polish internet magazine in australia

Sponsors

NEWS: POLSKA: Trybunał Konstytucyjny poinformował w poniedziałek, że Julia Przyłębska nie jest już prezesem, lecz sędzią kierującą pracami Trybunału. W grudniu kończą się kadencje trzech z 15 sędziów zasiadających w TK: 9 grudnia – Julii Przyłębskiej, a 3 grudnia – Mariuszowi Muszyńskiemu i Piotrowi Pszczółkowskiemu. Julia Przyłębska jest sędzią Trybunału Konstytucyjnego od 2015 r. W grudniu 2016 r. została p.o. prezesa, a 21 grudnia 2016 r. – prezesem Trybunału. * * * AUSTRALIA: Nastolatki poniżej 16 roku życia wkrótce zostaną objęte zakazem korzystania z aplikacji społecznościowych, takich jak TikTok, Instagram, Reddit, Snapchat i Facebook. Pierwsze na świecie ustawy przeszły przez parlament australijski w piątek rano. Premier Anthony Albanese powiedział, że zakaz, który wejdzie w życie za rok, pomoże zachęcić młodych Australijczyków do pielęgnowania lepszych relacji z innymi. * * * SWIAT: We wtorek późnym wieczorem czasu koreańskiego prezydent Jun Suk Jeol ogłosił wprowadzenie stanu wojennego a następnego dnia odwołał to, po tym jak Zgromadzenie Narodowe sprzeciwiło się jego decyzji. Yoon Seok-yeol wyjaśnił wprowadzenie stanu wojennego, mówiąc, że od jego inauguracji w 2022 r. złożono 22 wnioski o impeachment przeciwko urzędnikom państwowym. * Nocą na Bałtyku przerwany został kabel telekomunikacyjny między Szwecją a Finlandią. W połowie listopada uszkodzeniu uległy kable telekomunikacyjne łączące Litwę ze Szwecją oraz Finlandię z Niemcami. Niemiecki minister obrony Boris Pistorius uznał przecięcie kabli za sabotaż.
POLONIA INFO: Spotkanie poetycko-muzyczne z Ludwiką Amber: Kołysanka dla Jezusa - Sala JP2 w Marayong, 1.12, godz. 12:30

sobota, 21 września 2019

O stosunkach polsko-estońskich - rozmowa z prof. Raimo Pullatem

Prof. Raimo Pullat. Fot. L. Wątróbski
Kiedy odwiedza nas gość z Polski, wtedy wywieszamy dwie flagi: polską i estońską. Mówi się nawet, że w naszym mieszkaniu na wyspie Hiiumaa znajduje się nieoficjalny konsulat polski. Nieoficjalny, bo nikt z nas nie jest przecież dyplomatą. O stosunkach polsko-estońskich  z prof. Raimo Pullatem, wielkim przyjacielem Polski rozmawia Leszek Wątróbski.

 
-Znamy się już bardzo długo. Pańskie kontakty z Polską i Polakami sięgają także odległych lat...

-Wszystko zaczęło się w roku 1961, kiedy z grupą młodzieży estońskiej pojechałem do Czechosłowacji na studencki obóz sportowy, na którym było dużo młodych ludzi z Ukrainy, Francji i Polski. Tam właśnie poznałem moją przyszłą żonę Wiesławę, w której się zakochałem od pierwszego wejrzenia. Moje kontakty z Polską i Polakami zaczęły się więc w Czechosłowacji.

-Wasz ślub odbył się dopiero kilka lat później. Dlaczego?

-Nasz ślub odbył się dopiero pięć lat później w Tallinnie. Mieliśmy sporo różnych problemów z nim związanych. Początkowo nie dano mi zgody na wcześniejsze odwiedziny nażeczonej. Były wreszcie kłopoty z legalizacją jej lekarskiego dyplomu. Potrzebna była na to zgoda samej Moskwy. Dopiero po jej uzyskaniu mogła podjąć pracę zawodową w Estonii.


Profesor z żoną Wiesławą
-Co było dalej?

-Nasze pierwsze mieszkanie było bardzo skromne. Tak zaczynało wówczas wielu młodych ludzi. Czas szybko mijał. Byłem absolwentem historii na uniwersytecie w Tartu. Zajmowałem się wówczas historią miast: urbanistyką i demografią historyczną. Spotkałem się tam również, w bibliotece uniwersyteckiej, z wieloma pamiętniki polskich dorpatczyków.

Wiemy, że w czasie rozbiorów zamknięte były przez cara wszystkie uniwersytety w Polsce. Wasi studenci szukali więc nowych miejsc, aby kontynuować naukę. Wielu z nich (ponad 2 tys.) trafiło w XIX wieku do Tartu, ówczesnego Dorpatu, położonego w południowo-wschodniej Estonii. Możliwość kontynuacji nauki na uniwersytecie dorpackim skończyła się w roku 1917, w czasie wybuchu Rewolucji Październikowej.                                                     
 
Wykłady prowadzone tam były po niemiecku, a niektóre po łacinie. Wśród polskich absolwentów byli m.in. sławni badacze Syberii: Benedykt Dybowski i Aleksander Czekanowski, światowej sławy etnograf Bronisław Malinowski, odkrywca Zakopanego dr Tytus Chałubiński, badacz języków słowiańskich Ignacy Baudouin de Curtenay, powieściopisarz Józef Weyssenhoff, czy wreszcie historyk, socjolog, polityk i działacz  niepodległościowy Bronisław Limanowski.

-W okresie międzywojennym można było studiować w Tartu polonistykę...              

-Zajęcia z tego kierunku prowadzone były wówczas na bardzo wysokim poziomie. Pomysł etatowego lektora języka polskiego w Tartu powstał w trakcie przygotowań do wizyt O. Strandmanna i I. Mościckiego. W grudniu 1930 roku poseł Polski w Estonii pan Konrad Libicki zwrócił się do rektora Uniwersytetu w Tartu z pismem, w którym zapytywał o możliwości zorganizowania tam lektoratu języka polskiego. Wykładowcą został dr Jerzy Kapliński.

Lektorat języka polskiego stworzono na koszt państwa polskiego. Rozpoczęcie prac lektoratu nastąpiło jesienią 1933 roku i zbiegło się z powołaniem do życia Akadeemiline Eesti-Poola Ühing (Akademickiego Koła Estońsko-Polskiego). W okresie międzywojennym działało tam aż 37 zrzeszeń akademickich, z tej niemałej liczby największą żywotność wykazywały trzy organizacje: Estońsko-Angielskie, Estońsko-Włoskie oraz Estońsko-Polskie. Dr Jerzy Kapliński błyskawicznie nauczył się języka estońskiego. Posługiwał się nim swobodnie, tak w mowie, jak i piśmie. Po zajęciu Estonii przez ZSRR, w roku 1940, pracował jako nauczyciel języka rosyjskiego w tamtejszych szkołach. W czerwcu 1941 roku został aresztowany. Według akt NKWD, Kapliński trafił za kratki za ewentualną możliwość rozsiewania wrogiej propagandy. Ślad po nim zaginał w łagrach rejonu Kirowskiego.

-Od wielu już lat walczy Pan Profesor o podpisanie umowy pomiędzy akademiami nauk Polski i Estonii, aby wydać w Polsce kilka tomów o losach Dorpatczyków i ich kontaktami w Estonii. Nie jest to obecnie sprawa łatwa, bo nie ma dziś w Tartu polonistyki, jest tylko lektorat z języka polskiego...

-Podpisaliśmy w Tartu, kilka lat temu, umowę o wymianie archiwaliów. Polska strona kupiła od nas kopie wszystkich dzieł Dorpatczyków znajdujące się na tutejszym uniwersytecie. Myślę, że są one teraz w Archiwum Akt Dawnych w Warszawie. Można więc teraz śmiało wydać w Polsce nową serię książek poświęconą dorpackim absolwentom.

-Jak wyglądała Pańska kariera naukowa?

-Zaczynałem ją jako redaktor wiadomości w estońskiej telewizji. Następnie, przez kilka lat, byłem redaktorem telewizyjnych programów dla Finlandii. W tym samym czasie w estońskim radiu pracował nasz Lennart Georg Meri - pierwszy po odzyskaniu niepodległości (1992–2001) prezydent Estonii. Kolejnym krokiem mojej zawodowej kariery była aspirantura w Estońskiej Akademii Nauk, a po jej obronie praca na stanowisku starszego wykładowcy. Zostałem następnie kierownikiem oddziału i dyrektorem Instytutu Historii. Odnowiłem też, razem z polskimi PKZ-ami, duży średniowieczny kompleks dla Instytutu Historii na starówce        W tym czasie napisałem swoją pierwszą książkę z zakresu demografii historycznej od końca XVIII wieku do 1940 roku - o ludności miast Estonii. Była to moja praca doktorska. Następnie dwukrotnie habilitowałem się w Estonii oraz na Uni Oulu w Finlandii na temat: Ludność miast Estonii w XVIII wieku. Moja praca dostała ocenę outstanding .


Kolejne 10 lat przepracowałem na stanowisku profesora na uniwersytecie w Tartu i jednocześnie w Instytucie Historii w Tallinie. Miałem zawsze dużo dobrych kontaktów z polskimi kolegami. Bardzo blisko byłem m.in. z: prof. Henrykiem Samsonowiczem, rektorem Uniwersytetu  Warszawskiego (1980–1982) oraz ministrem edukacji narodowej (1989–1991); z prof. Marią Bogucką, zajmującą się  dziejami społeczeństwa, jego kulturą i mentalnością; prof. Edmundem Cieślakiem, specjalizującym się w historii strefy bałtyckiej oraz historii XVII i XVIII wieku, autorem 5 tomowej historii Gdańska; prof. Jerzym Topolskim, specjalizującym się w zakresie historii społeczno-gospodarczej oraz metodologii historii, twórcą poznańskiego ośrodka metodologicznego; prof. Andrzejem Wyczańskim, historykiem filozofii, profesorem Instytutu Historii PAN i Uniwersytetu w Białymstoku.

-Państwa syn urodził się w Polsce...

-Zna dobrze język ojczysty matki. Jest doktorem prawa. Ma sporo publikacji w Polsce. Wspólnie z nim wydaliśmy książkę pt. „Morze wódki. Przemyt spirytusu na Bałtyku w okresie międzywojennym”. Jej estońska wersja ukazała się w roku 2010 jako praca interdyscyplinarna, oparta na materiałach archiwalnych krajów nadbałtyckich. Była to praca z pogranicza historii, etymologii i kryminologii. Nasza praca uznana została za bestseller w Estonii i Finlandii. Książka ukazała się także po polsku, fińsku i łotewsku.

Polskojęzyczne omówienie nielegalnego przemytu spirytusu w latach międzywojennych wypełnia lukę w historii kontrabandy alkoholu z Estonii, Rosji i państw Europy Środkowej za pośrednictwem portów w Gdańsku, Kłajpedzie oraz wielu innych portów bałtyckich. W tym przestępczym procederze uczestniczyły wszystkie warstwy społeczne. Szerzyła się korupcja. Handel nielegalnym alkoholem „napędzały” wysokie akcyzy i liczne ograniczenia wprowadzone przez państwa położone nad Bałtykiem.

Warto też pamiętać, że spożycie alkoholu w państwach bałtyckich było zawsze duże. A w okresie międzywojennym krążące po Bałtyku statki czy łodzie były wypełnione tą kontrabandą po brzegi. Może właśnie dlatego w czasie obowiązywania prohibicji Bałtyk można było śmiało nazwać „morzem wódki” – tak jak obecnie nazywany jest „morzem narkotyków”.

Nikt nie jest dziś w stanie dokładnie oszacować ilości „wody ognistej” przewożonej wówczas przez nasze morze, ponieważ – z różnych zresztą przyczyn, duża jej część znalazła się na dnie morskim.
W przypadku badań historycznych zdarza się często, że po jakimś czasie, powracamy do tematu rozpatrywanego w przeszłości, by opracować go ponownie, bardziej szczegółowo. Tak było właśnie z naszą pracą nt. przemytu alkoholu na Bałtyku.

Nasza książka jest pracą badawczą, opartą w dużym stopniu na licznych, nowych dotychczas niewykorzystanych źródłach. Ten historyczno-kryminologiczny temat stał się aktualny również dlatego, że jest bezpośrednio związany ze zorganizowaną przestępczością, która jak powszechnie wiadomo, jest dziś jednym z najbardziej złożonych problemów globalnych.

Historyczne korzenie handlu odurzającymi i związana z nimi zorganizowaną przestępczością w regionie Morza Bałtyckiego rozpatrywał też wcześnie mój syn Risto, współautor książki, w artykule „Aspekty zorganizowanej przestępczości w Estonii” ( PAU ) oraz swoich licznych pracach. Korzystaliśmy ponadto z wielu innych opracowań i publikacji. Szczególnie interesujące dla nas były kolorowe pisemne wspomnienia byłych przemytników spirytusu.

Zdecydowana większość materiałów archiwalnych dotycząca tematu zgromadzona została w fińskim Archiwum Narodowym oraz Głównego Urzędu Celnego, a także w archiwach estońskich, polskich oraz niemieckich.


-W Polsce wydał Pan też kilka innych ciekawych książek...

-...m.in. w roku 2015 pt. Wrota do przyszłości. Rola Politechniki Gdańskiej w kształtowaniu estońskiej inteligencji technicznej w latach 1904–1939, Wydawnictwo Politechniki Gdańskiej, 2015. Książka ukazuje rolę Politechniki Gdańskiej w kształtowaniu estońskiej inteligencji technicznej w latach 1904-1939. Przybliża też znaczenie gdańskiej uczelni technicznej i sylwetki wielu jej wybitnych studentów pochodzących z Estonii.                      

Estonia po raz pierwszy uzyskała niepodległość w 1918 roku. Wcześniej inżynierowie działający w Estonii najczęściej edukowali się w Petersburgu lub Rydze. Wraz z wywalczeniem niezależności, petersburskie uczelnie właściwie zostały zamknięte dla studentów z małego nadbałtyckiego kraju. Początkowo w kraju nie funkcjonowała żadna wyższa uczelnia techniczna. W 2018 roku swoje stulecie będzie obchodziła Politechnika Tallińska (Talliński Uniwersytet Techniczny), ale proces rozwoju placówki od szkoły technicznej, przez instytut techniczny do politechniki trwał dwie dekady – do 1938 roku. Zanim uczelnia ta osiągnęła odpowiedni poziom, a następnie prestiż, studenci kierowali się za granicę: do Rygi, Gdańska, Warszawy, Brna, Pragi i uczelni niemieckich.                                             

Moim zdaniem Politechnika Gdańska odgrywała największą rolę w okresie międzywojennym, kiedy estońscy studenci utracili możliwość kształcenia na uczelniach rosyjskich. Progi gdańskiej uczelni przekroczyło wówczas około stu studentów z Estonii. Studiowali oni m.in. budownictwo, architekturę, budowę maszyn. Estońscy studenci wybierali Politechnikę Gdańską ze względu na stosunkowo bliskie położenie wobec kraju macierzystego oraz studia w języku niemieckim, którym wielu z nich dobrze się posługiwało. W Wolnym Mieście Gdańsk zdecydowaną większość mieszkańców stanowili Niemcy; Polacy stanowili około kilkunastoprocentową mniejszość. Również uczelnia była przede wszystkim niemiecka, ale studiowali na niej także polscy studenci. Specyficzny status polityczny Wolnego Miasta Gdańska – autonomiczne miasto-państwo pod egidą Ligi Narodów –  determinował również stosunki na Politechnice Gdańskiej, położenie polskich studentów oraz generował z czasem rosnące napięcie.       

Wszystko to miało także wpływ na studentów estońskich. Wielu z estońskich studentów, za sprawą Niemców bałtyckich, znało kulturę niemiecką, co więcej wielu z nich miało niemieckich przodków. Pomimo tych związków, Estończycy w Gdańsku mieli bardzo dobre relacje ze studentami polskimi, a pod koniec lat 30. wspierał ich konsul honorowy Republiki Estońskiej Witold Kukowski. Obie grupy studentów utrzymywały relacje także na płaszczyźnie między korporacyjnej (warto wspomnieć, że ta tradycja przybyła do Polski właśnie z Estonii). Stopniowe zaognienie relacji między Niemcami i Polakami oraz wzrost nastrojów nazistowskich w Gdańsku i na Politechnice Gdańskiej stanowiło dla estońskich studentów kolejny – obok chociażby kłopotów finansowych – problem, który z czasem przekładał się na zmniejszającą się wśród nich atrakcyjność uczelni. Wraz z wybuchem II wojny światowej Estończycy zaprzestali podejmowania studiów w Gdańsku. W tym miejscu należy wspomnieć, że obecnie na Politechnice Gdańskiej nie studiuje żaden Estończyk – ani w trybie regularnym, ani w ramach wymiany międzynarodowej. 
                                                     
Wykształceni w Gdańsku studenci najczęściej wracali do kraju, by budować nowe gmachy i obiekty infrastruktury drogowej, energetycznej i kolejowej, budować fabryki i konstruować maszyny. Niektórzy zasłynęli również na świecie. Raimo Pullat w swojej monografii przybliża sylwetki wielu absolwentów gdańskiej uczelni. Aby ukazać znaczenie Politechniki Gdańskiej dla estońskiej inteligencji technicznej okresu międzywojennego wystarczy wspomnieć o kilku inżynierach. Architekt Alar Kotla był autorem projektu bliskiego wszystkim Estończykom – amfiteatru, w którym odbywa się Święto Pieśni i gdzie miała miejsce Śpiewająca rewolucja; głównego gmachu Uniwersytetu Tallińskiego oraz wielu obiektów administracji publicznej i szkół. Oskar Martin był jednym z założycieli wydziału budownictwa na Politechnice Tallińskiej. Bernhard Kaasik zaprojektował urządzenie do zmiękczania wody, które zakupiła polska firma AESOLO (kierowana przez innego Estończyka – Jaana Tammsaara), i które wzbudziło duże zainteresowanie na świecie, jednak wybuch wojny pokrzyżował plany ekspansji.

-W Polsce, w Lublinie, dostał Pan doktorat honorowy Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego...

-Otrzymałem go w roku 2005 na wniosek Rady Wydziału Nauk Humanistycznych w uznaniu działalności naukowej i badawczej, obejmującej szeroko pojętą problematykę stosunków międzynarodowych, ze szczególnym uwzględnieniem relacji polsko-estońskich. Tego samego roku zostałem też przyjęty w Watykanie przez papieża Jana Pawła II. Wręczyłem mu, po pół godzinnej rozmowie, swoja książkę od Wersalu do Westerplatte. Od papieża dostałem natomiast różaniec.

-Pracował Pan w wielu archiwach Europy...

-Byłem m.in. w archiwach: Estonii , Polski , Finlandii , Londynie i krótko w Nowym Yorku. Na tej podstawie napisałem książkę pt. Od Wersalu do Westerplatte. Stosunki estońsko-polskie w okresie międzywojennym. W mojej książce jest wszystko - i polityka zagraniczna, i handel zagraniczny, i stosunki kulturalne czy wojskowe. Dzisiejsze stosunki polsko-estońskie są równie dobre jak przed II wojną światową.

I wreszcie ostatnia moja książka, która ukazała się po polsku, w roku 2018  to: Świat rzeczy mieszkańca Tallinna w dobie Oświecenia. Napisałem ją korzystając ze źródeł pochodzących z Archiwum Miejskiego w Tallinnie, zajmująco opisujących kulturę materialną, czyli świat rzeczy otaczających mieszkańców Tallina w dobie Oświecenia. W XVIII stuleciu, po wojnie północnej i epidemii dżumy, liczba mieszkańców Tallina ponownie zaczęła rosnąć, poszerzały się granice miasta, budowano nowe fortyfikacje i rozwijała się sieć ulic. Poprawiała się kondycja zdrowotna ludności. Jednocześnie utrzymywał się agrarny charakter miasta. Duże zmiany zachodziły w życiu codziennym ówczesnych tallińczyków, na rynek trafiały nowe rodzaje mebli i niespotykane dotychczas przedmioty użytkowe, sięgano po nieznane produkty żywnościowe, zmieniały się preferencje czytelników i moda w zakresie ubiorów. Wzrósł popyt na towary luksusowe, powszechnie sięgano po używki, takiej jak kawa, herbata i czekolada czy alkohol i tytoń. Oprócz opisów codzienności ówczesnych mieszkańców Tallina czytelnik znajdzie także liczne odniesienia Autora do życia nie tylko w sąsiednich miastach, ale i w metropoliach w Europie Wschodniej, Północnej i Środkowej, w tym w Polsce.

-Odkrył Pan także wiele nieznanych nikomu faktów z najnowszej historii...               

-Jednym z nich była postać pana Norberta Żaby (1907-1994)polskiego dyplomaty i działacza emigracyjnego, współpracownika paryskiej „Kultury”, który był synem Polaka i Estonki pochodzenia szwedzkiego, absolwenta Wyższej Szkole Handlowej w Wiedniu. Norbert Żaba przyjechał na stałe do Polski w roku 1929. Pracował m.in. jako korespondent estońskiej gazety „Vaba Maa”. Był też współpracownikiem „Myśli Mocarstwowej”. Od roku 1935 pracował w służbie dyplomatycznej. Pełnił funkcję attaché prasowego Poselstwa RP w Helsinkach (1935-1938), był korespondentem PAT w Berlinie (1938-1939), attaché prasowym Poselstwa RP w Kopenhadze (1939-1940, ponownie attaché prasowym Poselstwa RP w Helsinkach (1940-1941), attaché prasowym Poselstwa RP w Sztokholmie (1941-1945). Po II wojnie światowej zamieszkał na stałe w Szwecji. Pełnił tam m.in. funkcję prezesa Zjednoczenia Polskiego. Był przedstawicielem Instytutu Literackiego na Skandynawię, założycielem Towarzystwa Przyjaciół „Kultury” w Sztokholmie. Angażował się w propagowanie polskiej kultury w Skandynawii. W 1980 otrzymał Nagrodę „Kultury” z okazji 400 numeru pisma – tzw. Nagrodę Przyjaźni i Współpracy. Pochowany na Cmentarzu Katolickim w Sztokholmie. W roku 1995 Zygmunt Barczyk opublikował w Uppsali jego wspomnienia Życie na złączach. Ze wspomnień Norberta Żaby.

Kolejna ciekawa sprawa związana jest z Armią Czerwoną, która walczyła z Finami w czasie wojny radziecko-fińskiej w latach 1939-1940. W wojnie trwającej 104 dni uczestniczyło wielu Polaków ze wschodniej Polski. Szukałem informacji na ich temat w kilku archiwach. Nic nie znalazłem, poza faktem, że Polacy służyli w Armii Czerwonej.                   

O nich to rozmawiałem z Norbertem Żabą w Sztokholmie na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Opowiadał mi o ich losach po dostaniu się do fińskiej niewoli, skąd wyjechali do Danii.


Pomnik poległych w Kärdla
I wreszcie nieznana sprawa w Polsce - obóz sportowy wojskowy w Ruukki, Finlandia.  Jest położony ok. 40 km na południowy zachód od Oulu, 500 km na północny zachód od Helsinek. Tam w okresie II wojny światowej znajdował się obóz, do którego trafiło kilkudziesięciu polskich żołnierzy zmuszonych do ewakuacji z krajów bałtyckich, po zajęciu tych państw przez Związek Radziecki w 1940 r. Polacy przebywali w Ruukki przez rok i w tym czasie cieszyli się dość dużą swobodą oraz życzliwym nastawieniem władz fińskich i miejscowej ludności. W organizacji i utrzymaniu obozu pomagało Poselstwo RP w Helsinkach na czele z posłem Henrykiem Sokolnickim  Po zmianie sytuacji politycznej w 1941 r. Polacy zmuszeni zostali do opuszczenia Finlandii. Większość z nich udała się do neutralnej Szwecji. Losy polskich żołnierzy w Finlandii opisane w książce autorstwa jednego z nich, Andrzeja Bogusławskiego, zatytułowanej Pod Gwiazdą Polarną. Pobyt polskich oficerów w miasteczku upamiętnia tablica przygotowana przez Urząd ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych oraz Ambasadę RP, uroczyście odsłonięta w dniu 30 września 2015 r. przez Szefa Urzędu Jana Stanisława Ciechanowskiego. Napis na tablicy głosi: Pamięci ponad czterdziestu oficerów Wojska Polskiego, którzy przybyli do Ruukki w 1940 r. Po ewakuacji z krajów bałtyckich usiłowali dotrzeć na front walk pod Narwikiem w Norwegii. Wobec fiaska swych zamiarów zostali tu przez blisko rok, gościnnie i życzliwie przyjęci przez mieszkańców. W 75. rocznicę z podziękowaniem za okazaną Polakom gościnę i dla upamiętnienia tego chwalebnego wydarzenia z historii stosunków polsko-fińskich – Rzeczpospolita Polska, Ruukki, wrzesień 2015 r.

Dowiedziałem się także od naszego estońskiego dyplomaty, którego spotkałem w Londynie, że w organizowanej w ZSRR polskiej armii gen. Władysława Andersa, wśród tamtejszych lotników, było pięciu Estończyków. Oni jeszcze przed wybuchem wojny nauczyli się latać w Polsce. Dwóch z nich zostało pochowanych na cmentarzach wojskowych pod Londynem razem z polskimi lotnikami.

Z mojej wreszcie inicjatywy, z udziałem jego syna i córki, odsłonięto w Rakvere tablicę pamiątkową poświęconą Stanisławowi Herbst (1907-1973) - polskiemu historykowi, badaczowi dziejów nowożytnych, varsavianiście, profesorowi Uniwersytetu Warszawskiego oraz Wojskowej Akademii Politycznej oraz prezesowi Polskiego Towarzystwa Historycznego.

-Pańską książką życia jest pozycja, która ukazał się w roku 2018....

-... pt. 100 lat Estonii. Pomogłem w przywiezieniu po latach archiwum Tallinna, kosztujące miliony euro, z Niemiec, wywiezione od nas w roku 1944. To były najbogatsze zbiory muzealne Europy Północnej. Ostatecznie nasze archiwum znalazło się w federalnym archiwum w Koblencji. Zwrócono nam wszystkie dokumenty dotyczące Estonii. Nie miałem żadnej pomocy ze strony estońskiej. Wszystko robiłem sam. Kilka miesięcy temu rozmawiałem z premierem Estonii. Na jego pytanie o jakąkolwiek pomoc rządowej strony estońskiej - państwa czy miasta Tallinna, musiałem odpowiedzieć negatywnie. Powiedziałem mu, że jest pierwszą osobą, która się tym zainteresowała. Za sprowadzenie naszych archiwaliów otrzymałem natomiast nagrodę honorowego obywatela Tallinna.

-Tegorocznym Pana sukcesem jest nagroda im. ppłk. Jana Kowalewskiego przyznawana przez dyrektora Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku dr Karola Nawrockiego oraz Rektora Politechniki Gdańskiej prof. dr hab. inż. Jacek Namieśnik...

-Nagroda ma charakter cykliczny, międzynarodowy i interdyscyplinarny. Jest przyznawana w drodze konkursu czterem osobom, reprezentującym różne dziedziny wiedzy i zawody, które wykorzystując potęgę własnego umysłu oraz zdobytą wiedzę i umiejętności, działają dla dobra ogółu w myśl hasła „Rozum przed siłą”.                                                            

 Kandydatów zgłaszać mogą: uczelnie wyższe, instytuty naukowe, instytucje kultury oraz członkowie Kapituły Konkursowej. Moją osobę do nagrody zgłosiła Ambasada RP w Tallinie, za co jestem jej ogromnie wdzięczny.

-Skąd u Pana taka dobra znajomość j. polskiego?


Dom państwa Pullatów na wyspie Hiiumaa
-Nie sądzę, że mój polski jest aż tak dobry. Mam na szczęście kochaną żonę, które nie jest językoznawcą, ale lekarzem. Ona była moją nauczycielką i moją znajomość języka polskiego zawdzięczam właśnie jej. Pół wieku temu sam zgłębiłem trochę waszą gramatykę. Wiesia jest działaczem w przyjaźni polsko-estońskiej. Kiedy odwiedza nas gość z Polski, tu na wyspie, wtedy wywieszamy 2 flagi polską i estońską. Mówi się nawet, że w naszym mieszkaniu na wyspie Hiiumaa znajduje się nieoficjalny konsulat polski. Nieoficjalny, bo nikt z nas nie jest przecież dyplomatą. Urodziłem się w roku 1935. Moja matka pochodzi z wyspy Hiiumaa, drugiej pod względem wielkości wysp estońskich położonych na morzu Bałtyckim. Powierzchnia 989 km2; ludność 11 tysięcy, 96% to Estończycy. Administracyjnie wyspa dzieli się na miasto Kardla, 2 gminy ze stolicą w miastach Kõrgessaare i Käina oraz dwie gminy wiejskie Emmaste i Puhalepa. Na Hiumie znajduje się około 180 osad. Rozciągłość równoleżnikowa wyspy wynosi 60 kilometrów, południkowa: 40. Długość linii brzegowej to 325 kilometrów. Lasy pokrywają 66% wyspy, obszary rolne około 11%, bagna i mokradła 3%. Najwyższy punkt (Tornimägi ) wyspy znajduje się na półwyspie Kõpu i mierzy 68,5 m n.p.m.   
                                                                                                                           


Hiiumaa .Jedna z kilku latarnii morskich na wyspie

Moi rodzice spotkali się w Tallinnie. Ojciec był marynarzem. 9 marca 1944 roku, w czasie silnych bombardowań naszej stolicy rodzice stracili wszystko, co mieli. Żyliśmy więc bardzo skromnie. Na wyspie mieszkała moja babcia. Na Hiiumaa mamy dużo rodziny i kuzynów.
                                                             
Za swoją pracowitość bardzo wysoko cenione są tutejsze wyspiarskie kobiety. Każdy Estończyk chce mieć żonę z wysp. Ludzie zajmują są tu tradycyjnie hodowlą owiec i rybołówstwem. Od lat tutejsi mieszkańcy walczą z plagą wilków. Państwo im w tym pomaga. Nie ma natomiast zbyt wielu ofert pracy. Bezrobocie jest tu większe niż np. w stolicy. Tu natomiast ludzie się nie spieszą, na wszystko mają czas. Ocalało natomiast kilka przetwórni wełny, których było tu wcześniej zdecydowanie więcej. Do jednej z tutejszych fabryk wełny, które nadal tu funkcjonują, sprowadzono całą aparaturę do tkania z Białegostoku.  
                                      

Kościół ewangelicki w Kärdla, stolicy wyspy
Tu, na wyspie, ludzie się nie spieszą. Dlatego Hiiumaa nazywana jest śpiącą wyspą. Tu wszyscy mówią sobie per ty, nawet w szkole dzieci razem z nauczycielem. W sobotę wszyscy idą do sauny. I nikt wtedy nie zajmuje się innymi sprawami. To jest święte prawo tutejszych mieszkańców. Ludzie zmieniają wtedy bieliznę osobistą i pościel. 
                             

Nasza wyspiarska kuchnia to ryby w każdej postaci, także i grzyby: solone, marynowane, suszone. I wreszcie soki - z porzeczek czy czarnych jagód. Zbierając leśne owoce ludzie je następnie sprzedają i w ten sposób dorabiają finansowo.                                         

Moja żona Wiesława leczyła tu mieszkańców przez 10 lat. Tu miała gabinet okulistyczny. Potem przyszedł kapitalizm i pojawiła się spora konkurencja. Doinwestowanie gabinetu nowym sprzętem było dla nas zbyt drogie.

-Bardzo dziękuję za rozmowę i czas, który wspólnie spędziliśmy na Hiiumaa.

 rozmawiał Leszek Wątróbski
zdjęcia autora

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy