Historia „pierwszego” Rolls Royca (RR) - Limuzyny - III RP. Podróże nie tylko kształcą - ale i pokazują ludzi, kim naprawdę oni są.
AMEN – Autobiografia Naukowa Ryszarda Opary.
Odcinek 40
Historia „pierwszego” Rolls Royca (RR) pierwszej Limuzyny III RP.
Posiadałem wtedy, wspaniały samochód Rolls Royce (zgodnie z moją obietnicą dzieciństwa), w kolorze granatu i właściwie wszędzie, po kraju (razem z własnym kierowcą), tym samochodem jeździłem. Historia zakupu tego auta jest równie ciekawa co anegdotyczna.
Samochód ten, na początku lat 90-tych zakupił podczas wizyty w fabryce jeden z głównych szejków Kuwejtu. Nie był to jednak typowy Rolls Royce, jaki ówcześnie produkowano...ale specjalne zamówienie. RR był wydłużony, miał ponad 7 metrów długości, z osobną kabiną dla kierowcy oraz „apartamentem” dla 6 pasażerów, który można było całkowicie odizolować. Był on na tyle duży, że można go było nawet używać jako sypialni. Siedzenia mogły być rozkładane na łóżka – wszystko pokryte luksusową, miękką skórą. Oczywiście samochód miał pełną klimatyzację. Wyposażenie też było specjalne: duża lodówka, stolik, barek ze wspaniałą zastawą; np. szklanki i kieliszki kryształowe. Była oczywiście telewizja, satelitarna. Pancerne szyby, drzwi. Luksus - absolut. Między kabiną kierowcy i pasażera znajdował się telefon, prócz tego dwa telefony komórkowe.
Fabryka Rolls Royca wyceniła wykonanie tegoż samochodu dosyć wysoko: na 600,000 funtów brytyjskich. Szejk wpłacił depozyt 50%, ale potem wybuchła tam wojna - Irak wkroczył do Kuwejtu, szejk zaginął - zapadł się pod ziemię wojny. Nie wiadomo - co się z nim stało, nie było kontaktu.
Piękna limuzyna była już prawie gotowa - ale nie było odbiorcy. Dział specjalnych zamówień, sprzedaży, nie bardzo wiedział...co z tym „fantem” - w formie RR zrobić. Samochód stał...w oknach wystawy fabrycznej działu promocji i sprzedaży...
Pewnego dnia do fabryki RR w Goodwood, przyjechał z zamówieniem, pewien zamożny deweloper z Japonii. Ale kiedy zobaczył, że w salonie firmowym, stoi gotowe auto cudo, postanowił kupić właśnie to. Po przejrzeniu dokumentacji wyposażenia, zdecydował jednak wprowadzić pewne zmiany. Wpłacił więc depozyt...50% i wrócił do kraju czekając na transport, nieco zmienionej wersji RR. Miesiąc później - w Japonii zdarzył się krach na giełdzie, w rezultacie którego...firma developera zbankrutowała; on sam...popełnił harakiri „finansowo-honorowe” i przestał w ogóle interesować się... zamówionym przez siebie Rolls Roycem.
W rezultacie Fabryka miała wspaniały gotowy samochód, zapłacony w całości ale nie było żadnego chętnego odbiorcy. Były także...pewne problemy techniczne, nieco utrudniające sprzedaż auta. Kierownica była z prawej strony a więc samochód nie mógł jeździć w Anglii.
Oprócz tego auto ważyło prawie 4 tony, nie mogło być zarejestrowane tam, właściwie jako samochód osobowy. W rezultacie, dyrekcja fabryki postanowiła...sprzedać tę luksusową limuzynę na aukcji w Zurichu.
Ja o tym samochodzie dowiedziałem się - od swojego prawnika, który pewnego dnia zadzwonił do mnie ok 2-giej w nocy, ze Szwajcarii... trochę jakby podekscytowany i powiedział: - Richard wiem, że przenosisz się do Polski a zawsze lubiłeś rzeczy niezwykłe. Przyjedź natychmiast do Zurichu. Za tydzień będzie tu aukcja samochodu, który na pewno ci się bardzo spodoba. Masz kasę, wiem, że...kupisz ten samochód. To będzie.. twój prawdziwie „królewski wjazd tryumfalny”, powrót, po latach sukcesów - do Polski.
Zapytałem, nieco zaspany: - ale...co to za cudo, jaka marka?
Nie chciał podać żadnych szczegółów. Odpowiedział tylko: „Przyjedź – zobacz”. Pojechałem. No cóż, kobyłka choć nieznajoma ale u płotu stała.
No i cóż - stało się: „Veni, Vidi Vici”. Przyjechałem, zobaczyłem, zwyciężyłem. Samochód rzeczywiście spodobał mi się bardzo. Cena, którą zapłaciłem była znacznie poniżej wyjściowej. Byłem zresztą chyba jedynym prawdziwym kupującym. Owszem, było jeszcze dwóch facetów - ale chyba tak dla pozorów, aby licytację uznano za ważną. Fabryka już dostała swoje pieniądze i chciała się pozbyć tego swego cuda... ale dla nich jednak kłopotu – bo nie było właściciela.
Jednym z warunków licytacji było to: nabywca nie może...długo używać samochodu w Szwajcarii. Załatwiłem wszystkie formalności i dostałem „tymczasową” rejestrację na tydzień.
Mój przejazd przez granice Polski, był zabawny. Celnik, zapytał mnie: czy to samochód dla Prezydenta Wałęsy? Odpowiedziałem, że nie wiem, ale chyba tak. Obejrzał to cudo i rzekł, że bardzo kocha i szanuje Prezydenta.
W kraju, na początku były pewne problemy, np. z rejestracją. W dokumentach widniało,
że jest to samochód ciężarowy. Zażądano też ode mnie zapłaty horrendalnie wysokiego cła.
W końcu udało mi się jednak przekonać władze celne, że auto stanowi moje mienie przesiedleńcze - wolne od cła. Jednak trochę to trwało...a decyzję podjął jakiś tam minister... Ireneusz podobno Sekuła...
Aby to jednak było skuteczne, musiałem wyjechać z kraju i uzyskać odpowiednią pieczątkę na granicy i w Szwajcarii. Wszystko zrobiłem według instrukcji i więcej problemów już nie było. Musiałem tylko nieco przebudować - przedłużyć w swoim domu garaż - o 2 metry.
Zawsze też miałem trudności z parkowaniem - ale wszystko było warte zachodu, żeby posiadać to auto. Przez kilka lat cieszyłem się wspaniałą przygodą.
RR jeździłem wszędzie, zwłaszcza na różne prestiżowe imprezy. Czasem zdarzały się też przezabawne historie. Jadąc tym samochodem, ochrona wpuszczała nas wszędzie - nawet bez kontroli. Miałem wtedy też trzech kierowców, byłych pracowników Biura Ochrony Rządu, więc nigdy nie było problemów. Wszyscy stosunkowo młodzi - około 50 lat, a byli już „emerytami”. Polecił mi ich osobiście Mirosław Gawor - ówczesny szef Biura Ochrony Rządu, którego również poznałem w tym czasie.
Pewnego dnia pojechałem swoim RR na koncert słynnego Pavarottiego w sali Kongresowej.
Oczywiście wpuszczono nas pod samo główne wejście. W tym samym czasie podjechał Wielki Tenor ale...zwykłym mercedesem. Tłumy wielbicieli artysty rzuciły się w stronę naszego Rolls Royce, jakby przypuszczając, że Pavarotti jest właśnie w nim. Tymczasem wysiadłem ja, żona i Wachowski. No i było duże rozczarowanie...Wielbiciele Tenora, zdezorientowani nie wiedzieli co robić. Wytworzyła się wyjątkowo niezręczna sytuacja.
Pavarotti powitany został potem, przez zdezorientowanych wielbicieli, kiedy wysiadł...jako drugi. Podobno (delikatnie mówiąc), był tym bardzo, nawet wyjątkowo zdenerwowany i rozczarowany. Do tego stopnia, że jak potem słyszałem początkowo na długo zaniemówił i nawet chciał...przez chwilę zrezygnować z koncertu, z powodu braku głosu, czy też chrypy.
Podobno próbował się wymówić niedyspozycją... No cóż gwiazdy zawsze tak mogą...
Być może myślał, że my jesteśmy jakimiś lokalnymi celebrytami... Nie mógł zrozumieć, że zaszła zwyczajna pomyłka. Podobno - był to jeden z najsłabszych w życiu... koncertów Pavarottiego.
No cóż, artyści tej klasy są też tylko ludźmi –zapadają; chorują na różne kompleksy: np. Narcyza, czy też zbytnio wielkie mniemanie o sobie...wiarę w siebie jako stwórcę... Pana Boga.
Podobnie zdarzyło się na koncercie Eltona Johna w Poznaniu, który podjechał w tym samym czasie co my...i tłumy wielbicieli, rzuciły się do nas. Nie znam reakcji artysty ale ten koncert był znakomity. Elton albo John - jak zwykle przeszedł samego siebie. Jest zresztą jednym z moich ulubionych wykonawców.
Jeździliśmy Rollsem po całym kraju i za granicę. Wszędzie i zawsze wzbudzaliśmy sensację.
Kiedyś razem z Ministrem Wachowskim i Prezesem PZMot - Witkowskim pojechaliśmy na Mistrzostwa Świata w żużlu do Vojens w Danii. Po drodze nasz kierowca wjechał na duży metalowy obiekt, jakąś rurę, która leżała na szosie i pechowo zaczopowała się - pod naszym podwoziem. W rezultacie tego ulicznego wydarzenia, podczas jazdy rura ocierała o nawierzchnię, wywołując nieprzyjemne zgrzyty, hałas oraz puszczając wokół iskry. Wyglądaliśmy jak pojazd kosmiczny... Zatrzymaliśmy się, nie wiedząc co zrobić a byliśmy opóźnieni. Była sobota i nigdzie w pobliżu nie widać było żadnego zakładu naprawczego czy pomocy drogowej.
Minister Wachowski, jako były kierowca, mechanik z zawodu, niewiele się namyślając... wcisnął się w garniturze pod samochód i sam, osobiście tę rurę wyciągnął. Umazał się przy tym niebotycznie ale wykonał super robotę. Niewielu by dało rady. Taki to był Minister - człowiek niezrównany. Zawsze bardzo go ceniłem - a po tym zdarzeniu, zrozumiałem także jeszcze jedno.
Teraz wiem, że ludzie mają o nim różne zdanie. Nie znam jego przeszłości ale dla mnie, przynajmniej wtedy Wachowski był człowiekiem na dobre i na złe - na każdą okazję.
Podróże nie tylko kształcą - ale i pokazują ludzi, kim naprawdę oni są.
Ryszard Opara
NEon24
No comments:
Post a Comment
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy