polish internet magazine in australia

Sponsors

NEWS: POLSKA: Polska może stanąć przed poważnym wyzwaniem, jeśli chodzi o dostawy energii elektrycznej już w 2026 roku. Jak podała "Rzeczpospolita", Polska może zmagać się z deficytem na poziomie prawie 9,5 GW w stabilnych źródłach energii. "Rzeczpospolita" zwróciła uwagę, że rząd musi przestać rozważać różne scenariusze i przejść do konkretnych działań, które zapewnią Polsce stabilne dostawy energii. Jeśli tego nie zrobi, może być zmuszony do wprowadzenia reglamentacji prądu z powodu tzw. luki mocowej. * * * AUSTRALIA: Wybuch upałów w Australii może doprowadzić do niebezpiecznych warunków w ciągu najbliższych 48 godzin, z potencjalnie najwcześniejszymi 40-stopniowymi letnimi dniami w Adelajdzie i Melbourne od prawie dwóch dekad. W niedzielę w Adelajdzie może osiągnąć 40 stopni Celsjusza, co byłoby o 13 stopni powyżej średniej. Podczas gdy w niektórych częściach Wiktorii w poniedziałek może przekroczyć 45 stopni Celsjusza. * * * SWIAT: Rosja wybierze cele na Ukrainie, które mogą obejmować ośrodki decyzyjne w Kijowie. Jest to odpowiedź na ukraińskie ataki dalekiego zasięgu na terytorium Rosji przy użyciu zachodniej broni - powiedział w czwartek prezydent Władimir Putin. Jak dodał, w Rosji rozpoczęła się seryjna produkcja nowego pocisku średniego zasięgu - Oresznik. - W przypadku masowego użycia tych rakiet, ich siła będzie porównywalna z użyciem broni nuklearnej - dodał.
POLONIA INFO: Spotkanie poetycko-muzyczne z Ludwiką Amber: Kołysanka dla Jezusa - Sala JP2 w Marayong, 1.12, godz. 12:30

niedziela, 16 lutego 2020

Ryszard Opara: AMEN - Bankowa wiara

Graf. Harshitha BN Wikimedia commons
Nigdy nie mogłem zrozumieć jak to możliwe, aby jeden z największych banków w Polsce – tzw. „Instytucja Zaufania Publicznego” – Bank PEKAO SA – był zwyczajnym, pospolitym oszustem. Wszystko zgodnie z Prawem.

 Odcinek 50 Autobiografii Naukowej Ryszarda Opary

Pekao SA, to również jeden z najstarszych banków w naszym kraju - tradycja „polskiej bankowości”.  Oczywiście bank to nie tylko instytucja – to ludzie, którzy bankiem kierują.
Niemniej działania tej „Instytucji Zaufania Publicznego", na moją niekorzyść (jako klienta banku) - były dla mnie wtedy nie do pomyślenia. Przynajmniej nie były możliwe w kraju, w którym żyłem przedtem - w Australii. 


Kilka tygodni później, okazało się, że w Polsce wszystko jest możliwe.


Dokładnie tego samego dnia 27.12.2001, w którym „teoretycznie” kupiłem akcje ELEKTRIM-u, zarząd tej spółki, podjął stosowną uchwałę i złożył do Sądu wniosek o upadłość…Pracownicy banku musieli przecież doskonale o tym wiedzieć, ale nikt nie „pisnął mi”... ani słowa.  Wkrótce okazało się także...że PEKAO SA był największym kredytodawcą spółki ELEKRIM i w tymże grudniu... 2001 roku, podjął decyzję o wycofaniu wszystkich linii kredytowych udzielonych spółce. O tym, tak bardzo istotnym fakcie, w ogóle nie zostałem poinformowany. Gdybym coś wiedział, to zapytałbym o powody wycofania linii kredytowych, udzielonych Elektrimowi przez Pekao SA. A znając te wszystkie fakty, żaden przedsiębiorca, (i na pewno nie ja) - nigdy by się nie zgodził, zainwestować w ELEKTRIM.

W normalnym kraju - podjęcie przez Zarząd Spółki Giełdowej wniosku o upadłość oraz wycofanie kredytów bankowych spółki – jest ściśle regulowane prawem. Wymaga natychmiastowego (w terminie 24 godzin) poinformowania o takich zdarzeniach Giełdy i Rynku Papierów Wartościowych oraz natychmiastowego wstrzymania wszelkich obrotów papierami spółki.

W Polsce...wszystko odbyło się na zasadzie „cicho-sza”; do czasu wyjaśnienia wszystkich aspektów własnościowych dla osób wtajemniczonych; czyli sprzedaży akcji, pozbyciu się ich najpierw przez Bank oraz rozmaitych kolesiów i znajomych... papierów już „bezwartościowych”. Dopiero po tym informuje się GPW i rynek. Wprawdzie to niezgodne z przepisami ale przecież... „cel uświęca środki”. Zwłaszcza bardzo duże środki.

Co najwyżej spółka, która nie dopilnowała regulaminów GPW, albo ktoś tam zapłaci karę, ale to tylko... „parę groszy” w porównaniu z milionowymi stratami bliskich, wtajemniczonych inwestorów. Nikt nie ponosi odpowiedzialności finansowej ani karnej - osobiście.
Nic więcej – a więc jest to zwyczajnie prosty rachunek. Traci ten co nic nie wie...

W Polsce: wszystko jest postawione na głowie – szczególnie na „wojnie” o pieniądze i interesy. Tak się też właśnie stało...


Po kilku tygodniach, Komisja Papierów Wartościowych, przeprowadziła poważne postępowanie wyjaśniające...no i ”ukarała” ELEKTRIM SA., publicznie maksymalną karą finansową- 400,000 zł. 

 
Kara była więc „surowa” - za działania niezgodne z zasadami obowiązującymi na GPW – giełdzie, ale najważniejsze, że kilku inwestorów, w tym Bank Pekao, nie straciło kilkuset milionów.

Kwaśne mleko się wylało, a wielu nieświadomych przekrętu inwestorów- w tym ja - zostali z ręką w... "śmierdzącym nocniku. Na jego dnie leżały już „papiery bezwartościowe” Elektrim-u. Za straty spółki zapłacili akcjonariusze spółki, ale najwięcej straciłem JA!  I, jak się później okazało – WSZYSTKO.

Do dnia dzisiejszego nie mogę zrozumieć, jak to było możliwe?!!!Pewnie nigdy się nie dowiem. 

Przeszedł huragan. Nie wiadomo skąd, nie wiadomo dokąd, przez kogo puszczony i zniszczył wszystkich, którzy nie byli schowani „w środku” czyli dobrze poinformowanych.

Prosty tzw. Insider Trading. (Handel od wewnątrz.)


W normalnym kraju, ścigany przez Prokuraturę, ale w Polsce... nie było takich przepisów.
To niemal normalka – zwałszcza jak to robi Bank – Instytucja Zaufania Publicznego.
Patrząc z perspektywy czasu- widzę, że pojawiały się wcześniejsze ostrzeżenia, ale ja niestety – jakoś je zignorowałem....

Pierwszy sygnał, który powinien zapalić czerwone światełko mojej czujności, że z bankiem Pekao - jest nie tak, dostałem przed Wigilią 2001.  W sobotę 22.12.2001, Dyrektor Bankowości Prywatnej Paweł Suszczyński - zaprosił mnie do siebie na „zwyczajowego śledzika”. W piątek wróciłem z nart (z Francji), - nie mogłem spotkać się więc z nim
wcześniej - aby złożyć sobie wzajemne życzenia. Zastanawiałem się trochę, dlaczego akurat robimy to w biurze dyrekcji na ulicy Czackiego, ale...

Doszedłem do wniosku, że zawsze koniec roku jest bardzo pracowity dla banku, więc widocznie... on jako obowiązkowy…pracowity szef...

W trakcie rozmowy -„śledzika” Paweł Suszczyński (dyrektor), poinformował mnie o podjęciu z mojego konta znacznej gotówki - (400,000 zł), które musiał gdzieś „szybko zorganizować i były koniecznością”, bo jak powiedział, miał okazję wyjątkowo „okazyjnie”zakupić nowe mieszkanie, przy ulicy Czerniakowskiej. Jego dobry znajomy deweloper potrzebował natychmiastowej kasy, aby zapłacić odsetki należne do banku (nie Pekao SA), i po prostu nie było już czasu, by załatwić jemu szybki kredyt.

Byłem bardzo zdziwiony tym postępowaniem Pana Suszczyńskiego i zapytałem go...jak on mógł to zrobić, bez mojej zgody? Odpowiedział, że nie miał możliwości wcześniej się ze mną skontaktować. I wprawdzie w wysokich Alpach, gdzie byłem na nartach, zasięg był raczej niewielki, niemniej od razu stwierdziłem, że nie przyjmuję jego argumentacji.
Tymbardziej, że wieczorami byłem zawsze dostępny. Mógł zadzwonić do mojego hotelu.

Ale Pan Dyrektor zareagował dość dziwnie na moje słowa i zaznaczył, że przecież niedawno, głównie dzięki niemu, zarobiłem wiele milionów na transakcji spółki ORBIS, więc kwota 400 tys.- to dla mnie żaden pieniądz. Podkreślił też dobitnie, że w pewnym sensie...jemu należy się ode chyba mnie - jakaś wdzięczność…. Na koniec lakonicznie dodał, że pieniądze, które wziął - były tylko pożyczką, którą zwróci za miesiąc.

Nazwałem sprawę po imieniu, pytając w oburzeniu, czy żąda ode mnie łapówki... a ponieważ mu jej nie dałem dobrowolnie - to użył podstępu i sam sobie wziął. Ale na ten argument miał już przygotowaną wcześniej kontrę:
Przypomniał mi, że przed wyjazdem na narty, dałem mu przelew na wypłatę podpisany „in blanco”, (na wypadek, jakiejś tam nagłej potrzeby), co rzeczywiście było faktem. Widać planował to od dawna i był dobrze przygotowany do rozmowy. Od razu też dodał, żebym się tak nie denerwował.  Tuż po Nowym Roku wszystkie pieniądze, jako „pożyczka” z mojego konta - wrócą tam z powrotem.

Ponieważ w tym czasie, kwota 400 tysięcy zł nie stanowiła rzeczywiście dla mnie jakiejś istotnej sumy, więc mimo oporów, po paru jeszcze kieliszkach - wróciliśmy do dawnej przyjaźni. Oczywiście z perspektywy czasu wiele rzeczy wygląda inaczej i wtedy, że był to pierwszy - dla mnie sygnał ostrzegawczy, którego nie dostrzegłem.

Drugim ostrzeżeniem był całkowity brak materiałów na temat inwestycji w ELEKTRIM SA,
które Bank Pekao SA i jego Departament Bankowości Prywatnej, wielokrotnie mi obiecywał,

a NIGDY i NIC- na ten temat nie dostarczył. 

Niestety do dziś... nie wiem dlaczego, jakoś to zignorowałem. Dopiero po czasie zrozumiałem, że Bank doskonale znając szczegóły, przewidując jedyne, możliwe zakończenie – nie chciał... zostawiać za sobą... żadnych pisemnych dowodów przestępstwa. Często, najtrudniej zrozumieć własną głupotę.
Była wigilia, potem święta, potem znów narty. Wróciłem do Warszawy dopiero w końcu stycznia. Pan Suszczyński, nigdy mi „pożyczonych” pieniędzy nie oddał. Wprawdzie widziałem się z nim parę razy, nawet obejrzałem to zakupione mieszkanie, ale skończyło się na niespełnionych obietnicach. 

 
Jako ciekawostkę podam, że w tym samym budynku, piętro wyżej, podobne mieszkanie i na takich zasadach „pożyczki” od... kupiła mieszkanie - Pani Prezes Banku – Maria Wiśniewska.

Kiedy zaś zaczęła się prawdziwa afera z ELEKTRIM-em, Pan Suszczyński o wszystkim...
dziwnie jakoś zapomniał, tak, jak i Pani Prezes oraz większość osób z Zarządu Pekao S.A.
Niektórzy przestali nawet kojarzyć moje nazwisko. Przynajmniej tak zeznawali w późniejszych procesach Sądowych.

Wracając do wydarzeń grudniowych, Sylwester i sam pobyt w Krynicy, (oprócz tego incydentu z akcjami ELEKTRIM-u, były bardzo udane. Wspaniała zima, śnieżna i mroźna.
Nasze dzieciaki pierwszy raz jeździły na nartach. Wszystko było zupełnie inaczej, niż w Australii.

W piątek, 4-go stycznia 2002, wróciliśmy razem 2-ma samochodami do naszego domu w Zalesiu. Była godzina 17.00, ku naszemu zdziwieniu, na schodach domu czekały już dwie pracownice...  Banku PEKAO SA., z papierami... gotowymi do naszego podpisu.
Żona zmęczona podróżą, była tym faktem bardzo naprawdę zbulwersowana.

Szczególnie, że dwójka naszych najmłodszych dzieci, była przeziębiona i wymagała szybkiej wizyty u lekarza. Trudno zresztą było jej się dziwić, bo miała już serdecznie dość Banku Pekao i ELEKTRIM-u, moich „zasranych” - jak to określiła interesów.

Doronia nigdy nie przeklinała, więc musiała autentycznie być wtedy, bardzo i naprawdę zirytowana. Najważniejsza dla niej była rodzina, dzieci, więc niewiele się namyślając zostawiła nas w domu, zaś sama pojechała z dziećmi do miejscowej przychodni. Ja również byłem zdziwiony wizytą pracowników Banku, przed czasem u mnie w domu. Tym bardziej, że zgodnie z wcześniejszą umową, mieliśmy się spotkać na podpisanie dokumentów w biurze Pekao SA - w obecności naszego prawnika, w następny poniedziałek rano. Ale dyrektor Oddziału II-go, Pani Urszula Krzyżanowska-Piękoś, która organizowała dokumentację tłumaczyła, że od przyszłego tygodnia planuje urlop, prosiła więc bardzo, aby załatwić wszystkie podpisy i konieczne formalności...możliwie jeszcze dziś; tego samego dnia. Ale...chciałem być dżentelmenem;„fair” wobec Pani Dyrektor Oddziału, byłem też dość zmęczony podróżą, no i... zaskoczony niespodziewaną wizytą osób z Pekao.


Nawet więc dokładnie nie przeglądałem papierów i w rezultacie podpisałem aneksy po prostu tam – stawiając parafki, gdzie tego wymagała Pani Dyrektor. Znałem ją przecież od roku dość dobrze. Ona, uśmiechając się miło wzajemnością...  zauważyła, że chciała zaoszczędzić mi trudów przyjazdu do Warszawy, rano w poniedziałek, w korkach wiedząc, że po południu, wybierałem się znów... na narty do Francji.

W tym całym pośpiechu nawet nie zauważyłem, że aneks Umowy Kredytowej zrobiono z wsteczną (02.01.2002) datą. Jak się dowiedziałem później, powodem wstawienia tej daty był to, że Komitet Kredytowy Pekao, tego właśnie dnia podjął stosowną uchwałę przyznania kredytu mnie; wiedząc o upadłości ELKTRIM-u. Pracownikom Banku zależało nawet na wcześniejszej dacie, ale nie mogli już tego zrobić wcześniej.

Nie wzbudziło nawet mojej czujności to, że Kredyt jest podpisywany tego samego dnia, kiedy został przyznany przez Komitet Kredytowy. To niesłychana, niespotykana wręcz nigdzie, w Polsce/świecie sprawność administracji i działu prawnego Banku.

Po prostu, w swojej absurdalnej głupocie – całkowicie uwierzyłem pracownikom Banku!
Poczęstowałem obie Panie kawą i transakcja została sfinalizowana moim podpisem (ale nie żony)!


Ryszard Opara 

ciąg dalszy za tydzień

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy