Alegoria zwycięstwa 1920. Obraz Zdzisława Jasińskiego Fot. Wikimedia Commons - public domain |
Wojny z każdej strony (w tym jedna o wszystko)
Odrodzone w 1918 państwo polskie miało trudne początki. Na każdej niemal granicy musiało zmierzyć się zbrojnie z jakimś przeciwnikiem. Z Niemcami przyszło walczyć o Wielkopolskę (1919) i Śląsk (1919-1921), z Ukraińcami o Lwów i Galicję WSch. (1918-1919), nawet z Czechami nie uniknęliśmy krótkiej wojny o Śląsk Cieszyński (1919). Najważniejszą wojną była jednak ta z Rosją Radziecką (1919-1920), bo tam nie szło o jakiś mniejszy lub większy region, ale o samo istnienie niepodległego państwa.
Rosja Radziecka od 1918 była bowiem państwem dążącym do “eksportu rewolucji” i narzucenia innym krajom swojego modelu ustrojowego, tzn. “dyktatury proletariatu” (a w rzeczywistości rządów monopartii). Przy tym w pierwszych latach nowego ustroju kraj ten pogrążył się w wojnie domowej czerwonych (zwolennicy rewolucji) z białymi (jej przeciwnicy).
Piłsudski-Denikin, czyli grzech zaniechania
Już zimą 1919 doszło do pierwszych starć Polski z Rosją Radziecką (na terenie dawnego Wlk.Ks.Litewskiego, a dzisiejszej Białorusi), na wiosnę natomiast Polacy wyzwolili Wilno. (Słowo wyzwolenie jest tu właściwe, bo Polacy w tym mieście stanowili jakieś 60% ludności, krótkie rządy bolszewików dały sie miejscowym we znaki, a czerwoną władzę popierała li tylko żydowska biedota.)
Szybko więc nasunęła się kwestia – jakie stanowisko ma zająć Polska w rosyjskiej wojnie domowej ? Wspierać raczej białych, raczej czerwonych, czy też po prostu poczekać, aż obie strony nawzajem się wykrwawią ?)
Jak wiadomo, wódz naczelny J. Piłsudski wybrał opcję trzecią. Z dzisiejszej perspektywy wiadomo, że był to ciężki błąd.
Mówiąc kościelnym językiem, doszło tu do “grzechu zaniechania” (czyli braku potrzebnego działania), a winnym był nie tylko sam Piłsudski, ale (bardziej nawet) przywódca białych gen. A. Denikin (zresztą po matce pół Polak). Piłsudski wyobrażał sobie, że jest w stanie bić białych i czerwonych, jak tylko chce, i właściwie jest panem sytuacji (późniejszy przebieg wydarzeń pokazał, jak bardzo się mylił).
Denikin natomiast miał obsesję “jednej, wielkiej i niepodzielnej Rosji” (tak jakby nie zauważył rewolucji i faktycznej klęski swojego kraju w wojnie z cesarskimi Niemcami). Łaskawie zgodził się na Polskę do linii Bug-San (tak jakby to on rozdawał karty, a nie sam potrzebował pomocy), i to najchętniej w jakimś związku z Rosją (a przynajmniej w ścisłym sojuszu wojskowym). Nic więc dziwnego, że na Piłsudskiego (pochodzącego z Kresów, i byłego syberyjskiego zesłańca) podobne uwagi działały jak płachta na byka.
Nic więc nie wyszło z porozumienia republikańskiej Polski i białej Rosji. Na wielką szkodę obydwóch narodów, jak miała pokazać późniejsza historia. Zawinili przywódcy po obu stronach, przy czym bardziej winny był jednak Rosjanin (będąc w sytuacji petenta, upierał sie przy żądaniach niedopuszczalnych dla drugiej strony).
Ukraina Petlury, czyli zła karta
W 1920 Polska wznowiła wojnę z Rosją Radziecką. Miała do wyboru uderzenie na Białoruś albo na Ukrainę. Wybrała to drugie, a to ze względów politycznych. Otóż Piłsudski liczył na układ z ukraińskim rządem atamana S.Petlury, który miał pociągnąć swój naród do wspólnej walki przeciwko bolszewikom.
Nic z tego nie wyszło. Ukraińcy mieli już po prostu dość ciągłego wojowania (w 1917-1920 sam Kijów kilkakrotnie przechodził z rąk do rąk – białych, czerwonych, różnych przywódców ukraińskich), poza tym nie docenili bolszewickiego zagrożenia. Trudno się dziwić, był to bowiem wówczas naród biedny i większości niepiśmienny.
Polska wyprawa na Kijów (kwiecień 1920) przyniosła wprawdzie czasowe zajęcie miasta, i defiladę polskich wojsk, masowe poparcie ukraińskiej ludności okazało się jednak iluzją. Szybko nastąpił radziecki kontratak (czerwiec 1920), i przyszło się wycofywać do Polski, zwłaszcza że przeciwnik wybrał najkrótszą i najprostszą drogę – tą przez Białoruś.
Można więc powiedzieć, że Piłsudski postawił na złą kartę, wybierając sojusz z Petlurą (któremu najzwyczajniej brakowało poparcia we własnym kraju). Na korzyść ukraińskiego przywódcy można zapisać jedno – ten przynajmniej nie wysuwał urojonych żądań jak Denikin, i zrzekł się roszczeń do Galicji i Lwowa.
Rozgrywka o wszystko, wygrana zespołowa
Wkrótce (sierpień 1920) doszło do starcia na przedpolach Warszawy, gdzie stawką było już przetrwanie samego polskiego państwa. Kluczową rolę odegrało kilka czynników. Po pierwsze, sprawne dowodzenie najwyższego rangą generała w stolicy … nie Piłsudskiego wcale, był nim bowiem szef sztabu gen T.Rozwadowski. Po drugie, polski wywiad złamał szyfry przeciwnika, dzięki czemu orientował się w jego ruchach. Po trzecie, rząd ludowca W.Witosa potrafił zmobilizować ludność chłopską do obrony kraju, ta zaś grupa posłuchała przywódcy, odbieranego na wsi jako “swój chłop”.
Tak czy owak, natarcie Rosjan zostało powstrzymane pod Radzyminem, kontratak Polaków 16 sierpnia przesądził o losach bitwy, zmuszając przeciwnika do odwrotu. Stolica i niepodległość zostały uratowane. Mało kto wiedział, że tuż przed bitwą Piłsudski … złożył dymisję z funkcji naczelnego wodza (!!!) na ręce Witosa, który jednak przytomnie zamilczał sprawę, by uniknąć paniki i demoralizacji wojska. Co też sie zresztą udało, dzięki rozsądkowi premiera.
Węgierska pomoc
Czy ktoś pomógł Polakom w tych kryzysowych dniach ? Tak, i był to jeden jedyny kraj. Idzie tu o Węgry, które w sam przeddzień bitwy dostarczyły Polsce 20 mln sztuk amunicji (wyładowanej w Skierniewicach). Węgrzy mieli już doświadczenie z bolszewizmem (komunistycznej dyktatury doświadczyli sami, przez 4 miesiące w 1920), poza tym zdawali sobie sprawę, że wygrana Rosji Radzieckiej zagrozi w przyszłości ich własnemu krajowi. Postąpili dużo mądrzej od Czechów, którzy … nie przepuścili transportów z zaopatrzeniem do Polski. Zachowali się zaś o niebo rozumniej (i uczciwiej) niż Litwini, którzy … skwapliwie przepuścili Rosjan przez swoje terytorium, w zamian za obietnicę późniejszego przyłączenia Wilna do ich państwa. Że owo Wilno byłoby w takim wypadku co najwyżej stolicą litewskiej republiki radzieckiej, tego już mózgi polityków z Kowna nie ogarnęły.
Historia uczy nas i w tym wypadku, że prawdziwych przyjaciół (tych poznawanych w biedzie) mamy nielicznych, za to dość blisko, bo nad Dunajem.
Grzech zaniechania po raz drugi
Po zwycięskiej bitwie Polacy “poszli za ciosem” i jeszcze raz pobili czerwonych Rosjan nad Niemnem (wrzesień 1920). Oznaczało to zajęcie Kresów w okolicy Grodna. Już w październiku 1920 Polacy zgodzili się na rozejm, i rozpoczęli rozmowy pokojowe (zakończone w marcu 1921 traktatem pokojowym w Rydze). O ile Polska była wyczerpana długą wojną, o tyle można żałować, że polska ofensywa nie trwała nieco dłużej.
Na Krymie broniły się bowiem resztki białych, dowodzone przez gen. P. Wrangla. Był to nie gorszy wojskowy od Denikina, a zdecydowanie lepszy od niego polityk (nie odstraszała go ani Polska w szerokich granicach, ani wizja reformy rolnej na południu Rosji). Czerwoni nie ukrywali, że chcą szybkiego zakończenia walk z Polakami, właśnie po to by rozprawić się z “czarnym baronem”, jak określali Wrangla w swojej propagandzie. Co też im się niestety udało. W listopadzie 1920 nastąpił upadek Krymu (pod naporem dużo liczniejszych czerwonych), a Wrangel po ewakuacji resztę życia spędził jako emigrant. Upadek Krymu umożliwił zaś Rosji Radzieckiej inwazję na Gruzję (luty-marzec 1921) i późniejsze włączenie jej do swojego państwa.
Ostatni “grzech zaniechania” obciąża już nie do końca Piłsudskiego, ale bardziej negocjatorów traktatu w Rydze (pod kierownictwem S.Grabskiego). Była tam realna możliwość negocjować o Mińsk i Kamieniec Podolski, które to miasta pozostały tuż za radziecką granicą. Kilkanaście lat po traktacie tamtejsi Polacy masowo padali ofiarami stalinowskich represji (1937-1938).
Co by było, gdyby ?
Warto zadać sobie pytanie – a co stałoby się z Polską w razie porażki ? Otóż czekałby nas ponury los, a podpowiedzi udzielają losy wschodniej Białorusi czy Ukrainy (włączonych do radzieckiego państwa po 1920). W czasie bitwy istniał już zresztą marionetkowy rząd Polskiej Republiki Rad (bo taki twór państwowy planowali bolszewicy) pod wodzą J.Marchlewskiego, Feliksa Kohna i Feliksa Dzierżyńskiego (tak, to ten sam – komendant CzeKa i organizator masowych represji). PolRewKom, bo tak po rosyjsku określano marionetkowy twór, zaczął już w lecie 1920 “czerwony terror” w Białostockim (wkrótce przerwany przez polski kontratak).
Gdyby Polska przegrała w 1920, czekałby ją los Ukrainy (republika związkowa w składzie radzieckiego państwa) albo co najwyżej Mongolii (państwo marionetkowe, całkowicie zależne od protektora). Zaraz po kampanii nastąpiłyby represje przeciw dotychczasowym elitom (szlachta, kler, ziemiaństwo, inteligencja). Kto z tych warstw nie uciekłby za granicę, ten straciłby wolność albo i życie.
Po krótkim okresie NEP (tolerowania prywatnej inicjatywy) w latach 20. nadeszła by epoka stalinizmu z lat 30. w jego najgorszym wydaniu przymusowa kolektywizacja, rusyfikacja, masowy terror i represje. Operacja polska NKWD (jaką znamy z historii “dalszych Kresów”) nastąpiłaby w większej skali, a jej ofiary (zabite, uwięzione czy deportowane) liczylibyśmy nie na dziesiątki, a na setki tysięcy.
Doszłoby do znacznej rusyfikacji ludności wielkich miast, a skład narodowy lokalnych elit zmieniłby się na trwale. Wielki głód (wywołany sztucznie, przez rekwizycje zboża !) mógłby zdarzyć się w latach 30. i u nas.
Jednym słowem, gdyby nie zwycięstwo w 1920, Polska przypominałaby dziś Ukrainę. Że się tak nie stało, to już zasługa samych Polaków, którym w owym czasie chciało się bić o własne państwo (inaczej niż ukraińskie chłopstwo, jak się już wyżej rzekło).
Autor artykułu nie wierzy natomiast w tezę, że w 1920 Polacy “uratowali pół Europy” (jak to można tu i ówdzie dziś usłyszeć). W 1920 Armia Czerwona nie była ani w przybliżeniu tak silna jak w 1945 (w bitwie pod Warszawą nie miała ani jednego samolotu !). Rewolucję światową bolszewickie przywództwo mogło sobie i wtedy planować, ale na całe szczęście, byli jeszcze na to za słabi. Już w 1919 miejscowi (głównie żydowscy) bolszewicy urządzili rewolucje w Bawarii i na Węgrzech, obie szybko stłumione – w pierwszym wypadku siłami niemieckiej prawicy, w drugim przez czesko-rumuńsko-francuską interwencję. Taki sam scenariusz mógłby nastąpić, gdyby bolszewicy poszli na Berlin, Pragę i Wiedeń.
Kto wygrał dla Polski bitwę ?
W czasach PRL wojna 1920 była przemilczana lub nazywana “najbardziej zbędną wojną XX wieku” (!!!), a po 1990 mamy do czynienia z kultem postaci J.Piłsudskiego, kreowanego na wojskowego geniusza i głównego twórcę zwycięstwa.
Przeciwnicy marszałka podkreślają jego dziwne zachowanie w historycznym sierpniu (dymisja i wyjazd ze stolicy !), podnoszą zasługi gen. Rozwadowskiego (poniekąd słusznie), a już przed wojną ówczesna NDecja ukuła nieszczęsne określenie [cud nad Wisłą], które pokutuje w polskiej debacie do dziś.
Stąd też świętowanie rocznicy bitwy 15 sierpnia (święto maryjne) zamiast 16 sierpnia (faktycznie przełomowy dzień), czy podkreślanie postaci ks. Skorupki (faktycznie odważny kapelan, jego śmierć nie miała jednak wpływu na wynik bitwy).
Współtwórcą wygranej był niewątpliwie wódz naczelny J.Piłsudski (choć można złośliwie zauważyć, że jego główna zasługa to trafne nominacje najważniejszych podwładnych). Polityk ten jako Naczelnik Państwa (1918-1922) nie grzeszył ani pazernością, ani nadużywaniem władzy, i w tamtym trudnym okresie raczej dobrze sie zapisał. (Inny rozdział to rządy sanacji po 1926, który autor ocenia bardzo krytycznie).
Drugim bohaterem tamtych dni jest szef sztabu gen.T.Rozwadowski, w krytycznych dniach najwyższy rangą wojskowy w stolicy. To jego energia i zdecydowanie ułatwiły zatrzymanie bolszewików pod Warszawą. (Życie dopisało smutny epilog – wkrótce po 1926 zmarł w podejrzanych okolicznościach, zapewne przy “pomocy” sanacyjnych władz).
Trzeci zasłużony przywódca to gen. J.Haller, organizator armii ochotniczej i dowódca północnego frontu. To jego zasługą było przywrócenie w armii wysokiego morale i woli walki, jak również wzmocnienie liczebne armii w przeddzień decydującego starcia.
Warto również wymienić premiera W.Witosa, szefa rządu w tych krytycznych dniach. Jego polityczny rodowód (PSL Piast) i przytomne zachowanie (przemilczenie dymisji Piłsudskiego) ułatwiły przyciągnięcie do wojska ludności chłopskiej (wtedy stanowiącej ponad 60% populacji kraju). I jemu sanacja nie odpłaciła dobrze, czyniąc z niego emigranta uchodzącego przed wyrokiem (po 1930).
O roli wywiadu (i złamania radzieckich szyfrów) już się tu rzekło, a jeszcze jednym zbiorowym zwycięzcą jest “praca u podstaw” (którą na wsi wykonali ludowcy i endecy). Kto zna historię XIX w. ten pamięta o rabacji galicyjskiej 1846, czy obojętnej postawie chłopstwa w powstaniu 1863 (zupełnie tak samo potraktowali Ukraińcy Petlurę, jeszcze w 1920).
Na szczęście w 1920 polscy wieśniacy byli już inni od swoich dziadków i pradziadków. Tu już mamy Polaków, a nie tylko “katolików i tutejszych”. Ci ludzie już nie znali pańszczyzny, czytali w polskim języku, i wiedzieli że walczą o swoje.
W każdym razie – dzień 15 sierpnia można i trzeba świętować, bo to zwycięstwo zapewniło nam wolność (ledwie na 20 lat, ale dobre i to). Inaczej niż taki np. 1 sierpnia, który obchodzimy z wielką pompą, choć ten dzień wcale na to nie zasługuje.
Michał Wirtel
konserwatyzm .pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy