Po 4 latach rządów Prawo i Sprawiedliwość potwierdziło swoją hegemonię na polskiej scenie politycznej. To pierwszy w historii III RP przypadek, by partia samodzielnie rządząca w jednej kadencji, utrzymała władzę w następnej, z zachowaniem tej samodzielności.
Poparcie dla KW Prawo i Sprawiedliwość w wyborach do Sejmu RP 2019 Oprac. Janusz Burlikowski © wyborynamapie.pl 2014-2019 |
Co teraz może zrobić PiS?
Większość jaką zdobył PiS pozwala mu rządzić samodzielnie. I niezależnie od tego, czy ktoś popiera to ugrupowanie czy nie, jest to dobra wiadomość. Gorzej byłoby, gdyby potrzebował koalicjanta i musiał go szukać np. w Konfederacji. Ta, jako ultraliberalne ugrupowanie, zdecydowanie przeciwstawiłaby się polityce społecznej PiS, a zamiast niej forsowała likwidację podatków i rujnowanie sfery publicznej.
Brak koalicjanta to sytuacja też idealna dla każdego wyborcy, który oczekuje od partii spełnienia danych mu w kampanii obietnic. Brak koalicjanta to brak alibi na to, by tych obietnic nie spełniać.
Przed laty w czasie swoich rządów, politycy SLD pytani - gdzie jest obiecywana likwidacja senatu? Gdzie liberalizacja ustawy antyaborcyjnej? Co z konkordatem? itd. itp. w odpowiedzi oznajmiali, że oni i owszem, spełniliby te obietnice, ale nie mają samodzielnej większość, a koalicyjny PSL wszystko im blokuje. PiS musi więc swoje obietnice spełniać, bo nie ma żadnej wymówki.
Na pewno będzie też bardziej zawłaszczał państwo. Przez ostatnie 4 lata zdobywał w tym doświadczenie. Opanował już większość państwowych instytucji i obsadził swoimi ludźmi dyrekcje i rady nadzorcze spółek Skarbu Państwa. Umocnił się też w samorządach. Dalsza ekspansja będzie jeszcze łatwiejsza. Sąd Najwyższy przejmie już w marcu, bo obecnej prezes kadencja się skończy. Niestety kontynuowane będą też zbrojenia, budowane być może kolejne amerykańskie bazy wojskowe i fatalna polityka międzynarodowa.
Przynajmniej do czasu przyszłorocznych wyborów prezydenckich wszyscy będący beneficjentami polityki społecznej PiS, mogą jednak spać spokojnie. Zapewne mogą też liczyć na dodatkowe plusy przed reelekcją Andrzeja Dudy. To co będzie później jest niewiadomą. Zależy to od dwóch rzeczy. Po pierwsze od tego czy koniunktura gospodarcza będzie trwać i nie nadejdzie kryzys. Po drugie od tego kto wewnątrz PiS zdobędzie przewagę, neoliberalne Porozumienie Gowina, czy sytuujący się po lewo projekt Solidarnej Polski.
Zjednoczona opozycja – strzał w stopę
Gdy przed II wojną światową, piłsudczykowska sanacja coraz bardziej zagarniała publiczne życie, opozycyjne partie powołały swoją „zjednoczoną opozycję”. Był to konglomerat czterech ugrupowań, które wiele ze sobą wspólnego nie miały. Jedynym wspólnym ich celem było odsunięcie od władzy sanacji.
W jednej koalicji, pod nazwą” Centrolew” znalazł się lewicowy PPS z prawicowym PSL „Piast”. Niczego dobrego z tego być nie mogło. Podobnie jak współcześnie, wyborcy nie dali się oszukać i w wyborach z 1930 roku dali im ponad dwa razy mniej głosów niż każde z czterech tworzących je podmiotów zdobyło dwa lata wcześniej.
Podobnie obecnie jest z Koalicją Obywatelską, której jedyny cel zawierał się w haśle - odsunąć od władzy PiS! Ona również poniosła sromotną klęskę. Ludzie tego nie kupili. Po 4 latach PO ze 138 mandatów, utraciło 4. Faktycznie utraciło ich więcej, bo z obecnych 134 zdobytych przez KO, kilka trzeba będzie oddać Zielonym i Inicjatywie Polskiej.
Te wybory to dla PO całkowita klęska z perspektywą rychłej katastrofy. Partia ma miernego przywódcę, który jest jej wielkim obciążeniem. Nie ma żadnego pomysłu na działalność i przyciągnięcie do siebie wyborców. Nie ma żadnego porywającego programu. Uchodzi za najbardziej bezideową formację, której jedynym celem jest powrót do koryta.
Dekompozycja osieroconej kilka lat temu przez Tuska Platformy, może zacząć się lada chwila. Zieloni czy Inicjatywa Polska utworzą własne koła, albo pożeglują do SLD. To ostatnie, przynajmniej teoretycznie, może spróbować to czego nie może zrobić neoliberalne PO, czyli podjąć konkurencje z Prawem i Sprawiedliwością w kwestiach, które dziś Polaków interesują najbardziej. W sprawach polityki społecznej.
Tu PO nie ma nic do powiedzenia, a samo sformułowanie „polityka społeczna” musi brzmieć dla nich wyjątkowo egzotycznie. Klęska Platformy to chyba najbardziej widoczny efekt tegorocznych wyborów parlamentarnych.
Powrót SLD
Wydawałoby się, że powrót SLD do Sejmu wraz ze swoimi satelitami, Wiosną i Razem, też jest jakąś niespodzianką tegorocznych wyborów. Na pierwszy rzut oka, tak jest. Jednak przyglądając się wynikowi Komitetu Wyborczego Sojuszu, łatwo dostrzec, że SLD i Razem otrzymały tyle samo głosów co w poprzednich wyborach, gdy brały w nich udział jako oddzielne komitety. Wejście do Sejmu nie oznacza więc jakiegoś wzrostu sympatii do tych partii, ale lepszej wyborczej taktyki niż cztery lata temu. W 2015 r. Razem nie przekroczyło progu 5%. SLD tworzyło komitet koalicyjny, a więc z 8 procentowym progiem wyborczym, którego na koniec o włos nie przekroczyło. Tym razem nie zrobili tego błędu.
Scena polityczna nie przesunęła się też w lewo, bo Komitet SLD nie przedstawił bardziej socjaldemokratycznego programu niż Prawo i Sprawiedliwość. Program PiS w wielu miejscach był wręcz bardziej radykalny socjalnie niż program SLD. Choćby w kwestii podniesienia płacy minimalnej.
Komitet Lewica nie przekonał też nowych wyborców. Nie zagłosował na niego socjalny elektorat PiS. Nie głosowali na niego też robotnicy. Nadal jego trzonem, tym samym od lat, jest wielkomiejski, dobrze sytuowany mieszkaniec dużych miast, który głosuje na nich głownie dlatego, że Platforma jest dla nich za konserwatywna, a Ruchu Palikota już nie ma.
SLD powinno podziękować Grzegorzowi Schetynie, że ten nie chciał ich dalszej obecności w Koalicji Obywatelskiej. Gdyby w niej pozostało, wynik najprawdopodobniej miałoby dużo gorszy. Teraz może czuć się wygrane. Jest trzecią siłą w parlamencie.
Podczas wieczoru wyborczego Włodzimierz Czarzasty zwracając się do Biedronia i Zandberga żartował słowami Reymonta z Ziemi Obiecanej – Ty nie miałeś nic, on nie miał nic, ja nie miałem nic, razem wróciliśmy do Sejmu. Ale mógłby również powiedzieć – razem nie będziemy mieli wyborczej dotacji, bo będę ją miał tylko ja. Subwencja z budżetu przysługuje tylko SLD.
Nie dostanie jej ani Wiosna, ani Razem. Wkrótce okaże się czy przecieki jakie opisał tygodnik „Wprost”, a dotyczące zakulisowych rozmów z partnerami, okażą się prawdziwe. Czy Wiosna połączy się z SLD i stworzą wspólny klub poselski, co pozwoli Wiośnie skorzystać z dotacji, a Razem stworzy własne koło z tej dotacji rezygnując? Przekazanie doli z dotacji SLD dla Razem, wykorzystując do tego jakąś fundację, o czym też pisał Wprost, wydaje się mało prawdopodobne, bo polskie prawo na to nie pozwala.
Korwin znów w Sejmie
Po 20 latach do Sejmu wraca również Janusz Korwin-Mikke. W dodatku prawdopodobnie jako Marszałek Senior, czyli najstarszy wiekiem poseł nowo wybranego Sejmu. To on będzie otwierał inauguracyjne obrady izby, zanim Sejm dokona wyboru marszałków. Wszystko za sprawą Konfederacji, czyli sojuszu skrajnie prawicowych sił, który przekroczył w tym roku próg wyborczy.
Gdyby go nie przekroczył, zwycięstwo PiS byłoby prawdopodobnie jeszcze bardziej spektakularne. Posłów tych będzie tylko 11, więc większego znaczenia mieć nie będą. Stworzą jedynie koło poselskie, o ile się wcześniej nie pokłócą, bo do stworzenia klubu potrzeba minimum 15 posłów. Jedynie sejmowe obrady mogą się zrobić bardziej barwne, gdy na mównice wyjdzie Korwin-Mikke czy Grzegorz Braun. Sojusz to dosyć eklektyczny, bo zrzeszający skrajnych nacjonalistów ze skrajnymi gospodarczymi liberałami.
Chłopi na Wiejską
Pierwszy raz w historii polskiego Sejmu, Warszawa ma swojego chłopskiego posła. To za sprawą dobrego wyniku jaki osiągnął PSL, a może prowincjonalizacji stolicy? PSL to jedyna partia, która obecna jest w Sejmie przez wszystkie jego dotychczasowe kadencje. Co 4 lata ktoś wieszczy, że tym razem już do Sejmu nie wejdzie, a ona za każdym razem i tak wchodzi. Zda się, że jest tego Sejmu wyposażeniem.
Tym razem niepewni przekroczenia wyborczego progu, do wyborów ludowcy wzięli na swoje listy kandydatów Kukiz 15. W ten sposób Kukiz 15, w poprzedniej kadencji trzecia parlamentarna siła, wprowadzi do Sejmu najprawdopodobniej jedynie 5 posłów. Wielkim przegranym tych wyborów jest też Paweł Kukiz, który przez 4 lata roztrwonił niemały kapitał jaki partia ta miała i nie był w stanie już startować samodzielnie.
O ile do prezydenckich wyborów polityka socjalna PiS najprawdopodobniej się nie zmieni, to już wszyscy spekulują co stanie się, gdy przyjdzie zapowiadany coraz częściej kryzys?
Wysoce prawdopodobne, że w obliczu kryzysu gospodarczego PiS zlikwiduje czy ograniczą transfery socjalne. Mało prawdopodobne, by zdecydowali się sięgnąć wówczas do głębokich kieszeni bogatych, by politykę socjalną ratować, bo to nadal przecież partia, która służy przede wszystkim bogatym.
Wielu upatruje w tym szansę dla SLD i jego satelitów. Nie ma jednak w programie lewicy niczego, co pozwalałoby sądzić, że jest ona gotowa też do tych kieszeni sięgnąć.
Dla tej lewicy, w sytuacji pogorszenia gospodarczej koniunktury, może to być raczej okazja do krytyki pisowskiego „rozdawnictwa”, którego SLD jako „odpowiedzialna” partia, nigdy przecież nie praktykowała. Bardziej prawdopodobnym wydaje się, że zaproponowaną terapią, wynikającą z doświadczeń rządzenia lewicy, mogą być cięcia budżetowe, zamrożenie płac, Marek Belka, a może i sam Leszek Balcerowicz?
Jarosław Augustyniak
Sputnik Polska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy