, jest najlepszym przykładem bezsensowności naszego świata.
Warto więc może...zanim nastąpi koniec, wybrać się tam, i przez kilka dni popatrzeć...na kolory przyrody posłuchać szumów drzew, harmonii wodospadów w tle śpiewu ptaków, przerywanych czasami przez poryki dzikich zwierząt – życie nieustające w sobie. Od wschodu do zachodu.
Spędziłem tam kilka dni sam, w namiocie, na biwaku natury. Żyjąc na wodzie i owocach; myjąc się w strumieniu – spacerując po wzgórzch i nieznanych; rozmyślając o istnieniu w absolutnym milczeniu... pierwszy raz w życiu zrozumiałem, że własciwie niepotrzebny jest mi zegarek. Wystarczy, że spojrzę na słońce albo niebo, odcień dnia czy nocy... zawsze wiedziałem, która jest godzina. (Nigdy sie nie pomyliłem).
Myślałem zresztą, że już jestem w innym świecie; czasami wprost mi się zdawało, że już nie żyję... i gdyby nie komary..., które przywoływały mnie do realiów codzienności - pozostałbym tak, tam na dłużej.
Opłynąłem całą Amerykę Południową w swoim życiu dwa razy, w tę i nazad. To niesamowite przeżycie, świat całkowicie nieznany dla europejczyka – ale oczywiście nie tylko oceany są imponujące. Cała ziemia i kraje Ameryki Południowej są niesłychanie inne oraz niespotykanie ciekawe...
Warto więc może...zanim nastąpi koniec, wybrać się tam, i przez kilka dni popatrzeć...na kolory przyrody posłuchać szumów drzew, harmonii wodospadów w tle śpiewu ptaków, przerywanych czasami przez poryki dzikich zwierząt – życie nieustające w sobie. Od wschodu do zachodu.
Spędziłem tam kilka dni sam, w namiocie, na biwaku natury. Żyjąc na wodzie i owocach; myjąc się w strumieniu – spacerując po wzgórzch i nieznanych; rozmyślając o istnieniu w absolutnym milczeniu... pierwszy raz w życiu zrozumiałem, że własciwie niepotrzebny jest mi zegarek. Wystarczy, że spojrzę na słońce albo niebo, odcień dnia czy nocy... zawsze wiedziałem, która jest godzina. (Nigdy sie nie pomyliłem).
Myślałem zresztą, że już jestem w innym świecie; czasami wprost mi się zdawało, że już nie żyję... i gdyby nie komary..., które przywoływały mnie do realiów codzienności - pozostałbym tak, tam na dłużej.
Opłynąłem całą Amerykę Południową w swoim życiu dwa razy, w tę i nazad. To niesamowite przeżycie, świat całkowicie nieznany dla europejczyka – ale oczywiście nie tylko oceany są imponujące. Cała ziemia i kraje Ameryki Południowej są niesłychanie inne oraz niespotykanie ciekawe...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy