Po zakończeniu Trylogii Solarnej, która w zeszlym roku święciła swoje drugie „hard cover” wydanie, Jan Maszczyszyn - melbourneński pisarz, autor powieści fantastycznych zabrał się za stworzenie nowego cyklu zatytułowanego „Podmorskie Imperia”, którego to pierwszym woluminem jest „Necrolotum”. Mamy przyjemność poinformowania naszych Czytelników, że "Necrolotum" uzyskało nominację do Nagrody Literackiej im. Jerzego Żuławskiego.
Nagroda ta utworzona w 2008 r. z inicjatywy Andrzeja Zimniaka i pod patronatem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich przyznawana jest autorom najlepszych polskich utworów literackich utrzymanych w konwencji fantastyki, wydanych w poprzednim roku kalendarzowym. Patron nagrody, Jerzy Żuławski, jako autor „trylogii księżycowej” był pionierem polskiej fantastyki naukowej.
Dwie recenzje - dwa spojrzenia
Zeskrzelony. „Necrolotum”
Wdech. Cząsteczki powietrza, razem z życiodajnym tlenem, właśnie wleciały do twojego ciała. Nos, tchawica, płuca. Stamtąd O2 trafi do wszystkich narządów wewnętrznych, pozwalając im pracować. Wstrzymaj oddech na chwilę. Wyobraź sobie przebywanie pod wodą. Brak możliwości normalnego zassania powietrza. Wizja powolnego duszenia się z pewnością nie jest przyjemna. Nie martw się jednak. Masz skrzela, bejbe.
Czy życie pod wodą nie byłoby interesujące? Brak uzależnienia od pogody, łatwość dostępu do pożywienia, ogrom przestrzeni i łatwe poruszanie się. Do takiego wniosku doszedł Jan Maszczyszyn, tworząc zarys Necrolotum. Aby jednak umożliwić ludzkości przetrwanie w tak niegościnnym dla nas środowisku, potrzebne by były solidne usprawnienia w naszych ciałach. Swoisty regres rewolucyjny. Powrót do odległych korzeni, fizjonomii pierwotnych gatunków dopiero wychodzących na ląd. Aby jeszcze ubogacić tę wizję, autor dołożył możliwość zwiedzenia niedostępnych globów. Księżyce takie jak Ganimedes czy Europa, a właściwie ich olbrzymie oceany, to egzotyczne i interesujące miejsce do zamieszkania. Jak się jednak tam dostać? Przez podwodny kanał, łączący ze sobą globy w Układzie Słonecznym, umożliwiający błyskawiczne „przeskoki” pomiędzy nimi – Necrolotum. Jan Maszczyszyn to z pewnością marzyciel.
Podwodny świat
Akcja książki dzieje się w równoległym uniwersum. Wydarzenia są umiejscowione na początku XX wieku, jednak światem rządzi para wodna, blacha i niesamowite wynalazki, które ciężko byłoby znaleźć u nas. Głównym bohaterem powieści jest Jack de Waay, australijski naukowiec i specjalista kawitologii, czyli fantastycznego odłamu nauki, zajmującego się topieniem skał i tworzeniem podziemnych przejść. Mężczyzna ulega namowom starego profesora, Ocearusa Moliera, i daje się wciągnąć w szaloną wyprawę podwodną. Poddaje swoje ciało mutacjom, „hodując” sobie skrzela, błony pławne, małe płetwy oraz usprawniając organizm. Ekspedycja zmusza go do zerwania z narzeczoną, Abelią. Ambicja i chęć przygody pcha jednak Jacka do przodu, prowadząc na odległe księżyce i wikłając w konflikt między kilkoma frakcjami.
Podwodna akcja
Narracja powieści dosyć szybko rzuca zarówno nas, jak bohaterów na głęboką wodę. I chociaż przystosowani protagoniści nie mają łatwo, to przed nami także postawiono spore wyzwanie. Uniwersum powieści dosyć odbiega od rzeczywistości i pomimo bardzo dobrze skonstruowanych opisów i wyjaśnień, momentami ciężko zorientować się w wydarzeniach i sytuacji. Po prostu liczba nowości lekko przytłacza.
W książce dzieje się sporo. Narracja trzyma tempo, opisy nie są zbyt rozległe, zatem ciężko narzekać na nudę. Historia jest dosyć klasyczna i wpisuje się w schemat podróży bohatera Campbella. W żadnym wypadku nie można tego jednak uznać za wadę, po prostu na tym polu autor nie zaskakuje. Opowieść została przygotowana rzetelnie i solidnie, dając bazę do interesującej fabuły.
Język powieści to kompletnie inny temat. Proza Jana Maszczyszyna jest poetycka, pompatyczna i patetyczna. Od pierwszych wersów archaizowanej narracji zostajemy wrzuceni do specyficznego klimatu. Elegancja i wyszukana terminologia sugerują ogromną wiedzę autora. Ewentualnie parę słowników. Nie każdemu taki język przypadnie do gustu, zwłaszcza młodszym czytelnikom. Miejscami może on lekko gmatwać przekaz. Rzekłbym nawet, że losowy fragment narracji można wybrać jako swoje motto życiowe.
Warto jeszcze wspomnieć o przypisach. Niestety, zostały umiejscowione na końcu książki, co powoduje konieczność wertowania jej co rusz. Sama ich treść zawiera natomiast wiele ciekawych i niespotykanych informacji, zachęcając do dalszego zgłębiania swojej wiedzy na dane tematy. Nawet jako amator kosmosu, odnalazłem kilka nieznanych mi szczegółów.
Podwodni bohaterowie
Niezwykle ciekawie prezentują się jednak niektóre dialogi pomiędzy protagonistami. Poruszają liczne zagadnienia filozoficzne i teologiczne, nie dając na nie odpowiedzi. Przepełnione zaawansowanym, fachowym słownictwem, doskonale oddają ducha inteligencji dyskutującej celem podniesienia sobie ego. Bardzo ciekawy element opowieści.
Podwodne podsumowanie
Necrolotum to powieść odmienna, dosyć niespotykana. Wyróżnia się swoistym, pięknym językiem, który, niestety, nie przypadnie do gustu każdemu. Przełomowy jest także sam pomysł. Poprowadzona w większości pod wodą historia zaskakuje oryginalnością, toteż na pewno zostanie w pamięci. Miks fantasy i science-fiction z pewnością trafi do miłośników tychże gatunków, podobnie jak do osób zafascynowanych stworzeniami pływającymi. Powieść może sprawić lekkie problemy osobom nieprzyzwyczajonym do takiego formatu, jednak z pewnością warto ją przeczytać.
* * *
Necrolotum Jana Maszczyszyna – nostalgia i ironia
Niewiele zjawisk literackich da się porównać z wyobraźnią Jana Maszczyszyna, której szalony rozmach buduje niesamowite światy. Jego proza nosi piętno tak indywidualne, że trudno wręcz w to uwierzyć. Wydawałoby się, że w dzisiejszych czasach, kiedy w literaturze „wszystko już było”, a czytelnik przywykł do powtarzalnych konwencji i rozpoznawalnych schematów, coś takiego nie powinno być w ogóle możliwe. Zwłaszcza że Maszczyszyn wykazuje również pełną wdzięku obojętność zdobycze postmodernizmu i nie oferuje czytelnikowi żadnych intertekstualnych gierek. Wręcz przeciwnie – zgrabnie przeskakuje przez wszystkie etapy rozwoju science fiction i wypracowane przez nią subkonwencje, wszelkiego rodzaju steampunki i solarpunki, ofiarowując naszej kulturze coś najbliższego chyba twórczości Verne’a, czyli prozie fantastycznej z czasów, kiedy na świecie tyle jeszcze było do odkrycia, a wiara w naukę tchnęła świeżością i entuzjazmem. I ten zdumiewający eksperyment myślowy zadziwiająco dobrze się udaje, ani przez moment nie pozostawiając wrażenia wtórności – wręcz przeciwnie. W zalewie współczesnej fantastyki, wpisującej się w przeróżne modne nurty i konwencje, wydaje się głosem zupełnie indywidualnym, nowym i fascynującym.
Aby poszukać kształtnej metafory dla Verne’owskiego aspektu Necrolotum, przywołałabym słynne opowiadanie Jorge Luisa Borgesa Pierre Menard, autor Don Kichota. Bohater opowiadania podejmuje tytułową szaloną i straceńczą próbę – chce napisać ponownie Don Kichota Cervantesa – jednak nie innego od oryginału, lecz tego samego, słowo w słowo. Okazuje się to zabiegiem wstrząsająco nowatorskim, bo słowa sprzed stuleci w kontekście nowych czasów nie brzmią nobliwie, lecz rewolucyjnie i niekiedy obrazoburczo. Podobnego zabiegu przeszczepienia starego w nowe dokonuje Jan Maszczyszyn. Odtwarza więc po pierwsze kolonialną mentalność i zasób wyobrażeń o świecie człowieka przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku, sferę jego dążeń, pragnień i uprzedzeń. Po drugie zaś za pomocą przeróżnych efektownych fantastycznych zabiegów buduje interesujący dialog z nauką, wplatając w nią elementy wiedzy współczesnej i refleksję na temat ludzkości jako gatunku. Jeden i drugi aspekt zostaje nieuchronnie nasycony ironią. Nie sposób bowiem inaczej niż ironicznie traktować kreacji głównego bohatera i innych postaci, przepełnionych naiwną wiarą w wyższość białego człowieka i jego cywilizacyjną rolę, przekonanych o swojej misji kolonizatorów, władców życia i śmierci ras uznawanych za niższe. Podobnej dawki ironii dostarczają naukowe debaty toczone przez bohaterów, kończące się nader często smutną konkluzją na temat ewolucyjnych ograniczeń ludzkości jako gatunku. Zwyczajem najlepszych twórców science fiction Maszczyszyn łączy wiedzę naukową z wywiedzioną z niej fantazją w sposób płynny i zgrabny.
Przede wszystkim jednak jest Necrolotum polem śmiałych eksperymentów wyobraźni, która wydaje się nie mieć granic. Gdyby jego fabułę przenieść na ekran, trzeba byłoby ogromnego budżetu, ale efekty zapierałyby dech w piersi. Na podstawie tej powieści powstałby film obfitujący w sensacyjne zwroty akcji oraz w zdumiewające efekty wizualne. Międzyplanetarne podwodne światy wykreowane piórem Jana Maszczyszyna zaskakują zarówno rozmachem wizji, jak i pomysłowością detali.
Nie sposób również nie wspomnieć o języku. Współcześni twórcy fantastyki zdają się nazbyt często zapominać o tym, że nie jest on wyłącznie przezroczystym i neutralnym punktem dostępu do powieściowego świata, ale wręcz przeciwnie – jego budulcem i aktywnym, plastycznym tworzywem. Wymyślnie stylizowany język prozy Jana Maszczyszyna nie pozwala o tym zapomnieć, bardzo mocno uwiarygodniając jego monumentalną wizję.
Słowem – lektura Necrolotum nie dla każdego czytelnika będzie rzeczą prostą, warto jednak ją podjąć i dokończyć, stanowi bowiem niebanalną literacką ucztę. A ci, którzy tę podróż po tekście podejmą i doprowadzą do końca, odkryją ze zdumieniem, jak wiele się nauczyli i jak bardzo poszerzyli granice swojej wyobraźni.
Słowem – lektura Necrolotum nie dla każdego czytelnika będzie rzeczą prostą, warto jednak ją podjąć i dokończyć, stanowi bowiem niebanalną literacką ucztę. A ci, którzy tę podróż po tekście podejmą i doprowadzą do końca, odkryją ze zdumieniem, jak wiele się nauczyli i jak bardzo poszerzyli granice swojej wyobraźni.
Jan Maszczyszyn,
Necrolotum
Wydawnictwo: Genius Creations, Bydgoszcz 2019
Liczba stron: 575
ISBN: 9788379953547
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy