Prezydent Duda z prezydentem Trumpem w Białym Domu 12 czerwca 2019. Fot. The White House - Flickr (public domain) |
Inni się boją, czy może to tylko polski prezydent zasłużył na to specjalne „wyróżnienie”? A przypomnijmy, że co czwarty zarażony COVID-19 na świecie jest Amerykaninem. W USA z powodu koronawirusa doszło do 122 tys. zgonów. Jest to kraj najgorzej na świecie przygotowany na epidemię i najgorzej sobie z nią radzący. Powodem jest niska jakość, a dla wielu milionów ludzi w ogóle niedostępność służby zdrowia, ponieważ ponad 20 milionów Amerykanów nie posiada żadnego ubezpieczenia.
Niedawno kanclerz Merkel powiedziała, że dziękuje za zaproszenie na szczyt G7 w końcu czerwca, ale ze względu na sytuację epidemiczną nie jest w stanie potwierdzić swojego osobistego przyjazdu do Waszyngtonu, co Donald Trump ponoć przyjął jako osobisty afront. Polski prezydent jest odważniejszy. Pytanie, czy po powrocie z tak niebezpiecznego kraju, przez który dodatkowo przetaczają się uliczne zamieszki, prezydent Duda uda się na kwarantannę jak inni nasi obywatele?
Czcze obawy Trumpa
Po co jedzie tam Duda? Co chce osiągnąć? Po co zaprasza go Trump i na co on liczy?
Oficjalnie, jak podaje kancelaria prezydenta, urzędujący jeszcze prezydent jedzie tam omawiać sprawy związane z obronnością, handlem i energetyką. Wiadomo też, że wizyta Andrzeja Dudy na finiszu kampanii prezydenckiej odbędzie się z inicjatywy Trumpa. Andrzej Duda został po prostu wezwany do Waszyngtonu? Mówi się, że Trump boi się, że w przypadku przegranej Andrzeja Dudy w wyborach, jego następca mógłby pokrzyżować jego plany w Europie.
Niewątpliwie jest to grubą przesadą, patrząc zwłaszcza na proamerykańską politykę wszystkich polskich rządów po 1989 roku. Jednak biznesmen, jakim jest Donald Trump, zapewne woli znaną mu uległość niż tę nieznaną mu jeszcze… uległość nowej władzy, którą trzeba by było od nowa pouczać, gdzie jest jej miejsce.
Oficjalnie, jak podaje kancelaria prezydenta, urzędujący jeszcze prezydent jedzie tam omawiać sprawy związane z obronnością, handlem i energetyką. Wiadomo też, że wizyta Andrzeja Dudy na finiszu kampanii prezydenckiej odbędzie się z inicjatywy Trumpa. Andrzej Duda został po prostu wezwany do Waszyngtonu? Mówi się, że Trump boi się, że w przypadku przegranej Andrzeja Dudy w wyborach, jego następca mógłby pokrzyżować jego plany w Europie.
Niewątpliwie jest to grubą przesadą, patrząc zwłaszcza na proamerykańską politykę wszystkich polskich rządów po 1989 roku. Jednak biznesmen, jakim jest Donald Trump, zapewne woli znaną mu uległość niż tę nieznaną mu jeszcze… uległość nowej władzy, którą trzeba by było od nowa pouczać, gdzie jest jej miejsce.
Trzy dni obok prezydenta USA zamiast debat na finiszu kampanii prezydenckiej
Polski prezydent decydując się na wyjazd do Waszyngtonu na wezwanie Trumpa, rezygnuje faktycznie z debat telewizyjnych na finiszu kampanii prezydenckiej, ale przecież nie z kontynuacji prezydentury. Najwidoczniej ten wyjazd, który już jest przedstawiany jako wielki sukces polskiej dyplomacji, świadczący o wysokiej międzynarodowej randze naszego kraju na arenie międzynarodowej, ma być elementem tej jego kampanii.
Wszystko wyjaśnił w wypowiedzi dla Wprost, członek sztabu Dudy:
Trzy dni występów obok prezydenta Stanów Zjednoczonych, może wystarczy dla przekonania zadeklarowanych amerykanofili, których w Polsce nie brakuje, ale dla innych może się to okazać za mało. Zapytają – po co była ta wizyta na koszt polskiego podatnika? Jakie państwo polskie ma z niej korzyści?
Donald Trump ogłosił niedawno, ku uciesze niemieckiego społeczeństwa, że zamierza wycofać prawie 10 000 swoich żołnierzy stacjonujących w Niemczech od zakończenia II wojny światowej. Jeszcze w ubiegłym roku krytykował Niemcy za to, że nie wydają żądanych przez niego 2% swego PKB na zbrojenia, czytaj na zakupy sprzętu wyprodukowanego przez amerykański przemysł zbrojeniowy. Podkreślał wtedy, że w przeciwieństwie do Niemiec, nasz kraj jest prymusem, bo spełnia jego życzenia i kupuje nawet więcej, niż on od nas wymaga.
Prezydent Duda niczym prawdziwy stachanowiec, deklarował wtedy przekroczenie amerykańskiej normy, bo stać nas i na 2,5% PKB! Trump stwierdził wtedy, że Polska powinna zostać nagrodzona i jego wojska w ramach tej nagrody mogą zostać przeniesione do naszego kraju. Duda przyjął to z euforią. Warto dodać, że kilka dni temu, mając na uwadze pogłębiający się kryzys gospodarczy w USA i spadek notowań dolara, Donald Trump stwierdził, że w zasadzie to te 2% już mu nie wystarczą, gdyby jednak Niemcy zadeklarowali, że te 2% będą już grzecznie pompować w amerykańską gospodarkę i zgodzą się na korzystne dla USA umowy handlowe. Trump chce więcej! Amerykańska gospodarka tego potrzebuje.
Czy w takim razie Duda, niczym Konrad Mazowiecki z Krzyżaków, przywiezie z USA do naszego kraju obietnicę przeniesienia 10 000 amerykańskich żołnierzy? Mimo wszystko jest to mało prawdopodobne. Trumpowi raczej chodzi o naciski na niemiecki rząd, a nie zaostrzenie konfliktu z Rosją, która będzie zmuszona zdecydowanie zareagować na zagrożenie zbliżające się do jej granic. Na dodatek w listopadzie sam będzie walczył w wyborach o reelekcję i taka konfrontacyjna polityka, łamiąca porozumienia między NATO i Rosją nie mająca żadnego logicznego uzasadnienia, raczej mu w tym nie pomoże.
Amerykanie nie chcą konfrontacji, bo tę mają dziś w swoim kraju. Jeśli zaś jego zamiarem oprócz szantażu Niemców jest również pomoc w elekcji Andrzejowi Dudzie, to być może taka kolejna ogólna i niezobowiązująca deklaracja zostanie ogłoszona, a u nas odtrąbiona jako wielki sukces urzędującego prezydenta.
Trump może wesprzeć w wyborach Dudę, ale przecież nie za nic
Ambasador USA w Polsce, Georgette Mosbacher, niedawno wspomniała o tym, ze może warto byłoby przenieść z Niemiec nie tylko wojsko, ale także broń atomową? Duda, by ją chętnie zapewne przywiózł do Polski, bo przecież dzięki temu stalibyśmy się mocarstwem atomowym, które guziki do odpalania rakiet powierza amerykańskiemu sojusznikowi. Raczej ich jednak nie przywiezie, i to nie dlatego, że jego Air Force One to nieduży samolot Gulfstream G550. Co prawda z silnikiem Rolls-Royce'a, ale zupełnie nieprzystosowany do przewozu broni atomowej.
Instalacji amerykańskiej broni atomowej w Polsce nie będzie z tych samych względów, co i nie będzie przeniesienia amerykańskich wojsk. Pan prezydent Duda zostanie jedynie wykorzystany do rozgrywek Trumpa z Merkel, czyli z tymi, z którymi chce czy nie chce, liczyć się jednak musi.
Deklaracji będzie pewnie więcej. Jak choćby w sprawie Nord Stream 2, w której przeciwstawiamy się budowie gazociągu z Rosji do Niemiec zgodnie z amerykańskimi interesami. Może coś przeciwko Chinom i budowanym przez nie sieciom 5G i zastępowaniem ich amerykańską, może i gorszą, ale jakąś tam technologią? Być może zostaną też podpisane jakieś umowy handlowe. Prezydent Trump może wesprzeć w wyborach Andrzeja Dudę, ale przecież nie za nic. Stojąc przy rogu biurka amerykańskiego prezydenta w „owalnym gabinecie”, Duda dostanie też tym razem do podpisania jakąś umowę na zwiększenie dostaw drogiego amerykańskiego gazu łupkowego (taka przyjaźń musi przecież kosztować) czy też na zakup amerykańskiego sprzętu wojskowego.
Trudno powiedzieć. Zależy to od tego, jak wizytę i związane z nią „sukcesy” potraktuje opozycja. Jest szansa, że ta zrobi to krytycznie, właśnie ze względu na to, że mamy za chwilę wybory, a chęć ich wygrania. Może w tym okresie zwyciężyć przez chwilę nad wpisanym w całą naszą klasę polityczną serwilizmem wobec amerykańskiego imperium.
Dzięki temu my też mamy większe szanse, by dowiedzieć się ile będzie kosztowała, nas podatników, ta wyprawa za ocean polskiego prezydenta i na jak długo, jak poważnymi zobowiązaniami nas obciąży, by tylko zwiększyć swoje szansę na pozostanie w rezydencji na Krakowskim Przedmieściu. Raczej mało prawdopodobne, by sprowadził na nas kolejne niebezpieczeństwa, ale forsy, którą wyda żal.
Sprawy międzynarodowe raczej nigdy nie brały u nas góry w naszych decyzjach przy urnie. Zawsze priorytetowe są dla nas sprawy wewnętrzne, w oparciu o które Polacy dokonują wyborów. Odtrąbiona jako wielki sukces przez TVP wizyta w USA urzędującego prezydenta, może nie wystarczyć do utrzymania się na stołku i nie zastąpić jego nieobecności w kraju w ostatnich, decydujących dniach wyborczej kampanii.
Jarosław Augustyniak
Sputnik Polska
Wszystko wyjaśnił w wypowiedzi dla Wprost, członek sztabu Dudy:
Trzy dni z rzędu wszystkie serwisy informacyjne będą zaczynały się od pokazywania Andrzeja Dudy obok prezydenta Stanów Zjednoczonych. Będzie musiał to zrobić nawet TVN, bo ambasador Georgette Mosbacher będzie to sprawdzała ze względu na to, że stacja należy do amerykańskiej spółki.To pani Mosbaher decyduje, co pokazuje się w polskiej telewizji?
Trzy dni występów obok prezydenta Stanów Zjednoczonych, może wystarczy dla przekonania zadeklarowanych amerykanofili, których w Polsce nie brakuje, ale dla innych może się to okazać za mało. Zapytają – po co była ta wizyta na koszt polskiego podatnika? Jakie państwo polskie ma z niej korzyści?
Co i po co Duda może przywieźć z USA?
Prezydent Duda niczym prawdziwy stachanowiec, deklarował wtedy przekroczenie amerykańskiej normy, bo stać nas i na 2,5% PKB! Trump stwierdził wtedy, że Polska powinna zostać nagrodzona i jego wojska w ramach tej nagrody mogą zostać przeniesione do naszego kraju. Duda przyjął to z euforią. Warto dodać, że kilka dni temu, mając na uwadze pogłębiający się kryzys gospodarczy w USA i spadek notowań dolara, Donald Trump stwierdził, że w zasadzie to te 2% już mu nie wystarczą, gdyby jednak Niemcy zadeklarowali, że te 2% będą już grzecznie pompować w amerykańską gospodarkę i zgodzą się na korzystne dla USA umowy handlowe. Trump chce więcej! Amerykańska gospodarka tego potrzebuje.
Czy w takim razie Duda, niczym Konrad Mazowiecki z Krzyżaków, przywiezie z USA do naszego kraju obietnicę przeniesienia 10 000 amerykańskich żołnierzy? Mimo wszystko jest to mało prawdopodobne. Trumpowi raczej chodzi o naciski na niemiecki rząd, a nie zaostrzenie konfliktu z Rosją, która będzie zmuszona zdecydowanie zareagować na zagrożenie zbliżające się do jej granic. Na dodatek w listopadzie sam będzie walczył w wyborach o reelekcję i taka konfrontacyjna polityka, łamiąca porozumienia między NATO i Rosją nie mająca żadnego logicznego uzasadnienia, raczej mu w tym nie pomoże.
Amerykanie nie chcą konfrontacji, bo tę mają dziś w swoim kraju. Jeśli zaś jego zamiarem oprócz szantażu Niemców jest również pomoc w elekcji Andrzejowi Dudzie, to być może taka kolejna ogólna i niezobowiązująca deklaracja zostanie ogłoszona, a u nas odtrąbiona jako wielki sukces urzędującego prezydenta.
Te 10 000 amerykańskich żołnierzy, jeśli rzeczywiście z Niemiec zostanie wycofanych, to najpewniej do własnej ojczyzny. Tam w kolebce demokracji bardziej przydadzą do pacyfikowania demokratycznych protestów niż na naszym poligonie w Drawsku Pomorskim, gdzie nie będą mieli nic do roboty.
Trump może wesprzeć w wyborach Dudę, ale przecież nie za nic
Ambasador USA w Polsce, Georgette Mosbacher, niedawno wspomniała o tym, ze może warto byłoby przenieść z Niemiec nie tylko wojsko, ale także broń atomową? Duda, by ją chętnie zapewne przywiózł do Polski, bo przecież dzięki temu stalibyśmy się mocarstwem atomowym, które guziki do odpalania rakiet powierza amerykańskiemu sojusznikowi. Raczej ich jednak nie przywiezie, i to nie dlatego, że jego Air Force One to nieduży samolot Gulfstream G550. Co prawda z silnikiem Rolls-Royce'a, ale zupełnie nieprzystosowany do przewozu broni atomowej.
Instalacji amerykańskiej broni atomowej w Polsce nie będzie z tych samych względów, co i nie będzie przeniesienia amerykańskich wojsk. Pan prezydent Duda zostanie jedynie wykorzystany do rozgrywek Trumpa z Merkel, czyli z tymi, z którymi chce czy nie chce, liczyć się jednak musi.
Deklaracji będzie pewnie więcej. Jak choćby w sprawie Nord Stream 2, w której przeciwstawiamy się budowie gazociągu z Rosji do Niemiec zgodnie z amerykańskimi interesami. Może coś przeciwko Chinom i budowanym przez nie sieciom 5G i zastępowaniem ich amerykańską, może i gorszą, ale jakąś tam technologią? Być może zostaną też podpisane jakieś umowy handlowe. Prezydent Trump może wesprzeć w wyborach Andrzeja Dudę, ale przecież nie za nic. Stojąc przy rogu biurka amerykańskiego prezydenta w „owalnym gabinecie”, Duda dostanie też tym razem do podpisania jakąś umowę na zwiększenie dostaw drogiego amerykańskiego gazu łupkowego (taka przyjaźń musi przecież kosztować) czy też na zakup amerykańskiego sprzętu wojskowego.
Żal forsy
Czy wizyta w USA i kilka fotek z amerykańskim prezydentem, pomogą Dudzie w uzyskaniu lepszego wyniku w pierwszej turze?Trudno powiedzieć. Zależy to od tego, jak wizytę i związane z nią „sukcesy” potraktuje opozycja. Jest szansa, że ta zrobi to krytycznie, właśnie ze względu na to, że mamy za chwilę wybory, a chęć ich wygrania. Może w tym okresie zwyciężyć przez chwilę nad wpisanym w całą naszą klasę polityczną serwilizmem wobec amerykańskiego imperium.
Dzięki temu my też mamy większe szanse, by dowiedzieć się ile będzie kosztowała, nas podatników, ta wyprawa za ocean polskiego prezydenta i na jak długo, jak poważnymi zobowiązaniami nas obciąży, by tylko zwiększyć swoje szansę na pozostanie w rezydencji na Krakowskim Przedmieściu. Raczej mało prawdopodobne, by sprowadził na nas kolejne niebezpieczeństwa, ale forsy, którą wyda żal.
Sprawy międzynarodowe raczej nigdy nie brały u nas góry w naszych decyzjach przy urnie. Zawsze priorytetowe są dla nas sprawy wewnętrzne, w oparciu o które Polacy dokonują wyborów. Odtrąbiona jako wielki sukces przez TVP wizyta w USA urzędującego prezydenta, może nie wystarczyć do utrzymania się na stołku i nie zastąpić jego nieobecności w kraju w ostatnich, decydujących dniach wyborczej kampanii.
Jarosław Augustyniak
Sputnik Polska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy