Scott Morrison podczas zwycięskiego wieczoru wyborczego z żoną i córkami. Fot. ScoMo FB |
Nie wiadomo jednak czy obóz rządzący uzyskał większość potrzebną do samodzielnego rządzenia, czy też będzie zmuszony do szukania sojuszników lub do utworzenia rządu mniejszościowego. Do samodzielnego rządzenia potrzeba uzyskać co najmniej 76 mandatów. Późnym wieczorem lider głównej opozycyjnej Partii Pracy (ALP) Bill Shorten uznał jednak swoją porażkę, pogratulował Scottowi Morrisonowi wygranej i zapowiedział jednocześnie rezygnację z dalszego przewodzenia partii.
Niemal wszystkie sondaże przedwyborcze przewidywały zwycięstwo Billa Shortena. Jego ugrupowanie prowadziło w nich od czasu poprzednich wyborów w lipcu 2016 roku. Jak podają analitycy wyników wyborów, zwycięstwo zapewniły rządzącej koalicji pod wodzą Scotta Morissona głosy mieszkańców przedmieść dużych miast i mniejszych miejscowości. Wiele wskazuje na to, że premier wygrał, bo udało mu się przekierować uwagę obywateli na sprawy gospodarcze. Podczas kampanii Morrison obiecywał cięcia podatkowe, podkreślał sukcesy ekonomiczne kraju z ostatnich lat i postraszył wyborców, że postulowane przez Shortena wydatki na dofinansowanie służby zdrowia czy edukacji odbiją się na budżecie.
„Zawsze wierzyłem w cuda” - mówił swym zwolennikom zgromadzonym na wieczorze wyborczym w hotelu Wentworth w Sydney premier Scott Morrison, który dzięki wynikowi wyborczemu będzie nadal pełnił swą funkcję. Dodał, że „Dziś nie chodzi o mnie ani nawet o Partię Liberalną. Dziś chodzi o każdego Australijczyka, który pokłada wiarę w rząd, że będzie stawiał go na pierwszym miejscu. Dokładnie to zamierzamy robić”.
Głównymi tematami kampanii wyborczej była walka z globalnym ociepleniem i stosunki Australii z Chinami. Laburzystowska opozycja po wodzą Billa Shortena obiecywała do roku 2050 redukcję emisje gazów cieplarnianych o 45 proc. poniżej poziomu z roku 2005. Rządząca koalicja przekonywała, że plan opozycji jest niekorzystny dla gospodarki i oznajmiła, że do 2030 roku zmniejszy emisje o 26-28 proc. Równie ważną sprawą kampani wyborczej były stosunki z Chinami, które z jednej strony są największym partnerem handlowym Australii, a z drugiej - są postrzegane jako zagrożenie dla jej bezpieczeństwa.
Scott Morrison jest już piątym premierem Australii w okresie ostatnich 12 lat. Gdy w 2007 roku po 11 latach z urzędu premiera odszedł znaczący w australijskiej polityce konserwatysta John Howard, żadnemu z jego następców nie udało się utrzymać stołka szefa rządu przez pełną kadencję. Bliski tego był laburzysta Kevin Rudd w 2010 r. Na kilka miesięcy przed ogłoszeniem nowych wyborów, przegrał wewnątrzpartyjną grę polityczną z jego zastępczynią w rządzie Julią Gillard. Rudd zemścił się na niej 3 lata później, gdy ALP zaczęła tracić w sondażach. Wtedy Rudd przejął urząd premiera ponownie na zaledwie kilka miesięcy, bo we wrześniu ALP straciła władzę na rzecz konserwatystów (LNP) pod przywództwem katolickiego polityka Tony'ego Abbotta. Abbott przestawiał się wtedy jako stabilna alternatywa dla rozbitej lewicy jednak i jego dopadły rozgrywki polityczne. W 2015 r. Abbott stracił zaufanie wierchuszki partyjnej, po tym jak doszło do buntu pod przywództwem Malcolma Turnbulla, który obalił wewnątrzpartyjnie Abbotta zajmując jego stanowisko. Turnbull, były działacz na rzecz zmiany ustroju Australii i utworzenia australijskiej republiki, wygrał marginalnie wybory rok później, ale także i on musiał odejść pod wpływem zbuntowanych kolegów z parlamentarnej koalicji. Wtedy prawicowe skrzydło Liberal Party nie godziło się na to, by Turnbull przesuwał ich partię na pozycje centrowe. Peter Dutton, ówczesny szef MSW, przedstawił swą kandydaturę na szefa partii (w systemie Westminsterskim szef partii rządzącej jest automatycznie szefem rządu). Ale Turnbull pozostał na tym stanowisku, ale przez następne kilka dni premier tracił zaufanie kolejnych posłów i członków rządu. W końcu uległ żądaniom i rozpisał nowe wybory lidera LPA, w których już nie kandydował. Wygrał je właśnie, wtedy mało znany, ówczesny minister skarbu Scott Morrison.
Scott John Morrison urodził się 13 maja 1968 w Sydney. Jest absolwentem University of New South Wales, gdzie studiował geografię i ekonomię. Po studiach pracował w branżach turystycznej i nieruchomości, kierując m.in. australijskimi i nowozelandzkimi agendami państwowymi odpowiedzialnymi za promocję turystyczną tych krajów. W latach 2000–2004 był etatowym pracownikiem Partii Liberalnej jako dyrektor stanowych struktur partyjnych w Nowej Południowej Walii. W 2007 został po raz pierwszy wybrany do parlamentu federalnego. W latach 2013–2014 był ministrem imigracji i ochrony granic, następnie w latach 2014–2015 ministrem spraw społecznych. Od września 2015 do sierpnia 2018 ministrem skarbu. Od 24 sierpnia 2018 premierem Australii.Wraz z żoną Jenny i ich dwiema córkami mieszka w dzielnicy Sutherland na południu Sydney. Jest kibicem zespołu rugby – Cronulla-Sutherland Sharks i wielkim fanem piosenkarki Tina Arena.
Morrison wychował się w Kościele Zjednoczonym (metodyści) , następnie przystąpił do zielonoświątkowców. Obecnie uczęszcza do megakościoła Horizon Church, związanego z Australian Christian Churches (Australijski Kościół zielonoświątkowy)
Gdyby premier Morrison przegrał wczorajsze wybory, byłby najkrócej urzędującym premierem w powojennej historii Australii. Jego przyszłość polityczna jest jednak niezbyt pewna bowiem prawdopodobieństwo wybuchu kolejnego buntu w Partii Liberalnej jest duże. Zależy to od pełnych wyników wyborów, a więc od tego, czy zdobędzie większość (min. 76 mandatów), czy też będzie potrzebował koalicjantów z mniejszych ugrupowań parlamentarnych i posłów niezależnych, których jak dotychczas policzono sześciu.
Czekamy zatem na ostateczne wyniki wyborów.
kb/BumerangMedia/ msn wiadomości/ Wikipedia
* * *
Na ten sam temat:
Rafał Tomański: Wyborczy cud na antypodach. ( Business Insider Polska)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy