Prezydent Andrzej Duda na wiecu wyborczym w Skoczowie Fot. printsreen YT |
Omówmy, po kolei, system władzy Kaczyńskiego, rolę Dudy jako Prezydenta w tym systemie, obecną politykę krajową i zagraniczną oraz rolę tematów obyczajowych (LGBT) w kampanii i po niej. Teza brzmi: Duda musi odejść i w ten sposób trzeba ograniczyć władzę Kaczyńskiego w Polsce.
System władzy Kaczyńskiego i obozu rządzącego
System władzy Kaczyńskiego oparty jest na idei centralnego ośrodka dyspozycji politycznej. Ta idea była przez lata tylko marzeniem i teorią Kaczyńskiego, ale po 2015 r. została wprowadzona w życie. W myśl tej idei, centralny ośrodek (w zasadzie, jeden człowiek) wydaje dyspozycje różnym organom państwowym. Mogą to być: parlament, rząd, sądy, administracja, etc. Te dyspozycje są przekładane na formalne akty wydawane czy dokonywane przez oficjalne organy. Po 2015 r. udało się tę ideę zrealizować. Kaczyński i jego partia czy obóz rządzący przejęli parlament, rząd, urząd Prezydenta, prokuraturę, służby specjalne, administrację, sądownictwo, media publiczne i spółki państwowe, itd. PiS wygrywał wybory, trzeba mu tu przyznać. Była słynna walka o Trybunał Konstytucyjny, Krajową Radę Sądownictwa, Sąd Najwyższy czy prezesów sądów niższych. Wszystkie te reformy w sądownictwie miały tylko personalny charakter. Chodziło o wymianę tzw. tamtych na tzw. swoich. Kaczyński wygrał tę walkę. Nie pomogły naciski Unii. I tak jest też w innych organach, np. w Najwyższej Izbie Kontroli. Tu także jest reforma personalna.
Władza Kaczyńskiego okazuje się być ogromna. Decyzje wcale nie zapadają w Sejmie czy w rządzie, ale na ul. Nowogrodzkiej, w siedzibie partii rządzącej. Ścisłe kierownictwo partii pod egidą Kaczyńskiego decyduje. Zapewne decyduje on sam osobiście o wielu sprawach państwowych. Zwykły-niezwykły poseł, który jest szefem partii rządzącej, podejmuje najważniejsze decyzje w państwie i te o kierunku aktywności państwa. Nie ponosi żadnej odpowiedzialności konstytucyjnej czy politycznej ani prawnej za swoje działania i decyzje. Jest faktycznym szefem państwa i faktycznym szefem rządu. Jest także faktycznym parlamentem. Ma wpływy w najwyższych organach sądowych poprzez swoje tzw. odkrycia towarzyskie czy osoby zaufane, wierne linii partii rządzącej. Uległy jest TK. Oczywiście, ów hegemon nie zajmuje się każdą sprawą w państwie, nie ma na to czasu, a i nie wszystko go interesuje. Interesuje go władza. Chce być w historii. Chce być „emerytowanym zbawcą narodu”. Marzył o tym już 25 czy 30 lat temu („Ja najbardziej chciałbym być szefem, silnej, bardzo wpływowej, współtworzącej albo tworzącej rząd partii”, rzekł w 1994 r.). Marzenia zrealizowały się w 200 %. Jego wpływy w systemie konstytucyjnym czy politycznym są ogromne, a jego dyrektywy czy dyspozycje są ważniejsze niż reguły pisane polskiego systemu konstytucyjnego.
System władzy Kaczyńskiego to wodzowska demokracja populistyczna. Odbywają się wybory i nie są fałszowane. Jest jeden wódz, ale jest on nieodpowiedzialny konstytucyjnie czy politycznie. Steruje z tylnego siedzenia. Populizm w tej demokracji polega na tym, że ludziom obiecuje się transfery socjalne, by pozyskać ich głosy; że dzieli się obywateli na lepszych i gorszych i że gra się na lękach i uprzedzeniach. Nie jest to system zły dla Kaczyńskiego. On rządzi, choć Prezydentem jest Duda, a premierem jest Morawiecki.
Kaczyński jest makiawelicznym, cynicznym graczem. Gdy tak mu pasowało w 2005 r., to mówił w kampanii prezydenckiej, że nie może być tak, iż jest monopol jednej partii i ona zajmuje najważniejsze stanowiska w państwie. Dziś tego nie powtórzy. Dziś ten monopol jest dobry, bo oto ma się dokonywać wielka naprawa Rzeczypospolitej. Po prostu władzy raz zdobytej nie chcemy oddać.
Kaczyński jest zatem quasi-dyktatorem, rewolucjonistą, jakobinem odwiedzającym Częstochowę. Nie szanuje konstytucji, czyli reguł systemu, i wszędzie upycha swoich ludzi, nawet wbrew tym regułom – to rewolucja. Na pewno jest hegemonem w takim systemie władzy. Od niego zależy, kto będzie w rządzie i kto będzie w Sejmie albo kto trafi do TK, SN, etc. Od niego zależy, kto będzie kandydatem na Prezydenta w imieniu jego obozu. W końcu od niego jest uzależniony politycznie i mentalnie nawet Prezydent. To przykład Dudy. Kaczyński ma swój dwór. Duda jest spoza tzw. zakonu i nie jest najbliższym współpracownikiem, ale jest konieczny, sine qua non, dla systemu władzy Kaczyńskiego. Bez Prezydenta z PiS, władza Kaczyńskiego byłaby ograniczona. Poza tym, Duda jest autentycznie kochany przez sporą część ludu. Jest to pewien fenomen, nie przeczę.
Rola Dudy w systemie władzy Kaczyńskiego
Duda jest Prezydentem, formalnie. Kilka słów o Prezydencie w polskim systemie konstytucyjnym. Prezydent odgrywa rolę arbitra. Jest strażnikiem konstytucji. Czuwa nad ładem konstytucyjnym. Nie jest szefem rządu jak we Francji czy w Rosji. Prezydent powołuje premiera i rząd, ale musi brać pod uwagę większość parlamentarną. Sam od siebie niewiele w tym zakresie może zrobić. Prezydent może jednak zawetować ustawę. To jest ważne uprawnienie. W Sejmie może nie być większości zdolnej, by takie weto odrzucić. Prezydent pełni ważną rolę kreacyjną, np. powołuje sędziów i inne organy. Powołuje nawet ambasadorów. Uczestniczy w wykonywaniu polityki zagranicznej, zatem rząd musi jakoś z Prezydentem współpracować. Gdy Prezydent jest z innej partii/obozu politycznego, to pojawiają się problemy kohabitacji. Znamy je np. z czasów prezydentury Lecha Kaczyńskiego i rządów PO. Prezydent w czasach kohabitacji staje się ważnym czynnikiem blokującym. Z takim Prezydentem trzeba się dogadywać i zawierać z nim kompromisy. Tak było w czasach Prezydenta Kwaśniewskiego i rządów AWS. Taki Prezydent może jednak utrudniać reformy i zmiany w państwie. Tutaj także kłaniają się nam Kwaśniewski i AWS czy L. Kaczyński i PO (każdy z nich kilkadziesiąt razy wetował ustawy). W systemie kohabitacji rola Prezydenta rośnie. W systemie władzy jednej partii Prezydent podpisuje wszystkie ustawy i jest ozdobnikiem. Przykładem jest prezydentura Komorowskiego za rządów PO czy Dudy za PiS. Wyjątkiem jest Kwaśniewski za SLD (rywalizacja z Millerem).
Jakim Prezydentem jest Duda? Zawetował własnej partii w okresie 5 lat zaledwie kilka (5) ustaw, z czego i tak często wycofywał się (2 ustawy). Przykładem wycofania się są zmiany w Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa. Podpisał tutaj stosowne nowe ustawy, po drobnych zmianach. Z ważnych, mocnych wet były dwa, tj. jedno dotyczące ordynacji wyborczej w wyborach europejskich, a drugie – nadmiernych uprawnień regionalnych izb obrachunkowych nad samorządami. No, i też była zawetowana ustawa, tzw. ustawa degradacyjna (gen. Jaruzelski miał zostać szeregowcem). Poza tym Duda podpisywał wszystko, co Kaczyński chciał. Trudno uznać, że doktor prawa administracyjnego po UJ nie widział niekonstytucyjności ustawy skracającej konstytucyjnie ustalone kadencje członków KRS, a następnie nie zauważył wadliwości przepisów o nowych izbach SN, rekomendowanych przez niekonstytucyjnie obsadzony KRS. Duda powoływał po nocach nawet sędziów TK, wybranych w kontrowersyjnych prawnie okolicznościach. Duda utożsamił się całkowicie z polityką i programem własnej partii. Problem w tym, że jako Prezydent nie jej członkiem. Tymczasem, często przedstawiał się wręcz jako tzw. notariusz rządu i większości sejmowej albo jako rzecznik swojej dawnej partii. Ne można kwestionować faktu, że Duda był aktywny w trakcie licznych podróży po kraju i podczas spotkań z ludźmi. Stał się wiecowym i powiatowym Prezydentem. Dowartościował miasteczka, to jest fakt. Niemniej, także krzyczał, groził, atakował. Stawał się agresywny. Niech przykładem będzie mowa z marca 2016 r. na wiecu w Otwocku, gdzie zarzucił fałszowanie wyborów samorządowych w 2014 r. W kulturze prawa rzymskiego i ius commune żaden prawnik nie zarzuca nikomu czegoś bez dowodów, bez wyroku. Ale Duda przestał być dobrym prawnikiem, a stał się populistycznym Prezydentem. Ludzie, jego zwolennicy, chętnie słuchali, jak atakował sędziów, ich tzw. kastę, liberałów i postkomunistów. W tym samym czasie powołał do TK Pana Piotrowicza, komunistycznego prokuratora z PZPR.
Duda zaczął błądzić. W lutym 2020 r. mówił, że rozważy podpisanie ustawy o związkach partnerskich. Chciał wówczas uzyskać poparcie środowisk homoseksualnych. W czerwcu i lipcu tego samego roku zmienił front i rozpętał „piekło”, wietrząc jakieś bliżej niesprecyzowane zagrożenie gejowskie. Ludzie stali się wobec siebie bardziej agresywni, bo przecież Duda stał się „obrońcą tradycyjnej rodziny”, a jego przeciwnicy byli „obrońcami gejów i demoralizacji”. Nie jest to pierwszy raz, gdy Duda staje się „niestabilny”. Gdy w grudniu 2015 r. w orędziu tłumaczył, dlaczego powołał 5 nowo wybranych sędziów TK, trzęsły mu się ręce. Kaczyński odebrał to orędzie jako „hamletyzowanie”. Gdy na 100. lecie odzyskania niepodległości przez Polskę, Duda chciał referendum w sprawie zmiany konstytucji, to jego własna partia odwróciła się od niego. Został ośmieszony. Kiedy bowiem chciał w końcu zrobić coś po swojemu i może zaproponować np. system prezydencki, to pokazano mu miejsce w systemie władzy Kaczyńskiego. Szybko i karnie wrócił na swoje miejsce. Jest to miejsce podpisującego ustawy Prezydenta, rzecznika polityki rządu i PiS, wielbiciela strategii Kaczyńskiego. Duda jednak jako człowiek zmienił się. Spotkałem go na kongresie teorii prawa w 2008 r. Był skromny, rzeczowy i kulturalny. W 2015 r. był kulturalny i rzeczowy. W 2020 r. był już agresywny. Rzuca oskarżenie nawet na Niemców za wtrącanie się w wybory. Ciężko znosi krytykę ze strony opozycji lub mediów. Wykorzystuje marginalny temat LGBT jako pomysł na kampanię. Bardzo chce wygrać, ale nie zachowuje się już godnie. Nie jest ponad innymi, ale jest agresorem na scenie politycznej. Walczy o pałac, przywileje i sławny abażur poprzednika. Niebezpieczne jest to, że Duda jest idealizowany przez media publiczne i przez wielu wyborców. Świadczy to o zwycięstwie emocji, manipulacji i marketingu politycznego (Duda jako patriotyczny „produkt” i symbol narodowy) nad krytycznym podejściem i rozumem w polityce.
Stworzono bezkrytyczny mit Dudy jako wielkiego patrioty. Jako ojca narodu. Tego, który wspiera polskość, patriotyzm i rodziny. Rolę propagandową grają tu, jak wspomniano, media publiczne. Są też liczne trolle w Internecie, a i wyborcy wierni niczym wyznawcy. Tymczasem partia i Kaczyński potrzebują Dudy tylko do podpisywania ustaw i nominacji. Gdyby Kaczyńskiemu znudził się Duda albo Duda byłby niepotrzebny, to Kaczyński lub jego partia wytknęliby Dudzie przynależność do Unii Wolności (do końca istnienia, a zatem ideologicznie trwale) albo oskarżyliby o łamanie konstytucji po 2015 r. Powstaje wiele pytań. Czy inni kandydaci na Prezydenta nie byli patriotami (jak się to próbuje przedstawiać)? Czy wybór Trzaskowskiego to „sprzedaż Polski Niemcom” (jak niektórzy zwolennicy Dudy w Końskiem sądzą)? Czy też raczej wybór Trzaskowskiego to po prostu ograniczenie władzy Kaczyńskiego? To ostatnie pytanie jest istotą naszych rozważań.
Polityka krajowa i zagraniczna obozu rządzącego
Obecna polityka obozu rządzącego ma dwa wymiary, tj. wewnętrzny i zewnętrzny. W wymiarze polityki wewnętrznej jest to polityka mocna socjalnie. Przejawem tego są transfery 500 plus, przywrócenie wieku emerytalnego i wiele innych świadczeń. Jest to, wedle PiS, polityka godnościowa, rewolucja socjalna. Jest też obok niej polityka etatystyczna gospodarczo. Wbrew temu, co się mówi na temat podatków i danin publicznych, rząd nie rezygnuje z nowych podatków. Bez wątpienia, usprawniono nadzór na zwrotem VAT. Rząd planuje wielkie inwestycje jak na Mierzei Wiślanej. Polonizuje system bankowy, co nie jest przecież złe samo w sobie. Chce repolonizować jednak także media. Chce mieć własną sieć sklepów spożywczych, etc. W dziedzinie tematów obyczajowych (aborcja, etc.) obóz rządzący stara się utrzymać status quo. W polityce wewnętrznej obserwujemy jednak centralizację władzy. Nie ma zaufania do samorządów i decentralizacji. Każda taka idea będzie oskarżona o „niemieckość” czy „landowość”.
Polityka budżetowa państwa dąży do zerowego deficytu, czym chwalą się politycy rządowi, a z drugiej strony, jest oparta na wysokich świadczeniach socjalnych i kreatywnej księgowości. Jest tu nieraz obchodzenie reguły wydatkowej, gdzie każdy wydatek musi być rekompensowany wpływem. Przykładem niech będzie 13. emerytura z pożyczki z Funduszu Rezerwy Demograficznej, który wszak jest na trudne czasy. Wiedza ekonomiczna czy prawna Polaków jest niska i nie zdają sobie sprawy z tego, że za wszystko trzeba będzie zapłacić. Tymczasem w Polsce zarówno dobrze zarabiający, jak i źle zarabiający są wspierani prawie tak samo, co tylko pogłębia podziały społeczne i ekonomiczne i niweluje równość szans dzieci i młodzieży. W czasach koniunktury na świecie (której nie było w czasach PO) Polska nie oszczędza pieniędzy i nie wyrabia nadwyżki budżetowej. To, co ma, wydaje. A nawet pożycza albo drukuje. Oczywiście, w czasach pandemii sytuacja zmienia się wszędzie i panuje globalnie interwencjonizm.
PiS unika jakichkolwiek poważnych reform systemowych. Dogłębnych, z nowymi instytucjami, na lata. Ostatnią partią, która coś takiego chciała zrobić (choć niechlujnie w praktyce), był AWS. I już go nie ma. Problemem jest niedofinansowanie służby zdrowia i systemu edukacji, ale te tematy są tabu. Tak naprawdę, trwa administrowanie i zarządzanie krajem, w tym transferami socjalnymi. Zresztą, sam obóz rządzący, nie bez powodu, jest oskarżany o nadużycia władzy, wykorzystywanie pieniędzy publicznych czy nepotyzm. Przykładami niech będą loty Kuchcińskiego i jego rodziny, comiesięczne premie dla ministrów czy obsadzanie spółek państwowych nawet małżonkami ministrów. Mimo tych skandali poparcie dla tzw. dobrej zmiany jest niezmiennie wysokie od paru lat i prawie zawsze powyżej 40% w wyborach. Ponadto, na wysokie stanowiska w państwie trafiają osoby niekompetentne lub niedoświadczone, czasem wręcz młodzieńcy. Wynika to z tzw. krótkiej ławki i polityki kadrowej.
Polityka ustrojowa/konstytucyjna państwa jest fatalna. Trwa osłabianie sądownictwa i najważniejszych sądów. Prokuratura jest podporządkowana politykowi. To samo jest z telewizją publiczną. Pozwalano sobie na wiele. Na unieważnianie wyborów sędziów TK i zaprzysięganie sędziów TK po nocach, na brak publikacji wyroków TK, na skracanie kadencji konstytucyjnej członków KRS, Prezesa TK czy I Prezesa SN, na dyscyplinarki wobec niepokornych sędziów i na słowne ataki na całe grupy zawodowe jak nauczycieli czy sędziów, a nawet na brak organizacji wyborów prezydenckich 10 maja i na niepociągnięcie za to nikogo do odpowiedzialności. W ustroju demokratycznym wybory to podstawa. A tu nie obywają się, a władza nie legalizuje tej patologii nawet ogłoszeniem – koniecznego przecież ze względu na sytuację – stanu nadzwyczajnego, tj. stanu wyjątkowego albo stanu klęski żywiołowej. W czasie pandemii zresztą wiele zakazów i nakazów było lub jest niekonstytucyjnych, co stwierdzają obecnie sądy niższe. To jest np. zakaz zgromadzeń, zakaz przemieszczania się, nakaz noszenia maseczki, etc. Paternalistyczny i manipulatorski stosunek do obywateli jest proporcjonalny do nihilistycznego i makiawelicznego stosunku do konstytucji, która przecież ustala formalne zasady gry.
W polityce propagandowej rządu pokazuje się same sukcesy władzy, w tym Dudy jako Prezydenta. Spotkanie z Prezydentem USA Trumpem jest wielkim sukcesem. Tylko, że brakuje konkretów, dlaczego tak ma być. Na potrzeby krajowej publiki tworzy się obraz ludzi PO jako kradnących pieniądze z budżetu oraz obraz ludzi PiS jako ciężko pracujących dla zwykłych obywateli. Im się należą premie. Tymczasem, przez 5 lat rządów PiS nikt z PO nie został nawet postawiony w stan oskarżenia. PiS często zarzuca PO i PSL dokładnie to, co sam robi. Nepotyzm i wykorzystywanie przywilejów władzy sięgają kwadratu. To tzw. pikuś przy zegarku Nowaka czy plotkach Sikorskiego u niejakiego Sowy. TVP nie jest nawet z pozoru neutralna. W tej nowej propagandzie, tworzy się wrażenie, jakby każdy zadeklarowany katolik i każdy zadeklarowany patriota musiał głosować na PiS i Dudę (nawet jeśli ma wątpliwości), bo inaczej nie jest tym, kim mówi, że jest. Monopol na patriotyzm i religijność (sic!) przejmuje partia władzy, obóz rządzący. Symbolem jest prezydentura Dudy. Flagi, orzełki w klapie i romantyczne słowa o miłości do Ojczyzny, wsparte sentymentalną, emocjonalną polityką narracyjną, wypierają z Polski pragmatyzm polityczny i racjonalizm w polityce. Trwa też ciche wsparcie biskupów dla PiS i „religijnego” Prezydenta, ale wyjdzie to im i całej instytucji na złe – wielu ludzi nie lubi tego cynicznego wspierania, na dłuższą metę, zwłaszcza, że biskupi ukrywali pedofilię części kleru.
Wiele reform wewnątrz państwa polega na odkręcaniu dawniejszych reform. Przykładem jest likwidacja gimnazjów czy obowiązku szkolnego sześciolatków. PO utrzymywało to, a my – nie. Nie ma faktycznych reform systemu ochrony zdrowia czy systemu edukacji. Reforma nauki i szkolnictwa wyższego jest nieudaną biurologią, totalną papierologią, centralizującą władzę na uczelni. Nic nie wnosi nowego jakościowo do systemu. Z kolei reformy wojska są krytykowane, gdyż odeszło wielu dobrych oficerów, a awansuje się osoby wierne, choć nie zawsze kompetentne. Podobnie z sądownictwem czy prokuraturą: wszędzie muszą być wierni i lojalni. Nie idzie o stabilne instytucje i reguły na lata. Nie idzie o budowanie takich stabilnych instytucji, które będą dobrze działać niezależnie od tego, kto będzie rządził. Tytułem przykładu, w 19. wieku we Francji ustrój zmieniał się, co rusz, ale administracja była fachowa i to przyczyniło się do tego, że Francja stała się potęgą kolonialną.
PiS kreuje się na partię sceptyczną wobec imigracji. Tymczasem nie odpowiada na pytanie, jak zachęcić do powrotu 2 mln Polaków, którzy wyjechali po 2004 r. To jest wyzwanie. W Polsce obowiązuje bardzo konserwatywne prawo pracy dla migrantów. Jest tylko na papierze. W tym samym czasie, do Polski przyjeżdża od miliona do dwóch milionów ludzi do pracy z Ukrainy i obcej kulturowo, w większości, Azji (Bangladesz, Indie, etc.). PiS i Duda unikają tego tematu, jakby nie istniał. Wolą rozmawiać o gejach i „ofensywie” gejów, którzy chcą „uczyć masturbacji w przedszkolach”. Do tego, pogarszają się stosunki z Ukrainą. Najpierw PiS wspierał nacjonalistyczny rząd Ukrainy, a potem nieco wycofał się z tego. Ukraina, zresztą, nie umie do tej pory wyjaśnić sprawy ludobójstwa Polaków na Wołyniu. Pojednanie może odbyć się tylko na prawdzie, a nie na zgodzie na idealizację „bandytów z UPA” (jak mawiał mój dziadek walczący z nimi w 1945 r.).
W polityce zagranicznej obóz rządzący opiera się na sojuszu z USA. Od USA kupujemy broń i sprzęt, a zapłacimy im też za pobyt ich wojsk na polskim terytorium. Zapraszane są obce wojska na polskie terytorium. Ma to dać pokój i bezpieczeństwo. Miało być tzw. wstawanie z kolan, godność zagraniczna, ale skończyło się na cieszeniu się z krótkiej rozmowy z Prezydentem USA. Jest to stosunek quasi-wasalny. Jest to polityka kontrowersyjna. Pogarszają się relacje z Rosją, nie tylko z tego amerykańskiego powodu. Nie są dobre od dawna. Polska zachowuje się tak, jakby polska geopolityka nie była między Niemcami a Rosją. Mają nas oto napaść Rosjanie, a tzw. terytorialsi i Amerykanie obronię Polskę. (Jak Anglosasi bronili Polskę w 1939 r., wiemy.) Straszy się rosyjskim atakiem. Nikt jednak nie rozmawia z Rosją i Putinem. Z Niemcami jest inna sprawa, gdyż są największym partnerem handlowym Polski, zatem gra o reparacje wojenne toczy się tylko na polskim podwórku. Nie poproszono nawet o ekspertyzy międzynarodowe co do reparacji.
PiS stawia się Unii, jeśli idzie o reformę sądownictwa, ale szybko ulega połączonym siłom Izraela i USA, gdy idzie o nowelizację ustawy o IPN. Przecież intencja tego prawa była słuszna, bo nie wolno używać nazwy „polskie obozy koncentracyjne”. Amerykanie ustami Trumpa zagrozili, że nie możemy być dalej sojusznikami, gdyż naruszono interes Izraela. Ustawę szybko zmieniono. Jak będzie zatem z restytucją mienia pożydowskiego? Izrael czy USA podyktuje prawo? Zwróćmy uwagę, że Unia nie ma takiej władzy, by narzucać Polsce zmiany w prawie tak ekspresowo, jak USA i Izrael. Unia krytykowała obóz rządzący za reformy w TK czy SN, ale było to bez skutku. Z drugiej strony, obóz rządzący patrzy na środki z Unii, a do Brukseli wysyła (na dorobek finansowy?) co bardziej zasłużonych polityków jako europosłów i innych urzędników. PiS nie ma jednak żadnej propozycji co do reformy Unii. Opiera się na sloganach o państwach narodowych czy federacji. Tymczasem Unia wymaga radykalnej reformy. Polska nie jest przodującym tej zmiany. A dla Dudy, Unia raz jest „wyimaginowaną wspólnotą”, a innym razem, jak parę dni temu, Prezydent bardzo „cieszy się”, że Polska jest członkiem Unii.
Idea Międzymorza jest chyba na papierze tylko. Tak, jak było przez ponad 100 lat. Państwa typu Czechy nie będą chciały przywództwa Polski w takiej unii regionalnej. Inne kraje jak te z Bałkan mają inne problemy i interesy. To hasło jest wielką ideą propagandową. Niczemu poza tym nie służy. Nawet sojusz z Węgrami jest chwiejny, gdyż Orban umie dogadywać się z Putinem i Rosją, a nawet z Brukselą i Niemcami. Wyszehrad działa tylko w zakresie sprzeciwu wobec migracji islamskiej. Tymczasem polska polityka zagraniczna w ujęciu PiS stała się bardzo antyrosyjska i sceptyczna wobec Unii i Niemiec. Zamiast odgrywać dużą rolę w polityce Unii jako 5. państwo Unii pod względem populacji i 5. gospodarka, to nie liczymy się, bo nie umiemy tworzyć bloków państw w danej sprawie ważnej dla interesu Polski. Pole manewru w dyplomacji ograniczono sobie do minimum. Do USA i Izraela oraz Węgier. (Dla nich niewiele znaczymy.)
Taką politykę wewnętrzną i zagraniczną ustalił czy zaakceptował Kaczyński, a taką politykę wspiera Duda. Duda nie miał wyjścia, bo nie chciał postawić się własnemu obozowi. Próbował wetami gdzieś w połowie kadencji, ale wycofał się, wystraszył się reakcji Kaczyńskiego i PiS, nie udźwignął tego. Teraz, gdy mówi o swojej polityce, to często mówi, że on „i rząd” zrobił… on „dał” emerytury… on „wspierał” rząd w tym a tamtym… Zatem za politykę obozu władzy Duda będzie też rozliczony, co jest logiczne.
Duda w czasie prezydentury sprawiał wrażenie miotającego się: gdzieś między swoją niezależnością i wiedzą prawniczą a Kaczyńskim i lojalnością wobec partii. Ostatecznie uległ Kaczyńskiemu. Stał się wiernym towarzyszem partii i rządu.
Rola tematów obyczajowych w kampanii wyborczej i po wyborach
W kampanii prezydenckiej dużą rolę odegrały tematy związane z ruchem LGBT. Nie są one tak bardzo istotne, ale stały się tematem nr 1. Takimi tematami nie stały się sprawy fundamentalne z punktu widzenia kompetencji Prezydenta takie, jak ustrój państwa, pandemia i gospodarka, reformy państwa i prawa, sądownictwo, wojsko, bezpieczeństwo i polityka zagraniczna.
O co chodzi? Wiele wypowiedzi Prezydenta czy polityków PiS o LGBT było niejasnych w kampanii. Generalnie jednak, stosując życzliwą wobec nich postawę interpretacyjną, sprowadziłbym ich idee do paru punktów. Po pierwsze, aktywiści organizacji LGBT nie mogą prowadzić dodatkowych zajęć w przedszkolach czy szkołach. Po drugie, małżeństwa homoseksualne nie wchodzą w grę. Po trzecie, adopcja dziecka przez osobę żyjącą w parze jednopłciowej powinna być zakazana. Po czwarte, nagie osoby paradujące na marszach równości czy bezczeszczące religijne symbole to przesada, nienormalność, a nawet przestępstwo.
Myślę, że obecny spór o LGBT jest pozorny. Nie ma tu sprzeczności z obecnym stanem prawnym ani poglądami większości społeczeństwa. Po pierwsze, to dyrekcja szkoły decyduje o zajęciach w szkole. Rodzice muszą zgodzić się na udział dzieci we wszelkich dodatkowych zajęciach, nawet w lekcjach religii. Jest to zasada konstytucyjna, że dzieci są wychowywane zgodnie z przekonaniami rodziców. Po drugie, na gruncie art. 18 konstytucji inne małżeństwo niż heteroseksualne jest niemożliwe. Konieczna byłaby zmiana konstytucji. (Konstytucja, kodeks rodzinny i opiekuńczy, aksjologia prawa oraz tradycja społeczna są jasne tutaj.) Po trzecie, adopcja odbywa się za zgodą sądu. Zasadą jest adopcja dokonana przez małżeństwo. A to małżeństwo może być tylko dwóch osób obojga płci w Polsce. Po czwarte, kwestie związane z profanacją symboli religijnych czy naruszeniem uczuć religijnych są i powinny być ścigane jako przestępstwa. Z kolei rozbieranie się w miejscu publicznym to wykroczenie. To tzw. nieobyczajny wybryk.
Dlaczego jeszcze spór jest pozorny? Społeczeństwo polskie jest obyczajowo konserwatywne i nie pozwala na zmiany w takich sprawach, jak aborcja czy prawa mniejszości seksualnych. Nie ma szans w Polsce na aborcję na życzenie czy na małżeństwa homoseksualne albo na trwałe wizyty organizacji LGBT w szkołach. Te zmiany, ze względu na kontrowersje społeczne, wymagałby zgody uzyskanej w referendum albo musiałby mieć bardzo mocną legitymizację społeczną. Biorąc pod uwagę badania własne, jak i badania CBOS, nie wydaje się to możliwe, po prostu. To realia.
O hipokryzji Dudy niech świadczy wspominany fakt, że chciał podpisać ustawę o związkach partnerskich w lutym tego roku, a w maju tego roku na stanowisko p.o. I Prezesa SN powołał „przedstawiciela” środowiska homoseksualnego. (Tego, co szedł ongiś w piżamie, boso, nocą, po halucynogennych grzybkach i kłótni z partnerem, przez most i pół miasta, aż do bram TK.) Wtedy mu to nie przeszkadzało, bo nasz gej to dobry gej, a obcy gej to zły gej. Tak samo jak nasz komunista to dobry komunista, a obcy to zły. Jest to moralność Kalego. Makiaweliczna w tym najgorszym, negatywnym znaczeniu. Duda na wiecach rozpętał prymitywny, wulgarny proces wytwarzający lęk przed mniejszościami seksualnymi. I na tym chce wygrać prezydenturę. Na skupianiu się na skrajnych zachowaniach przedstawicieli tych mniejszości. Nie ma innego pomysłu. Dudowi zwolennicy, ideolodzy i spin doktorzy będą mówić o jakimś „starciu cywilizacyjnym”. Gdyby przyjąć te argumenty, PiS musiałby rządzić na zawsze. Upadnie cywilizacja, świat się zawali – straszą Karnowscy i inni. Tak, jest to starcie, ale między emocjami a rozumem. I jest nieco inaczej. Oto Duda jest moralnie odpowiedzialny za wszelkie akty przemocy fizycznej wobec osób homoseksualnych, które w czasie tej kampanii wyborczej ucierpiały ze względu na orientację. Były przecież przypadki pobić. Prezydent musi jednoczyć naród i okazać godność urzędu i państwa, nawet gdy nie popiera idei małżeństw homoseksualnych. Musi pokazać godność, gdy to oświadcza, a nie krzyczeć jak duce i to na tle dzieci. Zły język Dudy i jego hipokryzja w związku z osobami homoseksualnymi są aż nadto widoczne. Wielu ludzi nie wie, po co ten temat LGBT w ogóle jest w kampanii. Temat zastępczy.
Co więcej, nikt rozsądny chyba nie wierzy, że przeciwnik Dudy, tj. Trzaskowski, popiera „nauczanie trzylatków masturbacji w przedszkolu”. To hasło to jest jakaś aberracja na użytek kampanii wyborczej Dudy. Oczywiście, są ludzie, mocni zacietrzewieni, którzy uważają, że zwycięstwo Trzaskowskiego oznacza „pedalenie dzieci”. Trudno o rozmowę z takimi ludźmi. Może formalnie zatem dam argument z prawa. Prezydent nie może nic takiego zarządzić. Ponadto, aż taki liberalny, to Trzaskowski nie jest. Nie pozwala na to elektorat centrowy i konserwatywny. Ani zdrowy rozsądek. Trzaskowski nie jest też zwolennikiem małżeństw homoseksualnych (mógł być, gdy brał udział w paradzie równości – nie wiem), choć nie było to jasne do tej pory. Prawo, tj. konstytucja, nie pozwala na takie małżeństwa i Trzaskowski jest tego świadomy teraz. Oczywiście, ulegając ideom pewnych grup, w tej sprawie jako Prezydent mógłby rozpisać referendum za zgodą Senatu. Miałby takie uprawnienia jako Prezydent, ale przegrałby takie referendum i naraziłby się na ośmieszenie i na osłabienie autorytetu urzędu.
Zwycięstwo opozycji w wyborach parlamentarnych też nie oznacza zmian w prawie rodzinnym, gdyż tylko lewicowe grupy popierają małżeństwa homoseksualne. Nieco inaczej jest z in vitro, które PO wsparło; zresztą, w Polsce jest luka prawna od lat i prywatnie każdy może wybrać się legalnie na zabieg in vitro. Co do aborcji na żądanie, opozycja nie jest zgodna (PO i PSL są na „nie”). Trzaskowski natomiast popiera „twardo” związki partnerskie (sformalizowane konkubinaty, niezależnie od płci). Także Duda popierał związki partnerskie w lutym tego roku. Teraz Duda milczy o tym, a przecież mówił w lutym w wywiadzie dla „Wprost”, że „poważnie rozważyłbym podpisanie ustawy o związkach partnerskich”. Różnice między kandydatami, poza językiem i retoryką, nie są wcale takie duże w tych kwestiach. Co najważniejsze, te sprawy nie są najważniejsze w tych wyborach ani w kraju w ogóle. Polska ma swoje prawo w tych sprawach, a to prawo jest jasne i dość konserwatywne. Poza tym, prawo musi odzwierciedlać poglądy moralne społeczeństwa i rola Prezydenta jest tu ograniczona. Jest on bardziej strażnikiem konstytucji i tego, co życzy sobie lud, o ile to rozsądne.
Podsumowanie
Głos na Dudę to głos na system władzy Kaczyńskiego. Głos na oponenta, w tym przypadku Trzaskowskiego, to głos na ograniczenie władzy Kaczyńskiego. Duda jest tylko elementem systemu władzy Kaczyńskiego. Jeśli jest posłuszny, system działa dobrze. Wyborcy może się to nie podobać. Sprzeciw wobec systemu władzy Kaczyńskiego, dotychczasowej polityki wewnętrznej i zewnętrznej, monopolu jednej partii i obecnego stylu rządzenia decyduje o głosowaniu na przeciwnika Dudy. Prezydent z innego obozu będzie hamował zapędy Sejmu i rządu, a nade wszystko Kaczyńskiego. Będzie hamował zmiany ustrojowe, fiskalne, biurokratyczne, centralizacyjne, proinflacyjne, socjalne, etc. Będzie łagodził też politykę zagraniczną. Będzie łagodził konflikty polityczne i nastroje w kraju. Taka jest rola Trzaskowskiego w tej historii. Zgadzam się z tezą P. Piasty, że w tych wyborach idzie o ograniczenie władzy Kaczyńskiego (albo o zgodę na tę władzę). Zgadzam się też z A. Wielomskim, że jest (czy może być) to głosowanie taktyczne. Na pewno jest tak dla wielu osób. Paradoksalnie, wiele osób nie pomyślałoby nawet parę lat temu czy nawet na początku tego roku, że kiedykolwiek głosowałyby na Trzaskowskiego, a tymczasem teraz wydaje się to realne dla połowy Polaków.
Biorąc pod uwagę styl panowania Naczelnika Kaczyńskiego oraz styl wspierającego go Prezydenta Dudy i PiS, to odsunięcie Dudy od stanowiska Prezydenta jest ze wszech miar wskazane. Porażka Dudy jest wręcz konieczna dla normalizacji systemu politycznego w Polsce. Dla równowagi politycznej i społecznej. Porażka Dudy to nie będzie żaden koniec świata. Kaczyński wtedy utraci swoją pełnię władzy i będzie musiał negocjować z nowym Prezydentem.
Każdy teraz w sumieniu i w swoim rozumie zdecyduje, jak zagłosuje w wyborach prezydenckich. Bez szantażu emocjonalnego czy innego „terroryzmu” idei i emocji. Zagłosujemy za kontynuacją obecnego stanu rzeczy w systemie władzy Kaczyńskiego albo przeciw kontynuacji. Osobiście, tylko ze względu na politykę ustrojową, politykę społeczną, politykę fiskalną, politykę zagraniczną oraz estetykę życia publicznego (nepotyzm, arogancja, niska kultura prawna i polityczna), jestem przeciw władzy Kaczyńskiego i monopolowi PiS. A błędów nagromadziło się więcej. Kaczyński nie rozumie obecnych wyzwań ani nie rozumie świata i sąsiadów. A Duda powiela te błędy. I dlatego, moim zdaniem, Duda musi odejść, a władzę Kaczyńskiego trzeba ograniczyć.
Dawid Bunikowski,
7 i 8 lipca 2020 r., Karelia
P.S. Jeśli wygra Duda, to też nie będzie końca świata. Będzie tak, jak już jest. Władza Kaczyńskiego potrwa. Będzie ograniczone męczenie się z opozycją. Nastąpi przejmowanie przez partię władzy kolejnych sektorów życia społecznego i publicznego, nawet przy dalszym naruszaniu konstytucji. Totalność władzy będzie większa. Aż chce się powiedzieć: Videtur et hoc mihi PiS non debere esse.
_____________________
Dr Dawid Bunikowski, teoretyk i filozof prawa żyjący w Finlandii
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy