Fot. Wikimedia commons - cc |
Odcinek 51 Autobiografii Naukowej Ryszarda Opary.
W poniedziałek 7-go stycznia (2002 r.), nie musiałem już nic podpisywać. Nasze dzieciaki poszły do swoich szkół, a ja wieczorem, razem ze swoimi znajomymi poleciałem na narty do Val Thorens w Alpach Francuskich. Byliśmy tam dwa tygodnie, całkowicie odizolowani od świata. Tylko białe szaleństwo – śnieg od rana do wieczora.
W trakcie wsiadania do samolotu LOT, w Genewie, zauważyłem w polskim dzienniku (Puls Biznesu) artykuł na temat sytuacji Elektrimu. Mianowicie Komisja Papierów Wartościowych - rozpoczęła czynności prawne, dochodzenie, przeciwko Zarządowi Spółki... z powodu braku właściwej informacji - dla GPW i KPW dotyczącego wniosku Zarządu o upadłość firmy oraz równoległej decyzji Banku Pekao SA - wycofującej wszystkie linie kredytowe... z Elektrimu.
Oczywiście bardzo mnie to zdziwiło i... zaniepokoiło. Przecież zaledwie 2 tygodnie wcześniej ...zainwestowałem za namową Pekao SA - w Elektrim. Szczególnie, że dowiedziałem się o wszystkim z prasy, a nie od Banku Pekao SA czy od też zarządu firmy.
Po powrocie do Polski, natychmiast zadzwoniłem do pani Prezes Marii Wiśniewskiej, która wyraźnie nie chciała ze mną rozmawiać... tłumacząc się rozmaitymi obowiązkami, posiedzeniami. Skierowała mnie do Vice-Prezesa Cezarego Smorszczewskiego.
Podczas spotkania na kawie (tego samego dnia) Czarek zaczął mnie uspokajać i przekonywać, żebym się tak za bardzo nie przejmował tymi..., jak to określił...ostatnimi zawirowaniami w ELEKTRIM-ie. Wyjaśniał, że Zarząd Spółki, rzeczywiście podjął decyzję o złożeniu wniosku o upadłość...ale zrobił to - tylko z powodów czysto taktycznych. Zapytałem, więc go o szczegóły... Okazało się, że głównym problemem Elektrimu była spłata Euro-Obligacji, które były „wymagalne” - za kilka tygodni, w kwietniu 2002.
Zarząd Elektrimu, jednak nie miał wystarczających funduszy, aby to spłacić w tym terminie, więc zdecydował, że musi jakoś taktycznie „zaszachować” wierzycieli, by zmusić ich może do negocjacji w sprawie spłaty tych zobowiązań – w późniejszym terminie.
Zapytałem więc: "jaka jest kwota Euro-Obligacji wymaganych do spłaty". Odpowiedział: „około... 500 mln Euro”. Początkowo myślałem, że niedosłyszałem, więc z niedowierzaniem zapytałem: "Ile...???" Czarek powtórzył: „Około 500 mln Euro”. Nieco załamanym, jąkającym się głosem zapytałem... „ A ile Elektrim ma dostępnych na to pieniędzy”?
Po chwili udawanego namysłu odpowiedział: „Około 180 mln… a więc sporo kasy im brakuje”. Dodał, że właśnie dlatego Zarząd Elektrimu, próbuje „taktyki nacisku” - na właścicieli obligacji, aby po prostu wynegocjować lepsze warunki i przenieść ich spłatę na późniejszy termin.
Zaniemówiłem przez chwilę i zapytałem: Czarek, dlaczego ty ani ktokolwiek z Banku czy z CDM – Nikt, nigdy mi o tym nie powiedział?! Przecież Bank dobrze wiedział o sytuacji finansowej Elektrimu i dlatego też, zdecydował się... wycofać wszystkie linie kredytowe.
Usłyszałem na to:
"No wiesz… myślałem, że jesteś ty o tym dobrze poinformowany".
Oczywiście doskonale wiedział: o wszystkim dowiedziałem się z prasy, co podkreślałem kilka razy. Zadałem mu kilka dodatkowych pytań, główne dotyczyło prostej sprawy: np wytłumacz mi jak to się stało, że Komitet Kredytowy i Zarząd Banku udzielił mi kredytu na zakup akcji spółki, wiedząc, że Spółka, kilka dni wcześniej - złożyła wniosek o upadłość?
Przecież faktycznie, powinienem przecież, dostać precyzyjną informację, ostrzeżenie...z Banku Pekao SA. Zanim zainwestowałem w Elektrim. Zanim podpisałem Umowę Kredytową. Czarek wzruszał tylko ale co chwilę ramionami i nic więcej nie powiedział.
To był chyba ostatni raz, kiedy rozmawialiśmy jeszcze przyjaźnie i bez nerwów.
Jak się okazało i dowiedziono kilka lat później w Sądzie Najwyższym Australii, Umowy Kredytowej, również nie podpisała... moja żona (na szczęście). Wtedy jak rozumiałem, musiało to mieć kluczowe znaczenie - przynajmniej powinno mieć, bo bez jej podpisu dokument był nieważny. Ale...dla Banku - to żaden problem i w związku z tym... jej podpis został po prostu szybko sfałszowany.
Tak czy inaczej cała umowa kredytowa była niezgodna z prawem. Nie mieliśmy rozdzielności majątkowej i wszelkie zobowiązania musieliśmy razem podpisywać. Nie było także żadnej dokumentacji zawarcia transakcji. Nie była ona też nigdzie zarejestrowana... A więc...? Zdaniem Sądu Najwyższego w Australii – skoro nie było dokumentacji – nie było transakcji.
Dalsze oszustwa Banku wyszły na jaw w Polsce, po procesie sądowym w Australii. Aby zachować "pozory legalności", w styczniu 2002, (albo potem) – ktoś z pracowników banku sfałszował podpis mojej żony. Tak potwierdził później - biegły grafolog, powołany przez sąd.
W odpowiedzi na to – Bank, jego prawnicy zaczęli sugerować, że to być może ja - sfałszowałem podpis żony...
A przecież, w normalnych warunkach...autentyczność wszystkich podpisów kredytobiorców na umowie, była, musi być potwierdzona przez pracownika lub prawnika banku, który jest świadkiem zawarcia umowy. Tak zresztą było...Takie są wymagane prawem przepisy. Ale dla Banku Pekao SA to też nie problem - wszystkio... prawdopodobnie normalka. Codzienność.
To, że Umowa była sfałszowana, było bez znaczenia (bardzo ciekawe, że dla Polskiego Sądu też). Ważne było jedno: Bank Pekao SA/CDM zapłacił za akcje Elektrimu pieniądze...komuś...tylko na nasze żądanie - nie chciał powiedzieć komu...(to oczywiście "tajemnica Bankowa"). Sąd to potwierdził.Faktem oczywistym było jedno:
Bank Pekao SA zapłacił za akcje Elektrimu SA sam sobie, przelał na swoje inne konto. (zgodnie z tajemnicą Bankową). Jednym słowem, jedno wielkie szambo kredytowe. Nigdy więcej w swoim życiu – nie spotkałem takich oszustów jak w Banku Pekao SA.
Na zakończenie tego wątku o metodach działania „Polskiej” instytucji zaufania publicznego czyli... Banku Pekao SA - dodam mały rodzynek…
Otóż, kiedy jeszcze byłem w dobrych stosunkach z Pekao oraz Dyrektorem „Private Banking”- miałem własną, prywatną skrzynkę depozytową - w sejfie jednego z oddziałów banku. Trzymałem w niej swoje różne papiery, wszystkie oryginały dokumentów i transakcji z Pekao, umów kredytowych. Wiadomo, że to było ważne. Nie mogłem tego zagubić, trzymając w domu.
Skrzynka Depozytowa zgodnie z prawem, ma 2 klucze. Tak dla bezpieczeństwa. Jeden jest dla banku, drugi w posiadaniu klienta. Skrzynkę otwiera się tymi dwoma kluczykami, w obecności pracownika departamentu sejfu i depozytów.
Kiedy zaczęły się moje trudności i nieporozumienia z Bankiem Pekao, postanowiłem wszystkie moje papiery wyjąć ze skrzynki i przechować w innym miejscu. Otworzyłem swoją skrzynkę w obecności pracownika banku, wiedząc, że są tam moje dokumenty; trochę gotówki, biżuterii. Przeliczyłem pieniadze, przejrzałem precjoza - wszystko się zgadzało...po czym spakowałem wszystko i teczki do torby i wyszedłem. Dopiero wieczorem w domu okazało się, że owszem są teczki, ale pełne... pustych kartek papieru i gazet.
Następnego dnia próbowałem zgłosić fakt kradzieży do władz banku, ale nikt...nie chciał mi w to uwierzyć. Nikt nie chciał ze mną nawet rozmawiać na ten temat. Zdecydowałem ten fakt zgłosić do prokuratury – ale okazało się... niemożliwym jest udowodnić, co tak naprawdę było w skrzynce. Jakieś tam papiery...a ile są one warte...zapytano mnie...
Nie miałem dowodów: zdjęć np. listy dokumentów ani świadków potwierdzających zawartość...
Taka była opinia urzędników prokuratury a potem również moich... doradców prawnych. Niemożliwym jest udowodnić manipulacje z własną skrzynką bezpieczeństwa.
Ryszard Opara
No comments:
Post a Comment
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy