Wiceprezes Stowarzyszenia "Russkij Dom" Irina Kornilcewa Fot. L.Watróbski |
- …ja nie reprezentuje w Polsce, w dniu dzisiejszym Rosji jako kraju współczesnego, powstałego na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku, chociaż urodziłam się w ZSRR. Pochodzę z rodziny mieszanej i dlatego nie jestem w stanie ustalić czy określić swojej tożsamości narodowej.
Kiedy miałam 16 lat, zdecydowałam się, otrzymując paszport, że wpiszę w nim, w rubryce narodowość - Rosjanka. Może dlatego, że moim drugim językiem, przez dłuższy czas, był język rosyjski, chociaż pierwszym był ukraiński. Mam też trochę krwi tatarskiej oraz innych narodów Azji. Był taki obowiązek i zwyczaj, kiedy otrzymywaliśmy swój pierwszy paszport, aby zadeklarować swoją narodowość. Zadeklarowałam wówczas, iż jestem Rosjanką, nie przeczuwając, że kiedyś to państwo (ZSRR - przyp. red.) zniknie z mapy świata.
- Jeszcze za czasów ZSRR przeprowadziła się Pani do Mołdawii…
- … a po rozpadzie ZSRR postanowiłam zostać obywatelką tego kraju, zachowując narodowość rosyjską. Ciągle jestem obywatelką Mołdawii. Nigdy nie byłam obywatelką współczesnej Rosji.
Nie znam może dlatego absolutnie tego państwa. I nie chcę się wypowiadać na jego tematy polityczne. Nie mam też w domu, z wielu zresztą powodów, telewizji rosyjskiej oraz żadnej innej. I nie chcę też rozmawiać dlaczego. Jestem dziennikarką i mam dobre wykształcenie zdobyte jeszcze w ZSRR. Dużo więc wiem o oddziaływaniach propagandy na ludzi. Natomiast i w Mołdawii i w Polsce, gdzie mieszkam od 18 lat, reprezentuję mniejszość rosyjską – czyli ludzi, którzy niezależnie od swego miejsca zamieszkania zachowują język rosyjski. Dla nich, niezależnie od państwa, w którym aktualnie mieszkają, kultura i język rosyjski są najważniejsze. Tak więc i moja tożsamość narodowa, to jest to, czego mi nikt, nigdy zabrać nie może i co jednocześnie nigdy nie będzie zależeć od żadnej sytuacji politycznej. Kiedy już zamieszkałam w Polsce, to często spotykałam się z opinią, że stosunki polsko-rosyjskie są złe i stają się coraz gorsze. Ja tak wcale nie uważam. Jestem najlepszym przykładem tego, że tak nie jest. Polska z mojego punktu widzenia jest wyjątkowym krajem, gdzie Rosjan kochają tak, jak nigdzie indziej.
- Dlaczego tak Pani uważa?
- Polska w styczniu 2005 roku uchwaliła ustawę o mniejszościach narodowych i etnicznych. Ustawa ta regulowała sprawy związane z zachowaniem i rozwojem tożsamości kulturowej mniejszości narodowych i etnicznych, zachowaniem i rozwojem języka regionalnego, integracją obywatelską i społeczną osób należących do mniejszości narodowych i etnicznych, a także sposób realizacji zasady równego traktowania osób, bez względu na pochodzenie etniczne oraz określa zadania i kompetencje organów administracji rządowej i jednostek samorządu terytorialnego w zakresie tych spraw.
Pomoc finansowa dla wszystkich mniejszości narodowych pochodził od państwa polskiego. Na tej liście mniejszości narodowych, Bogu dzięki i dzięki staroobrzędowcom, którzy zamieszkują w Polsce ponad 350 lat , znaleźli się także i Rosjanie. Takiej ustawy nie ma w żadnym innym państwie europejskim. Nikt nam jednak nie chce wierzyć, że polski rząd wspomaga finansowo kulturę rosyjską i troszczy się o naukę naszego języka ojczystego we wszystkich pokoleniach. I wspomaga nas także finansowo, przekazując swoje dotacje, m.in. na życie kulturalne naszego stowarzyszenia i nasze wydawnictwo. Głośno jednak o tym nie rozmawiamy. Nadal bowiem w społeczeństwie funkcjonują stereotypy, że jest źle i że Rosjan to my nadal nie lubimy…
- Wasze Stowarzyszenie „Russkij Dom” zarejestrowane zostało 15 lat temu, w roku 2004…
- W naszym statucie jest wyraźnie napisane, iż reprezentujemy mniejszość rosyjską w Polsce, niezależnie od kraju pochodzenia naszych członków. Należy do nas także bardzo wielu Polaków, którym zależy na obcowaniu z językiem i kulturą rosyjską, albo mają rosyjskie korzenie czy wreszcie pochodzą z małżeństw mieszanych. Jesteśmy im za to bardzo wdzięczni. Dzięki temu bowiem, że płacą składki członkowskie, to przyczyniają się do istnienia naszego Stowarzyszenia. Dzięki temu właśnie dostajemy coroczną dotację państwową jako dotacje podmiotową.
Prawdą jest, że nasza sytuacja finansowa jest dziś naprawdę niezła. Obok stałej dotacji wygrywamy różne inne granty. W Polsce nasze stowarzyszenie nosi nazwę „ruskie”, stąd Russki Dom, bo nie mamy nic wspólnego z „radzieckim” ani żadnym innym. Dla Polaków to jest znak rozpoznawczy, że nie jesteśmy z państwa rosyjskiego. Jesteśmy „ruskie”, bo na to wskazują nasze korzenie kulturowe. Dla nas naszym wyznacznikiem są język i kultura – a nie polityka czy religia.
Wśród naszych członków są przecież i Polacy katolicy, są Żydzi wyznający judaizm, są wreszcie muzułmanie. Ani o religii, ani o polityce na naszych zebraniach rozmawiać z zasady nie można. To są tematy zabronione. O nich możemy rozmawiać dopiero w swoich domach. Nie można też nikogo pytać, kim jest z pochodzenia. Nas to nie interesuje.
-Jak Pani trafiła do Polski?
- To było prawie 20 lat temu. Jest to bardzo ciekawa historia, nie wpisująca się w żadne znane schematy. Nie mam też męża Polaka. Tak się wydarzyło, że trafiłam właśnie do Polski, choć mogłam też wybrać inne państwo europejskie. Postanowiłam wyjechać z Mołdawii po zwycięstwie wyborczym komunistów. Powiedziałam wówczas sobie, że kiedy oni przestaną rządzić Mołdawią, to do niej wrócę.
Szukałam kraju, gdzie mogłam zamieszkać rok albo dwa czekając, aż komuniści stracą władzę. I kiedy trafiłam do Przemyśla, w końcu lat dziewięćdziesiątych XX wieku, w podróży służbowej na Zachód, spotkałam tam serdecznych ludzi, którzy dobrze nas przyjęli. Tego się nie da nigdy zapomnieć. To właśnie wtedy moje serce zostało w Polsce.
Była też inna przygoda w Polsce rok później. Jechaliśmy nieznaną nam wcześniej trasą, która była w przebudowie, łamiąc przepis drogowy, zamiast mandatu, dostaliśmy policyjną eskortę przez trudny odcinek tej drogi. Zachowanie drogówki potwierdziło ponownie moją decyzję wyboru kraju zamieszkania. I do dzisiaj, ani razu, nie pożałowałam swojego wyboru.
Pewne wątpliwości, odnośnie polskiego zimnego po Mołdawii klimatu, wysunął mój mąż. A ponieważ urodziłam się na Uralu, gdzie zimy są jeszcze mroźniejsze, dlatego wątpliwości męża odrzuciłam.
-Jak wpadła Pani na pomysł wydawania w Polsce rosyjskiego czasopisma?
- Taki pomysł przyszedł mi do głowy, kiedy kupiłam w kiosku pierwsze czasopismo wydawane w Polsce w języku rosyjskim. Po jego przeczytaniu podjęłam decyzję, że przyszedł czas na porządne czasopismo. Ponieważ prowadziłam firmę i miałam odpowiednie warunki finansowe zdecydowałam się na wydawanie własnego czasopisma. I przez pierwsze 5 lat je wydawałam, bez żadnej pomocy i bez żadnych sponsorów. Sama wyszukiwałam autorów i osobiście zamawiałam u nich teksty, sama też pisałam.
Nazwałam je „Eвропa.RU” (Europa.RU) . Startowaliśmy jako miesięcznik. Dziś jesteśmy kwartalnikiem. Zmiana miesięcznika na kwartalnik nastąpiła po licznych interwencjach telefonicznych naszych czytelników Polaków, którzy stanowią aż 90% wszystkich naszych prenumeratorów. Ludzie ci pytali się mnie, czy nie można byłoby zmniejszyć częstotliwości i formatu, bo chcą ze wszystkimi tekstami dokładnie się zapoznać, a w obecnej formie nie mogą zdążyć. Posłuchaliśmy ich i zmniejszyliśmy format oraz częstotliwość, stając się czasopismem kwartalnym, które można czytać nawet w podróży, bo mieści się w każdej torbie.
Nasze pismo wydawane jest na dobrym papierze, na kredzie. Także język naszego czasopisma różni się znacząco od pozostałych pism wydawnictw emigracyjnych. Nie używamy slangu ani żadnych niecenzuralnych słów. Na najwyższym poziomie jest również składnia i gramatyka, którą się posługujemy. W naszych publikacjach nie możemy też sobie pozwolić na żadne błędy. Większość bowiem naszych prenumeratorów, to wykładowcy języka rosyjskiego z całej Polski. Dla nich ważna jest zarówno treść jak i poprawna forma.
Kiedy byłam w Rosji, na spotkaniu z prezydentem panem Miedwiediewem, a później z premierem panem Putinem i kiedy tam opowiadałam, jak wygląda w Polsce finansowe wsparcie naszej działalności i naszego czasopisma, to nikt nie chciał mi wierzyć. Potem wyłączyli mi mikrofon, abym nie wprowadzała na obrady niewygodnych dla nich informacji. Rosja nie programowo nie chciała w to uwierzyć.
Lubi nas natomiast – tzn. „Russkij Dom” Unia Europejska. Jeśli do Polski przyjeżdża jakaś ich komisja badająca stan stosunków pomiędzy państwem polskim i mniejszościami narodowymi, to jestem zawsze przez nich zapraszana. Każdy przecież wie, że Rosjanie lubią się skarżyć. Ja natomiast nigdy się nie skarżę, bo nie ma wcale takich powodów. Trzeba się umieć cieszyć tym, co człowiek ma.
- Jako Stowarzyszenie „Russkij Dom” prowadzicie też inną działalność promującą kulturę i język rosyjski w Polsce. Jaką?
-Siedziba naszego Stowarzyszenia znajduje się w moim mieszkaniu. Wcześniej mieściło się u naszej pani prezes, która przeprowadziła się do syna do Rosji, bo zmarli jej wszyscy polscy bliscy.
Jeszcze wcześniej nasz lokal mieścił się w Pałacu Kultury razem z redakcją naszego czasopisma. Uznaliśmy potem, że nie warto mieć własnej stałej siedziby, bo zaglądają tam różni ludzie i zajmują czas, nie pozwalając na normalna pracę. A na słuchanie ludzkich fantazji czy kłamstewek nikt z nas nie ma czasu. My realizujemy konkretne projekty wymagające skupienia. Jestem koordynatorem wszystkich tych projektów. Mamy adres elektroniczny, na który przychodzi do nas korespondencja. Lokal wydaje się więc niepotrzebny.
Płyta CD z romansami rosyjskimi wydana przez Stowarzyszenie „Russkij Dom” |
Nasze Stowarzyszenie liczy obecnie ponad 40 członków. Nie zależy nam na ilości lecz na jakości. Większość naszych członków jest z nami od samego początku. Znamy dobrze ich zainteresowania. Nie mamy więc żadnych plotek ani skandali.
Mamy za sobą 6 konferencji naukowych i liczne materiały pokonferencyjne, 8 pozycji książkowych czy wreszcie śpiewniki wydane na płytach CD. Nasze konferencje odbywały się w różnych miastach Polski. Współpracowaliśmy m.in. z uniwersytetami w Warszawie, Łodzi, Poznaniu, Gdańsku i Białymstoku. Współpracujemy też z wieloma muzeami. Każde miasto ma archiwum, w którym są zachowane informacje nt. lokalnej ludności rosyjskiej.
Byliśmy pod Poznaniem, w małym muzeum w Szamotułach, które posiada wspaniały zbiór ikon z pracowni w Palechu, Fedoskino, Chołuja i Moskwy oraz spory zbiór ikon czerkaskich. Ta ciekawa kolekcja liczy ponad 1000 obiektów i należy do najbardziej zróżnicowanych artystycznie w Polsce. Szczególnie wysoko ocenia się wartość zbiorów staroobrzędowców. Wszystkie tam zgromadzone ikony zostały skonfiskowane na granicy, w czasie procederu przemytniczego. Tam też, za namową dyrektora muzeum, zorganizowaliśmy konferencję popularno-naukową. Brała w niej także udział trzyosobowa delegacja staroobrzędowców, których zabraliśmy ze sobą. Oni rozmawiali o ikonach staroobrzędowych, znajdujących się w zbiorach szamotulskiego muzeum. W zamian dostaliśmy ogromne pomieszczenie i noclegi.
Plakat jednego z koncertów
organizaowanych
przez Stowarzyszenie „Russkij
Dom”
|
Od 10 lat wydajemy bezpłatny dodatek do czasopisma „Europa.ru” noszący tytuł „Zdrastwujtie”, finansowane z dotacji państwa polskiego. Publikujemy w nim najlepsze i najciekawsze, z naszego punktu widzenia, tytuły z „Europa.ru” w nakładzie 350 egz i wydajemy je bezpłatnie dla wszystkich członków naszego stowarzyszenia. Rozdajemy je też wszystkim zainteresowanym w czasie naszych zebrań i spotkań.
Nasze archiwum z ostatnich 10 lat wykorzystujemy w Internecie. Przez ten miniony okres, dokumentowaliśmy życie naszego stowarzyszenia. Tak więc, kiedy przestanę tym się zajmować, to pozostanie ślad dla kolejnego lidera naszego stowarzyszenia.
Naszym archiwum zainteresowani są m.in. studenci, którzy ostatnio zainteresowali się wielokulturowością Polski. Oni mają dostęp do archiwów różnych grup narodowościowych z wyjątkiem rosyjskiej. A tylko nasze stowarzyszenie posiada taką dokumentację. Jedynym mankamentem jest tutaj fakt, że nie wszystkie nasze dokumenty są tłumaczone na język polski. Jeżeli jednak polskie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zechce to wszystko na język polski przetłumaczyć, to my będziemy się tylko cieszyć.
Prowadzimy też klub „Weekendy z rosyjskim” w każdą sobotę. W naszych spotkaniach klubowych uczestniczyć może bezpłatnie praktycznie każdy. Spotkania odbywają się na Placu Konstytucji. Spotykamy się tam już 4 lata i kto chce może przygotować jakąś prezentację. Większość stowarzyszeń rosyjskojęzycznych, nic im nie ujmując, skupia się wyłącznie na spotkaniach świątecznych czy biesiadach. Robią wówczas szaszłyki. Ale na to nikt nie da dotacji.
Spotkanie klubowe członków Stowarzyszenia „Russkij Dom” (fot. archiwum) |
Mamy wreszcie za sobą wiele wyjazdów integracyjnych i spotkań z ciekawymi ludźmi. W ciągu tych ostatnich 10 lat otrzymaliśmy wsparcie w wysokości prawie 2 mln złotych na nasze projekty, razem ze środkami unijnymi. Pokazuje to dobitnie, ile dobrego możemy zrobić dla państwa polskiego. Gdyby tak nie było, to dotacje by nam cofnięto.
Stosunek do mniejszości rosyjskiej w Polsce nie zależy wcale od partii rządzącej. Zaczynałam przy SLD, następnie było PO i PiS, a finansowanie jak było, tak i jest. Nie mamy więc absolutnie żadnego powodu, aby narzekać czy cokolwiek krytykować. My nie mamy dziś konkurencji. A każdy myśli, że Rosjanie w życiu nie dostaną. Im więcej będzie takich stereotypów, tym lepiej będzie dla nas.
- Co jeszcze robicie?
-Przy naszym Stowarzyszeniu, od 10 lat, istnieje zespół piosenki rosyjskiej. Zespół ma kostiumy oraz własne instrumenty. Jest często zapraszany. W jego repertuarze są głównie ludowe piosenki rosyjskie oraz polskie, ukraińskie i białoruskie.
Od 10 lat jesteśmy oficjalnymi opiekunami cmentarza ruskich żołnierzy z I wojny światowej, którzy zginęli od Łodzią. Było ich blisko 100 tys. Zostali pochowani przez Niemców, w roku 1914, którzy też postawili im pomniki z napisem: odważnym bohaterom rosyjskim. Od tego czasu, mimo że minęło już ponad 100 lat, nikt się nimi nie interesował. Pierwszy raz byliśmy tam w roku 2007. Spotkaliśmy się z wielkim zaangażowaniem Polaków. Spotkaliśmy starego człowieka, który mi powiedział: wie pani co, czekałem na was przez 93 lata, kiedy ktoś z was zainteresuje się tymi żołnierzami.
Jestem dumna z tego projektu. Cała jego historia opisana jest w naszym czasopiśmie. Każdy nasz wyjazd, każde sprzątanie cmentarza, każda rewitalizacja. Wszystko jest dokładnie udokumentowane, ze zdjęciami i nazwiskami.
Mieliśmy też mniej przyjemną sytuację. W ciągu trzech lat pisaliśmy do ambasady rosyjskiej, z prośbą o wsparcie. Nie chodziło o żadną pomoc finansową. Tam był drewniany krzyż, ustawiony jeszcze przez Niemców. Chcieliśmy go odnowić i dodać tabliczkę z informacją po rosyjsku. Wszystkie tam bowiem napisy były po niemiecku i po polsku. Nie było tam widać żadnego udziału Rosji. Zabrakło oficjalnego uszanowania pamięci po naszych rodakach. Ambasada rosyjska twierdzi, że ich I wojna światowa nie interesuje i że mają tylko pieniądze na cmentarze z II wojny światowej. Byłam bardzo zdziwiona, że zwykła polska rodzina, licząca sześć osób, sama - w swoim domu, odnowiła ten krzyż i postawiła go na dawnym miejscu. Podziękowaliśmy im serdecznie.
Próbowałam o tej historii opowiedzieć w Rosji. Nikt nie chciał mnie nie słuchać. Przyjechali na ten cmentarz rosyjscy korespondenci i dziennikarze. Oni to wszystko sfilmowali. Zadzwonili później do mnie mówiąc, że nikt nie jest tym tematem zainteresowany.
Byłam dumna, że przez minione 10 lat, wszystko co tam zrobiliśmy, było wyłącznie pracą społeczną i że wykonali ją członkowie naszego Stowarzyszenia z poczucia serca. Jeździmy tam nadal na swój koszt. Wynajmujemy autokar i robiliśmy zrzutkę na kwiaty, wieńce itd. Okazuje się, że duch społecznikowski jeszcze nie zaginął. Przykry natomiast jest dla nas fakt, że to Niemcy dbają w Polsce o zachowanie pamięci żołnierzy rosyjskich - a nie ambasada Rosji.Jestem dumna z tego projektu. Cała jego historia opisana jest w naszym czasopiśmie. Każdy nasz wyjazd, każde sprzątanie cmentarza, każda rewitalizacja. Wszystko jest dokładnie udokumentowane, ze zdjęciami i nazwiskami.
Na cmentarzu w Brzezinach |
Mieliśmy też mniej przyjemną sytuację. W ciągu trzech lat pisaliśmy do ambasady rosyjskiej, z prośbą o wsparcie. Nie chodziło o żadną pomoc finansową. Tam był drewniany krzyż, ustawiony jeszcze przez Niemców. Chcieliśmy go odnowić i dodać tabliczkę z informacją po rosyjsku. Wszystkie tam bowiem napisy były po niemiecku i po polsku. Nie było tam widać żadnego udziału Rosji. Zabrakło oficjalnego uszanowania pamięci po naszych rodakach. Ambasada rosyjska twierdzi, że ich I wojna światowa nie interesuje i że mają tylko pieniądze na cmentarze z II wojny światowej. Byłam bardzo zdziwiona, że zwykła polska rodzina, licząca sześć osób, sama - w swoim domu, odnowiła ten krzyż i postawiła go na dawnym miejscu. Podziękowaliśmy im serdecznie.
Próbowałam o tej historii opowiedzieć w Rosji. Nikt nie chciał mnie nie słuchać. Przyjechali na ten cmentarz rosyjscy korespondenci i dziennikarze. Oni to wszystko sfilmowali. Zadzwonili później do mnie mówiąc, że nikt nie jest tym tematem zainteresowany.
- Uczy też Pani języka rosyjskiego…
-Sama wybieram sobie tylko te osoby, które świetnie mówią po rosyjsku i którym nie chodzi o język rosyjski, tylko o poznanie naszej mentalności. Mam teraz ucznia Polaka, który przyjeżdża ze Szwajcarii i świetnie mówi po rosyjsku. Przekazuje mu swoje doświadczenia związane z kulturą i językiem rosyjskim, a on przekazuje mi swoje. Nasze zajęcia uznać więc można za wymianę barterową, czyli wymianę usługa za usługę.
Miałam też wielu uczniów ministrów czy dyrektorów banków, czyli osoby które naprawdę świetnie mówią po rosyjsku, ale brakowało im osoby z rosyjską mentalnością. Mój rosyjski jest bardziej coachingowy niż edytorski. Moja działalność gospodarcza to wydawnictwo podręczników dla dorosłych w języku rosyjskim i polskim. Robiłam też wywiad z Jarosławem Kaczyńskim. Rozmawiałam również z Romanem Giertychem, kiedy był ministrem edukacji narodowej, pytając go o naukę języka rosyjskiego.
- Dziękuję za rozmowę. Gratuluję jubileuszu 15-lecia istnienia i działalności Waszego Stowarzyszenia „Russkij Dom”. Życzę wielu, wielu sił w budowaniu dalszych, dobrych stosunków rusko-polskich.
rozmawiał Leszek Wątróbski
rozmawiał Leszek Wątróbski
Szanowni Czytelnicy, mniejszości narodowe w Polsce to są ci ludzie których przodkowie żyli ponad 100 lat na terenie dzisiejszej RP. Ta pani przedstawia imigrantów z byłego ZSRR jako mniejszość narodową. Imigranci nie są mniejszością a imigrantami. Mniejszości znikąd nie przyjechały jak ta pani tutaj imputuje.
ReplyDelete