Mt Wilga. Fot. Collywolly Creative commons (CC BY-SA 4.0) |
AMEN – Biografia Naukowa Ryszarda Opary – Odcinek 30.
Private Hospitals – Prywatne Szpitale – DEGOR ENTERPRISES PTY LTD
Po zakupie szpitala - Mt Wilga od Rządu Federalnego, szybko przystąpiłem do prac adaptacyjnych i restrukturyzacji całej placówki - aby najszybciej rozpocząć aktywność szpitala, przychodni. Chciałem powtórzyć sukces St Edmund’s sprzed roku. Mieliśmy nawet ustaloną wstępną listę pacjentów do rehabilitacji... I nagle dostałem pierwszy silny cios w głowę, plecy, brzuch i...podbrzusze - jednocześnie.
Okazało się bowiem, że moja spółka była właścicielem...pięknej, dużej nieruchomości - Mt Wilga. Jako prywatna firma musiałem mieć jeszcze dodatkowo licencję...na nasze łóżka szpitalne. Natomiast Rząd Federalny tego nie potrzebował. On sam stanowił prawo na mocy odpowiedniej uchwały. Na nasze pytania o wyjaśnienie sprawy, wzruszył ramionami urzędników.
Niestety cała kwestia licencji, jakoś uszła uwadze naszych prawników – i mojej.
Był to prawdziwy, niespodziewany cios... z nieba Canberry.
Rząd Stanu NSW (jako inna partia i opcja polityczna) nie był zainteresowany aby cokolwiek nam pomóc. Rozmowy moich prawników i próby negocjacji z urzędnikami Ministerstwa Zdrowia, prowadziły znikąd do donikąd. Mogłem oczywiście skarżyć Rząd Federalny, próbować unieważnić całą transakcję zakupu. Ale to byłoby niebezpieczne, przysporzyłoby wrogów, trwałoby długie lata, kosztowało dużo pieniędzy. Sprzedałem przecież nasz piękny penthouse, żeby zapłacić depozyt, zamieszkałem w Mt Wilga – ale miałem też kredyty i zobowiązania do spłacenia.
Wprawdzie St Edmund’s funkcjonował znakomicie, nie mogłem jednak zbyt długo utrzymywać granatu „zawieszonego u nogi” - wartego 10 milionów dolarów, ale z otwartą zawleczką dużego kredytu, który nie przynosił dochodu - w aktywach spółki. Groziło to wybuchem, nieobliczalnej w skutkach, mojej katastrofy finansowej. Nie chciałem też być... kapitanem „Titanica” płynącego nieuchronnie - w stronę góry lodowej. Nawet o nazwie Mt Wilga...
To była krótka piłka. Musiałem szybko znaleźć i zakupić na rynku licencje na łóżka prywatne a być może jednocześnie poszukać inwestora na dalsze działania Na wszelki wypadek, zacząłem prawny spór, walkę z Rządem Federalnym o jakąś rekompensatę, satysfakcję, odszkodowanie. Musiałem działać wielotorowo. Nie mogłem żyć wyłącznie nadzieją charytatywnej pomocy z nieba – nawet z Canberry. Nigdy w życiu nie można się poddawać. To czyn zabroniony logiką. Człowiek przegrywa wtedy, kiedy się poddaje czyli kiedy przestaje walczyć.
W krótkim okresie czasu udało mi się podpisać trzy listy intencyjne, na zakup licencji - na 98 łóżek. Jeden z nich podpisałem z właścicielami bardzo znanego wówczas w Sydney Chelmsword Hospital, zaangażowanego w eksperymentalne praktyki leczenia rozmaitych dolegliwości psychiatrycznych, za pomocą głębokiego, długotrwałego snu. Okazało się, że takie innowacyjne terapie, choć bardzo skuteczne, mogą również z różnych powodów
być...dość kontrowersyjne, albo czasem niezgodne z wymogami etyki lekarskiej. A kiedy dodatkowo kilku pacjentów zmarło – jak stwierdziła kontrola Ministra Zdrowia z powodu
braku odpowiedniego nadzoru - szpital został zamknięty.
Udało mi się kupić ten obiekt na zasadzie wspólnego porozumienia ze znajomym deweloperem. Ja przejmowałem całą licencje na wszystkie łóżka szpitalne; on wziął budynek (pałacyk) i bardzo wartościowe tereny - w centrum prestiżowej dzielnicy.
Zakupiłem w podobny sposób również licencje od dwóch innych małych szpitali medycznych w NSW, które były własnością fundacji charytatywnych a których wartość terenów, działek pod budowę np. luksusowych mieszkań, był dla deweloperów bardzo atrakcyjny. To była moja kolejna „innowacja” rynkowa. Współpraca interesów - „Win-win Deal”. Ja wtedy jeszcze nie byłem zainteresowany deweloperką – nie było może mnie na to stać.
Pamiętałem zresztą słowa mojego dobrego znajomego – Joe Coopera (Kupermana), który kiedyś powiedział: Pamiętaj Richard jedną prawdę – w interesach... obowiązuje zasada dwóch palców: ten palec wskazujący to są koszta a środkowy to przychody...ale nigdy odwrotnie. Potem dodał inną mądrość - odnośnie nieruchomości:
Są dwa typy deweloperów: Ci którzy są już bankrutami i ci - którzy za krótką chwilę bedą…
Wtedy zastanawiając się nad mądroscią słów „naszych starszych braci w wierze” zapytałem, Joe: to dlaczego on zajmuje się właśnie nieruchomościami, deweloperką – Joe bez wahania dodał... „No tak, ale ja oprócz tego cały czas robię handel...bo to najlepszy jest interes, a w deweloperce robię tylko w...gotowych, dochodowych projektach - ” income producing properties” – bo to jest tyż handel tyle, że towarem są powierzchnie do wynajęcia”.
Tak czy inaczej – dla mnie największym aktywem wtedy były „licencje” na łóżka szpitalne.
Nabywcą były 2 podmioty, które łączyła transakcja. Potem był podział aktywów, wg ustalonego porozumienia w zależności od potrzeb, unikało się także problemów zbycia zbędnych aktywów. W ten sposób każdy partner umowy obniżał swoje wstępne koszty inwestycyjne. W końcowym rezultacie - licencja kosztowała mnie 50 zamiast 200 tys. dolarów za łóżko. Deweloperzy mieli też bardzo ładną i tańszą działkę – każdy wygrywał - „Win – win situation”.
Dostałem także dar z „nieba Canberry”. W rezultacie moich działań prawnych, przeciwko
Rządowi Federalnemu - udało mi się wynegocjować ugodę, w której uzyskałem nieodpłatnie
licencje na dodatkowe, brakujące 52 łóżka. Średnio więc moje koszty licencji wyniosły $30,000/łóżko. Wszystko zrobiłem sam, własną inwencją i determinacją. Tego akurat mnie, w życiu nigdy nie brakowało. Główne atuty życia to: rozum, instynkt, zmysły i siła - wiara w siebie, połączona z determinacją. To także muzyka i poezja naszego istnienia. Trzeba tylko poznać dobrze nuty – no i mieć słuch.
Mieszkałem wówczas na 5-ciu hektarach terenu, szpitala Mt Wilga, w historycznej rezydencji słynnego Lorda, o nazwisku Sir Marcus Clarck, znanego biznesmena i polityka z początków XX wieku. Miał on też...bardzo duży wpływ na powstanie Australii - jako nowego niezależnego państwa. Australia do 1901 roku była kolonią brytyjską, w następnych latach stała się niezależnym państwem.
Sama rezydencja była przepiękna, w stylu „oxfordzkim”, zbudowana zgodnie z angielską tradycją z pełnej, czerwonej cegły, bloków, kolumn granitowych. Na terenie znajdował się duży antyczny basen, zaś w samym budynku: obszerny salon, biblioteka i centralne schody prowadzące na górę – do części wypoczynkowej i sypialnej - wszystko z drewna cedrowego. Cały dom otaczała elegancka, zadaszona weranda, a przed nią wprost bajecznie zaplanowany ogród, z alejami palmowymi, zieleńcami barw i egzotycznych kwiatów oraz kortem tenisowym. Było też boisko do gier w krokieta. Wszystko godne brytyjskiego dżentelmena, choć może nieco zaniedbane upływem i zębem czasu. Z niewielką odrobiną wyobraźni oraz fachową pomocą ogrodników, udało nam się powoli...
przywrócić dawną, całkowitą świetność rezydencji.
Brakowało tylko Lorda Clarcka...choć czasem ukazywał się on w mojej wyobraźni, na zdjęciach historii; nocami wypełnionych gwiazdami marzeń...
W czasie naszego tam pobytu, mieszkał z nami znany polski reżyser Jerzy Domaradzki, który bardzo mile i ciepło - wspomina te czasy - za każdym razem, kiedy się spotykamy.
Pamiętam te cudowne lata jak kolejną wiosnę swojego życia, czasy kiedy cała natura i
wszystko się budzi - dla mnie i ludzi. Wracając jednak w realia tamtej rzeczywistości, wiedziałem też dobrze, że pomimo, że udało mi się uzyskać wymagane licencje, ciągle jednak brakowało pieniędzy na dalszy rozwój szpitala. Moje możliwości finansowe były wtedy w sumie ograniczone. Wielu ludzi mówiło mi wprost, obawiając się, że po pierwszych moich sukcesach, przyjdzie wielka porażka. Ponoć - tak to zwykle bywa w interesach...
Ale ja nie przejmowałem się zbytnio... negatywnymi aluzjami przyjaciół i doradców wszelakich, którzy potrafili doradzać, ale tak naprawdę...nigdy nic w życiu nie osiągnęli, poza przeciętnością! Wiedziałem, że muszę iść do przodu a każdy sukces jest na wyciągnięcie ręki. Doszedłem do wniosku, że muszę znaleźć partnera finansowego.
Alex Norton był uroczym facetem niezmiernie dowcipnym, sympatycznym towarzysko,
ale nie bardzo nadawał się na kreatywnego wspólnika, takiego jakiego potrzebowałem.
Dr. John Brett oraz inni lekarze, prawnicy czy osoby, przyjaciele, których wtedy znałem -
byli biznesmenami ale niestety i najczęściej tylko w małej skali.
Ja, być może byłem wizjonerem, człowiekiem o konstruktywnym umyśle, który potrafił i uwielbiał tworzyć, budować... Niestety realia każdego przedsięwzięcia, w dzisiejszych czasach wymagają nie tylko mocy twórczych... ale przede wszystkim kapitału. Dużego kapitału. W związku z tym, w mojej świadomości ciągle drgało pytanie: Jak to zrobić?
Nie miałem na nie jeszcze wtedy odpowiedzi...ale byłem pewien – to kwestia czasu...
Sztuka życia...
Nauczony własnymi doświadczeniami, zawsze twierdziłem: Największą sztuką w życiu - jest zbudować coś - z niczego.
To pryncypialna zasada. Nie można jednak, moim zdaniem, osiągać sukcesów w interesach, jeżeli podstawowym i jedynym motywatorem działań są wyłącznie pieniądze.
Nie można też nic stworzyć sensownego zbudować, - jeżeli myśli się tylko jak wydawać pieniądze, które się w przyszłości zarobi.
Pieniądze powinny być narzędziem do robienia interesów. Tak, jak przykładowo - dla murarza narzędziem jest kielnia a dla szewca kopyto, szydło. Ale to są tylko narzędzia - nie sposób na życie no i za pomocą tych narzędzi – wielkiego interesu się nie zrobi...
Zdecydowałem, że muszę znaleźć partnerów w biznesie. Niestety moim problemem było to, że z natury jestem indywidualistą. Dodatkową moją wadą zawsze było i jest to... - że nie potrafię być numerem drugim. Nadaję się tylko na lidera.
Takie wówczas było moje przekonanie. Owszem - jako lider mogłem być członkiem drużyny, ale nie potrafiłem stać w kolejce po sukces; a tym bardziej być kołem zapasowym na drodze do....
Postanowiłem spróbować swych sił na giełdzie „papierów wartościowych”. Wiedziałem, tam ludzie muszą rozumieć działania rynku oraz narzędzia właściwe do inwestycji.
Jednocześnie zrozumiałem, że giełda przeżywa kolejny kryzys i to jest najlepszy czas na zdobywanie kapitału na nowe przedsięwzięcia. Wniosek był oczywisty; podjęcie takich działań całkiem logiczne.
Ryszard Opara
NEon24
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy