Liberalna strategia – zarządzanie pandemią i strachem
Koronawirus COVID – 19, wywołując pandemię, obnażył dogłębnie oblicze współczesnego świata w podstawowych sferach ludzkiej egzystencji. Ujawnił nade wszystko destrukcyjny charakter opartych na liberalizmie globalnych procesów politycznych i ekonomiczno-gospodarczych – nie tylko na poziomie społecznym, ale również w przestrzeni indywidualnej przeciętnego człowieka. Ujawnił .jednocześnie nicość cywilizacji kształtowanej przez globalny liberalizm.
Od jej wektorów zależy bowiem nie tylko ważny dla zwalczenia pandemii system opieki zdrowotnej czy polityki społecznej, ale również nie wytrzymujący pandemicznych ograniczeń system edukacji czy sposób komunikowana obywateli o działaniach władzy. Ten ostatni – oscylujący między perswazją a propagandą i manipulację – staje się w obecnym czasie dobitnym świadectwem postchrześcijaństwa i posthumanizmu jako determinant liberalnej cywilizacji.
Komunikacja – nie tylko polityczna, ale również społeczna i kulturowa – łączy w przedstawianiu pandemii prawdę z postprawdą, stając się w rękach globalistów idealnym narzędziem stwarzania w niej chaosu. Osłabiona została bowiem ich polityczna i gospodarcza władza, jaką zapewniały im do tej pory reguły wolnego rynku i jego fetysz niewidzialnej ręki. Pandemia strąciła je z piedestału globalnego liberalizmu, grożąc utratą władzy jego ideologom. Globaliści nie chcą jednak jej utracić i natychmiast wykorzystali sprawdzony w systemach totalitarnych sposób jej zachowania – zarządzanie strachem wzniecanym w ludziach przez globalne i lokalne instytucje polityczne oraz media zależne od cyfrowych megakorporacji, symbolizowanych skrótem GAFA (Google, Apple, Facebook, Amazon- notabene nieopodatkowane w Polsce).
Obserwując wdrażane przez poszczególne kraje sposoby zwalczania pandemii, można stwierdzić, iż czołowe światowe organizacje – WHO, WTO, ONZ – nie tyle walczą z pandemią, ile nią właśnie zarządzają, potęgując pożądany przez globalistów strach całych społeczeństw. Sam strach nie daje jednak zysku. Dlatego został powiązany z obietnicą szczepionki, która go zapewni nie tylko farmaceutycznym koncernom, ale także innym, z nimi związanym. Dlatego propaganda pandemiczna głosi, że wirus COVID – 19 będzie trwał tak długo, jak długo nie będzie szczepionki. To oznaczałoby, że szczepienia przeciwko niemu mają objąć cały świat, bo tylko wtedy zatriumfuje liberalny paradygmat zysku. W Polsce minister zdrowia postraszył nas jeszcze bardziej i zapowiedział, że maseczki będziemy nosić do szczepionki, która powinna być obowiązkowa.
Unia Europejska zachowuje się tak samo, jak WHO, WTO i ONZ, choć nie zajmuje się bezpośrednio potęgowaniem pandemicznego strachu. Skoncentrowała się bowiem nie na zwalczaniu koronawirusa, lecz na wspólnych finansach i mechanizmie ich rozdzielania. W rezultacie jej obojętnej wobec pandemii polityki, w Europie odrodziły się państwa narodowe. Okazało się, że w czasie zarazy jej obywatele mogą liczyć nie na traktat lizboński i Brukselę, lecz na swoje własne państwa. Koronawirus ujawnił także prawdziwe oblicze każdego z nich – nade wszystko to, komu służą: swoim wspólnotom czy obcym korporacjom. Zdemaskował – m.in. w Polsce – nędzę systemu opieki zdrowotnej, budowanego w ścisłej korelacji z liberalnym systemem gospodarczo-ekonomicznym. Wykazał także niekompetencję i nieskuteczność władz w wielu sektorach życia publicznego. Pomimo negatywnych aspektów polityki poszczególnych państw narodowych, jedynie na ich realną pomoc mogą liczyć zagrożone pandemią społeczeństwa Europy.
Manipulowanie prawdą na temat pandemii zrodziło szereg jej teorii spiskowych, głoszących tezę o wyhodowaniu koronawirusa COVID – 19 w laboratoriach naukowych. Tu pojawia się fundamentalne pytanie: czyich?. Znamienne pod tym względem są wzajemne oskarżenia USA i Chin. Jeśli prawdą byłyby spekulacje na temat laboratoryjnego pochodzenia COVID – 19, mielibyśmy do czynienia z liberalnym paradygmatem zysku w nauce, realizowanym w celu depopulacji świata. Niezależnie od prawdziwości czy fałszywości tych teorii, stwierdzić należy, iż nauka odcięta od etyki i negująca metafizyczny wymiar ludzkiego istnienia osiągnęła apogeum w systemie liberalnym. W tym systemie skumulowała bowiem najwięcej „osiągnięć” genetycznych, manipulując – na zlecenie ideologów genderyzmu – kodem ludzkiego bytu. Ludziom z laboratoriów od dawna marzy się bowiem rola bogów stwarzających nowego człowieka. Wywołana koronawirusem pandemia pokazała, że zrodzona z ich pychy wszechmoc nieetycznej i antymetafizycznej nauki jest iluzją, pajęczą konstrukcją. Zdmuchnął ją niewidoczny gołym okiem wirus, wywołując „efekt motyla”. Najskuteczniejsza w walce z pandemią stała się natomiast nie oczekiwana przez świat szczepionka, lecz kwarantanna – znana ludzkości od czasów biblijnych i przetestowana w średniowieczu. Nie paradygmat zysku, lecz heroizm służb medycznych i poświęcenie wolontariuszy.
Uzbrojony świat – bezbronny
Świat uzbrojony w laboratoria i armie największych mocarstw, okazał się bezbronny wobec znikomego w hierarchii istnień wirusa. Siła tego świata jest bowiem pozorna, nadęta pychą, która została spektakularnie ukarana.. Czy na długo? Wielu ludziom – nie tylko uczonym czy politykom i miliarderom – wciąż marzy się boski status. To marzenie jest niebezpieczne, gdyż rodzi nowe utopie, głoszące zmianę systemów politycznych i społeczno-gospodarczych w mię nowego porządku istnienia..
Upokorzona pycha jest niczym głowy hydry – kusi nadal. Nie tylko w sferze nauki i polityki, ale również związanego z nimi wyścigu zbrojeń, który w czasie pandemii ujawnił swój bezsens. Ma on także polską wersję.. COVID – 19 zweryfikował celowość wzrostu nakładów na zbrojenia w ramach NATO do 2 % PKB. Gdyby system obronny naszego kraju był niezależny od planów USA i zarządzanego przez nie sojuszu, żaden wirus nie podważyłby jego umocnienia. Tymczasem do historii wszedł przykład Polski, która militarnie nic nie znaczy, choć stała się liderem natowskiego wyścigu zbrojeń. Uzależniła się bowiem od amerykańskiego dyktatu i skoncentrowała nie na przemyślanych zakupach dla swej armii, lecz na propagandzie natowskiej i przygotowaniach do wojny z Rosją. Pięć lat prezydentury Andrzeja Dudy i pięć lat rządów PiS uczyniły z natowskiego nakładu wzrostu na zbrojenie, a także wschodniej flanki NATO, amerykańskich baz w Polsce i amerykańskiej tarczy antyrakietowej jedynie dogmaty transatlantyckie, którymi mierzy się polski patriotyzm. Kto te dogmaty podważa, jest wyrzucany przez atlantystów na margines życia politycznego i piętnowany mianem zdrajcy. Wprawdzie w czasie pandemii NATO okazało się – podobnie jak Unia Europejska – bezużyteczne, nic jednak nie wskazuje na to, aby polska wiara w te dogmaty została zachwiana. Pandemia trwa, a jednak nikt z polityków nie ma odwagi zadać polskim władzom pytania o działanie sojuszu na rzecz ludności cywilnej w czasie pandemii i poczynania istniejącego w jego ramach Euroatlantyckiego Centrum Koordynacji Reagowania na Katastrofy. Podobnie jak nikt nie pyta o zaplanowane w Polsce na wiosnę tego roku manewry NATO Defender 2020. Ewidentnie wiara w dogmaty transatlantyckie i strach przed nimi są u nas przepotężne – większe niż przed coronawirusem.
Zakazana wykładnia metafizyczno-religijna
Liberalizm wprawdzie nie walczy wprost z metafizyczno-religijną interpretacją pandemii, ale nie przyjmuje jej za wiarygodną. Walkę z nią zostawia związanym z nim ideologiom – politycznej poprawności, genderyzmu, ekologizmu. Wszystkie są antymetafizyczne i antychrześcijańskie. Wszystkie odrzucają taką wykładnię, w której koronawirus spadł na świat jak biblijny ogień z nieba na Sodomę i Gomorę, będąc znakiem gniewu Bożego z powodu uporczywego trwania wielu ludzi w grzechach przeciwnych naszej naturze. Ta interpretacja jest odrzucana nade wszystko przez apologetów ateistycznego antropocentryzmu, którzy za dogmat przyjmują hipotezę Iwana Karamazowa z powieści F. Dostojewskiego: Jeśli Boga nie ma, wszystko jest dozwolone. Do nich należą apologeci antychrześcijańskich ideologii. Metafizyczno-religijna wykładnia w kategoriach grzechu i kary za niego jest negowana także przez „postępowych” chrześcijan – nie tylko tzw. laikatu, ale również przez duchownych różnych szczebli – zniewolonych polityczną poprawnością, która zabrania im mówić o piekle i każdej innej karze za grzech. Ci sami postępowcy mówią jednak o zemście przyrody na człowieku, który popełnił grzech ekologiczny, niszcząc jej harmonię. I nawołują, aby się tego grzechu wyrzekł. Znamienny jest tutaj pogański podziw dla „mądrości” przyrody, która jakoby odróżnia zło od dobra i potrafi pierwsze karać, drugie nagradzać. W politycznej poprawności „postępowych” chrześcijan jest więc miejsce na karę, ale nie może ona być karą Boską. Panu Bogu odmawia się roli Ojca, który poprzez karę prowadzi człowieka do metanoi – takiej przemiany, dzięki której przestanie on tkwić uporczywie w grzechu. I jednym i drugim w sukurs przychodzi nie tylko współczesna filozofia, ale również wszystkie inne nauki o człowieku – cała humanistyka, której stałą daną jest antymetafizyczne i antychrześcijańskie ukierunkowanie.
Czy paradygmat zysku stanie się ponownie celem i sensem?
Liberalny paradygmat zysku poza wartościami etycznymi – podobnie jak towarzysząca mu kultura konsumpcjonizmu – został zdyskredytowany wcześniej jako instrument, który powiększa bogactwo nielicznych, potęgując nędzę wykorzystywanej nieludzko większości. Truizmem jest przytaczana nieustannie w języku liberalizmu teza o taniej sile roboczej, w poszukiwaniu której zarówno koncerny, jak i małe firmy w ramach gospodarki wolnorynkowej przeniosły swoją produkcję do Azji czy Afryki, gdzie wykorzystuje się nawet pracę dzieci. Jeszcze większym truizmem jest wciąż zbyt cichy głos prawdy o podbojach obszarów bogatych w złoża naturalne przez globalistów – na drodze przewrotów państwowych i kolorowych rewolucji oraz permanentnej wojny. Równie haniebnym sposobem osiągania zysku w ramach liberalnego paradygmatu są sankcję gospodarcze, które pogrążyły w nędzę całe kraje, jawiące się liberalnym rekinom jako konkurencja w wolnorynkowej walce. Ten paradygmat wyklucza bowiem nie tylko weryfikację zysku poprzez kryteria etyki, ale również oparte na nich pojęcie dobra wspólnego i służącą mu współpracę. Wyklucza także dyskredytowane nieustannie przez liberalnych globalistów pokojowe współistnienie, które – realizując zasadę sprawiedliwości – jest gwarancją osiąganie dobra wspólnego. Pokój i dobro wspólne są poza paradygmatem zysku. Bezwzględny zysk gwarantują wojny, rewolucje w obcych państwach, prowokowane kryzysy, zarządzanie chaosem i strachem.
COVID – 19 jedynie potwierdził negatywny charakter ukierunkowania świata na liberalny zysk W przestrzeni poszczególnych krajów i społeczeństw oraz pojedynczych ludzi zniknęła nagle niewidzialna ręka rynku, która nie przewiduje sytuacji granicznych, takich, w których znika wizja zysku, a rysuje się widmo śmierci. W takich sytuacjach nagle okazuje się, że potrzebne jest państwo, które bierze odpowiedzialność za społeczeństwo i walkę z pandemią. Za efekty tej walki rozliczać więc będziemy państwo. Czy wówczas zapomnimy o doświadczeniu pandemii i w ramach powrotu do normalności przywrócimy panowanie paradygmatu zysku, czy też zachowamy z programu liberalizmu jedynie to, co służy dobru wspólnemu i pokojowi jako jego gwarantowi? To my będziemy wybierać drogi przyszłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy