Dom w Zalesiu Dolnym. Wiosną 1995 roku zakończyliśmy budowę naszej pierwszej, naprawdę dużej rezydencji w Polsce... |
AMEN - Autobiografia Naukowa Ryszarda Opary
Odcinek 42
Aby dobrze zagrać życie, trzeba mieć dobry słuch i zmysł pragmatyzmu - znać nuty istnienia. Trzeba wiedzieć instynktownie – czego chcą słuchać inni. To instynkt istnienia.
Polskie Domy
Zalesie Dolne - Piaseczno - Najpierw Ul Redutowa. Potem Ul Bukowa.
Wiosną 1995 roku zakończyliśmy budowę naszej pierwszej, naprawdę dużej rezydencji w Polsce – o powierzchni około 1,200 m2 na trzech poziomach. Kupiliśmy ten dom rok wcześniej, w „stanie surowym” od małżeństwa „polsko-angielskiego”, które miało bardzo ambitne plany i zamiary ale zabrakło im pieniędzy na wykończenie... Dokupiliśmy potem działkę obok, na której powstał kort tenisowy a sam budynek rozbudowaliśmy w miarę możliwości, dodaliśmy duży basen z salonem oraz wiele innych rzeczy – o charakterze usługowym: sauna, sala gimnastyczna, biblioteka itd. Dom był w ciekawym, staropolskim stylu, z wieżyczkami - adres Zalesie Dolne, ul Redutowa 62-64.
Cała rezydencja była zbudowana z najlepszych materiałów; granitowe łazienki, tarasy, podłogi... Dość szybko zresztą stała się dość znana i podziwiana w okolicach - Była też sceną wielu imprez towarzyskich i sportowych. W tamtych latach bywali u nas wszyscy z listy najbogatszych Polaków: ludzie z rządu RP, prezesi największych spółek giełdowych.
No i oczywiście "wszyscy ludzie Prezydenta" (Wałęsy). Nie będę wymieniał nazwisk - wspominałem je wyżej.
Szczególnie huczną imprezą, były zawsze moje urodziny – 28 czerwca, na które przybywało kilkaset osób. Nawet z Australii, USA czy Niemiec.
Nasz dom stał się nawet sławny, również przez to, że kręcono tam rozmaite reklamy oraz filmy. Do najbardziej znanych należały: film taki jak „Kiler-ów 2-óch”, w reżyserii Juliusza Machulskiego z Cezarym Pazurą, Januszem „Siarą” Rewińskim, Janem Englertem – w rolach głównych oraz Serial „Tygrysy Europy”, w reżyserii Jerzego Gruzy z Januszem Rewińskim w roli głównej. Kręcono też np. spektakle w reżyserii Janusza Józefowicza i wiele, wiele innych produkcji… Dzięki temu poznaliśmy „tak przy okazji”, sporo ludzi filmu, teatru, z niektórymi utrzymujemy kontakty do dzisiaj.
Ponieważ na naszej posesji znajdował się kort tenisowy oraz sauna i basen, nasz dom był także miejscem wielu imprez sportowych i towarzyskich, prezentowany w magazynach takich jak: Viva, Sukces czy Weranda – nawet w jednym z prestiżowych tygodników australijskich – House and Garden.
Dwa lata potem, niedaleko tego domu mieliśmy drugi, równie piękny i jeszcze większy –1,800 m2, choć całkowicie w innym stylu, w Zalesiu Dolnym na Ulicy Bukowej 12.
Tam także kręcono filmy, reklamy, a życie towarzyskie kwitło u nas... na zmiany... Po prostu, kiedy np. w jednym domu kręcono film albo jakiś serial...przeprowadzaliśmy się wtedy do drugiego. I tak na zmianę...
Często nas pytano...dlaczego mieliśmy dwie duże piękne rezydencje, w jednej miejscowości – no i w sumie jeden blisko drugiego...Odpowiedź wiązała się z pewną historią, którą przeżyłem jako młodzian, uczeń szkoły podstawowej (historię tę już opowiadałem).
Otóż, nasza Pani Dyrektor, na lekcji wychowawczej w klasie szóstej szkoły podstawowej, spytała dzieci o ich plany na przyszłość, kim, każde z nas chciało by zostać jak dorośnie. Każde dziecko odpowiadało inaczej a ja powiedziałem poważnie, ku uciesze wszystkich ale niezrozumieniu nauczycielki, że chciałem zostać milionerem. A kiedy zostałem zapytany o wyjaśnienia swoich, niezrozumiałych (w czasach PRL-u) planów, przyrzekłem, że jak będę duży, kupię ten dom, na przeciwko szkoły, który wówczas był sanatorium dla "wierchuszki" członków PZPR-u...
Nauczycielka powiedziała...że to nigdy nie będzie możliwe; moi koledzy i koleżanki, wyśmiewały mnie po „kątach szkoły” – a ja wszystkim odpowiadałem: "Zobaczymy...jak będę duży, to właśnie kupię ten dom! Zawsze w życiu byłem upartym człowiekiem... i...
Kiedy po latach zakończyłem właśnie budowę rezydencji na Redutowej...nagle okazało się, że do sprzedaż jest właśnie ten dom, naprzeciwko szkoły... moja niedotrzymana obietnica lat dziecinnych.
Powiedziała mi o tym, moja własna rodzicielka – nauczycielka, przypominając tę zabawną historię ze szkoły podstawowej – pytając jednocześnie: „Co zamierzam zrobić? Wszyscy znajomi czekają na odpowiedź”... No i cóż miałem zrobić. Było mnie stać aby kupić, rozbudować – a więc musiałem to właśnie zrobić.
W ten sposób staliśmy się właścicielami dwóch pięknych rezydencji – w jednej miejscowości – oddalonych od siebie około 1 kilometra – no i paroma ulicami.
Faktem jest, że na przykład moja żona wolała dom na Redutowej; natomiast ja ten drugi, blisko szkoły mojego dzieciństwa – na Bukowej. Producenci filmowi moim zdaniem lubili oba tak samo - za ich wielkość, użyteczność oraz całkowitą różnorodność stylu. To im pasowało do twórczości. Nasi znajomi z rozmaitych kręgów zawodowych, czy też życia politycznego oraz biznesmenów – mieli również podzielone zdanie oraz preferencje. A bywali w naszych obu domach rozmaici politycy oraz biznesmeni - z pierwszych stron gazet i z rozmaitych
opcji – ja wtedy starałem się stać raczej z boku i obserwować rozwój wypadków na „Polskiej Scenie” – zanim podejmę właściwą decyzję.
Polityka.
Polityka dla mężczyzn w pewnym wieku jest jak najlepszy afrodyzjak...
Polityka zawsze mnie interesowała – zresztą, pamiętałem i często cytowałem sobie w świadomości pewne, znane powiedzenie Anglików: „The politics for men in certain age is the best aphrodisiac” - Polityka dla mężczyzn w pewnym wieku jest jak najlepszy afrodyzjak...
Czekałem więc na stosowny moment; moje ówczesne kontakty były bardzo dobrym wstępem na arenę. Dość często spotykałem się z byłymi ludźmi z dawnej ekipy Prezydenta Wałęsy np. Gen. Wileckim i Gen. Czempińskim, którzy zostali odesłani na przedwczesne emerytury przez ludzi związanych z Prezydentem Kwaśniewskim, a więc nie mając wiele do roboty – rozważali różne opcje polityczne.
Pewnego dnia spotkałem Romualda Szeremietiewa, który zresztą mieszkał niedaleko nas w Zalesiu, będąc mężem naszej dobrej znajomej. Romuald miał za sobą już sporo rozmaitych doświadczeń, nabytych w opozycji czasów Stanu Wojennego, jak również, w przeszłości będąc związany z ROP (Ruch Odbudowy Rzeczpospolitej) był Wiceministrem Obrony w Rządzie Jana Olszewskiego. Okazało się, że mamy wiele wspólnych poglądów i znajomych. Dość szybko – zaprzyjaźniliśmy się.
Był to początek roku 1996.
Marzeniem Szeremietiewa był powrót do polityki, w charakterze Ministra Obrony...aby odbudować Polską Armię, która - jego zdaniem była wtedy w stadium "postępującego rozkładu". Te plany niedługo potem, przynajmniej częściowo się spełniły. Ale w tamtym czasie jego plany ograniczały się do stworzenia jakiejś nowej partii politycznej...zaczął mnie więc przekonywać i w końcu namówił mnie do współpracy.
Akurat wtedy, Roman z grupą swoich ludzi, zajmował częściowo, Pałacyk Sobańskich w Alejach Ujazdowskich. Drugą część obiektu wynajmował stworzony wcześniej Instytut Lecha Wałesy. Był to przepiękny obiekt, we wspaniałej lokalizacji, chociaż bardzo zaniedbany, popadał przeciekami dachów w ruinę. Niestety nie było tam wtedy światła ani ogrzewania; wyłączono energię elektryczną – z powodów banalnych... niezapłacone rachunki. Trudno było normalnie funkcjonować.
Wszystko szybko uregulowałem i szybko przystąpiłem do wstępnej „warunkowej” renowacji pałacyku. Poprzez kontakty Romka Szeremietiewa dowiedziałem się, że spadkobiercy – Rodzina Sobańskich, jest zainteresowana sprzedażą całego obiektu, po uregulowaniu formalności z Urzędem Miasta. Oczywiście - byłem bardzo tym zainteresowany i dalszy remont uzależniałem od podpisania umowy kupna pałacyku.
Niemniej jednak sporo rzeczy było już wykonanych i obiekt zaczynał się prezentować znakomicie.
Wtedy właśnie podjąłem decyzję aby spróbować swych sił w polityce, ponieważ...na wiosnę 1996 zaczęło przychodzić do Pałacyku mnóstwo ludzi, byłych posłów i polityków, związanych z ruchem Solidarności oraz innych partii opozycyjnych...do SLD, która wtedy była u władzy; wszyscy długo po nocach gadali - szukając alternatywy na przyszłość...dla siebie i swoich ugrupowań.
Tym bardziej, że w trakcie naszych nocnych rozmów, powstał pomysł utworzenia AWS, którego tak naprawdę twórcami byłem ja i Szeremietiew...
Wydawało się nam, że właściwie jedyną szansą połączenia wszystkich partii, będących w opozycji do SLD – jest stworzenie ugrupowania w oparciu o Solidarność... Pomysł ten szybko znalazł wiele zainteresowania, a tak przy okazji każdy chciał być liderem tej nowej inicjatywy politycznej...zaczęły się więc kłótnie i spory, przepychanki – jak to zwykle wśród Polaków. Tak czy inaczej...
Poznałem wtedy mnóstwo tych ludzi – m.in. Olszewskiego, Romana Giertycha,
Moczulskiego, Słomkę, Leppera, Piłkę, Braci Kaczyńskich – później oczywiście Krzaklewskiego i Tomaszewskiego... i wielu, wielu innych.
Niektórzy zaczęli bywać u mnie w domu w Zalesiu Dolnym, odbywały się tam czasem tajne narady, z powodu obaw podsłuchów...w Pałacyku Sobańskich...
Wiele z wyżej wymienionych osób pytało mnie wprost, jako początkowego „głównego sponsora”, ówczesnej działalności politycznej – o moje plany... Tym bardziej, że na czerwiec 1996 roku - oficjalnie uzgodniono datę utworzenia AWS. Niektórzy podpowiadali Ministerstwo Zdrowia, inni nawet Urząd Premiera – albo nawet może wyżej... Mówili, że muszę dogadać się z Marianem K...
Ja miałem bardzo ambitne plany, ale jakoś (z własnej głupoty) nie chciałem się jeszcze deklarować. Wydawało mi się, że rozmawiają ze mną nieszczerze...Odpowiadałem, jest wielu liderów, dobrych doświadczonych polityków...Oni kontrowali, że liderzy partii się ze sobą nigdy nie dogadają – i że... to dla mnie szansa, jako człowieka z boku...neutralnego, bezpartyjnego...
Wszystko w rezultacie skończyło się dla mnie fatalnie. Tak jak dawniej wielu do mnie dzwoniło, umawiało się na kawę, lunch... Teraz przestali się odzywać, przestali mnie odwiedzać...
Po kilku tygodniach dowiedziałem się prawdy... Okazało się, że... ponieważ nie chciałem się zdeklarować, zaistniało podejrzenie, poprzez puszczoną przez kogoś plotkę – tzw. szeptankę, że ja jestem prawdopodobnie współpracownikiem byłych służb... albo też jakiegoś obcego wywiadu...Nikt oczywiście nie przedstawił żadnych dowodów... ale sama moja znajomość z Generałami Czempińskim oraz Wileckim, zdaniem niektórych „sprzyjających” mi ludzi, była wystarczającym dowodem. Powiedział mi o tym wszystkim Leszek Moczulski.
Wiele by można na ten temat mówić... „co by było – gdyby było” – ale taka jest Polska właśnie.
Pałac Sobańskich przy Al. Ujazdowskich w Warszawie współcześnie Fot. Creative commons CC BY-SA 3.0 |
Pałacyk Sobańskich, który był już prawie wyremontowany, (co kosztowało mnie sporo pieniędzy) - sprzedano komuś innemu – Panu Janowi Wejchertowi – za kwotę kilka tysięcy dolarów wyższą – od tej którą ja proponowałem. Nikt mnie nie poinformował, pomimo. że miałem nawet wstępną notarialną umowę zakupu, ale oczywiście to było bez znaczenia.
Pieniędzy, zainwestowanych w remont – nigdy mi nie zwrócono. W efekcie końcowym wyszedłem z moich pierwszych doświadczeń politycznych – jako całkowicie przegrany.
Pięknego Pałacyku Sobańskich w Warszawie – nie kupiłem.
Na pocieszenie tylko mogę dodać, że AWS – zmarnował olbrzymią polityczną szansę, zmiany kursu fatalnej dla Polski „Transformacji Ustrojowej” – a Jana Wejcherta...też już dawno nie ma...
A ja żyję – i mam jeszcze wielką przyszłość przed sobą...
Ryszard Opara
NEon24
PS. A propos ostatnich komentarzy wielce mi życzliwych osób, które przekazują dane satelitarne na temat moich – bardzo dużych domów w Australii... (na których zarobiłem zawsze parę groszy). Podaję adresy kilku z nich:
Moja pierwsza rezydencja: - 7 Collins Rd, St Ives
Druga: 2 Manor Rd, Hornsby (słynna rezydencja Sir Marcus Clarc),
Trzecia: 5 Rose Bay Avenue Bellvue Hill,
Czwarta: 23 Brittanic Crescent – Sovereign Island – o której będę pisał w następnym odcinku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy