polish internet magazine in australia

Sponsors

NEWS: POLSKA: Polska może stanąć przed poważnym wyzwaniem, jeśli chodzi o dostawy energii elektrycznej już w 2026 roku. Jak podała "Rzeczpospolita", Polska może zmagać się z deficytem na poziomie prawie 9,5 GW w stabilnych źródłach energii. "Rzeczpospolita" zwróciła uwagę, że rząd musi przestać rozważać różne scenariusze i przejść do konkretnych działań, które zapewnią Polsce stabilne dostawy energii. Jeśli tego nie zrobi, może być zmuszony do wprowadzenia reglamentacji prądu z powodu tzw. luki mocowej. * * * AUSTRALIA: Wybuch upałów w Australii może doprowadzić do niebezpiecznych warunków w ciągu najbliższych 48 godzin, z potencjalnie najwcześniejszymi 40-stopniowymi letnimi dniami w Adelajdzie i Melbourne od prawie dwóch dekad. W niedzielę w Adelajdzie może osiągnąć 40 stopni Celsjusza, co byłoby o 13 stopni powyżej średniej. Podczas gdy w niektórych częściach Wiktorii w poniedziałek może przekroczyć 45 stopni Celsjusza. * * * SWIAT: Rosja wybierze cele na Ukrainie, które mogą obejmować ośrodki decyzyjne w Kijowie. Jest to odpowiedź na ukraińskie ataki dalekiego zasięgu na terytorium Rosji przy użyciu zachodniej broni - powiedział w czwartek prezydent Władimir Putin. Jak dodał, w Rosji rozpoczęła się seryjna produkcja nowego pocisku średniego zasięgu - Oresznik. - W przypadku masowego użycia tych rakiet, ich siła będzie porównywalna z użyciem broni nuklearnej - dodał.
POLONIA INFO: Spotkanie poetycko-muzyczne z Ludwiką Amber: Kołysanka dla Jezusa - Sala JP2 w Marayong, 1.12, godz. 12:30

piątek, 24 kwietnia 2020

Szkoła w czasie pandemi: Szok kulturowy w edukacji

Prof. Maria Czerepaniak-Walczak.
Fot. L.Wątróbski
Szkoły prześcigały się w sposobach zakazów korzystania przez uczniów z telefonów komórkowych. A teraz, z dnia na dzień, te urządzenia stały się obowiązkowym wyposażeniem uczących się i nauczycieli. Owoc zakazany stał się podstawową strawą, podstawowym środkiem i ośrodkiem realizacji obowiązku szkolnego i studiowania. Jest to szok kulturowy w edukacji. 
O plusach i minusach zdalnej edukacji szkolnej w czasie obecnej pandemii  z prof. zw. dr hab. Marią Czerepaniak-Walczak, kierownikiem Katedry Pedagogiki Ogólnej, Dydaktyki i Studiów   Kulturowych Uniwersytetu Szczecińskiego,  wiceprzewodniczącą Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego rozmawia Leszek Wątróbski.

 - Ponad 4 mln uczniów, z dnia na dzień, musiało zamienić szkolne ławy na naukę przez internet. Zamknięte szkoły i często niemożność wyjścia z domu nie muszą jednak oznaczać jej końca...

- ...różnie to z tym bywa. Przede wszystkim radykalnie zmieniło się środowisko uczenia się i charakter interakcji edukacyjnych. Jest to zmiana wielowymiarowa. Po pierwsze uczniowie zostali zobowiązani do robienia tego, co było do tej pory zakazywane. Przecież jedną z kar stosowanych wobec dzieci i młodzieży był zakaz używania smartfonów, komputerów, ograniczanie dostępu do internetu. Szkoły prześcigały się w sposobach zakazów korzystania przez uczniów z telefonów komórkowych. A teraz, z dnia na dzień, te urządzenia stały się obowiązkowym wyposażeniem uczących się i nauczycieli. Owoc zakazany stał się podstawową strawą, podstawowym środkiem i ośrodkiem realizacji obowiązku szkolnego i studiowania. Jest to szok kulturowy w edukacji.  Są wprawdzie osoby i grupy wprawione w tak organizowaną edukację. Są doświadczeni nauczyciele i oswojeni z tym uczniowie, ale to są tylko wyspy na bezbrzeżnym oceanie ponad dwustuletniej tradycji szkolnej i tysiącletniej tradycji uniwersyteckiej.


Ten szok jest mniejszy właśnie dla tych, którzy podejmowali efektywne działania wcześniej, byli odważnymi odkrywcami potencjału nowych środowisk uczenia się i dróg jego wykorzystywania w codziennej praktyce. Jest ich niemało, ale to, co robili było ich wyborem i wdrażane było stopniowo. Bardziej służyło uatrakcyjnieniu uczenia się, aniżeli realizacji obowiązku. Teraz tym osobom, zarówno nauczycielom jak i uczniom i studentom jest łatwiej teraz. Mogą kontynuować i aktualizować dotychczasowe doświadczenia.

Obserwuję to na przykładzie własnej praktyki, moich kontaktów ze studentami/studentkami. Ci, którzy do tej pory korzystali z kontaktów mailowych, to nadal je utrzymują. Teraz z moją grupą seminaryjną uczymy się współpracy na platformie MS-Teams, wspomagającą pracę zespołową. Zamiast twarzy wyświetlają mi się tylko ich inicjały w kółeczkach. Niektóre z nich korzystają bowiem wyłącznie z telefonów z zainstalowaną na nich odpowiednią aplikacją. Jest wiele tego przyczyn, wśród których jest między innymi lęk przed cyberprzemocą.  

- Czym różni się nauka online od dawnej – bezpośredniej?

- Jeśli chodzi o relacje w środowisku akademickim to kontakty bezpośrednie odzwierciedlały wcześniej także nasze emocje. Widzieliśmy całego człowieka – jego oczy w czasie rzeczywistym, miny, westchnienia czy zapachy. Tego wszystkiego nie możemy niestety doświadczyć online.

Kiedy nie widzę twarzy, tylko same inicjały w kółeczku, to się zastanawiam, czy to nie są przypadkiem jakieś boty. Ponadto, kiedy osoby uczestniczące w seminarium zabierają głos, to ich nie widzę i nie wiem czym się jeszcze aktualnie zajmują?  Pytam się ich więc: czy notują i czy rozumieją? W takiej sytuacji podstawą jest zawsze wzajemne zaufanie. Nabiera ono szczególnej wagi teraz, gdy istnieje wiele pokus by iść na skróty, pozorować pracę, w większym stopniu angażować domowników w realizację zadań. Oczywiście, o ile jest to możliwe.

- Czy nauka zdalna może zastąpić naukę bezpośrednią?

- Zacznijmy od tego, że szkoła nie jest jedynym miejscem uczenia się. I nigdy nie była. W czasach przedindustrialnych uczenie się rzeczy niezbędnych w życiu odbywało się w środowisku rodzinnym, lokalnym. Odbywało się to z udziałem wszystkich generacji zamieszkujących dom, wieś, część miasta. Warunki, treści i sposoby uczenia się były zróżnicowane statusem społecznym. Niezamożni byli nauczycielami swoich dzieci – uczyli ich tego, co sami umieli. Zamożni korzystali z usług guwernerów. W czasach rozwoju przemysłu „wynaleziono” powszechną szkołę, a społeczeństwo zostało podzielone na grupy wiekowe o specyficznej formie aktywności: uczące się dzieci i młodzież, pracujący dorośli i ludzie-po-pracy, czyli emeryci. Wyodrębnione zostały trzy generacje: dzieci, dorośli i starzy.

Nasze codzienne życie podporządkowane jest więc pewnym strukturom generacyjnym. Dzieci są „posyłane” do szkoły, tak jak list czy paczka jest posyłana do adresata. Powtarzam, dzieci są „posyłane” do szkoły - a nawet „zsyłane” na czas pracy ich rodziców.                                          
Rodzice muszą mieć czas by pójść do pracy. A więc muszą być odciążeni od opieki i obowiązków wobec swoich dzieci. To jest ten industrialny porządek świata, który podzielił społeczeństwo na grupy generacyjne.                        
 
Tak więc dzieci i młodzież spędzają 8 godzin w szkole i parę godzin w domu z rodziną. Rodzice 8 godzin w pracy i kilka godzin z dziećmi, a emeryci mający swój program dnia. Każda z tych generacji posiada inną, własną organizacją czasu. Okazuje się, że dzieci nie znają historii edukacyjnych swoich rodziców, ani ich pasji czy zainteresowań, nie wiedzą na czym polega ich praca i jak sobie z nią radzą. I teraz sytuacja, w której się znaleźliśmy sprawia, że te wszystkie generacje spotykają się przez 24 godziny siedem dni w tygodniu. Nagle, nieoczekiwanie pandemia sprawiła, że wróciła sytuacja sprzed czasu industrialnego. I nikt z nich nie wie, jak długo to będzie jeszcze trwało.  

Obecnie, bez wcześniejszych intencji i planów te generacje zaczęły się odkrywać, poznawać. Rodzice odkrywają swoje dzieci, a dzieci odkrywają swoich rodziców. Obserwują ich zachowania i uczą się ich naśladując aktywności rodziców (pominę tu powstające i nasilające się agresje w tych rodzinach). Jeśli rodzice czytają książki, dzieci sięgną po nie. Jeśli majsterkują, gotują, itp., dzieci przyłączają się nich. Jeśli rodzice są „kanapozwierzami” i oglądają telewizję „jak leci” dzieci odtwarzają te wzory zachowań. Wypełnianie czasu w zamkniętej przestrzeni domowej, bez kontaktu z rówieśnikami wytwarza wiele niespodzianek i napięć. Wymusza inną organizację codziennych czynności i nierzadko utrudnia wypełnianie zadań zadawanych, a niekiedy tylko inspirowanych przez nauczycieli.

 - Do czego prowadzić może zawieszenie zajęć w szkole na dłuższy czas?

- Pomijam już stres generowany przez władze związany z terminami egzaminów. W moim przekonaniu jest to okropne trzymać w niepewności osoby czekające na poradzenie sobie z taką sytuacją stresową. To jest multiplikowanie czynników stresowych. Jest okrucieństwem „kropelkowe” dozowanie informacji, podtrzymywanie niepewności i lęku. Taką praktyką jest niemal cotygodniowe informowanie o kontynuacji pracy zdalnej, obietnice nieprzedłużania roku szkolnego, itp. Takie traktowanie młodzieży wynika z niedojrzałości, braku empatii oraz braku odpowiedzialności tych, którzy sprawują władzę.  Jest to wyraz niedojrzałości polityków i urzędników administracji oświatowej. Jest to zwyczajne napawanie się okrucieństwem wobec uczniów i ich rodziców oraz nauczycieli.

- Jakie inne niebezpieczne konsekwencje wynikają ze zdalnej edukacji?

- Na pewno jest to pogłębianie się rozwarstwienia społecznego i rozwarstwienia kulturowego. I to jest prawdziwy dramat. Czytam na stronach niektórych szkół, że dopiero teraz ogłaszają przetargi na zakup sprzętu dla uczniów, który ma być im wypożyczony. Uwidacznia to niedostosowanie środowiska edukacyjnego do zaistniałych warunków. Decyzje ministerialne dotyczące zdalnego nauczania wywołują wrażenie, iż wszystko, co wychodzi z ust polityków i urzędników szczebla centralnego, pochodzi z wiedzy ze środowiska wielkomiejskiego, o warunkach życia wyższej klasy średniej, gdzie wszystko jest w zasięgu ręki. Ale przecież są takie obszary w Polsce, takie środowiska (nie tylko wiejskie) i takie rodziny, w których liczba komputerów czy telefonów pozwalających na uczestnictwo w życiu społecznym jest niewystraczająca z punktu widzenia edukacji w ogóle, a w tych niezwyczajnych warunkach w szczególności. Przecież taki sprzęt, przy zdalnym nauczaniu, jest podstawą - tak jak podręczniki i książki dla każdego ucznia. Śmiało, bez pogłębionych badań empirycznych, twierdzę, że nie każdy uczeń ma swój komputer. Często w domu jest jeden komputer czy laptop, z którego muszą korzystać trzy - a nawet więcej osób, i to w tym samym czasie.

 W nauczaniu zdalnym (nie jest to to samo co on-line) wykorzystywane są też tradycyjne materiały dydaktyczne: podręczniki, karty prac, pomoce przygotowywane przez nauczycieli i przesyłane uczącym się. W sytuacji zamknięcia bibliotek i ograniczonych możliwości szkół w rozsyłaniu „papierowych” materiałów pozostaje wyłącznie interakcja za pośrednictwem łączy internetowych. Nawet, jeśli nauczyciel wysyła materiały, które uczniowie mogą gromadzić w swoich folderach, nie wszyscy mają w domu drukarki. Te utrudnienia wynikają z rozwarstwienia materialnego.                                                          

Nie mniej groźne jest zjawisko rozwarstwienia społecznego i kulturowego, rozwarstwienie nożyc statusu intelektualnego. Mam tu na myśli środowiska, które nazwałam kiedyś „daleko od szansy” czyli środowiska o ograniczonym dostępie do komunikacji czy wręcz wykluczonych komunikacyjnie – i to zarówno komunikacji kolejowo-autobusowej jak i, zwłaszcza teraz, komunikacji cyfrowej. Przyglądając się im z perspektywy wiedzy o statusie wykształcenia Polaków można dostrzec, że izolowane, rodzinne uczenie się odbywa się w środowisku, w którym dominuje wykształcenie zasadnicze zawodowe.

- Jak więc oni mają poradzić sobie z sytuacjami, które do tej pory były rozwiązywane przez profesjonalnie przygotowanych specjalistów – np.  logopedów, rehabilitantów czy przez samych nauczycieli?

-Rodzice ci mogą być świetnymi fachowcami w swoich zawodach, ale na pewno nie są w stanie wypełnić roli nauczyciela i nie są w stanie poradzić sobie ze stresem towarzyszącym ich dzieciom. Nasi studenci psychologii uruchomili poradnię dla licealistów i maturzystów z myślą ich wsparcia. Ale sama taka porada, to przecież jeszcze niewielka pomoc. Brakuje tu jeszcze odpowiedniej atmosfery w ich domach.

Wykluczanie zaś, czy izolacja, prowadzą do pogłębienia dystansu kulturowego pomiędzy uprzywilejowanymi a tymi, w których to rodzinach przypada jeden laptop na osobę (o ile w ogóle jest) i utrudniony dostęp - i do sprzętu i do sygnału. To są te skutki społeczne, które mogą się stać w najbliższej przyszłości bardziej groźne od potencjalnej możliwości zakażenie się koronawirusem. Bo to będzie trwało.                                                    
 
Okazać się także może, że egzaminy zewnętrzne - jakiekolwiek zostaną przeprowadzone, a po nich rekrutacja do szkół na podstawie wyników tych egzaminów przyniosą konsekwencje, które będą nie do odrobienia przez dziesięciolecia.

- Czy ucierpi na tym interakcja uczniów z nauczycielami?

- Nie wszyscy nauczyciele są przygotowani do zdalnej komunikacji. Bo to nie jest to samo, co rozmawianie przez telefon. To nie jest to samo, co poprawianie pracy przesłanej przez ucznia. To nawet nie to samo, co korzystanie z mediów społecznościowych (fb czy Instagram), czy z komunikowania się na Skype’ie. Nauczyciel oddziałuje na to, co dzieje się w każdej interakcji. Uczeń też. Bycie ucznia w szkole, w tej bezpośredniej interakcji, jest pewną odświętnością w stosunku do tego, co dzieje się na podwórku czy w domu – w tzw. czasie prywatnym.  Pozbawienie zaś możliwości wyjścia z domu sprawia, że tracimy okazję do wyróżnienia tej interakcji edukacyjnej spośród innych interakcji społecznych. To wcale nie znaczy, że każda interakcja edukacyjna jest tak ważna.

- Interakcja edukacyjna pełni w procesie poznawania swoją funkcję...

 -..nie tylko ze względu na odkrywanie nowych rzeczy, kształtowanie wiedzy czy konstruowanie pewnych intelektualnych struktur. Obok tego mamy do czynienia z aspektem socjalizacyjnym. Za sprawą interakcji w sieci wchodzimy w etap, który nazwać można socjalizacją tercjalną. Tak jak mamy socjalizację pierwotną w rodzinie, wtórną w środowiskach społecznych tak można wyróżnić socjalizację tercjalną w świecie wirtualnym, w świecie mediów i społeczną w sieci. Pojawiają się też nowe zasady etyczne (tzw. netykieta).                                        

Wszystkie te zmiany nastąpiły gwałtownie i wszyscy doznaliśmy dużego szoku. Konsekwencje tego są i będą bardzo różne. Nie ulega wątpliwości, że udoskonalone zostaną np. media, których używamy i które nas podglądają, a nawet inwigilują. Pegazus nie będzie tu wcale potrzebny, są przecież także inne aplikacje śledzące nas wszystkich. Jedną z nich jest aplikacja dla osób w kwarantannie. Po niej mogą być aplikacje kontrolujące nas ze względu na inne zjawiska. To prowadzi do ograniczenia zaufania i poczucia zagrożenia prywatności. To zaś może być czynnikiem zakłócającym interakcje edukacyjne w sieci.

A właśnie one wymagają wzajemnego zaufania. Musimy wyrobić w sobie poczucie, że ufamy naszym uczniom czy studentom, że są zaangażowani w to, w czym aktualnie uczestniczą i że wzajemnie nie narażamy się na przykre doświadczenia, o których już teraz można przeczytać w mediach. Ponadto, te interakcje wymagają od uczestniczących w nich osób odpowiedzialności i zobowiązanie do wykonania uzgodnionych prac.

- Jak Pani Profesor radzi sobie z kwarantanną?

- Jakoś sobie radzę. Raz w tygodniu wychodzę na zakupy. Pracuję codziennie online ze studentami i utrzymuję kontakty jakie się tylko da. Mam też spotkania w mojej katedrze (Pedagogiki Ogólnej, Dydaktyki i Studiów Kulturowych). Dyskutujemy nad koncepcją projektu naukowo-badawczego, o którego sfinansowanie będziemy aplikować do Unii Europejskiej.

Przewodniczę obecnie komisji habilitacyjnej i okazuje się, że będę musiała poszukać sobie pewnie na uczelni jakiegoś miejsca z mocnym sygnałem internetu, abym z członkami komisji mogła się widzieć i słyszeć. Bo w domu mam za słaby sygnał, by korzystać z zaufanego łącza.

Mam więc co robić. Nadrabiam ponadto liczne zaległości. Mam przy domu ogródek i na dodatkowy spacer nie muszę wychodzić. Wszyscy pracujemy teraz zdalnie. W uczelni mamy to świetnie zorganizowane.

Chciałabym też pochwalić inicjatywy wielu szkół, które naprawdę w tym trudnym czasie przechodzą same siebie. Wchodzę często na strony internetowe wielu szkół w różnych miejscowościach. I w odróżnieniu od tego, co się znajduje na stronach Ministerstwa Edukacji Narodowej, na stronach szkół widać wielką, wręcz prometejską pracę nauczycieli i poszczególnych dyrekcji.

I te wszystkie szkoły zdają zdecydowanie lepiej egzamin od ministerstwa i kuratorium. A na stronach internetowych ministerstwa ani jednego słowa o heroizmie nauczycieli. Tak, jak lekarzy się obecnie oskarża, że nie kierują na testy i dlatego jest mało wyników a oni sami zarażają, podobnie się dzieje z nauczycielami. I jako przykłady ich niekompetencji przytaczane są ilustracje z TVP - przez co krytyka przenoszona jest na wszystkich nauczycieli w kraju. To jest niepowetowana i bardzo trudna do złagodzenia i powetowania krzywda, która została wyrządzona zawodowi nauczyciela.

- Dziękuję ze rozmowę.       

rozmawiał Leszek Wątróbski

 

1 komentarz:

  1. Świetny, merytoryczny wywiad pokazujący aktualną sytuację jeśli chodzi o nauczanie. Zgadzam się ze wszystkim.

    OdpowiedzUsuń

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy