Dla dużych firm farmaceutycznych współczesnej medycyny, ideałem jest stan, w którym ludzie tego świata, ciągle na coś chorują - wtedy łatwo można im sprzedawać leki oraz nadzieję... A jak nie są chorzy, trzeba koniecznie nową chorobę znaleźć...
AMEN - Autobiografia Naukowa Ryszarda Opary. Odcinek 62
Był rok 2004.
Będąc z powrotem w realiach Australii; w tym czasie czułem się nadal biznesmenem z przyszłością. Zastanawiałem się ciągle nad pytaniem: Co dalej z moim życiem – jaki jest główny cel mojego istnienia? Postanowiłem zainwestować, trochę dolarów leżących gdzieś w banku bezużytecznie, na badania kliniczne nad naprawdę rewelacyjnie skutecznym, lekiem na raka trzustki. Nie stało się to też przypadkiem...
Pewnego dnia pojawił się u mnie dawny przyjaciel, syn – mojej „Pięknej Anny z Zielonego Wzgórza”, wraz ze wspomnieniami o matce... i zaproponował mi inwestycję w firmie Biotech - „Atogen Limited”. Przekazał mi wiele materiałów, wstępnych badań klinicznych oraz listę osób, skutecznie leczonych nowym, naturalnym „bio-lekiem” – o wstępnej nazwie GP 100.
(Nazwę zmieniłem potem na AP – ku czci mojej Ś.p. Ani).
Miesiąc później, razem z innym kolegą i Profesorem z Niemiec – (Hans Funk), którego poznałem już wcześniej, rozpoczęliśmy przygotowania planu biznesowego oraz wymaganych badań klinicznych. To była naprawdę wielka - nasza nadzieja. Przede wszystkim nadzieja dla nieuleczalnie chorych...na nowotwory trzustki i przewodu pokarmowego.
Wstępne próby kliniczne z Niemiec pokazywały wprost rewelacyjne wyniki. Pacjenci, ze zdiagnozowanym wcześniej rakiem trzustki bardzo dobrze reagowali, na proste leczenie. Żadnych efektów ubocznych. Mieliśmy głównie przypadki chorych po przebytej radio i chemoterapii, których lekarze uznali już za... beznadziejnie chorych...jako, że nie pomagały im tradycyjne, uznawane terapie.
Według statystyk, średnia przeżycia zdiagnozowanego raka trzustki wynosi 6-9 miesięcy. Maksymalnie. Kilkunastu naszych pacjentów, po 2-miesięcznej terapii - było całkowicie wyleczonych. Bez żadnych objawów nowotworu a wszelkie przerzuty...zniknęły. Niektórzy (o ile wiem) żyją nadal.
Jednak aby nasz preparat AP 100, mógł być oficjalnie uznanym, jako środek do leczenia nowotworów na całym świecie, musiał być najpierw zatwierdzony zgodnie z obowiązującą procedurą, zwłaszcza przez FDA - (Food & Drug Administration) w USA. Trzeba było wykonać mnóstwo ściśle określonych prób i badań klinicznych w trzech fazach, według ustalonego schematu. Zatwierdzonego protokołem FDA. A to już były naprawdę olbrzymie koszty. Dziesiątki, czasem nawet setki milionów dolarów.
Ja, Atogen Limited i Profesor Funk mieliśmy kilkanaście milionów „papierów” do dyspozycji i to niestety - nam nie wystarczyło. Miałem jednak wielką nadzieję, (z uwagi na rewelacyjne rezultaty wstępnych badań klinicznych) - uzyskać kapitał od inwestorów z giełdy, lub jakoś w formie kredytu czy gwarancji bankowej.
No i to wtedy właśnie, w lipcu 2006 pojawił się w moim życiu z powrotem Bank Pekao SA, ze swoimi roszczeniami/egzekucją oraz BTE... rozpoczął się proces sądowy. Problem był wprost zasadniczy... Instynktownie przeczułem, że moje wszystkie próby zdobycia finansowania dla Atogen Ltd, aby sfinansować próby kliniczne dla AP 100...- były niemal z góry skazane na całkowite niepowodzenie.
Oczywiście próbowałem to zrobić, wszystkimi możliwymi, zgodnie z prawem metodami.
Ale musiałem Zarządowi Spółki oraz wszelkim potencjalnym inwestorom ujawnić prawdę, o swoich nierozwiązanych problemach osobistych z Bankiem Pekao; o moim BTE.
Na aplikacjach o kredyt - poinformować Giełdę oraz potencjalnych inwestorów... Takie jest prawo w Australii.
I to... jak się wkrótce okazało - stanowiło przeszkodę - absolutnie nie do pokonania. W pewnym momencie rozważałem nawet rezygnację ze stanowiska Prezesa Zarządu, sprzedaży swoich akcji ale tego typu decyzje w takim kulminacyjnym momencie – byłyby przez Rynek kapitałowy bardzo negatywnie przyjęte i w rezultacie, spółka i tak nie zdobyłaby koniecznego finansowania. Postanowiłem więc, (zresztą musiałem) ujawnić całą prawdę i jednak powalczyć... Niestety przegrałem sprawę...
To taki efekt uboczny działań Banku Pekao SA („side effects of Bank Pekao SA activities”).
Taki jest też rynek. Prawda i racje czy jakakolwiek, najbardziej nawet słuszna ideologia, nie mają żadnego znaczenia. Liczą się tylko pieniądze, które ktoś tam rozdaje.
Dodatkowo, popełniłem jeszcze jeden błąd. Będąc niepoprawnym idealistą, na początku tej całej przygody, żyjąc wspomnieniami o Annie z Zielonego Wzgórza, zamarzyło mi się, że znajdziemy ten cudowny lek i będziemy leczyć ludzi... za przysłowiowy „grosik”... albo nawet może... za darmo. Szczególnie tych wszystkich nieszczęśników, których nie stać na bardzo kosztowną chemoterapię.
Opowiedziałem o rewelacyjnych wynikach wstępnych badań nad AP 100 oraz swoich marzeniach, i planach leczenia chorych charytatywnie, na Konferencji Naukowej Onkologów – w Los Angeles, w grudniu 2006 roku. Miałem nadzieję na pomoc finansową innych, organizacji charytatywnych i zrozumienie wszystkich ludzi pasji. Ale wszyscy, w reakcji popatrzyli na mnie jak na kompletnego idiotę. Nawet Ci, dawniej życzliwi, przestali mnie traktować poważnie. To był właściwie chyba „gwóźdź do trumny” - firmy: Atogen Ltd. Wbiłem go sobie sam...
Nie dostałem finansowania ani w formie kredytu ani equity, czyli pieniędzy inwestorów z Giełdy. Profesor Funk, który zresztą trzymał w tajemnicy, dokładny skład chemiczny AP 100, kiedy się dowiedział o moich kłopotach i planach szybko znalazł innego, „normalnego sponsora” a potem równie szybko „sprzedał się”, jednej z największych, bardzo znanych firm farmaceutycznych. Mój kolega "Syn Anny z Zielonego Wzgórza" też przestał się odzywać.
(Niestety, nie mogę oficjalnie podać nazwy firmy farmaceutycznej, która przejęła potem Atogen i moje inne firmy – jest to zastrzeżone prawnie. Nazwiska i inne dane zostały również zmienione.)
Nasz lek (o ile wiem, pod inną nazwą) jest bardzo skuteczny; stosowany – tylko dla wybranych. Ale jeszcze nie zatwierdzony przez FDA. Powód moim zdaniem jest prosty.
Lek jest... za bardzo skuteczny, w związku z tym... jest ciągle jeszcze „testowany”.
Najpierw trzeba też „wypchnąć” na rynek inne nieskuteczne „cuda”, które przecież kosztowały milliardy dolarów. Trzeba odzyskać - wydane wcześniej bezskutecznie - pieniądze. No i przecież ogólnie wiadomo: to żaden interes...skutecznie wyleczyć człowieka – tak na dobre, całkowicie. Interes polega na tym aby chorym sprzedawać leki, nadzieję. Na całe życie. Taka jest strategia działanie wszystkich wielkich firm farmaceutycznych. Człowiek jest narzędziem, polem uprawy dla zysków.
Będąc z wykształcenia lekarzem, myślącym humanistą; dodatkowo bardzo doświadczonym przez życie, dość szybko zrozumiałem dzisiejszą rzeczywistość. Skuteczne leczenie ludzi, z zasady - nie jest priorytetem firm farmaceutycznych, które zdominowały rynek.
Naszym światem rządzą pieniądze i interesy. Te prawa wartości, nakazują działać na wyobraźnię, oraz emocje ludzi, leczyć ich objawowo, tak aby osiągnąć poprawę... ale krótkotrwałą. Dla dużych firm farmaceutycznych i wielkich interesów świata współczesnej medycyny, ideałem jest stan, w którym ludzie tego świata, ciągle na coś chorują - bo wtedy łatwo można im wcisnąć nadzieję.
A jak nie są chorzy, to trzeba koniecznie coś znaleźć; jakiś nowy wirus/bakterię; nową chorobę metabolizmu - cokolwiek. Czasem przy okazji trzeba też parę osób "uśmiercić" - tak aby zyskać wiarygodność. No i od razu trzeba też mieć jakąś szczepionkę albo cudowny lek - na tę nową dopiero co wymyśloną chorobę.
Lekarze są tylko zwykłymi, często nawet nieświadomymi ale płatnymi pośrednikami w transakcjach największego oszustwa medycznego. Współczesnej Farmacji.
Taki mamy świat.
Ja miałem kolejne doświadczenie życiowe; kolejny raz teoretycznie wiele straciłem, tzn. straciłem tylko pieniądze. Ale nie nadzieję, wiarę w ludzi i w swoją misję życia.
W życiu trzeba umieć być wszystkim, co daje gwarancję równowagi i harmonii. Trzeba być człowiekiem uniwersalnym: filozofem, poetą, muzykiem, lekarzem, prawnikiem oraz kupcem, sprzedawcą, bankierem, oraz...wszystkim czego wymagają inni.
Moim największym błędem...była, jest i zapewne będzie niezrozumiała, mało pragmatyczna w czasach dzisiejszych wiara w ludzi. Pomimo tego, że zawsze po szkodzie, zdawałem sobie sprawę w własnej głupoty.
Pod tym względem - chyba jestem prawdziwym Polakiem, tak jak ten z przysłowia. Mądry po szkodzie.
Chociaż może nawet nie... "Jestem chyba Głupi... Przed i Po”.
Ryszard Opara
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy