Ostojičevo - serbska wieś, w której mieszkają potomkowie naszych rodaków z Wisły. Fot. L.Wątróbski |
Istnieją udokumentowane dane, że polscy oficerowie brali udział w I Powstaniu Serbskim (1804-1813). W drugiej połowie XIX wieku, a szczególnie po upadku Powstania Styczniowego, przybyło także do Serbii szereg lekarzy, którzy osiedlili się tam i odegrali poważną rolę w rozwoju kultury medycznej tego kraju.
W okresie międzywojennym działała tam Liga Jugosławia-Polska, która miała na celu organizowanie kontaktów gospodarczych i kulturalnych z Polską. Nie była to organizacja polonijna, ale z okazji polskich świąt państwowych i kościelnych w pomieszczeniach Ligi spotykali się również nieliczni nasi rodacy. Liga udzieliła ogromnej pomocy polskiemu wojsku i cywilom, którzy przez Jugosławię przedostawali się na Zachód.
Po II wojnie światowej zamieszkało w Serbii szereg Polek, które poznały swoich mężów Serbów na pracach przymusowych lub obozach w Niemczech. W okresie wojny towarzyszącej rozpadowi Jugosławii (1991-1995), sankcji gospodarczych i bombardowań Serbii w roku 1999 wiele rodzin polonijnych osiedliło się w Polsce lub na Zachodzie.
Aktualnie przedstawiciele Polonii w Serbii stanowią grupę stosunkowo nieliczną. Głównymi ich skupiskami są: Belgrad (ok. 200), Ostojičevo (ok. 150), Niš i Novy Sad (po ok. 30), Kragujevac i Kraljevo (po ok. 20). W zdecydowanej większości są to kobiety, które wyszły za mąż za obywateli Jugosławii oraz dzieci z ich mieszanych małżeństw.
W serbskim środowisku polonijnym można wyróżnić następujące grupy:
-Stowarzyszenie YU Polonia, jest platformą skupiającą Polonię (emigracja z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku).
-Klub Stypendystów (YU Polonia Junior) skupia kilkanaście osób polskiego pochodzenia.
I wreszcie, zupełnie odrębną grupę, stanowią rodacy zamieszkujący wieś Ostojićevie (ponad dwutysięczna miejscowość na pograniczu serbsko–węgiersko–rumuńskim) – z około 150 osobami polskiego pochodzenia. Są to potomkowie emigrantów z Wisły i okolic, którzy osiedlili się w Ostojićevie w XIX wieku. Społeczność ta kultywuje tradycje właściwe dla obszaru pogranicza kultur polskiej i słowackiej.
Kolejną, nieliczną, aczkolwiek wartą uwagi grupą są Polacy pracujący na terenie Serbii dla dużych koncernów. Zajmują oni stanowiska na szczeblu kadry zarządzającej i zaliczają się do miejscowej elity (zakłady Fiata w Kragujevcu, przemysł agrochemiczny, doradztwo inwestycyjno – finansowe).
Polacy w Serbii mieszkają dziś w dużym rozproszeniu i stanowią niewielką grupę narodowościową, zmniejszającą się systematycznie od lat. Według ostatniego spisu żyło tam łącznie 1433 Polaków - najwięcej w Serbii centralnej i Belgradzie (679) oraz w Serbii północnej i Wojewodinie (669) - dokąd udało mi się dotrzeć w marcu 2019 roku.
Jadąc na południe kraju (do Belgradu) zatrzymałem się we wsi Ostojićevo – wielonarodowościowym, wielokulturowym i wielowyznaniowym osiedlu, założonym kilkaset lat temu. Mieszkają tam dzisiaj także: Serbowie,Słowacy i Węgrzy. Pierwsi Polacy wyemigrowali na stałe do Ostojićeva w pierwszej połowie XIX wieku. Dzisiejsi mieszkańcy tej wsi są potomkami górników, którzy wydobywali i sprzedawali saletrę. Przyjeżdżali tam latem, a późną jesienią wracali do swoich domów w Polsce. Wielu z nich, chcąc uniknąć długich podróży w dwie strony, stopniowo osiedlało się i przyjmowało tamtejszy sposób życia, zachowując jednocześnie swoją archaiczną gwarę z naleciałościami nowych współmieszkańców: Serbów, Słowaków oraz Węgrów. Pielęgnowali też swoje ewangelicko-augsburskie (luterańskie) wyznanie wiary i dawne obyczaje. Ich nazwa - Wiślanie (Vislani), stosowana przez wielu badaczy, została zaakceptowana przez Ostojićevian jako etnonim środowiskowy, pisany dużą literą.
Mieszkających tam dawniej Polaków i ich obecnych potomków uważano, od początku XIX wieku, za Słowaków, choć w większości byli polskiego pochodzenia, wyznania ewangelickiego i pochodzili z zachodniej części Beskidu Śląskiego.
Na podstawie nielicznych polskich i serbskich publikacji dotyczących tej wyjątkowo ciekawej grupy Wiślan w Banacie (północna Wojewodina) można stwierdzić (za Słowem Polonii *) iż:
· -obecni słowaccy ewangelicy z Ostojićeva wywodzą się z regionu Wisły, zatem z okolic Cieszyna i Krakowa
· -w stronach ich pochodzenia, czyli na Śląsku Cieszyńskim zajmowali się produkcją saletry, co stwierdzają dokumenty z roku 1804
· -śląscy saletrarze, warzyciele potasu, pracowali w swoim rzemiośle również poza miejscem zamieszkania, objazdowo (np. na Węgrzech) i często były to liczne grupy dochodzące do 400 robotników
· -poprzez sezonowe emigracje do Banatu powstały możliwości osiedlenia się śląskich saletrarzy na stałe, na obszarze ówczesnych południowych Węgier
· -główna fala migracyjna miała miejsce pomiędzy 1844 a 1849 rokiem i była powiązana ze słowackim ruchem osiedleńczym do tzw. Dolnych Krajów w kontekście rolniczego przeludnienia oraz ciężkiej ekonomicznej i socjalnej pozycji chłopów pańszczyźnianych na Słowacji z równoczesną próbą nawrotu protestantów do katolicyzmu.
Polski kościół ewangelicki w Ostojicevie |
Później, pod naciskiem madziaryzacji (kompleks węgierski) popieranej przez Austrię, polscy osadnicy zaczęli szukać wsparcia u innych grup narodowościowych. Najbliżej im było do Słowaków i Niemieckich ewangelików z Ostojićevic. A trzeba pamięta, że polski chłop ze słowackiego pogranicza, do tego ewangelik, sam nie był zupełnie przekonany czy jest Polakiem. Wielu z nich uważało się za Ślązaka mówiących „po swojemu”. Proces polsko-słowackiego przemieszczania odbywał się zresztą również w regionie ich pochodzenia - na Śląsku Cieszyńskim, gdzie np. w roku 1921, w ramach polskich nabożeństw, śpiewano również po słowacku i czesku.
Z ewangelickich ksiąg metrykalnych, prowadzonych w sąsiednich miejscowościach Banatu, dowiadujemy się, że pierwsze zanotowane tam polskie nazwisko to Pol Bujak, którego ojciec z zawodu był „soletronios”. Pierwszego zaś ślubu polskiej parze w Ostojićevie udzielno w roku 1854. Pobrali się Hedwiga Coeslar (Jadwiga Cieślar) i Pal Polak (Paweł Polak), oboje urodzeni w Wiśle. Takie były początki osadnictwa polskiego w Ostojićevie…
Sto lat później, w połowie lat siedemdziesiątych XX wieku, mieszkały tam „słowackie” rodziny polskiego pochodzenia: Bujak, Czeszlar, Kamneniar, Kantor, Kendziuk, Krak, Pilch, Poliak, Poliaczek, Raszka, Samec, Tychy, Urbanek, Szalbot czy Szturc. Było ich łącznie 298 osób w 85 domach.
Kiedy po II wojnie światowej rozpoczęła się repatriacja jugosłowiańskich Polaków do ojczyzny, wysunięto propozycję, aby wiślańską wspólnotę etniczną przesiedlić na tereny Dolnego Śląska.
W północnej Serbii, w Wojwodinie, istnieje nadal wieś Ostojićevo, którą zamieszkują potomkowie naszych rodaków z Wisły. We wsi działają dwa polskie stowarzyszenia: Stowarzyszenie Kulturalno-Artystyczne „Wisła” (Kulturno umetničko društvo „Wisla”) z przewodniczącą Renatą Pilch i Stowarzyszenie Kulturalno-Artystyczne „Wiślanie z Ostojićeva” (Kulturno umetničko društvo „Višljani iz Ostojićeva”) z przewodniczącą Anitą Šalbot Polak.
Pierwsze z nich - Stowarzyszenie Kulturalno-Artystyczne „WISŁA”, obchodzi w tym roku jubileusz swego 10-lecia. Stowarzyszenie jest organizacją pozarządową i niekomercyjną, założoną w celu realizacji przedsięwzięć z dziedziny kultury, muzyki, historii literatury, tańców narodowych i teatru. Do jego zadań należy praca z dziećmi w wieku przedszkolnym i szkolnym, uczniami szkół średnich, studentami oraz osobami dorosłymi w celu zajmowania się amatorską twórczością, pielęgnowaniem tradycji i trwałością dziedzictwa kulturowego tamtejszych Polaków. Do realizacji swoich celów Stowarzyszenie, samo lub wspólnie z innymi organizacjami, organizuje wydarzenia kulturalne, gromadzi stroje ludowe, teksty piosenek oraz opisy zwyczajów ludowych. Współpracuje z innymi stowarzyszeniami w kraju i za granicą. Gromadzi ponadto literaturę i wykorzystuje dostępne źródła informacji z dziedziny muzyki w języku polskim.
I drugie - Stowarzyszenie Kulturalno-Artystyczne „Wiślanie z Ostojićeva”, powstało w roku 2016. Stowarzyszenie to utrzymuje kontakt z mieszkańcami i władzami miasta Wisły.
Renata Pilch - prezes Stowarzyszenia „Wisła” w Ostojićevie |
Podczas marcowego pobytu w Ostojićevie odwiedziłem m.in. panią prezes Stowarzyszenia Kulturalno-Artystycznego „Wisła” Renatę Pilch. Oto co mi powiedziała o sobie i Stowarzyszeniu:
Urodziłam się w roku 1953 we Wrocławiu, na Sempolnie. Byłam jedynaczką. Moi dziadkowie, pochodzący z Warszawy, po powrocie z obozu w Lipsku, osiedli na polskich Ziemiach Odzyskanych. Tam też chodziłam do technikum mechanicznego. Latem 1973 roku zdecydowałam się kontynuować naukę w Wyższej Szkole Pedagogicznej. Spotkałam jednak ciekawego człowieka i z planowanych studiów musiałam zrezygnować.
Jakiś mężczyzna zaczepił mnie na ulicy. Był dobrze wyglądającym i ładnie ubranym mężczyzną, w wieku ok. 35 lat. Mówił góralską polszczyzną. Zaprosił mnie na kawę. W czasie rozmowy dowiedziałam się, że Janek mieszkał w ówczesnej Jugosławii, w miejscowości Ostojićevie i miał polskie pochodzenie. Przyjechał do Polski – do Wisły, w poszukiwaniu dalekich krewnych, a we Wrocławiu znalazł się w celach turystycznych. W taki sposób zostałam jego przewodniczkę na kolejne 2 dni.
Po wyjeździe Janka rozpoczęliśmy korespondencję. Miłosne listy z Ostojićeva przychodziły co tydzień. Dostałam też oficjalne zaproszenie na święta Bożego Narodzenia. Kiedy tam przyjechałam przeżyłam miłe chwile. Zafascynowała mnie dobrobytem jego duża i zadbana wieś .
Święta minęły szybko. Poznałam wtedy matkę swego przyszłego męża oraz wielu jego znajomych oraz bliższych i dalszych krewnych Jana. Prawdziwe zaręczyny, z pięknym pierścieniem, odbyły się na Sylwestra. Na stałe zamieszkałam tam w roku 1974. Rok później urodziła nam się córka, która mieszka obecnie w Kanadzie.
Takich małżeństw mieszanych, jak nasze, było i nadal jest w Ostojićevie zdecydowanie więcej. Polki wychodziły za Węgrów, Serbów, Bośniaków czy Słowaków. Niestety w domach nie rozmawiano po polsku. Nic więc dziwnego, że ich dzieci nie poznały języka matki.
Dzieci z zespołu pani Renaty Pilch z Ostojićeva |
Jesteśmy już czwartym, a może nawet piątym pokoleniem pierwszych osadników z Wisły. Dbamy w miarę naszych możliwości o zachowanie polskich tradycji. Raz w tygodniu przyjeżdża do nas pani z Ambasady RP w Belgradzie i uczy nasze dzieci języka polskiego. Nasze Stowarzyszenie pielęgnuje też język i tańce polskie - szczególnie z regionu cieszyńskiego: Ustronia i Wisły. W naszym zespole dziecięcym tańczyło dawniej dużo dzieci. Ale one, po skończeniu szkoły podstawowej, idą uczyć się dalej. A u nas żadnej szkoły średniej nie ma. Wyjeżdżają wiec do miast. Zostało mi na dziś 7 par, czyli 14 dzieci, które tańczą, śpiewają i recytują.
Dzieci z zespołu pani Renaty Pilch z Ostojićeva |
Jesteśmy zapraszani na różne festiwale czy manifestacje. Byliśmy też w Polsce. Zaproszono nas m.in. do Wisły, do parafii ewangelickiej w Jaworniku. Pobyt ten był możliwy dzięki wsparciu, jakiego udzieliły ewangelickie parafie wiślańskie i Urząd Miasta Wisły. Program pobytu dzieci był bardzo urozmaicony. Zawierał m.in. takie atrakcje jak: nauka jazdy na nartach na wyciągu Siglany, wyjścia na basen w hotelu „Stok” i „Gołębiewski” czy wreszcie naukę j. polskiego. Zorganizowane były ponadto wycieczki do Bielska: „Ninja Park” i Cieszyna ze zwiedzaniem muzeum Śląska Cieszyńskiego, muzeum narciarstwa w Wiśle oraz muzeum koronek (największej koronki w Europie) w Koniakowie. W ostatnią niedzielę nasze dzieci wzięły udział w nabożeństwie w Jaworniku. W jego trakcie zaśpiewały jedną pieśń: „Ojcowski Dom” po polsku.
Nasze próby odbywają się w wiejskim domu kultury. Jestem kierownikiem zespołu i jednocześnie choreografem. Korzystam z pomocy YouTube zmieniając zazwyczaj i dostosowując teksty i muzykę do naszych lokalnych potrzeb.
Zasadniczo wszystkie wydatki i koszty ponosimy sami. Dostałam w ubiegłym roku niewielkie dofinansowanie w wysokości 20 tys. dinarów (odpowiednik ok. 170 Euro) z gminy Čoki. Inni dostali więcej, nawet 175 tysięcy. Może dlatego, że nie należę do żadnej partii politycznej?
Wielkanocy podarek wręczają pani prezes Marek Pantuła i Ryszard Wielgos |
Latem organizuję u siebie w domu tygodniowy biwak dla naszych zespołowych dzieci. Szykuję im jedzenie: śniadanie, obiad i kolacje. Są też niespodzianki. Dzieci lubią frytki, kotlety, pizzę, hamburgery, chipsy i obowiązkowo soki. Mam też dzieci węgierskie i z małżeństw mieszanych. One szybko uczą się naszych polskich pieśni i tańców. Spotykamy się w każdą środę - pomiędzy 18 a 20. Kończymy naszą każdą próbę pieśnią: stary niedźwiedź mocno śpi.
Mamy tu polski kościół ewangelicki. Nabożeństwa jednak odprawiane są po słowacku, bo nie ma polskiego pastora. Jest też węgierski kościół katolicki i serbski prawosławny. Ja jestem katoliczką, ale wcześniej chodziłam do świątyni ewangelickiej...
Potem jeszcze długo rozmawialiśmy. Zostaliśmy poczęstowani serbskim burkiem z serem i dobrą kawą. Pani Renata oprowadziła nas jeszcze po swojej wsi. Pożegnaliśmy się przed polskim kościołem.
tekst i zdjęcia Leszek Wątróbki
________________
*) za biuletynem YU Polonii, nr 56 z roku 2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy