Kolejna moja Wigilia 2002, była w zupełnie innych nastrojach. Smutna, choć jeszcze nadal miałem cichą nadzieję na jakiś pozytywny finał.
Odcinek 53 Autobiografii Naukowej Ryszarda Opary - AMEN
Przypomnijmy: Dr Ryszard Opara wyemigrował do
Australii w 1980 roku. Najpierw pracował jako lekarz, potem zaczął budować
szpitale i domy opieki. W krótkim czasie osiągnął
w pewnym, przynajmniej materialnym sensie, niemal wszystko. Na początku "transformacji ustrojowej" wrócił do Polski i tam z powodzeniem inwestował. Potem nagle, wprost
niespodziewanie to wszystko utracił.
W wigilię Bożego Narodzenia 2002 roku przyszedł do
niego Św. Mikołaj i...
Pod koniec 2002 roku, jako wiceprezes Elektrimu, wiedziałem już dokładnie wszystko: Moja inwestycja w Elektrimie skończy się całkowitą stratą. Klęska była tylko kwestią czasu...
Wprawdzie, kiedy jeszcze miałem nadzieje współpracując z Prezesem W. Kostrzewą z BRE Banku, udało mi się go przekonać, aby mi pomógł częściowo spłacić mój kredyt w Pekao. Zgodził się, ale przejął jednocześnie „de facto” kontrolę nad moimi akcjami, w formie tzw. „zastawu rejestrowego”. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, o tajnym porozumieniu Elektrim - DT, że walczyłem z wiatrakami.
Dziwnym zbiegiem okoliczności Pan Prezes Kostrzewa, jak się później zorientowałem, był także dyrektorem Commerzbanku, a stąd do Deutsche Banku i DT – już naprawdę było bardzo blisko. To przecież te same interesy, ta sama kasa - tak ręka - rękę myła, myje i będzie nadal tak działać. Wszystko w „białych rękawiczkach”...Jakie to dziwne i niezbadane są meandry świata pieniądza. Straciłem na całej inwestycji ponad 100 milionów złotych, w tym kilkadziesiąt milionów własnych, (plus oczywiście różne koszty, no a na koniec „dołożono mi” olbrzymie odsetki karne). „Na deser” - z całej inwestycji... pozostał mi jeszcze niespłacony dług około 20 mln zł. Tak to właśnie Banki w Polsce liczą słupki kredytów...
W rezultacie, o ile na początku roku miałem wielką kasę – pod koniec roku miałem egzekucję. Próbowałem oczywiście cały czas dogadać się z Pekao, podnosząc różne zgodne z prawdą fakty, że Bank: nie informował mnie w ogóle o rozmaitych zagrożeniach, że działał całkowicie niezgodnie z moimi interesami - wbrew interesom swojego klienta, depozytariusza. Czyli, że krótko mówiąc przedstawiłem fakty prawdy - zostałem kompletnie przez Bank oszukany.
Wszystko "bez echa". Ze strony banku stała... ściana braku zgody - na polubowne zakończenie sprawy. Dla Banku Pekao SA liczyło się tylko jedno – pieniądze. Tylko ich własne interesy, pieniądze, inwestycje.
WIGILIA z Mikołajem, który przyniósł mojej rodzinie, w prezencie...BTE !
Kolejna moja Wigilia 2002, była w zupełnie innych nastrojach. Smutna, choć jeszcze nadal miałem cichą nadzieję na jakiś pozytywny finał. Był wtorek, mroźna pogodna noc. Kolację Wigilijną zjedliśmy z rodzicami żony oraz z dziećmi ok. 19.00 i czekaliśmy na Św. Mikołaja, którego zamówiłem na 20.30. Dokładnie o tej godzinie z dyżurki naszego domu, zadzwonił do mnie ochroniarz, że... ktoś przyszedł do nas - z wizytą.
Byłem przekonany, że to gość z białą brodą i prezentami dla dzieci, rodziny. Nasza szóstka, całe małe potomstwo jak to usłyszało, rzuciło się pędem do drzwi wejściowych, w oczekiwaniu na dary nieba, od kogo trzeba...
Powiedziałem więc ochroniarzowi – „Proszę tego pana wpuścić”. No i tutaj niespodzianka... bo był to...komornik – działający na zlecenie Banku Pekao SA. Pracował po godzinach!
Przeniósł nam wszystkim w prezencie BTE (Bankowy Tytuł Egzekucyjny). Żeby...nie było żadnych wątpliwości - prawomocny.
Do Wigilii, nic o tym nie wiedziałem. Wszystko w Sądzie zrobiono, bez powiadomienia mnie i bez mojego udziału. Cała sprawa trwała kilka dni. Sąd po prostu „podstemplował” wniosek wierzyciela (Bank dla "Polskiego Sądu" był i jest absolutnie wiary godny). Po 7 dniach wyrok był prawomocny. A Mikołaj - Komornik taki prezent dał naszej rodzinie, na Wigilię. Tak działają Polskie Banki, Polskie Sądy, no i BTE.
A ja, moja rodzina, nasze obywatelskie prawa do obrony, są całkowicie bez znaczenia. Tak tylko może być chyba... w III RP.
A ponieważ wigilia była we wtorek, właściwie cały ten tydzień był dla wszystkich świąteczny.
Nikt w piątek nie pracował i tak naprawdę dopiero 6 stycznia, mogłem się zorientować jakie były super efekty działań pracowitego, sumiennego komornika. Okazało się, że wszystkie nasze konta w różnych Bankach „są puste” - przedtem zostały zablokowane.
A MY, właściwie za pomocą pstryczka palców Prezesa Banku i komornika, straciliśmy jakąkolwiek zdolność normalnego funkcjonowania. Równo rok przedtem, byłem dość zamożny, miałem dużo pieniędzy w banku, jeździłem na narty do Francji. Teraz praktycznie nie miałem żadnych pieniędzy w Polsce aby normalnie zapłacić rachunki za cokolwiek, np. energię, telefony, benzynę. Musiałem więc szybko zlikwidować, sprzedać za bezcen wszelkie ruchomości – aby mieć na chleb! Gdybym tego natychmiast nie zrobił – komornik, położyłby na tym wszystkim...też swoje łapy.
No a moja najbliższa rodzina – czyli bracia oraz wszyscy przyjaciele znajomi...nagle gdzieś zniknęli.
Problemów było wiele – choć najważniejszy, jak wszystko wytłumaczyć żonie, no i...dzieciom. Do tej pory żyły jak w bajce. Miały wszystko, chodziły do szkoły amerykańskiej, woził ich kierowca. Każde miało swój pokój i łazienkę – a teraz, sytuacja rodzinna mogła być diametralnie inna. Pierwszy, jedyny raz w życiu żałowałem decyzji o adopcji dzieci (o tym potem).
Analizując sprawy, żal mi było przede wszystkim dzieci. Najmłodszy miał 4 lata; najstarszy 13. Jak to im (dzieciom) wszystko wytłumaczyć – tak żeby zrozumieli.
Próbowałem nadal, wszystkiego co możliwe by rozwiązać problemy z Pekao SA oraz BTE.
Tłumaczyłem „wpuściliście mnie w maliny” z Elektrimem...spróbujmy może, jakoś się dogadać. Nie wiedziałem dlaczego z jakichś powodów było to niemożliwe. Bank nie chciał ze mną gadać.
Powiedziałem wprost - jeżeli nie uda nam się znaleźć kompromisu wyjeżdżam do Australii.
Bank pozostał głuchy, na próby ugody. Teraz wiem, Bank chciał sie mnie pozbyć, mogłem być niewygodnym świadkiem, przeszkadzać w dalszych działaniach i głównie dalszych oszustwach. Ale dla nas nie było wyjścia.
Musieliśmy wyjechać. Miałem w Australii dom nieobciążony kredytem, trochę rezerw.
Myślałem trudno, stało się... zrobiłem duży błąd z Elektrimem. Dałem się oszukać jak kompletnie naiwny, niedoświadczony dureń. Muszę więc zacząć... wszystko od nowa.
Podjęliśmy decyzję wyjazdu możliwie najszybciej. Trzeba było jednak najpierw, załatwić paszporty i... obywatelstwo australijskie - dzieciom. Zabrało to parę tygodni czasu i wyjaśnień. Ale udało się.
W końcowym rozdziale tego etapu mego życia, kiedy BTE był prawomocny i rozpoczęto egzekucję, zrozumiałem, że nie mam szans na jakąkolwiek, sensowną formę funkcjonowania w interesach oraz w „polskiej” codzienności. Okazało się bowiem, że nie ma żadnych szans na sprawiedliwość.
Nie było nawet żednego wyjścia awaryjnego. Wiele osób doradzało mi, jak żyć i jak np. unikać komornika, ale to wszystko było na pograniczu prawa. Doszedłem do wniosku, że Polska jest domeną złodziei i oszustów, a ja – prosty wniosek - nie potrafię tak żyć, nie nadaję się do życia w Naszym Kraju.
„Post factum”, wiele osób pytało mnie, dlaczego, kiedy zrozumiałem rozmaite oszustwa PEKAO oraz kiedy wszystko wyszło na jaw, natychmiast nie rozpocząłem zdecydowanych działań prawnych – przeciwko... Bankowi - tej rzekomo „instytucji zaufania publicznego”.
Powód był prosty. Nie miałem pieniędzy w Polsce, wszystkie moje konta zostały zablokowane. Wysyłanie pieniędzy z Australii, na moje konto było więc niemożliwe a na inne konta obarczone bardzo dużym "polskim" ryzykiem. Przekonałem się o tym bardzo szybko osobiście... Wysłane tam (na konta firm prawników) pieniądze też znikały...
No i wszyscy, jakoś wtedy zaczęli mi doradzać...abym jak najszybciej...wyjechał.
Tak na marginesie „Polskiej Rzeczywistości”...
Poznałem w kraju, poprzez swoją działalność w dużych interesach i np. Elektrimie, bardzo wielu prawników. Wielu z nich, dzięki mnie/poprzez mnie, zarobiło naprawdę duże pieniądze. Byłem z wieloma na Ty, w dobrych towarzysko - przyjacielskich relacjach. Ale to było przedtem. Teraz w 2002 r., kiedy zwracałem się do nich o jakąś radę, pomoc, po wyjaśnieniu sytuacji zawsze, niezmiennie i... przysłowiowo - „jak jeden mąż” - wszyscy... zadawali jedno, to samo pytanie:
„Ryszard... ale jak Ty... i z czego Ty kurwa - za nasze usługi i pomoc prawną...- zapłacisz”?
Niektórzy zaczęli się tłumaczyć „konfliktem interesów”, bo wykonywali dla Banku jakieś zadania, inni mieli nadzieję, czekali na takie zlecenia. Czasem to były czyste fikcje - odłożone w przyszłość. Pewnością było jedno. Pekao SA może być w przyszłości zleceniodawcą... każdej „kancelarii prawa”. No i cóż to za problem dla Banku...przekupić jakiegokolwiek prawnika - dając mu poważne zlecenie...
Klient walczący o prawdę i prawo, który jest bez pieniędzy...jest też bez szans na wygraną w Sądach. Sprawiedliwość i prawo, tak samo jak honor i przyjaźń - to tu w kraju nad Wisłą, czysta semantyka.
W ostateczności, mając dużą rodzinę na głowie, koszty utrzymania domów i koszty normalnego życia – chociaż w zupełnie innych już okolicznościach – mając do wyboru – zostać „trędowatym” w biedzie albo wyjechać...do kraju - raju obfitości...zdecydowałem wyjechać...
Zostały mi jednak w pamięci - waliły mocno w głowę – szczególnie w czasie naszego długiego lotu - powrotu do Australii słowa:
„Rysiu...ale jak Ty...i z czego Ty, kurwa nam za naszą pomoc - zapłacisz?”
Ryszard Opara
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy