Żaden wirus nie przejdzie...Fot. Pexels/cotonbro |
Trudno się oprzeć wrażeniu, że zwłaszcza w polskim wydaniu – przyjęta dla koronawirusa strategia lockdownu i mnożenia coraz bardziej absurdalnych zakazów, nakazów i regulacji jest jakąś współczesną odmianą TAŃCA DESZCZU. Ma on, jak wiemy, 100 procentową skuteczność – wystarczy bowiem tańczyć odpowiednio długo i zawsze w końcu zacznie padać… Gdy więc przyjdzie pora ogłoszenia końca pandemii – podobnie będzie można odtrąbić sukces dowolnej postawy przyjętej przez dane państwo. “Walka z COVID-19” – okazuje się być najłatwiejszą polityką świata…!
Ba, można by wręcz przyjąć, że wraz z nią udało się odkryć lekarstwo uniwersalne! Bo czyż w związku z lockdownem nie zmniejszyła się przypadkiem także liczba wypadków drogowych, zwłaszcza tych ze skutkiem śmiertelnym? A wypadków w miejscu pracy? Nie wiem, ale pewnie tak. To co, może w następnej kolejności zabronimy ludziom wchodzić z domów, żeby nie wpadali pod samochody i nie spadali z drabin? Jeśli plaże pozostaną zamknięte na stałe – zmniejszy się też zapewne radykalnie liczba utonięć. Uziemione na zawsze samoloty przestaną spadać, w zamkniętych zakładach obrabiarki nie utną już nikomu palców.
Właśnie odkryliśmy sposób na wieczne życie – Lockdown Forever!
Prawdzie choroby Polski: psucie prawa i pogarda dla narodu
Że co, że przesada? A nie są przesadą te prowadzone z udziałem tabunów ekspertów i legislatorów dyskusje w rodzaju “Czy koniecznie trzeba myć okna w maseczce?”, które zupełnie na poważnie zaprzątały uwagę Polaków w okresie przedświątecznym. To nie tyle przesada, co jej skutek, dramat i zagrożenie, że stan epidemiczny ostatecznie już zabił w Polakach świadomość, że co nie jest WPROST i LEGALNIE zabronione – pozostaje DOZWOLONE. Ale czemu się dziwić takim wątpliwościom (choć wyglądają one na proszenie się o kolejne zakazy) – skoro faktycznie popadliśmy w stan dyskusji interpretacyjnej czy mycie samochodu jest “uzasadnione życiowo“. Dyskusji, którą ma wiążąco rozstrzygać pan funkcjonariusz… I nie miejmy złudzeń – to nie są (tylko) aberracje obecnego stanu absurdalnego. To szczyt epidemii psucia prawa, która dla III RP okazała się być chorobą tak wrodzoną, jak i przewlekłą.
I oby śmiertelną.
Na razie jednak ta prawdziwa epidemia panoszy się w najgorsze i to razem ze swoimi ulubionym choróbskami towarzyszącymi: pogardą dla Polaków i traktowaniem nas jak nierozwiniętych dzieciaków. Weźmy choćby przykład szwedzki: zamiast rzeczowej analizy odmiennej od reszty świata strategii przyjętej przez naszych północnych sąsiadów – z większości publikacji i wypowiedzi, które muszą niechętnie przyznać, że Szwedzi jakoś nie wymarli, przebija takie pseudo-wyjaśnienie: “No dobra, może i Szwedzi nie wyzdychali nie dając się pozamykać, ale to dlatego, że są posłuszni/zdyscyplinowani/zorganizowani/mają zaufanie do rządu* itd. – a POLACY to…” – no i w domyśle lub wprost, że Polacy to taka hołota, którą trzeba batem zaganiać, bo inaczej każdy sobie sam w d… koronawirusa by wcisnął.
Jakie protekcjonalne, pełne pogardy myślenie naszych Panów z Meeren znów wyłazi! Ta ich pewność, że są rodzajem dziedziców na folwarkach, podczas gdy reszta to tylko ciemni chłopi pańszczyźniani, do zaganiania kańczugami.
No, ale skoro pozwalamy się tak traktować…
Z butem na twarzy
I nie tylko dajemy – ale dopuszczamy nad sobą prawdziwą dyktaturę pogardliwych ciemniaków. Oto bowiem za każdym razem, gdy wykaże się niekonsekwencję, nielogiczność i nieciągłość wprowadzanych zakazów – ich entuzjaści i podążająca za nimi władza drapią się po głowach mrucząc: “Fakt, jakoś głupio to wygląda… To zakażmy jeszcze więcej! I się wyrówna!“. I nawet, kiedy w szczególnie rażących przypadkach niektórzy dotychczasowi zwolennicy koronazamordyzmu zaczynają się łamać, to najwyżej w duchu: “No może faktycznie, kapkę przeginają, ale przecież ogólny kierunek był słuszny...” Jakby III RP słynęła z logicznego, czytelnego prawa, zawsze wdrażanego, by iść na rękę obywatelom!
Weźmy choćby kolejny nakaz – zamaskowania poza miejscem zamieszkania, jakże przejrzyście i konkretnie napisany. Obrońcy takich zarządzeń (zwłaszcza ci zawodowi…) w odpowiedzi zwykli machać rękoma i wołać, że “przecież wiadomo o co chodzi!”.
Tymczasem po pierwsze – prawa NIE WOLNO pisać na „pan wisz, a ja rozumim”. Zwłaszcza w III RP, gdzie zawsze powstaje wątpliwość, czy jeśli mamy zakaz wjazdu samochodów, to czy czerwonych też, bo przecież nie jest to wprost napisane…
A po drugie, skoro wszyscy zawsze wiedzą o co chodzi w tej radosnej działalności prawotwórczej – to skąd się bierze taka ilość mandatów (pardon, “kar administracyjnych“), bo przecież nie z nagłego napadu polskiego umiłowania wolności? Czemu telewizje i gazety pełne są interpretacji, analiz, odpowiedzi na coraz dziwniejsze pytania czego wolno, a czego nie, dowodzących jak wszyscy – obywatele, policja, nawet stanowiący prawo – są zagubieni we wdrażaniu tej nadprodukcji zarządzeń, zakazów i nakazów.
Na marginesie – mój ulubiony fragment tego napisanego w dramatycznej polszczyźnie przepisu (oprócz „adresu miejsca zamieszkania”), to ten “o części odzieży“, którą musimy się zasłaniać. Czyli bucie? Skarpecie? A może rękawie? Wystarczy, gdy na widok policjanta zasłonimy się kułakiem i ukryjemy wirusa w rękawie? O, ale jednak po protestach i drwinach jednak w aucie i miejscu pracy nakaz ma nie obowiązywać i specjalnie go na tę okoliczność znowelizują? No, to kamień z serca…! Już sobie wyobrażam tę poprawkę: dopiszą “poza adresem miejsca zamieszkani lub stałego pobytu, ale nie w stałym samochodzie, jeśli jest własny lub stanowi współwłasność (nie dot. pojazdów ze zdejmowanym lub składanym dachem) i nie pod adresem miejsca stałego zatrudnienia, a jeśli jest się samozatrudnionym to adresu jej zarejestrowania lub miejsca stałego wykonywania pracy i świadczenia usługi na podstawie umowy cywilnoprawnej, jednak zawartej przed dniem 1. marca 2020 r.“? No i wszystko będzie jasne, czytelne i przejrzyste i jakoś zleci do następnej nowelizacji. Tej, która ureguluje przebieg wizyty u rodziców i krewnych.
I nie, nie robię sobie żartów z poważnej sprawy. Nigdy bym po tym względem nie przebił Rządowego Centrum Legislacyjnego i metody stanowienia prawa poprzez niezborne plecenie czegoś a vista na objawieniach dla mediów, zwanych briefingami.
Najważniejsze pytanie – do kiedy?
A swoją drogą – i pytam z zawodowej ciekawości, jako dziennikarz z przeszło 20-letnim stażem: czy naprawdę NIKT na tych żałosnych konferencjach prasowych nie umie zaśmiać się min. Szumowskiemu w twarz (kropelkowo…), gdy opowiada, jak obowiązkowy szalik chroni przed koronawirusem? Czy żaden dziennikarz medyczny nie podskoczył czytając, że te 7.200 zarażeń (z czego tylko 2.500 hospitalizowanych) przekracza możliwości polskiej ochrony zdrowia? Czemu nikt nie zapytał od jakiej ilości medycyna podoła mierzeniu się z pandemią? Nie mam i nie miałem złudzeń odnośnie społeczeństwa, ale co się u licha dzieje z dziennikarstwem w Polsce?!
Dlaczego wśród jałowych i zastępczych awantur politycznych z żadnej strony, ni w Sejmie, ni w mediach nie padną fundamentalne i przestawiające z głowy na nogi całą niby-strategię stwierdzenia – że zadaniem obywateli nie jest zajmować się ochroną ochrony zdrowia. To ochrona zdrowia ma chronić obywateli. Czemu nikt nie docieka najważniejszej informacji: DO KIEDY ma to trwać? Kiedy szpitale uzyskają wystarczającą wydolność i co się czyni, żeby ją zapewnić? Od czego to będzie zależeć – od łącznej ilości zarażeń, przyrostów dziennych, liczby zgonów, stosunku zarażeń do wyzdrowień? Jakikolwiek KONKRET? Bo tak, to wygląda jednoznacznie: „będziemy nakazywać, zakazywać i blokować, dopóki się wszystkim nie znudzi, a potem się zobaczy”.
O rozwiązanie polityczne
Tymczasem wszystko, co już wiemy o koronawirusie – sprowadza się do tego, że:
– jest silnie zaraźliwy,
– jest relatywnie nisko śmiertelny.
Z pierwszego wynika, że nie da się populacji ochronić przed zarażeniem i prędzej czy później każdy wirusa złapie (albo już złapał). Drugie jednak potwierdza, że przeważającej większości zarażonych nic poważnego nie grozi.
To może już skończylibyśmy ten cyrk?
No, ale przecież nie po został zaczęty, żeby go kończyć. Zwróciliście Państwo uwagę jak niektórych uwiera ta niska śmiertelność COVID-19? Wszak w dobitny sposób dowodzi nonsensowności siedzenia w zamknięciu! Ale, jak wiadomo, logika to coś, co pokonane musi zostać jeszcze przed pandemią. Stąd właśnie ten upór, że skoro dane nie potwierdzają skali zagrożenia – to muszą być fałszywe! Zagrożenie jest bowiem constans, świętością, której kwestionować nie wolno i do której należy dopasowywać całą resztę Wszechświata, choćby od tego dopasowującym mózgi miały eksplodować z wysiłku.
Tu już nie chodzi o realne pokonanie, wyleczenie choroby – tylko o dowiedzenie za wszelką cenę, że podejmowane wobec niej działania były jedynie słuszne! Mamy więc do czynienia już niemal w 100 procentach z kwestią polityczną i propagandową, a w najmniejszym tylko stopniu medyczną. I to politycznego rozwiązania trzeba szukać, żebyśmy się wreszcie wydostali z tej krainy absurdu…
Konrad Rękas
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy