Fot. |
Jak widzi ten problem publicysta Janusz Niedźwiecki, prezes Stowarzyszenia Rada na rzecz Demokracji i Praw Człowieka?
– Donald Trump powiedział głośno to, o czym de facto mówi się od dawna. To znaczy, że tak zwany sojusz polsko-amerykański jest jednostronny i polega na tym, że Polacy bardzo dużo inwestują w to, a Amerykanie odcinają od tych relacji kupony. Nigdzie na świecie wojska amerykańskie nie stacjonują na takich warunkach, na jakich mają stacjonować w Polsce, o co starają się polskie władze. Za wyjątkiem tych krajów, które zostały przez Amerykę podbite.
To znaczy, że koszty stacjonowania wojsk amerykańskich ponoszą, na przykład, Niemcy, ale to tylko i wyłącznie z tego powodu, że obecność amerykańska w Niemczech wynika z przegranej przez ten kraj II wojny światowej. Natomiast wszędzie tam, gdzie były budowane relacje sojusznicze, na ogół polegało to na tym, że państwo sojusznicze dla Stanów Zjednoczonych wydzielało jakieś miejsce pod instalacje wojskowe i dzierżawiło to za jakąś symboliczną kwotę, bądź wręcz za darmo oddawało Stanom Zjednoczonym. Stany Zjednoczone pokrywały koszty związane z budową instalacji wojskowej i, co więcej, na ogół taka budowa zakładała również, że po wycofaniu się wojsk amerykańskich instalacja przechodziła na własność państwa, w którym te wojska stacjonowały. I taki układ można nazwać mniej lub bardziej partnerskim, zwłaszcza, że o czym należy pamiętać i co zabrzmiało bardzo wyraźnie z tej wypowiedzi Donalda Trumpa, wypowiedzi lakonicznej, ale dosadnie pokazującej, o co chodzi.
To znaczy, amerykańska baza w Polsce jest czymś bardzo miłym dla Stanów Zjednoczonych, a to znaczy, że jest potrzebna dla realizacji interesów Stanów Zjednoczonych, a nie dla interesów Polski. Czyli nie dość, że budujemy coś w 100 procentach za swoje pieniądze, bo tak naprawdę w 100 procentach polskimi pieniędzmi opłacamy realizację strategicznych celów Stanów Zjednoczonych w tej części świata. A mianowicie, zwiększanie obecności amerykańskich wojsk przy granicach Rosji. Pomagamy Stanom Zjednoczonym prowadzić swoją geopolityczną grę i zwiększać nacisk na Rosję.
88 senatorów na 100 członków amerykańskiego senatu podpisało się pod listem do szefa dyplomacji USA, domagając sią nacisku na Polskę, aby zaspokoić żądania finansowe środowisk żydowskich. Autorzy piszą o obietnicy, której „Polska jeszcze nie spełniła”. Senatorzy sugerują, by powiązać inne kwestie w relacjach polsko-amerykańskich właśnie ze sprawą żydowskich roszczeń. „Problem nie został rozwiązany i nie zniknie”, – stwierdzili amerykańscy senatorowie w swoim liście. Jakie, według Pana, mogą być tego konsekwencje dla Polski jako sojusznika nr 1 USA?
– Konsekwencje mogą być bardzo, bardzo poważne, ponieważ, po pierwsze, ten list pokazał bardzo dobitnie, że większość amerykańskiego establishmentu, zarówno demokratów, jak i republikanów, popiera wywieranie presji przez Stany Zjednoczone w kwestii roszczeń żydowskich, czyli restytucji tak zwanego mienia żydowskiego zarówno tego, które ma żyjących spadkobierców, jak i również mienia bezspadkowego. Ten list zadaje przede wszystkim kłam tej narracji, którą mieliśmy uprawianą ze strony polskich oficjeli rządowych, sugerujących, że ten temat jest sztucznie wykreowany przez media. Pani ambasador Mosbacher także zapewniała, że tak zwana ustawa 447 do niczego nie zobowiązuje i nie jest żadną kwestią, a tymczasem okazuje się, że 88 ze 100 senatorów podpisało bardzo ostry w swej wymowie list, żądający pilnego działania ze strony sekretarza stanu i wywarcia presji na Polskę, i to zarówno jeżeli chodzi o mienie spadkowe, jak i bezspadkowe. W tym wszystkim najsmutniejsze jest to, że gdybyśmy naprawdę mieli suwerenną władzę i prowadzili suwerenną politykę zagraniczną, powinniśmy wystosować podobny list do senatu Stanów Zjednoczonych, w którym byśmy napisali, że 16 lipca 1960 roku rząd Polski podpisał z rządem USA układ w sprawie roszczeń majątkowych obywateli USA od Polski i że za pozostawiony w Polsce majątek USA już niczego nie powinny się domagać. Zgodnie z art. 1 tego porozumienia rząd Polski zobowiązał się zapłacić dla rządu USA 40 milionów ówczesnych dolarów amerykańskich. Zostało to uregulowane do 10 stycznia 1961 roku. Ta kwestia de facto w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi jest całkowicie zamknięta i to, co robi teraz amerykański senat, to jest de facto łamaniem tamtej umowy, czego nie robi się generalnie w relacjach międzynarodowych.
Układów należy dotrzymywać, tymczasem Stany Zjednoczone w ordynarny sposób łamią zawartą wówczas umowę, za którą Polska zapłaciła, ponieważ popierają bezpodstawne roszczenia wobec Polski, których domaga się lobby żydowskie. Wynika z tego bardzo prosty wniosek, że lobby żydowskie jest dużo bardziej silne w Stanach, niż lobby polskie. I dla amerykańskich senatorów dużo ważniejsze są dobre relacje ze społecznością żydowską, niż utrzymywanie nawet takiego sojuszu, który Polska jest skłonna opłacić miliardami złotych.
Ale załóżmy, że obie strony trzymają się swoich założeń. Więc, mowa może być o jakichś konsekwencjach, o których wspomnieliśmy na wstępie. Więc, jak Pan te konsekwencje widzi?
– Konsekwencje będą wielorakie, to znaczy, że najpierw wystąpią różnego rodzaju konsekwencje polityczne. Czyli będzie rosła presja polityczna i utrudnianie realizacji celów polityki zagranicznej dla Polski. A w szczególności, jeśli Polska nie uporządkuje tego typu presji, mogą nastąpić również różnego rodzaju sankcje ekonomiczne. Ja bym nie bagatelizował w żadnym wypadku tej sprawy. Przede wszystkim, bardzo niepokojący jest fakt, że list ten podpisało aż 88 ze 100 senatorów. To pokazuje, że po prostu druzgocąca większość w senacie jest przeciwko Polsce. I teraz mamienie nas jakimś sojuszem strategicznym ze Stanami Zjednoczonymi w takiej sytuacji jest co najmniej niepokojące – stwierdził w rozmowie ze Sputnikiem Janusz Niedźwiecki.
Stawiamy tu wielokropek i czekamy na dalszy rozwój sytuacji.
Sputnik Polska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy