polish internet magazine in australia

Sponsors

NEWS: POLSKA: Minister Spraw Zagranicznych Radosław Sikorski podjął decyzję o zamknięciu konsulatu Federacji Rosyjskiej w Poznaniu. Personel placówki dyplomatycznej mocarstwa nuklearnego ma być wg Sikorskiego uznany za "osoby nie pożądane na terytorium Polski". Rosja zapowiedziała, że odpowiedź Moskwy na decyzje Sikorskiego będzie bolesna dla Polski. * * * AUSTRALIA: Aborygeńska senatorka zakłóciła w poniedziałek uroczystość w australijskim parlamencie z udziałem króla Karola III, krzycząc, że on tu nie jest królem, i żądając od niego zwrotu zagrabionych przez Wielką Brytanię przedmiotów. Król Karol przybyl do Australii w piątek. To najdalsza i najdłuższa podróż króla od czasu, gdy we wrześniu 2022 roku objął tron, a także pierwsza podróż poza Europę, odkąd w lutym wykryto u niego nowotwór. * * * SWIAT: W Kazaniu odbywa się szczyt państw BRICS, przybyli przewodniczący ChRL Xi Jinping, premier Indii Narendra Modi, prezydent Egiptu Abdel Fattah al-Sisi, prezydent Iranu Masud Pezeszkian oraz prezydent RPA Cyril Ramaphosa. W szczycie biorą udział przedstawiciele ponad 30 krajów. Na szczyt przybył też sekretarz generalny ONZ António Guterres. Wczoraj Xi Jinping i Władimir Putin po raz kolejny ogłosili, że w relacjach Chin i Rosji “nastała nowa era".
POLONIA INFO: Polski Festiwal w Plumpton - 27.10, godz. 11:30 - 17:00

niedziela, 21 czerwca 2020

Putin w NI: Lekcje historii w 75 rocznicę Wielkiego Zwycięstwa

Władimir Putin w Marszu Nieśmiertelnego Pułku w 2019 r.
Fot. kremlin.ru (Creative Common 4.0 International)
"Dziś, europejscy politycy, a polscy przywódcy w szczególności, chcieliby zamieść Zdradę Monachijską pod dywan” – pisze prezydent Rosji Władimir Putin w artykule dla  prestiżowego amerykańskiego magazynu  „National Interest”. Lektura obszernego artykułu  Putina jest na tyle ciekawa, że powinna stać się przyczynkiem do szerszej dyskusji nie tylko w Polsce. W artykule Putin nie tylko przytoczył wiele faktów historycznych, ale także podzielił się wspomnieniami swojej rodziny z wojny, a część artykułu poświęcił lekcjom wojny i kwestii współpracy międzynarodowej.
Artykuł rosyjskiego prezydenta, zatytułowany The Real Lessons of the 75th Anniversary of World War II (Oparte na faktach lekcje 75. rocznicy drugiej wojny światowej), został opublikowany w czwartek, 18 czerwca w języku angielskim przez magazyn National InterestPojawił się również na stronie administracji prezydenta kremlin.ru. pod tytułem: „75 lat Wielkiego Zwycięstwa: wspólna odpowiedzialność przed historią i przyszłością”.
 Redaktor naczelny „National Interest”, Jacob Heilbrand  wyraził nadzieję , że artykuł prezydenta Rosji wywoła nowe debaty na temat II wojny światowej. Artykuł „przedstawił zachodniej publiczności rosyjskie spojrzenie, którego nie znała" - powiedział Heilburnd.


„Artykuł wzbudzi kontrowersje dotyczące początku II wojny światowej, a my, publikując go, mamy nadzieję zainicjować więcej debat na temat przeszłości i teraźniejszości. Nie sądzę, aby te debaty się zakończyły. Prawdopodobnie nigdy się nie zakończą. To tylko wywołuje nową rundę debaty na temat tego, kto co zrobił w latach 30. XX wieku. Zachęca to ludzi do ponownego pomyślenia o tym” - dodał. "Te historyczne spory są wieczne i spodziewam się, że odbędzie się energiczna poważna debata, którą być może będziemy w stanie opublikować"  - zapowiedział szef NI.
 Lektura obszernego artykułu Władimira Putina w „National Interest” jest na tyle ciekawa, że powinna stać się przyczynkiem do szerszej dyskusji nie tylko w Polsce, której autor poświęcił dość dużo miejsca – i trudno się temu dziwić, skoro za początek II wojny światowej uznaje się napaść III Rzeszy na nasz kraj, ale także w Europie, która jak widać nie przepracowała dogłębnie i ostatecznie kwestii, na kim spoczywa odpowiedzialność za zniszczenia i ludobójstwo, a ustalenia traktatowe i wyroki z Norymbergi są, co rusz podważane przez „moderatorów” historii.
Publikujemy artykuł w całości w języku polskim.
„75 lat Wielkiego Zwycięstwa: wspólna odpowiedzialność przed historią i przyszłością”

Minęło 75 lat od zakończenia Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Przez te lata wyrosło kilka pokoleń. Polityczna mapa świata uległa zmianie. Nie ma Związku Radzieckiego, który odniósł wspaniałe, miażdżące zwycięstwo nad nazizmem, ratując cały świat. A wydarzenia tej wojny, nawet dla jej uczestników, należą już do odległej przeszłości.

Dlaczego w Rosji 9 maja obchodzi się jako najważniejsze święto, a 22 czerwca życie wydaje się zamierać i serce podchodzi do gardła? Zwykle mówi się: wojna pozostawiła głęboki ślad w historii każdej rodziny. Za tymi słowami kryją się losy milionów ludzi, ich cierpienia i ból utraty. Duma, prawda i pamięć.

Dla moich rodziców wojna była straszną męką oblężonego Leningradu, gdzie zmarł mój dwuletni brat Witia, gdzie cudem przeżyła moja matka. Ojciec, mając broń, poszedł jako ochotnik bronić swojego rodzinnego miasta – zrobił to samo, co miliony obywateli radzieckich. Walczył na przyczółku „Newski Piataczok”, został poważnie ranny. A im więcej lat mija, tym większa potrzeba rozmowy z rodzicami, dowiedzenia się więcej o wojennym okresie ich życia. Ale już nie można o nic zapytać, dlatego święcie strzegę w sercu rozmów z ojcem i mamą na ten temat, ich skąpe emocje.

Dla mnie i moich rówieśników ważne jest, aby nasze dzieci, wnuki i prawnuki rozumiały, jakie próby i męki przeżyli ich przodkowie. Jak udało im się przetrwać i zwyciężyć? Skąd wziął się ich żelazny hart ducha, który zaskoczył i zachwycił cały świat? Tak, bronili swojego domu, dzieci, bliskich, rodziny. Ale wszystkich zjednoczyła miłość do Ojczyzny. To głębokie, osobiste uczucie w całości znajduje odzwierciedlenie w samej istocie naszego narodu i stało się jednym z kluczowych w jego heroicznej, ofiarnej walce z nazistami.

Ludzie często zastanawiają się: jak zachowa się obecne pokolenie, co zrobi w krytycznej sytuacji? Na moich oczach młodzi lekarze, pielęgniarki, studenci dziś idą do „czerwonej strefy”, aby ratować ludzi. Nasi żołnierze, walczący z międzynarodowym terroryzmem na Północnym Kaukazie, w Syrii, którzy zginęli, są bardzo młodymi ludźmi! Wielu wojowników legendarnej, nieśmiertelnej szóstej roty desantu miało po 19–20 lat. Ale wszyscy pokazali, że dorównują bohaterskim czynom naszych żołnierzy, którzy bronili kraju podczas Wielkiej Wojny Ojczyźnianej.

Z tego powodu jestem pewien, że charakter narodów Rosji polega na poczuciu obowiązku, ofiarności, jeśli wymagają tego okoliczności. Bezinteresowność, patriotyzm, miłość do domu, rodziny, Ojczyzny – wartości te są nadal fundamentalne dla rosyjskiego społeczeństwa. Ogólnie rzecz biorąc, suwerenność naszego kraju w dużej mierze spoczywa na nich.
Teraz mamy nowe, oddolne tradycje, takie jak Nieśmiertelny Pułk. To marsz naszej wdzięcznej pamięci, żywej łączności między pokoleniami. Miliony ludzi chodzą na pochody ze zdjęciami swoich bliskich, którzy bronili Ojczyzny i pokonali nazizm. Oznacza to, że ich życie, próby i ofiary, to Zwycięstwo, które nam dali, nigdy nie zostaną zapomniane.
Naszym obowiązkiem wobec przeszłości i przyszłości jest zrobienie wszystkiego, aby zapobiec powtórzeniu strasznych tragedii. Dlatego uznałem za swój obowiązek napisać artykuł o II wojnie światowej i Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Wielokrotnie omawiałem ten pomysł ze światowymi liderami, spotkałem się z ich zrozumieniem. Pod koniec ubiegłego roku, na szczycie przywódców krajów WNP, wszyscy byliśmy tego samego zdania: ważne jest, aby przekazać potomnym pamięć o tym, że zwycięstwo nad nazizmem odniósł przede wszystkim naród radziecki, że w tej heroicznej walce – na froncie i na zapleczu, ramię w ramię – stali przedstawiciele wszystkich republik Związku Radzieckiego. Wtedy rozmawiałem z partnerami o trudnym okresie przedwojennym.
Ta rozmowa wywołała wielki rezonans w Europie i na świecie. A zatem odwołanie się do lekcji z przeszłości jest naprawdę konieczne i aktualne. Jednocześnie było wiele emocji, źle ukrytych kompleksów i hałaśliwych oskarżeń. Wielu polityków tradycyjnie już pospieszyło z deklaracją, że Rosja próbuje przepisać historię. Nie mogli jednak obalić ani jednego faktu, ani jednego przytoczonego argumentu. Oczywiście trudno jest i nie można dyskutować z autentycznymi dokumentami, które, nawiasem mówiąc, są przechowywane nie tylko w rosyjskich, ale także w zagranicznych archiwach.
Z tego powodu należy kontynuować analizę przyczyn, które doprowadziły do wojny światowej, myśląc o jej trudnych wydarzeniach, tragediach i zwycięstwach, o jej lekcjach – dla naszego kraju i całego świata. I tutaj, powtarzam, fundamentalne znaczenie ma poleganie wyłącznie na materiałach archiwalnych, świadectwach współczesnych, aby wykluczyć wszelkie spekulacje ideologiczne i polityczne interpretacje.
Jeszcze raz przypomnę oczywistą rzecz: przyczyny II wojny światowej w dużej mierze wynikają z decyzji podjętych po I wojnie światowej. Traktat wersalski stał się dla Niemiec symbolem głębokiej niesprawiedliwości. W rzeczywistości była to grabież kraju, który był zmuszony zapłacić ogromne reparacje zachodnim aliantom, co uszczupliło jego gospodarkę. Naczelny dowódca sił sprzymierzonych, francuski marszałek F. Foch opisał proroczo Wersal: „To nie jest pokój, to rozejm na dwadzieścia lat”.
To narodowe upokorzenie stworzyło pożywkę dla radykalnych i żądnych rewanżu nastrojów w Niemczech. Naziści umiejętnie wykorzystali te uczucia, zbudowali swoją propagandę, obiecując uwolnić Niemcy od „dziedzictwa wersalskiego”, przywrócić dawną potęgę, a w rzeczywistości pchali naród niemiecki ku nowej wojnie. Paradoksalnie państwa zachodnie, przede wszystkim Wielka Brytania i USA, przyczyniły się do tego bezpośrednio lub pośrednio. Ich środowiska finansowe i przemysłowe bardzo aktywnie inwestowały w niemieckie fabryki i przemysł wojenny. A wśród arystokracji i establishmentu politycznego było wielu zwolenników radykalnych, skrajnie prawicowych ruchów nacjonalistycznych, które zyskiwały na sile i w Niemczech, i w Europie.
Wersalski „światowy porządek” wywołał wiele ukrytych sprzeczności i jawnych konfliktów. Opierały się na granicach nowych państw europejskich arbitralnie wyznaczonych przez zwycięzców I wojny światowej. Niemal natychmiast po ich pojawieniu się na mapie rozpoczęły się spory terytorialne i wzajemne roszczenia, które zamieniły się w bomby z opóźnionym zapłonem.
Jednym z najważniejszych rezultatów I wojny światowej było utworzenie Ligi Narodów. Ta międzynarodowa organizacja miała duże nadzieje na zapewnienie długoterminowego pokoju i bezpieczeństwa zbiorowego. Był to pomysł postępowy, którego konsekwentne wdrożenie może zapobiec powtórzeniu się okropności wojny światowej.
Jednak Liga Narodów, zdominowana przez zwycięskie mocarstwa Wielkiej Brytanii i Francji, pokazała swoją nieskuteczność i po prostu utonęła w pustych rozmowach. I w Lidze Narodów, i na kontynencie europejskim nie słyszano powtarzających się wezwań Związku Radzieckiego do stworzenia równego systemu bezpieczeństwa zbiorowego, w szczególności zawarcia paktu wschodnioeuropejskiego i paktu pacyficznego, które mogłyby stanowić barierę dla agresji. Te sugestie zostały zignorowane.
Liga Narodów nie mogła zapobiec konfliktom w różnych częściach świata, takim jak włoski atak na Etiopię, hiszpańska wojna domowa, japońska agresja na Chiny i „Anschluss” Austrii. W przypadku układu monachijskiego, w którym oprócz Hitlera i Mussoliniego uczestniczyli przywódcy Wielkiej Brytanii i Francji, przy pełnej aprobacie Rady Ligi Narodów, Czechosłowacja została rozczłonkowana. W związku z tym zauważę, że w przeciwieństwie do wielu ówczesnych przywódców Europy, Stalin nie splamił się osobistym spotkaniem z Hitlerem, który był wówczas w kręgach zachodnich poważany jako polityk i był mile widzianym gościem w stolicach europejskich.
W podziale Czechosłowacji Polska działała wspólnie z Niemcami. Zdecydowali wcześniej i razem, kto jakie czechosłowackie ziemie otrzyma. 20 września 1938 roku polski ambasador w Niemczech J. Lipski poinformował ministra spraw zagranicznych Polski J. Becka o zapewnieniu Hitlera: „… W przypadku, gdy między Polską a Czechosłowacją dojdzie do konfliktu na gruncie polskich interesów w Cieszynie, Rzesza stanie po naszej [polskiej] stronie”. Przywódca nazistów nawet podpowiedział, poradził, żeby początek polskich działań „nastąpił… dopiero po zajęciu przez Niemców Sudetów”.
W Polsce zdano sobie sprawę, że bez wsparcia Hitlera jej agresywne plany byłyby skazane na niepowodzenie. Przytoczę tutaj nagranie rozmowy ambasadora Niemiec w Warszawie G.A. Moltke z J. Beckiem z 1 października 1938 roku na temat stosunków polsko-czeskich i stanowiska ZSRR w tej sprawie. Oto, co tam jest napisane: „… Pan Beck… wyraził wielką wdzięczność za lojalną interpretację polskich interesów na konferencji w Monachium, a także za szczerość relacji podczas czeskiego konfliktu. Rząd i opinia publiczna [Polski] w pełni doceniają stanowisko Führera i kanclerza Rzeszy”.
Podział Czechosłowacji był okrutny i cyniczny. Monachium obnażyło nawet te formalnie kruche gwarancje, które pozostały na kontynencie, pokazało, że wzajemne porozumienia były bezwartościowe. To układ monachijski stał się impulsem, po którym wielka wojna w Europie stała się nieunikniona.
Dziś europejscy politycy, przede wszystkim polscy przywódcy, chcieliby „przemilczeć” Monachium. Dlaczego? Nie tylko dlatego, że ich kraje wtedy zdradziły swoje zobowiązania, poparły układ monachijski, a niektórzy nawet brali udział w dzieleniu łupów, ale także dlatego, że w jakiś sposób niełatwo przychodzi wspomnieć, że w tych dramatycznych dniach 1938 roku tylko ZSRR bronił Czechosłowacji.
Związek Radziecki, opierając się na swoich zobowiązaniach międzynarodowych, w tym na umowach z Francją i Czechosłowacją, starał się zapobiec tragedii. Polska, realizując swoje interesy, dołożyła wszelkich starań, aby zapobiec tworzeniu systemu bezpieczeństwa zbiorowego w Europie. 19 września 1938 roku polski minister spraw zagranicznych J. Beck napisał bezpośrednio do wspomnianego już ambasadora J. Lipskiego przed jego spotkaniem z Hitlerem: „… W ubiegłym roku polski rząd czterokrotnie odrzucił propozycję przyłączenia się do międzynarodowej interwencji w obronie Czechosłowacji”.
Wielka Brytania, podobnie jak Francja, która była wówczas głównym sojusznikiem Czechów i Słowaków, postanowiła zrezygnować z gwarancji i rzucić ten kraj Europy Wschodniej na pożarcie. Nie tylko rzucić, ale także skierować dążenia nazistów na wschód, aby Niemcy i Związek Radziecki nieuchronnie się zderzyły i wykrwawiły.
To była dokładnie zachodnia polityka „łagodzenia”. I nie tylko w odniesieniu do Trzeciej Rzeszy, ale także do innych członków tak zwanego paktu antykominternowskiego – faszystowskich Włoch i zmilitaryzowanej Japonii. Jej kulminacją na Dalekim Wschodzie był Traktat brytyjsko-japoński z lata 1939 r., który dał Tokio wolną rękę w Chinach. Czołowe mocarstwa europejskie nie chciały uznać śmiertelnego niebezpieczeństwa dla całego świata emanującego z Niemiec i ich sojuszników, mając nadzieję, że ich samych wojna ominie.
Porozumienie monachijskie pokazało Związkowi Radzieckiemu, że kraje zachodnie rozwiążą kwestie bezpieczeństwa bez uwzględnienia jego interesów i, jeśli to będzie możliwe, mogą utworzyć front antyradziecki.
Jednocześnie Związek Radziecki starał się do końca wykorzystać każdą okazję do stworzenia koalicji antyhitlerowskiej, powtarzam, pomimo dwulicowej pozycji krajów zachodnich. Tak więc za pośrednictwem służb wywiadowczych przywódcy radzieccy otrzymali szczegółowe informacje o kulisach kontaktów brytyjsko-niemieckich latem 1939 roku. Zwracam uwagę na fakt, że były one prowadzone bardzo intensywnie i niemal równocześnie z trójstronnymi negocjacjami przedstawicieli Francji, Wielkiej Brytanii i ZSRR, które, przeciwnie, były celowo opóźniane przez zachodnich partnerów.
Przytoczę przy tym dokument z brytyjskich archiwów – jest to instrukcja brytyjskiej misji wojskowej, która przybyła do Moskwy w sierpniu 1939 roku. Wyraźnie stwierdza się w niej, że delegacja powinna „negocjować bardzo powoli”; że „rząd Wielkiej Brytanii nie jest przygotowany do podjęcia szczegółowych zobowiązań, które mogłyby ograniczyć naszą swobodę działania w każdych okolicznościach”. Pragnę również zauważyć: w przeciwieństwie do Wielkiej Brytanii i Francji delegacją radziecką kierowali wyżsi przywódcy Armii Czerwonej, którzy posiadali wszelkie niezbędne uprawnienia do „podpisania konwencji wojskowej w sprawie organizacji obrony wojskowej Anglii, Francji i ZSRR przed agresją w Europie”.
Polska, która nie chciała żadnych zobowiązań wobec strony radzieckiej, odegrała swoją rolę w niepowodzeniu negocjacji. Nawet pod presją zachodnich sojuszników polskie kierownictwo odmówiło współpracy z Armią Czerwoną w konfrontacji z Wehrmachtem. I dopiero, gdy dowiedziano się o przybyciu Ribbentropa do Moskwy, J. Beck niechętnie, nie bezpośrednio, ale za pośrednictwem francuskich dyplomatów, poinformował stronę radziecką: „… W przypadku wspólnej akcji przeciwko niemieckiej agresji współpraca Polski z ZSRR, na warunkach technicznych, które należy określić, nie jest wykluczona”. Jednocześnie wyjaśnił swoim partnerom: „… Nie jestem przeciwny takiemu sformułowaniu jedynie w celu ułatwienia taktyki, a nasz zasadniczy punkt widzenia na ZSRR jest ostateczny i pozostaje niezmieniony”.
W tej sytuacji Związek Radziecki podpisał z Niemcami traktat o nieagresji, w rzeczywistości uczynił to jako ostatni kraj europejski, a co więcej, na tle prawdziwego niebezpieczeństwa stanięcia w obliczu wojny na dwóch frontach – z Niemcami na zachodzie i Japonią na wschodzie, gdzie toczyły się już intensywne bitwy nad rzeką  Chałchin-Goł.
Stalinowi i jego otoczeniu wiele można zarzucić. Pamiętamy zarówno zbrodnie reżimu przeciwko naszemu narodowi, jak i okropności masowych represji. Powtarzam, radzieckim przywódcom można zarzucić wiele, ale nie brak zrozumienia natury zewnętrznych zagrożeń. Zobaczyli, że Związek Radziecki próbuje się pozostawić samotnie wobec Niemców i ich sojuszników i działali w uznaniu tego realnego niebezpieczeństwa, aby zyskać cenny czas na wzmocnienie obrony kraju.
Na temat zawartego wówczas paktu o nieagresji toczy się obecnie wiele rozmów i wysuwa się pretensje przeciwko współczesnej Rosji. Tak, Rosja jest następcą ZSRR, a okres radziecki, ze wszystkimi jego triumfami i tragediami, jest integralną częścią naszej tysiącletniej historii. Ale przypominam również, że Związek Radziecki dokonał oceny prawnej i moralnej tak zwanego paktu Ribbentrop – Mołotow. W rezolucji Rady Najwyższej z 24 grudnia 1989 roku tajne protokoły zostały oficjalnie potępione jako „akt osobistej władzy”, który wcale nie odzwierciedlał „woli narodu radzieckiego, który nie jest odpowiedzialny za ten spisek”.
Jednocześnie inne państwa wolą nie wspominać umów, na których znajdują się podpisy nazistów i polityków zachodnich. Nie wspominając już o prawnej lub politycznej ocenie takiej współpracy, w tym milczącej zgody niektórych przywódców europejskich na barbarzyńskie plany nazistów, aż do ich bezpośredniego poparcia. Jak cyniczne jest zdanie polskiego ambasadora w Niemczech J. Lipskiego wypowiedziane w rozmowie z Hitlerem 20 września 1938 r.: „… Za rozwiązanie kwestii żydowskiej my [Polacy] postawimy mu … piękny pomnik w Warszawie”.
Nie wiemy też, czy istniały jakieś „tajne protokoły” i aneksy do umów kilku krajów z nazistami. Pozostaje tylko „wierzyć na słowo”. W szczególności materiały dotyczące tajnych negocjacji angielsko-niemieckich nie zostały jeszcze odtajnione. Dlatego wzywamy wszystkie państwa do zintensyfikowania procesu otwierania swoich archiwów, publikacji nieznanych wcześniej dokumentów z okresu przedwojennego i wojennego, tak jak zrobiła to Rosja w ostatnich latach. Tutaj jesteśmy gotowi do szerokiej współpracy, wspólnych projektów badawczych historyków.Ale wracając do wydarzeń bezpośrednio poprzedzających II wojnę światową. Naiwnością było wierzyć, że po rozprawie z Czechosłowacją Hitler nie wysunie kolejnego roszczenia terytorialnego. Tym razem do swojego niedawnego wspólnika w podziale Czechosłowacji – Polski.

Nawiasem mówiąc, okazją tutaj była także spuścizna wersalska – los tak zwanego korytarza gdańskiego. Późniejsza tragedia Polski spoczywa całkowicie na sumieniu ówczesnego polskiego przywództwa, które uniemożliwiło zawarcie sojuszu wojskowego brytyjsko-francusko-radzieckiego i polegało na pomocy zachodnich partnerów i postawiło swój naród pod walcem nazistowskiej machiny zniszczenia.
Ofensywa niemiecka rozwijała się w pełnej zgodzie z doktryną Blitzkrieg. Pomimo zaciekłego, heroicznego oporu polskiej armii, tydzień po rozpoczęciu wojny, 8 września 1939 roku wojska niemieckie były na obrzeżach Warszawy. Elita wojskowa i polityczna Polski uciekła na terytorium Rumunii 17 września, zdradzając swój naród, który kontynuował walkę z najeźdźcami.
Zachodni sojusznicy nie spełnili polskich nadziei. Po wypowiedzeniu wojny Niemcom wojska francuskie przesunęły się zaledwie o kilkadziesiąt kilometrów w głąb terytorium Niemiec. Wszystko wyglądało jak demonstracja działania. Ponadto brytyjsko-francuska Najwyższa Rada Wojskowa, która zebrała się po raz pierwszy 12 września 1939 roku we francuskim Abbeville, postanowiła całkowicie zatrzymać ofensywę z powodu szybkiego rozwoju wydarzeń w Polsce. Rozpoczęła się słynna „dziwna wojna”. Jest to bezpośrednie złamanie ze strony Francji i Anglii ich zobowiązań wobec Polski.
Później, podczas Procesu Norymberskiego, niemieccy generałowie wyjaśniali swój szybki sukces na wschodzie, były szef sztabu kierownictwa operacyjnego najwyższego dowództwa niemieckich sił zbrojnych, generał A. Jodl przyznał: „… Jeżeli nie zostaliśmy pokonani w 1939 roku, to tylko dlatego, że około 110 dywizji francuskich i angielskich, które stały podczas naszej wojny z Polską na Zachodzie przeciwko 23 dywizjom niemieckim, pozostało całkowicie bezczynnych”.
Poprosiłem o przedstawienie mi z archiwum mnóstwa materiałów związanych z kontaktami ZSRR z Niemcami w dramatycznych dniach sierpnia i września 1939 roku. Zgodnie z dokumentami klauzula 2. Tajnego Protokołu do Paktu o nieagresji między Niemcami a ZSRR z dnia 23 sierpnia 1939 roku stanowi, że w przypadku reorganizacji terytorialno-politycznej obszarów należących do państwa polskiego granica obszarów interesów obu krajów powinna „w przybliżeniu przebiegać wzdłuż Narwi, Wisła i Sanu”. Innymi słowy, radziecka strefa wpływów obejmowała nie tylko terytoria, na których żyły ludność ukraińska i białoruska, ale także historyczne ziemie polskie między Bugiem a Wisłą. Nie wszyscy teraz wiedzą o tym fakcie.
Jak i o tym, że bezpośrednio po ataku na Polskę w pierwszych wrześniowych dniach 1939 roku Berlin uporczywie i wielokrotnie wzywał Moskwę do przyłączenia się do działań wojennych. Jednak przywódcy radzieccy zignorowali takie wezwania i nie zamierzali angażować się w dramatycznie rozwijające się wydarzenia do samego końca.
Dopiero gdy ostatecznie stało się jasne, że Wielka Brytania i Francja nie starają się pomóc swojemu sojusznikowi, a Wehrmacht był w stanie szybko zająć całą Polskę i faktycznie dotrzeć do Mińska, postanowiono skierować żołnierzy Armii Czerwonej na Kresy Wschodnie – dzisiaj to części terytorium Białorusi, Ukrainy i Litwy.
Najwyraźniej nie było innych wariantów. W przeciwnym razie ryzyko dla ZSRR wzrosłoby wielokrotnie, ponieważ, powtarzam, stara granica polsko-radziecka znajdowała się zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od Mińska, a nieunikniona wojna z nazistami rozpoczęłaby się dla kraju z wyjątkowo niekorzystnych pozycji strategicznych. A miliony ludzi różnych narodowości, w tym Żydzi mieszkający niedaleko Brześcia i Grodna, Przemyśla, Lwowa i Wilna, zostali rzuceni na zagładę z rąk nazistów i ich lokalnych pomocników – antysemitów i radykalnych nacjonalistów.
Fakt, że Związek Radziecki aż do ostatniej chwili starał się uniknąć udziału w rozwijającym się konflikcie i nie chciał stawać po stronie Niemiec, doprowadził do tego, że prawdziwy kontakt wojsk radzieckich i niemieckich nastąpił znacznie bardziej na wschód od granic określonych w tajnym protokole. Nie wzdłuż Wisły, ale w przybliżeniu wzdłuż tak zwanej linii Curzona, którą Ententa zarekomendowała jako wschodnią granicę Polski w 1919 roku.
Jak wiadomo, tryb przypuszczający trudno jest zastosować do wydarzeń, które już miały miejsce. Mogę tylko powiedzieć, że we wrześniu 1939 roku przywódcy radzieccy mieli okazję przesunąć zachodnie granice ZSRR jeszcze dalej na zachód, aż do Warszawy, ale postanowili tego nie robić.
Niemcy zaproponowali zatwierdzenie nowego status quo. 28 września 1939 roku w Moskwie I. Ribbentrop i W. Mołotow podpisali Traktat o przyjaźni i granicy między ZSRR a Niemcami, a także tajny protokół zmiany granicy państwowej, za którą uznano linię demarkacyjną, na której de facto stały dwie armie.
Jesienią 1939 roku rozwiązując swoje wojskowe strategiczne zadania obronne, Związek Radziecki rozpoczął proces włączania Łotwy, Litwy i Estonii. Ich wejście do ZSRR zostało wdrożone na podstawie umowy, za zgodą wybranych władz. Było to zgodne z ówczesnym prawem międzynarodowym i państwowym. Ponadto w październiku 1939 roku miasto Wilno i otaczający je region, dawniej część Polski, zostały zwrócone Litwie. Republiki bałtyckie w ZSRR zachowały swój rząd, język i były reprezentowane w wyższych radzieckich strukturach państwowych.
Przez te wszystkie miesiące trwała niewidoczna dla postronnych oczu walka dyplomatyczna i militarno-polityczna praca wywiadu. Moskwa zrozumiała, że przed nią stoi nieprzejednany i okrutny wróg, że ukryta wojna z nazizmem już trwa. I nie ma powodu, aby traktować oficjalne oświadczenia, formalne notatki z protokołów z tamtych lat jako dowód „przyjaźni” między ZSRR a Niemcami. ZSRR miał aktywne kontakty handlowe i techniczne nie tylko z Niemcami, ale także z innymi krajami. Jednocześnie Hitler wielokrotnie próbował wciągnąć ZSRR do konfrontacji z Wielką Brytanią, ale radzieckie władze nie dały się przekonać.
Hitler podjął ostatnią próbę przekonania Związku Radzieckiego do podjęcia wspólnych działań podczas wizyty Mołotowa w Berlinie w listopadzie 1940 roku. Ale Mołotow dokładnie zastosował się do instrukcji Stalina, ograniczając się do ogólnych dyskusji na temat pomysłu Niemców na przystąpienie ZSRR do paktu trzech – sojuszu Niemiec, Włoch i Japonii – podpisanego we wrześniu 1940 roku i skierowanego przeciwko Wielkiej Brytanii i USA.
To nie przypadek, że już 17 listopada Mołotow poinstruował radzieckiego wysłannika do Londynu, I. Majskiego:
Dla Pana orientacji… W Berlinie nie podpisano umowy i nie zakładano jej podpisania. Sprawa w Berlinie ograniczała się do … wymiany poglądów … Niemcy i Japończycy najwyraźniej bardzo chcieliby popchnąć nas w kierunku Zatoki Perskiej i Indii. Odrzuciliśmy dyskusję na ten temat, ponieważ uważamy takie porady ze strony Niemiec za nieodpowiednie.
A 25 listopada przywódcy radzieccy postawili w tym miejscu kropkę: oficjalnie zaproponowali Berlinowi warunki, które były nie do przyjęcia dla nazistów, w tym wycofanie wojsk niemieckich z Finlandii, porozumienie o wzajemnej pomocy między ZSRR a Bułgarią i wiele innych, tym samym celowo wykluczając jakąkolwiek możliwość przystąpienia do Paktu. Ta pozycja ostatecznie wzmocniła Führera w jego intencji rozpoczęcia wojny z ZSRR. I już w grudniu, odkładając na bok wszystkie ostrzeżenia swoich strategów o katastrofalnym niebezpieczeństwie wojny na dwóch frontach, Hitler zatwierdził plan Barbarossa. Zrobił to, zdając sobie sprawę, że Związek Radziecki był główną siłą, która skonfrontuje się z nim w Europie, a nadchodzące starcie na wschodzie zadecyduje o wyniku wojny światowej. I był pewien, że marsz na Moskwę będzie szybki i pomyślny.
Co chciałbym szczególnie podkreślić: kraje zachodnie faktycznie zgodziły się wówczas z działaniami radzieckimi, uznały dążenie Związku Radzieckiego do zapewnienia sobie bezpieczeństwa. 1 października 1939 roku ówczesny szef Admiralicji Brytyjskiej W. Churchill w komunikacie radiowym powiedział: „Rosja prowadzi zimną politykę własnych interesów … Aby uchronić Rosję przed nazistowskim zagrożeniem, armie rosyjskie musiały stać na tej linii [nowej granicy zachodniej]”. 4 października 1939 roku w Izbie Lordów brytyjski minister spraw zagranicznych E. Halifax powiedział: „… Należy przypomnieć, że działania rządu radzieckiego polegały na przeniesieniu granicy zasadniczo do linii zalecanej przez lorda Curzona podczas konferencji w Wersalu… Ja tylko przytaczam fakty historyczne i uważam, że są niezaprzeczalne”. Znany brytyjski polityk i mąż stanu D. Lloyd George podkreślił: „Rosyjskie armie okupowały terytoria, które nie były polskie i które zostały siłą zajęte przez Polskę po pierwszej wojnie światowej… Byłoby aktem zbrodniczego szaleństwa, aby postawić rosyjski marsz na równi z marszem Niemców”.
A w nieformalnych rozmowach z radzieckim pełnomocnikiem I. Majskim angielscy politycy i dyplomaci mówili bardziej otwarcie. Wiceminister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii R. Butler 17 października 1939 r. podzielił się: „… W kręgach rządu brytyjskiego uważa się, że nie ma mowy o powrocie zachodniej Ukrainy i Białorusi do Polski. Gdybyśmy mogli stworzyć skromnej wielkości etnograficzną Polskę z gwarancją nie tylko ZSRR i Niemiec, ale także Anglii i Francji, rząd brytyjski uznałby to za całkowicie satysfakcjonujące”. 27 października 1939 r. główny doradca N. Chamberlaina, G. Wilson, powiedział: „Polska musi zostać przywrócona jako niezależne państwo w oparciu o swoją bazę etnograficzną, ale bez zachodniej Ukrainy i Białorusi”.
Warto zauważyć, że podczas tych rozmów sondowano również grunt w celu poprawy stosunków radziecko-brytyjskich. Kontakty te w dużej mierze położyły podwaliny pod przyszły sojusz i koalicję antyhitlerowską. Wśród odpowiedzialnych dalekowzrocznych polityków wyróżniał się W. Churchill, który pomimo swojej znanej niechęci do ZSRR, już wcześniej opowiadał się za współpracą z nim.
W maju 1939 r. oświadczył w Izbie Gmin: „Będziemy w śmiertelnym niebezpieczeństwie, jeśli nie będziemy w stanie zawrzeć wielkiego sojuszu przeciwko agresji. Byłoby największą głupotą, gdybyśmy odrzucili naturalną współpracę z Rosją Sowiecką”. A po wybuchu działań wojennych w Europie – na spotkaniu z I. Majskim 6 października 1939 r. konfidencjonalnie powiedział: „… Nie ma poważnych sprzeczności między Wielką Brytanią a ZSRR, a zatem nie ma podstaw do napiętych i niezadowalających relacji. Rząd brytyjski … chciałby rozwinąć … stosunki handlowe. Byłby również przygotowany na omówienie wszelkiego rodzaju innych środków, które mogłyby pomóc w poprawie relacji”.
II wojna światowa nie nastąpiła z dnia na dzień, nie zaczęła się nagle. A agresja Niemiec na Polskę nie była niespodziewana. Jest to wynik wielu trendów i czynników w światowej polityce tego okresu. Wszystkie przedwojenne wydarzenia ułożyły się w jeden fatalny łańcuch. Ale, oczywiście, najważniejszą rzeczą, która z góry zadecydowała o największej tragedii w historii ludzkości, był egoizm państwowy, tchórzostwo, pobłażanie nabierającej siły agresji i nieprzygotowanie elit politycznych do szukania kompromisu.
Dlatego niesprawiedliwe jest twierdzenie, że dwudniowa wizyta nazistowskiego ministra spraw zagranicznych Ribbentropa jest głównym powodem wybuchu II wojny światowej. Wszystkie wiodące kraje w takim czy innym stopniu ponoszą winę za jej początek. Każdy popełnił nieodwracalne błędy, arogancko wierząc, że można przechytrzyć innych, zapewnić sobie jednostronne korzyści lub trzymać się z daleka od zbliżającej się katastrofy światowej. I za taką krótkowzroczność, za odmowę stworzenia kolektywnego systemu bezpieczeństwa, musiały zapłacić miliony istnień ludzkich, poniesiono ogromne straty.
Piszę o tym bez najmniejszego zamiaru przyjmowania roli sędziego, obwiniania lub usprawiedliwiania kogoś, tym bardziej, aby zapoczątkować nową rundę międzynarodowej konfrontacji informacyjnej w dziedzinie historycznej, która może kolidować między państwami i narodami. Uważam, że nauka akademicka z szeroką reprezentacją autorytatywnych naukowców z różnych krajów powinna być zaangażowana w poszukiwanie zrównoważonej oceny przeszłych wydarzeń. Wszyscy potrzebujemy prawdy i obiektywizmu. Ze swojej strony zawsze wzywałem moich partnerów do nawoływania do spokojnego, otwartego i opartego na zaufaniu dialogu, do samokrytycznego, bezstronnego spojrzenia na wspólną przeszłość. Takie podejście pozwoli nie powtórzyć popełnionych wówczas błędów i zapewni pokojowy i pomyślny rozwój przez wiele lat.
Jednak wielu naszych partnerów nie jest jeszcze gotowych do współpracy. Przeciwnie, dążąc do swoich celów, zwiększają liczbę i skalę ataków informacyjnych na nasz kraj, chcą zmusić do usprawiedliwiania się, poczucia się winnymi i zaakceptować przesiąknięte hipokryzją upolitycznione deklaracje. Na przykład rezolucja w sprawie znaczenia zachowania pamięci historycznej dla przyszłości Europy, zatwierdzona przez Parlament Europejski w dniu 19 września 2019 roku bezpośrednio oskarżyła ZSRR – wraz z nazistowskimi Niemcami – o rozpętanie II wojny światowej. Oczywiście nie ma tam nawet wzmianki o Monachium.
Uważam, że takie „papiery”, bo nie mogę nazwać tej rezolucji dokumentem, przy całej oczywistości tego, że miały wywołać skandal, stanowią niebezpieczne realne zagrożenia. W końcu zostały zaakceptowane przez bardzo szanowany organ. A co on zademonstrował? Jakkolwiek może to być smutne, to celowa polityka mająca na celu zniszczenie powojennego ładu światowego, którego utworzenie było kwestią honoru i odpowiedzialności krajów, których wielu przedstawicieli głosowało dziś za tą fałszywą deklaracją. W ten sposób podnieśli rękę na wnioski Trybunału Norymberskiego, na wysiłki społeczności światowej, która stworzyła uniwersalne instytucje międzynarodowe po zwycięskim 1945 roku.
W związku z tym przypominam, że sam proces integracji europejskiej, podczas którego utworzono odpowiednie struktury, w tym Parlament Europejski, stał się możliwy tylko dzięki wnioskom wyciągniętym z przeszłości, jasnym ocenom prawnym i politycznym. A ci, którzy świadomie podważają ten konsensus, niszczą podstawy powojennej Europy.
Oprócz zagrożenia dla podstawowych zasad porządku światowego istnieje także strona moralna. Kpina z pamięci – to podłość. Podłość może być celowa, obłudna i w pełni świadoma, gdy w oświadczeniach o 75. rocznicy zakończenia II wojny światowej wymienia się wszystkich członków koalicji antyhitlerowskiej oprócz ZSRR. Podłość może być tchórzliwa, gdy niszczy się pomniki wzniesione ku czci wojowników przeciwko nazizmowi, usprawiedliwiając haniebne działania fałszywymi hasłami walki z niepożądaną ideologią i rzekomą okupacją. Podłość jest krwawa, gdy ci, którzy sprzeciwiają się neonazistom i spadkobiercom banderowców, są zabijani i paleni. Powtarzam, podłość przejawia się na różne sposoby, ale przez to nie przestaje być obrzydliwa.
Zapominanie o lekcjach historii nieuchronnie rodzi ciężką karę. Będziemy stanowczo bronić prawdy, opierając się na udokumentowanych faktach historycznych i będziemy nadal szczerze i bezstronnie rozmawiać o wydarzeniach II wojny światowej. Ma to również na celu zakrojony na szeroką skalę projekt stworzenia w Rosji największej kolekcji dokumentów archiwalnych, filmów i materiałów fotograficznych dotyczących historii II wojny światowej i okresu przedwojennego.
Takie prace są już w toku. W przygotowaniu tego artykułu wykorzystałem także wiele nowych, niedawno odkrytych, odtajnionych materiałów. W związku z tym mogę odpowiedzialnie oświadczyć, że nie ma żadnych dokumentów archiwalnych, które potwierdzałyby wersję zamiaru ZSRR rozpoczęcia wojny prewencyjnej przeciwko Niemcom. Tak, radzieckie kierownictwo wojskowe przestrzegało doktryny, że w przypadku agresji Armia Czerwona szybko odpiera wroga, rozpoczyna ofensywę i prowadzi wojnę na terytorium wroga. Jednak takie plany strategiczne wcale nie oznaczały zamiaru zaatakowania Niemiec.
Oczywiście dzisiejsi historycy mają do dyspozycji dokumenty planowania wojskowego, wytyczne sztabu radzieckiego i niemieckiego. Wiemy w końcu też, jak rozwijały się wydarzenia. Z wyżyn tej wiedzy wielu mówi o działaniach, błędach, niewłaściwych obliczeniach przywódców wojskowych i politycznych kraju. Powiem w związku z tym jedno: wraz z ogromnym potokiem różnego rodzaju dezinformacji radzieccy przywódcy otrzymali również prawdziwe informacje o nadchodzącej agresji nazistowskiej. W miesiącach przedwojennych podjęli kroki mające na celu zwiększenie gotowości bojowej kraju, w tym ukryte wezwanie części wojskowych na szkolenia, przeniesienie formacji i rezerw z wewnętrznych okręgów wojskowych do zachodnich granic.
Wojna nie była nagła, czekano na nią, przygotowywano się do niej. Ale hitlerowski cios był naprawdę bezprecedensowy w historii destrukcyjnej potęgi. 22 czerwca 1941 roku Związek Radziecki napotkał najpotężniejszą, zmobilizowaną i wyszkoloną armię na świecie, dla której działał potencjał przemysłowy, gospodarczy i militarny niemal całej Europy. Nie tylko Wehrmacht, ale także niemieckie satelity, kontyngenty wojskowe wielu innych państw kontynentu europejskiego wzięły udział w tej śmiertelnej inwazji.
Poważne porażki wojskowe w 1941 roku doprowadziły kraj na skraj katastrofy. Konieczne było przywrócenie skuteczności i kontroli bojowej za pomocą nadzwyczajnych metod, ogólnej mobilizacji, przez obciążenie wszystkich sił państwa i ludzi. Już latem 1941 pod ostrzałem wroga rozpoczęła się ewakuacja milionów obywateli, setek fabryk i zakładów przemysłowych na wschód kraju. Jak najszybciej rozpoczęto produkcję broni i amunicji na tyłach, która zaczęła przybywać na front pierwszej wojennej zimy, a do 1943 roku przewyższona została produkcja wojskowa Niemiec i ich sojuszników. Przez półtora roku naród radziecki osiągnął to, co wydawało się niemożliwe, zarówno na froncie, jak i na tyłach. I nadal trudno jest zrozumieć, wyobrazić sobie, jakich niesamowitych wysiłków, odwagi, poświęcenia wymagały te wielkie osiągnięcia.
Naprzeciw potężnej, uzbrojonej po zęby zimnokrwistej, agresywnej nazistowskiej maszyny stanęła gigantyczna potęga społeczeństwa radzieckiego, zjednoczona pragnieniem ochrony ojczyzny, zemsty na wrogu, który złamał, zmiażdżył pokój, jej plany i nadzieje.
Oczywiście, podczas tej strasznej, krwawej wojny, niektórych ludzi ogarnął strach, zamieszanie, rozpacz. Zdarzały się zdrada i dezercja. Okrutne podziały, spowodowane rewolucją i wojną domową, nihilizm, ironiczne podejście do historii narodowej, tradycji, wiary, które próbowali zaszczepić bolszewicy dały o sobie znać, szczególnie w pierwszych latach po dojściu do władzy. Ale ogólny nastrój obywateli radzieckich i naszych rodaków, którzy znaleźli się za granicą, był inny – ratować, wybawić naszą Ojczyznę. To był prawdziwy, niepowstrzymany impuls. Ludzie szukali wsparcia w prawdziwych wartościach patriotycznych.
Nazistowscy „stratedzy” byli przekonani, że ogromne państwo wielonarodowe można łatwo zagarnąć dla siebie. Spodziewano się, że nagła wojna, jej bezwzględność i trudy nie do zniesienia nieuchronnie zaostrzą stosunki międzyetniczne, a kraj będzie można podzielić na części. Hitler bez ogródek stwierdził: „Nasza polityka wobec ludów zamieszkujących ogromne połacie Rosji powinna polegać na zachęcaniu do wszelkich form niezgody i podziału”.
Ale od pierwszych dni stało się jasne, że ten nazistowski plan się nie powiódł. Do ostatniej kropli krwi Twierdza Brzeska była broniona przez żołnierzy ponad trzydziestu narodowości. Przez całą wojnę – w głównych decydujących bitwach oraz w obronie każdego przyczółka, każdego metra Ojczyzny – widzimy przykłady takiej jedności.
Dla milionów ewakuowanych domem stały się regiony Wołgi i Uralu, Syberii i Dalekiego Wschodu, republiki Azji Środkowej i Kaukazu. Ich mieszkańcy dzielili się ostatnim, co mieli, wspierali jak mogli. Przyjaźń narodów i ich wzajemna pomoc stały się dla wroga prawdziwą niezniszczalną fortecą.
Główny, decydujący wkład w rozbicie nazizmu wniósł – bez względu na to, co próbuje się udowodnić – Związek Radziecki, Armia Czerwona. Bohaterowie, którzy walczyli do końca w oblężeniu Białegostoku i Mohylewa, Umanu i Kijowa, Wiazmi i Charkowa. Ruszali do ataku pod Moskwą i Stalingradem, Sewastopolem i Odessą, Kurskiem i Smoleńskiem. Wyzwolili Warszawę, Belgrad, Wiedeń i Pragę. Szturmowali Koenigsberg i Berlin.
Popieramy prawdziwą, a nie gładką lub lakierowaną prawdę o wojnie. Ta ludowa, ludzka prawda – surowa, gorzka i bezlitosna – została w dużej mierze przekazana nam przez pisarzy i poetów, którzy przeszli przez ogień i piekło na pierwszej linii frontu. Dla mojego pokolenia, podobnie jak dla innych pokoleń, ich uczciwe, głębokie historie, powieści, przeszywająca proza i wiersze pozostawiły ślad w duszy na zawsze, stały się testamentem – czcić weteranów, którzy zrobili wszystko, co w ich mocy, aby Zwycięstwo pamiętało tych, którzy pozostali na polach bitew.
A dziś szokujące są proste i wielkie w istocie wersy wiersza Aleksandra Twardowskiego „Zabito mnie pod Rżewem…”, poświęconego uczestnikom krwawej, brutalnej bitwy Wielkiej Wojny Ojczyźnianej na środkowej części frontu radziecko-niemieckiego. Tylko podczas bitew o miasto Rżew i występ rżewski od października 1941 roku do marca 1943 roku Armia Czerwona straciła, w tym rannych i zaginionych, 1 milion 342 tysięcy 888 osób. Podaję te przerażające, tragiczne, wciąż niepełne cyfry, zebrane ze źródeł archiwalnych – po raz pierwszy oddając hołd czynom sławnych i bezimiennych bohaterów, którzy w latach powojennych, z różnych powodów, przemawiali niesłusznie, niesprawiedliwie mało lub całkowicie milczeli.
Podam kolejny dokument. To raport Międzynarodowej Komisji ds. Odszkodowań z Niemiec, pod przewodnictwem I. Majskiego, przygotowany w lutym 1945 roku. Zadaniem komisji było określenie formuły, według której pokonane Niemcy miały zrekompensować szkody poniesione przez zwycięskie mocarstwa. Komisja doszła do następującego wniosku: „Liczba dni spędzonych przez żołnierzy Niemiec na froncie radzieckim przekracza tę liczbę na wszystkich innych frontach sojuszniczych co najmniej 10 razy. Front radziecki odciągnął także cztery piąte niemieckich czołgów i około dwóch trzecich niemieckich samolotów”. Ogólnie ZSRR stanowił około 75 procent wszystkich wysiłków wojskowych koalicji antyhitlerowskiej. Przez lata wojny Armia Czerwona „przemieliła” 626 dywizji państw „osi”, z czego 508 niemieckich
28 kwietnia 1942 r. Roosevelt w swoim przemówieniu do narodu amerykańskiego powiedział: „Rosyjskie wojska zniszczyły i nadal niszczą więcej żywej siły, samolotów, czołgów i broni naszego wspólnego wroga niż wszystkie inne narody razem wzięte”. Churchill w przesłaniu do Stalina z 27 września 1944 r. napisał, że „to armia rosyjska wyciągnęła wnętrzności z niemieckiej maszyny wojskowej …”.
Ta ocena miała rezonans na całym świecie. Ponieważ w tych słowach jest ta sama wielka prawda, której nikt wtedy nie kwestionował. Prawie 27 milionów obywateli radzieckich zginęło na frontach, w niewoli niemieckiej, zmarło z głodu i bombardowań, w gettach i piecach nazistowskich obozów śmierci. ZSRR stracił jednego na siedmiu swoich obywateli, Wielka Brytania – jednego na 127, a Stany Zjednoczone – jednego na 320 osób. Niestety ta liczba największych, nieodwracalnych strat Związku Radzieckiego nie jest ostateczna. Konieczne jest kontynuowanie żmudnych prac mających na celu przywrócenie nazwisk i losów wszystkich zmarłych: żołnierzy Armii Czerwonej, partyzantów, żołnierzy podziemnych, jeńców wojennych i więźniów obozów koncentracyjnych, cywilów zabitych przez oprawców. To nasz obowiązek. I tutaj szczególną rolę odgrywają uczestnicy ruchu poszukiwawczego, wojskowych stowarzyszeń patriotycznych i ochotniczych, takich jak elektroniczna baza danych „Pamięć ludzi”, oparta na dokumentach archiwalnych. I oczywiście do rozwiązania tak ogólnego problemu humanitarnego niezbędna jest ścisła współpraca międzynarodowa.
Do zwycięstwa doprowadziły wysiłki wszystkich państw i narodów, które walczyły ze wspólnym wrogiem. Armia brytyjska broniła swojej ojczyzny przed inwazją, walczyła z nazistami i ich satelitami na Morzu Śródziemnym, w Afryce Północnej. Wojska amerykańskie i brytyjskie wyzwoliły Włochy, otworzyły Drugi Front. Stany Zjednoczone zadały agresorowi z Pacyfiku potężne, miażdżące ciosy. Pamiętamy kolosalne ofiary narodu chińskiego i ich ogromną rolę w pokonaniu japońskich żołnierzy. Nie zapomnimy o bojownikach „Walczącej Francji”, którzy nie uznali hańbiącej kapitulacji i kontynuowali walkę z nazistami.
Zawsze będziemy również wdzięczni za pomoc udzieloną przez sojuszników, dostarczających Armii Czerwonej amunicję, surowce, żywność i sprzęt. I była to znacząca pomoc – około 7 procent całkowitej produkcji wojskowej Związku Radzieckiego.
Trzon koalicji antyhitlerowskiej zaczął kształtować się natychmiast po ataku na Związek Radziecki, kiedy Stany Zjednoczone i Wielka Brytania bezwarunkowo poparły go w walce z nazistowskimi Niemcami. Podczas konferencji w Teheranie w 1943 r. Stalin, Roosevelt i Churchill zawarli sojusz wielkich mocarstw, zgodzili się rozwinąć dyplomację koalicyjną, wspólną strategię walki ze wspólnym śmiertelnym zagrożeniem. Przywódcy Wielkiej Trójki doskonale rozumieli, że połączenie potencjału przemysłowego, zasobowego i wojskowego ZSRR, USA i Wielkiej Brytanii stworzy niezaprzeczalną przewagę nad wrogiem.
Związek Radziecki w pełni wywiązał się ze swoich zobowiązań wobec sojuszników i zawsze wyciągał pomocną dłoń. Wielką operacją „Bagration” na Białorusi Armia Czerwona wspierała lądowanie wojsk brytyjsko-amerykańskich w Normandii. W styczniu 1945 roku przedostając się do Odry, nasi żołnierze położyli kres ostatniej potężnej ofensywie Wehrmachtu na froncie zachodnim, w Ardenach. A trzy miesiące po zwycięstwie nad Niemcami ZSRR, w pełni zgodnie z porozumieniami jałtańskimi, wypowiedział wojnę Japonii i pokonał milionową armię Kwantung.
W lipcu 1941 r. radzieccy przywódcy stwierdzili, że „celem wojny przeciwko faszystowskim ciemiężcom jest nie tylko eliminacja zagrożenia, jakie nadciąga do naszego kraju, ale także pomoc wszystkim narodom Europy jęczącym pod jarzmem niemieckiego faszyzmu”. W połowie 1944 r. wróg został wydalony z praktycznie całego terytorium radzieckiego. Ale musiał został dobity w swoim mateczniku. A Armia Czerwona rozpoczęła misję wyzwolenia w Europie, uratowała całe narody przed zniszczeniem i zniewoleniem, uwolniła od horroru Holokaustu. Uratowała kosztem setek tysięcy istnień żołnierzy radzieckich.
Ważne jest również, aby nie zapominać o ogromnej pomocy materialnej, jakiej ZSRR udzielił wyzwolonym krajom w celu likwidacji zagrożenia głodem, dla przywrócenia gospodarki i infrastruktury. Zrobił to w czasie, gdy zgliszcza rozciągały się na tysiące kilometrów od Brześcia do Moskwy i Wołgi. Na przykład w maju 1945 r. rząd austriacki zwrócił się do ZSRR o udzielenie pomocy żywnościowej, ponieważ „nie wiedział, jak wyżywić swoją ludność w ciągu najbliższych siedmiu tygodni, aż do nowych zbiorów”. Zgoda przywódców radzieckich na wysyłanie żywności została przez kanclerza tymczasowego rządu Republiki Austrii, K. Rennera opisana jako „akt zbawienia…”, którego „Austriacy nigdy nie zapomną”.
Sojusznicy wspólnie utworzyli Międzynarodowy Trybunał Wojskowy, mający karać nazistowskich zbrodniarzy politycznych i wojennych. W jego decyzjach dano jasne kwalifikacje prawne dla zbrodni przeciwko ludzkości, takich jak ludobójstwo, czystki etniczne i religijne, antysemityzm i ksenofobia. Trybunał w Norymberdze bezpośrednio i jednoznacznie potępił nazistowskich wspólników, współpracowników różnych rodzajów.
To haniebne zjawisko miało miejsce we wszystkich krajach europejskich. Tacy „działacze” jak Peten, Quisling, Własow, Bandera, ich poplecznicy i zwolennicy, choć ubrani w piórka bojowników o niepodległość narodową lub wolności od komunizmu, są zdrajcami i katami. W nieludzkości często przewyższali swoich panów. Próbując zdobyć przychylność, w ramach specjalnych grup karnych chętnie wykonywali najbardziej krwiożercze zadania. Dziełem ich krwawych rąk są egzekucje w Babim Jarze, Rzeź Wołyńska, spalony Chatyń, oraz eksterminacja Żydów na Litwie i Łotwie.
Dzisiaj nasze stanowisko pozostaje niezmienne: nie można usprawiedliwić zbrodniczych działań nazistowskich wspólników, ich zbrodnie nie mają przedawnienia. Dlatego zastanawiające jest, kiedy w wielu krajach ci, którzy splamili się kolaboracją z nazistami, nagle utożsamiają się z weteranami II wojny światowej. Uważam za niedopuszczalne zrównanie wyzwolicieli i okupantów. A heroizację nazistowskich wspólników można postrzegać jedynie jako zdradę pamięci naszych ojców i dziadków. Zdradę tych ideałów, które jednoczyły narody w walce z nazizmem.
Wówczas przywódcy ZSRR, USA i Wielkiej Brytanii stanęli wobec historycznego zadania. Stalin, Roosevelt i Churchill reprezentowali kraje o różnych ideologiach, aspiracjach państwowych, interesach, kulturach, ale wykazali się wielką wolą polityczną, wznieśli się ponad sprzeczności i uprzedzenia i postawili na pierwszym miejscu prawdziwe interesy świata. W rezultacie udało im się dojść do porozumienia i osiągąć rozwiązanie, na którym skorzystała cała ludzkość.
Zwycięskie mocarstwa pozostawiły nam system, który stał się kwintesencją intelektualnych i politycznych poszukiwań kilku stuleci. Seria konferencji – Teheran, Jałta, San Francisco, Poczdam – położyła podwaliny pod fakt, że świat już od 75 lat, pomimo najostrzejszych sprzeczności, żyje bez globalnej wojny. Rewizjonizm historyczny, którego przejawy obserwujemy teraz na Zachodzie, zwłaszcza w odniesieniu do tematu II wojny światowej i jej skutków, jest niebezpieczny, ponieważ rażąco, cynicznie zniekształca rozumienie zasad pokojowego rozwoju ustanowionych w 1945 r. przez konferencje w Jałcie i San Francisco. Głównym historycznym osiągnięciem Jałty i innych ówczesnych decyzji była zgoda na stworzenie mechanizmu, który pozwoliłby wiodącym mocarstwom nie wychodzić za ramy dyplomacji w rozwiązywaniu powstałych między nimi różnic.
Wiek XX przyniósł całkowite i kompleksowe konflikty światowe, a w 1945 r. na arenę wkroczyła również broń nuklearna, zdolna do fizycznego zniszczenia Ziemi. Innymi słowy, rozstrzyganie sporów siłą stało się niezwykle niebezpieczne. I zwycięzcy II wojny światowej to zrozumieli. Zrozumieli i uświadomili sobie własną odpowiedzialność wobec ludzkości.
Smutne doświadczenie Ligi Narodów wzięto pod uwagę w 1945 roku. Struktura Rady Bezpieczeństwa ONZ została zaprojektowana w taki sposób, aby gwarancje pokoju były jak najbardziej konkretne i skuteczne. Tak powstała instytucja stałych członków Rady Bezpieczeństwa i prawo weta jako ich przywilej i odpowiedzialność.
Czym jest prawo weta w Radzie Bezpieczeństwa ONZ? Mówiąc wprost, jest to jedyna rozsądna alternatywa dla bezpośredniego starcia największych krajów. To stwierdzenie jednego z pięciu mocarstw, że rozwiązanie jest dla niego nie do przyjęcia, przeczy jego interesom i wyobrażeniom na temat właściwego podejścia. A inne kraje, nawet jeśli się z tym nie zgadzają, przyjmują postawione stanowisko, rezygnując z prób realizacji swoich jednostronnych aspiracji. Tak czy inaczej, ale trzeba szukać kompromisów.
Nowa globalna konfrontacja rozpoczęła się niemal natychmiast po zakończeniu II wojny światowej i czasami była bardzo zacięta. A fakt, że zimna wojna nie przerodziła się w III wojnę światową, w przekonujący sposób potwierdził skuteczność umów zawartych przez Wielką Trójkę. Zasady postępowania uzgodnione podczas tworzenia ONZ umożliwiły dalszą minimalizację ryzyka i utrzymanie konfrontacji pod kontrolą.
Oczywiście widzimy, że system ONZ działa w napięciu i nie tak skutecznie, jak mógłby. Ale ONZ nadal pełni swoją główną funkcję. Zasady Rady Bezpieczeństwa ONZ są unikalnym mechanizmem zapobiegania poważnej wojnie lub światowemu konfliktowi.
Wezwania, które często słychać było w ostatnich latach, aby znieść prawo weta i odmówić stałym członkom Rady Bezpieczeństwa specjalnych możliwości, są w rzeczywistości nieodpowiedzialne. W końcu, jeśli tak się stanie, Organizacja Narodów Zjednoczonych zasadniczo zamieni się w Ligę Narodów – zebranie dla pustych rozmów, pozbawione jakichkolwiek dźwigni wpływu na procesy światowe; jak to się skończyło dobrze wiemy. Właśnie dlatego zwycięskie mocarstwa podeszły do formowania nowego systemu porządku światowego z najwyższą powagą, aby nie powtarzać błędów swoich poprzedników.
Stworzenie nowoczesnego systemu stosunków międzynarodowych jest jednym z najważniejszych rezultatów II wojny światowej. Nawet najbardziej nie dające się pogodzić sprzeczności – geopolityczne, ideologiczne, ekonomiczne – nie przeszkadzają w znalezieniu form pokojowego współistnienia i interakcji, jeśli jest ku temu pragnienie i wola. Dzisiaj świat przeżywa niespokojne czasy. Wszystko się zmienia: od globalnej równowagi sił i wpływów po społeczne, ekonomiczne i technologiczne podstawy życia społeczeństw, państw i całych kontynentów.
W minionych epokach przesunięcia o tej skali prawie nigdy nie odbywały się bez wielkich konfliktów zbrojnych, bez walki o budowę nowej globalnej hierarchii. Dzięki mądrości i dalekowzroczności przywódców politycznych sojuszniczych sił możliwe było stworzenie systemu, który powstrzymywałby się od skrajnych przejawów takiego obiektywnego, historycznie nieodłącznego globalnego rozwoju rywalizacji.
Naszym obowiązkiem – wobec wszystkich, którzy przyjmują odpowiedzialność polityczną, przede wszystkim przedstawicieli zwycięskich mocarstw w czasie II wojny światowej, jest zagwarantowanie, że system ten zostanie zachowany i ulepszony. Dzisiaj, podobnie jak w 1945 roku, ważne jest, aby pokazać wolę polityczną i wspólnie dyskutować o przyszłości. Nasi partnerzy – panowie Xi Jinping, Macron, Trump, Johnson – poparli rosyjską inicjatywę zaproponowaną na spotkaniu przywódców pięciu państw nuklearnych – stałych członków Rady Bezpieczeństwa. Dziękujemy im za to i oczekujemy, że takie spotkanie będzie mogło odbyć się przy najbliższej okazji.
Jakim widzimy plan nadchodzącego szczytu? Po pierwsze, naszym zdaniem, wskazane jest, aby omówić kroki w celu opracowania wspólnych zasad w sprawach światowych, szczerze rozmawiać o utrzymywaniu pokoju, wzmacnianiu bezpieczeństwa globalnego i regionalnego, strategicznej kontroli zbrojeń, wspólnych wysiłkach w walce z terroryzmem, ekstremizmem i innymi pilnymi wyzwaniami i zagrożeniami.
Osobnym tematem spotkania jest sytuacja w gospodarce światowej, przede wszystkim przezwyciężenie kryzysu gospodarczego spowodowanego pandemią koronawirusa. Nasze kraje podejmują bezprecedensowe środki w celu ochrony zdrowia i życia ludzi, aby wspierać obywateli, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji życiowej. Ale jak poważne będą konsekwencje pandemii, jak szybko globalna gospodarka wyjdzie z recesji, zależy od naszej zdolności do współpracy i porozumienia, jak prawdziwi partnerzy. Ponadto niedopuszczalne jest przekształcanie gospodarki w narzędzie nacisku i konfrontacji. Wśród potrzebnych kwestii znajdują się ochrona środowiska i walka ze zmianami klimatu, a także zapewnienie bezpieczeństwa globalnej przestrzeni informacyjnej.
Program nadchodzącego piątego szczytu zaproponowany przez Rosję jest niezwykle ważny i istotny zarówno dla naszych krajów, jak i całego świata. I pod każdym względem mamy konkretne pomysły i inicjatywy.
Nie ma wątpliwości, że szczyt Rosji, Chin, Francji, Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii odegra istotną rolę w znalezieniu wspólnych odpowiedzi na współczesne wyzwania i zagrożenia oraz pokaże wspólne przywiązanie do ducha sojuszu, wysokich humanistycznych ideałów i wartości, o które ojcowie i dziadkowie walczyli ramię w ramię .
Opierając się na wspólnej pamięci historycznej, możemy i musimy sobie ufać. Będzie to stanowić solidną podstawę do udanych negocjacji i wspólnych działań w celu wzmocnienia stabilności i bezpieczeństwa na planecie i osiągnięcia dobrobytu wszystkich państw. Można bez przesady stwierdzić, że jest to nasz wspólny obowiązek i odpowiedzialność wobec całego świata, wobec obecnych i przyszłych pokoleń.

NEon24



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy