Centrum Tokio. Fot. K.Bajkowski |
AMEN - Biografia Naukowa Ryszarda Opary – Odcinek 71
Daleki Wschód – to najbardziej zaludniony obszar świata, tworzą go kraje Chiny, Japonia; Korea Północna no i Południowa; Taiwan, oraz kraje Półwysepu Indochiński (Indonezja, Malezja) a na południu Filipiny; Nowa Gwinea – potem tylko Polinezja na różnych szerokościach, rozpoztarta szeroko wyspami raju i koralów na spokojnych wodach Pacyfiku.
Kilka słów i chwil filozofii na tematy prozy podróżowania...
Podróżując po całym niemal świecie...zawsze z największą ciekawością, oglądam różne odmiany inności, na rozmaitych obszarach i w różnych klimatach globu. Pomimo, że przecież tak na pozór - struktury globu wydają się być takie same. Jest nasza ziemia, różnych rodzajów i odcieni, pokryta częściowo śniegiem i lodem ale głównie bujnościami natury, na której... i z której - wszystko żyje.
Jest woda ukrywająca w swych mokrych przepaściach rośliność i inne formy życia tlenowego oraz jest powietrze, które wszyskie istnienia zaopatruje w ten... w tlen. A przy okazji, dostarcza inne gazy i opary potrzebne życiu.Te wszystkie podstawowe parametry, są platformą początków i końca... każdego bytu i istnienia. I niby wszystko jest inne – a jednak takie same – nawet różnice potwierdzają tę samą genezę...
Azja południowo wschodnia; domena jednej, niby tej samej rasy ludzkiej, jest niejako identyczna a jednak... jak różne np. są Chiny – odmienne od Japonii czy też Indonezji.
No i jak całkowicie różne są kraje indyjskie – od ludzi, cywilizacji Bliskiego Wschodu.
Jak całkowicie odmienna jest Rosja –ta wschodnia, azjatycka – od wszytkich pozostałości Azji. A przecież...to niby ten sam kontynent, niby to samo wszystko a jednak jak inne są tak naprawdę te cywilizacje, regionów de facto sąsiadów.
Podobne wrażenie mam podróżując po Europie, która przecież bardzo podobna jest cywilizacyjnie a nawet kulturowo i mentalnie a jednak diametralnie różna – w każdym niemal jej zakątku. Ludzie niby tacy sami a jednak całkowicie inni...
Byłem wiele razy w Paryżu, Londynie, Rzymie, Madrycie. Prywatnie u znajomych lub hotelach, bardzo eleganckich domach i wytwornych lokalizacjach. Cudowne miasta, zabytki, historia, tradycje. Wszystkie różnice stanowią ludzie. Ich wielowiekowe tradycje, różne doświadczenia..., czasem wspólnoty interesów, czasem całkowitej różnicy, które stwarzają np. konflikty wojenne.
Zawsze obco czułem się w Paryżu i Londynie a jakoś dziwnie rodzinnie, przyjaźnie w Rzymie, Italii czy Atenach. Na pewno nie jest to kwestia języka czy kultury. O tym wszystkim decydują ludzie, ich wiara i tradycje; religia i zwyczaje. Oni są przecież... przenośnikami stylów życia, na naszej planecie.
Wracając z dygresji lotów ptaka, na ziemię Dalekiego Wschodu...
Japonia:
To moim zdaniem wcale nie „kraj kwitnącej wiśni” – byłem tam wiele razy, szczególnie nawet wiosną i jeździłem specjalnie po terenach wiejskich – nigdy tych drzew, moich ulubionych owoców, w stanie kwitnienia nie widziałem.
Miasta Japonii Tokyo, Osaka, Yokohama są wielkie, imponujące – ale zupełnie nie w moim stylu. Olbrzymi ruch na drogach, no i korki... niekończące się korki. Moim piewszym wrażeniem, kiedy byłem pierwszy raz w Tokyo – na początku lat 90-tych, było to, że tam w Japonii, jakby nigdy, nikt nie pracował... a wszyscy tylko w kółko... jezdzili samochodami.
W Japonii byłem pierwszy raz w 1989 roku...
Zatrzymałem się Hotelu InterContinental ANA, w samym Centrum, celowo...tak żeby było wszędzie blisko. Miałem pokój na 58 piętrze, więc widok na miasto był wspaniały, choć niebo nieco zachmurzone smogiem. Szczególnie nocą, która była bezchmurna – mimo tego gwiazdy w sumie mało widoczne.
Rano po znakomitym zresztą śniadaniu, poszedłem do recepcji zapytać o drogę do Hotelu Akasaka, w której odbywała się międzynarodowa konferencja na temat: "Tradycyjnej Medycyny Japońskiej". Tam, ładna i młoda ale kiepsko po angielsku mówiąca kobieta, poinformowała mnie, że najlepiej wziąć taksówkę. Poprosiłem ją więc...aby zamówiła ją dla mnie za pół godziny. Jechałem do Hotelu Akasaka, chyba w sumie ze dwie godziny, stojąc bezsensownie w korkach i smrodzie spalin... Na dodatek, taksówkarz, miał cały czas otwarte okno i palił papierosy. Kiedy go poprosiłem aby przestał i zamknął okno...on się do mnie... uśmiechnął. Niestety mój Japoński wtedy był kiepski. (Teraz znam kilka przekleństw).
Kiedy wreszcie dotarliśmy do celu mojej podróży - Hotelu Akasaka, wyszedłem dość zmęczony i prawdę mówiąc także poddenerwowany – jako, że byłem około godziny spóźniony na otwarcie konferencji. Sam hotel był w ładnym parku, chciałem więc wykonać kilka głębszych wdechów, dla dotlenienia. Spojrzałem w bezchmurne niebo... i co zobaczyłem - drapacz chmur - Hotel InterContinental, ten sam w którym nocowałem i który był zaledwie kilkaset metrów od Hotelu Akasaka, po drogiej stronie autostrady, spacerkiem przez park... pewnie z 10 minut. Nie mogłem pojąć dlaczego nie powiedziano mi o tym w Recepcji Hotelu...
Byłem zły. Ale cóż...nie było wtedy jeszcze GPS-ów. (Nawet blogerów o takim nicku...)
To smutne doświadczenie, jak pamiętam kosztowało mnie wtedy również około $200.
Taksówki są w Tokyo dość drogie.
Nocą następnego wieczoru, było małe „trzęsienie ziemi”...To niesamowite wrażenie, kiedy jest się wysoko, na 58 pietrze a Twój budynek, z pokojem i łóżkiem buja się w obłokach.
Zszedłem do recepcji (windy w tym czasie nie działały), tak na wszelki wypadek...Tam mnie poinformowano, że budynek jest całkowicie odporny na trzęsienia ziemi... i że nie mają pokojów niżej, jako, że Hotel zajmuje powierzchnię powyżej... 50-tego pietra. Żebym wrócił do pokoju i spokojnie wypoczywał. Ja jednak poszedłem sobie na spacerek, do parku i chodziłem tam do rana. Od tamtej pory jednak, zawsze staram się mieszkać (jak mozliwe) na najniższych piętrach...
Podczas następnego pobytu w Japoni (w Osaka) w roku 1991, wieczorem, po konferecji, byłem zaproszony na „męskie spotkanie”. Myślałem, że pójdziemy gdzieś na kolacje, może potem do klubu...na drinka. Tymczasem, poszliśmy od razu do jakiegoś klubu z „gejszami”. Owszem, one serwowały rozmaite napoje, ale ich głównym zadaniem było zaspokajanie innych potrzeb, typowo męskich...
Nie brałem w tym udziału, byłem tam...tylko siłą rzeczy obserwatorem. Nie miałem innego wyjścia, mogłem może patrzeć w sufit ale tam zamiast gwiazd byly lampy... Nie mogłem zamknąć oczu. Tak z ostrożności...
Otóż kobiety te, bardzo zresztą ładne i zgrabne, ubrane w tradycyjne stroje, po zaserwowaniu drinków (podobno zawierających także, różne zachęty „afrodyzjackie”), rozpoczynały egzotyczne tańce biodrami i rękami wschodu, każda przed swoim delikwentem...tracąc, jakoś przy okazji, niekóre części garderoby. Zostawały tylko w lekko „przezroczystych kimonach”, ale ubrane. Następnie (po kilku minutach), przystępowały
do tzw. „robót ręcznych”... jakby sprawdzając gotowość delikwenta, do dalszej zabawy.
A kiedy już miały pewność co do żołnierskiej pozycji „na baczność”, odwracały się...i siadały na rozkoszach ciała. Siedziały tam aż do pozycji „spocznij”. Ciekawą rzeczą był taki fakt, że pomimo iż muzyka egzotyki ciągle grała, one nie ruszały się wcale... Podobno tylko ściskały swoją kobiecością, aż do skutku...
Nie brałem w tym udziału, tylko jako kibic z dala... byłem cichy i bezwonny; delektując się kilkoma kieliszkami - niestety ciepłego sake. Taka już moja natura – ja tak nie potrafię.
Nidgy w życiu nie byłem w burdelu, chociaż całe życie, w większości o coś takiego (w przenośni) się ocieram... Mówię teraz o biznesach i polityce.
Japonia to kraj nie z mojej bajki. Byłem tam jeszcze kilka razy, w interesach raczej z konieczności. Wracałem do "kraju kwitnącej wiśni" - zawsze z niechęcią.
Ryszard Opara
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy