Nowo odsłonięty pomnik gen. Zbigniewa Ścibor-Rylskego w Warszawie. Fot. J. Engelgard |
Pomnik w formie realistycznej stanął na wysokim postumencie w centralnym miejscu Parku. Odsłonięcia dokonała rodzina Generała oraz władze Warszawy (Prezydent Rafał Trzaskowski i Ewa Malinowska-Grupińska, przewodniczą Rady Miasta), a także Małgorzata Kidawa-Błońska (wicemarszałek Sejmu) oraz przedstawiciele kombatantów AK. Jest to – jak podkreślono – pierwszy pomnik powstańca warszawskiego w stolicy.
Wicemarszałek Sejmu Małgorzata Kidawa-Błońska przypomniała, że gen. Ścibor-Rylski był obecny na każdych uroczystościach związanych z Powstaniem Warszawskich. „To pierwsze, na których go nie ma (zmarł 3 sierpnia 2018 r.), ale to odsłonięcie powoduje, że czujemy jego obecność. Był osobą niezwykłą, piękną duchem i wyglądem. (…) Generał miał kilka ważnych dewiz – honor, uczciwość, patriotyzm, solidarność, to były dla niego słowa najważniejsze. Martwił się o każdego powstańca. Całe życie poświęcał mówieniu, co jest w naszym życiu najważniejsze. To on miał jako pierwszy odwagę powiedzieć, jakie straty poniosła Warszawa, powiedział ‘przepraszam’, za co był przez wielu krytykowany, ale zawsze był odważny. Był człowiekiem pryncypalnym w ważnych rzeczach, ale z dużym poczuciem humoru, z otwartym sercem” – powiedziała.
Przewodnicząca Rady Warszawy Ewa Malinowska-Grupińska podkreśliła, że podczas uroczystości padło wiele tak pięknych słów o generale. „Mam nadzieję, ze „Motyl” byłby z nas zadowolony. Cieszę się, że ten pomnik stoi w tak pięknym, zielonym miejscu, bo generał na to zasłużył. Myślę, że jego słowa długo jeszcze będą z nami”.
Szef Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych Jan Józef Kasprzyk mówił, że przyzwyczailiśmy się do obecności generała tak mocno, że wydawało nam się, iż będzie zawsze fizycznie z nami. „Dzięki temu pomnikowi pamięć o nim nigdy nie zaginie, bo jestem przekonany, że ten pomnik i uroczystości przy nim staną się na zawsze elementem obchodów kolejnych rocznic Powstania. Bo był jednym z największych bohaterów tego wielkiego zrywu. (…) Zdał swój wielki egzamin jako żołnierz, powstaniec, ale my wszyscy pamiętamy go jako tego, który wychowywał młode pokolenie w duchu patriotyzmu czasu pokoju, który jest tak samo ważny. Panie generale za wszystko, co uczyniłeś, dziękujemy” – powiedział.
Zbigniew Ścibor-Rylski był ostatnim znaczącym oficerem z okresu powstania 1944, który żył jeszcze rok temu. Zanim zapisał chlubną kartę w powstaniu – walczył w 27. Wołyńskiej Dywizji AK. 15 czerwca 1943 wydelegowany został w celu przygotowania zrzutów oraz odpowiednich miejsc dla przyszłych zrzutowisk na Wołyń, do Kowla. Otrzymał nowe dokumenty, tym razem występował jako „Zbigniew Jankowski”. Komenda Główna AK nadała mu także nowy pseudonim, „Motyl”. Na miejscu został kierownikiem obsługi zrzutów, był także oficerem w Sztabie Okręgu Wołyń AK płk. Kazimierza Babińskiego.
5 lutego 1944 został dowódcą kompanii w batalionie „Sokół” pod dowództwem por. Michała Fijałki, stacjonującego w okolicach Kowla. Wchodził on w skład 50 pp w ramach 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK. Przeszedł cały szlak bojowy zgrupowania, biorąc udział w ciężkich walkach z siłami UPA oraz wojskami niemieckimi. 15 lipca został wezwany do Komendy Głównej AK w Warszawie. 20 lipca opuścił Wołyń. W Lublinie na punkcie kontaktowym otrzymał nowe dokumenty. Jego obecnym zadaniem miał być odbiór zrzutów w Warszawie oraz udział w przygotowaniach do planowanego powstania w stolicy.
Podczas powstania warszawskiego Zbigniew Ścibor-Rylski był dowódcą kompanii „Motyl” w Batalionie „Czata 49” Zgrupowania „Radosław” pod dowództwem ppłk. Jana Mazurkiewicza, ps. „Radosław”. Jako dowódca kompanii przeszedł cały szlak walk batalionu, najpierw z Woli na Stare Miasto, stąd kanałami do Śródmieścia, dalej na Górny Czerniaków, kanałami na Mokotów i następnymi znów do Śródmieścia. W nocy z 30 na 31 sierpnia dowodził nieudanym desantem kanałowym na Plac Bankowy, którego celem było przebicie drogi dla oddziałów powstańczych ze Starówki, tak aby mogły przejść do śródmieścia i przenieść ze sobą rannych. Za walki na Woli odznaczony został Krzyżem Walecznych. Podczas walk na Czerniakowie dowodził w pewnym momencie jednym z oddziałów 3 Dywizji WP, który przybył z Pragi, a którego dowódca zginął.
Po wojnie jego życiorys jest charakterystyczny dla ogromnej większości żołnierzy AK – 7 maja 1945 zameldował się płk. Mazurkiewiczowi i postanowił zakończyć działalność konspiracyjną, po czym pod zmienionym nazwiskiem wyjechał do Poznania, gdzie rozpoczął nowe życie. Znając aktualne wydarzenia w kraju, wiedząc także o represjach, jakie spotykały dawnych członków Polskiego Państwa Podziemnego oraz żołnierzy Armii Krajowej, nie ujawnił przez wiele lat swojej prawdziwej tożsamości, a także faktu uczestnictwa w konspiracji i powstaniu warszawskim. Dzięki temu nie był represjonowany przez władze stalinowskie. Nie podjął także przez długi czas żadnej działalności społecznej ani politycznej.
Po wojnie trudnił się chałupnictwem. W 1946 znalazł pracę w Biurze Samochodów Remontowanych „Motozbyt”. Od 1949 kierował biurem sprzedaży w swoim przedsiębiorstwie. Ponieważ nie był członkiem PZPR, szybko stracił kierownicze stanowisko. Krótko pracował jako kierowca w Poznańskim Przedsiębiorstwie Transportowym. W 1956 został inspektorem technicznym w Zjednoczonych Zakładach Gospodarczych INCO (baza gospodarcza PAX-u). W latach 60. zamieszkał z żoną Zofią i rodziną w warszawskiej Radości. Na emeryturę przeszedł w 1977.
Warto podkreślić, o czym raczej obecnie się nie mówi, jego bliskie związki ze środowiskiem Bolesława Piaseckiego i PAX-em. W jego szeregach znajdowało się wielu jego towarzyszy broni ze Zgrupowania „Radosław”, w tym m.in. Mieczysław Kurzyna „Miecz”, Kazimierz Augustowski „Prus” i Jerzy Hagmajer „Kiejstut”, u którego często bywał w mieszkaniu na ul. Odyńca. Utrzymywał też żywe kontakty z samym Bolesławem Piaseckim. Działalność kombatancka jaką powadził była zgodna ze strategią jego dowódcy, czyli Jan Mazurkiewicza „Radosława”. Należał, tak jak ok. 50.000 akowców, do Związku Bojowników o Wolność i Demokrację, gdzie wiceprezesem był właśnie Jan Mazurkiewicz. W sierpniu 1984 został członkiem Obywatelskiego Komitetu Obchodów 40. rocznicy Powstania Warszawskiego. Na przełomie sierpnia i września 1989 powstała grupa inicjatywna Związku Powstańców Warszawskich. W 1990 Ścibor-Rylski został wybrany na prezesa związku i z trzyletnią przerwą, kiedy w latach 1994–1997 zastąpił go płk Kazimierz Leski. Funkcję prezesa pełnił do śmierci w 2018.
W latach 2004–2014 był członkiem Kapituły Orderu Wojennego Virtuti Militari, gdzie pełnił funkcję Sekretarza Kapituły. Dwukrotnie wchodził w skład honorowego komitetu poparcia Bronisława Komorowskiego – przed przyspieszonymi wyborami prezydenckimi w 2010 oraz przed wyborami prezydenckimi w Polsce w 2015. To polityczne zaangażowanie w czasach III RP sprawiło, że stał się obiektem ataków ze strony środowisk PiS-u. Pojawiła się broń lustracyjna.
W ostateczności „proces lustracyjny” przerwano, ale warto zacytować opinię pracownika IPN dr. Władysława Bułhaka na ten temat:
„Pan Generał Zbigniew Ścibor-Rylski był prawdziwym bohaterem wojennym, jednym z najdzielniejszych żołnierzy AK. Jego powojenny życiorys, podobnie jak życiorysy tysięcy podobnych mu ludzi, nie wpisuje się jednak w upowszechniony dzisiaj, uproszczony i czarno-biały schemat, zgodnie z którym jedyną dopuszczalną opcją było kontynuowanie walki z bronią w ręku w szeregach podziemia niepodległościowego.
W moim przekonaniu gen. Ścibor-Rylski wybrał inną drogę; drogę przystosowania i kariery specyficznego biznesmena epoki komunistycznej, wykorzystującego rozmaite luki w systemie. Największą taką luką był wielki koncern przemysłowy stanowiący gospodarcze zaplecze Stowarzyszenia PAX, kierowanego przez Bolesława Piaseckiego. Tutaj właśnie znalazł zatrudnienie gen. Ścibor-Rylski i dziesiątki, jeżeli nie setki podobnych mu osób. Za podobny wybór, dostatniego życia w stalinowskiej, a potem gomułkowskiej i gierkowskiej Polsce, trzeba było jednak zapłacić określoną cenę.
Nie miejsce tutaj na analizę polityki PAX i samego Piaseckiego. W przypadku gen. Ścibor-Rylskiego taką ceną były dwuznaczne, z naszej dzisiejszej perspektywy, „koleżeńskie” relacje z przedstawicielami obozu władzy, w tym funkcjonariuszami UB; głównie z częścią zajmującą się nadzorem nad gospodarką. Osobiście uważam, że głównym celem tych kontaktów było korumpowanie owych funkcjonariuszy, aby umożliwić działalność gospodarczą PAX i interesy prowadzone przez samego generała. Dzisiaj wszystko to byłyby nie tylko działania legalne, ale wspierane przez państwo. Wówczas – w systemie niszczącym prywatną inicjatywę – takimi nie były. Mało to może wzniosłe, ale to także jest część prawdy o systemie komunistycznym”.
Spór wokół gen. Zbigniewa Ścibor-Rylskiego jest sporem o polską historię po 1945 roku. Czy będziemy hołdować skrajne radykalnej i tendencyjnej wizji historii (komuniści i ich ofiary, czyli cały naród), czy też uznamy, że historia tego czasu jest pełna odcieni i niuansów, a ogromna większość pokolenia AK znalazła swoje miejsce w tej Polsce, która była, zwłaszcza w Polsce po 1956 roku. A to przecież te tysiące akowców, którzy po 1945 nie poszli do lasu, tylko włączyli się w pracę dla Polski – sprawiło (w tym i Zbigniew Ścibor-Rylski), że PRL była państwem jakże innym, niż inne w bloku wschodnim. I teraz są jeszcze tacy, którzy za to chcą ich stawiać na ławie oskarżonych. Psychologicznie jest to może zrozumiałe – „nieprzejednani” nienawidzą właśnie ich (mniej „komunistów”), bo zaprzeczają na każdym kroku ich wizji dziejów, i nieraz ich własnym życiorysom. Dlatego tak ważne jest odsłonięcie tego pomnika właśnie tutaj – w Warszawie.
Jan Engelgard
Ostatnie przemówienie gen. Ścibor-Rylskiego na obchodach rocznicy Powstania Warszawskiego
na rok przed śmiercią.
na rok przed śmiercią.
No comments:
Post a Comment
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy