Fot. Falco - Pixabay |
Rzeczywiście systemy prawne oparte na Kodeksie Napoleońskim działają w większej liczbie państw niż system anglosaski. Ale kraje dawnego Commonwealthu, cieszą się największym powodzeniem u emigrantów ze wszelkich kierunków. Oni dobrze wiedzą, gdzie jest większy ład i dobrobyt. My, tutejsze Polonusy, też.
Zarzut źle działającego prawa jest tak często stawiany przez strony, że już nie jest brany poważnie, a w sytuacjach rzeczywiście wątpliwych wcale nie ułatwia wyjaśnienia. Narzeka większość: jedni, bo wierzą w niewinność podsądnego, a drudzy, bo dostał za mało.
I właśnie dlatego nie “kupuję” tezy, że australijski system prawny jest ułomny. Tak na marginesie: gdybym “kupił”, wtedy od razu nasunęłaby mi się konsekwentna myśl, aby za przykładem innych krajów wzmocnić w rządzie rolę Prokuratora Generalnego, dać mu do pomocy Radę Dyscyplinarną. Zapostulowałbym baczne przyjrzenie się takim instytucjom, jak High Court of Australia, Judicial Conference of Australia itp. – czy w ich składzie nie ma czasem osobników myślących niepoprawnie.
Odstawmy jednak sarkastyczny ton na bok.
W morzu detali utopiły się – więc dalej pozostają niejasne – przyczyny domniemanego złego działania aparatu sprawiedliwości akurat w odniesieniu do kard. Pella. Jeśli są to: jakiś spisek, wrogość urzędników państwowych, krycie zaniedbań, obrona biurokratycznych zasad prawnych, osobiste urazy, przypadek…, to dlaczego jest ich tak wiele? Jeżeli wszystkie przyczyny są ważne naraz, to może żadna?
Nigdy nie uważałem za właściwe relatywizowanie kwestii moralnych czy prawnych, jak na przykład tym, że inni są jeszcze gorsi (pielęgniarze, harcerstwo, szkoły, najbliższa rodzina), tylko lepiej się kamuflują. Absolutnie nie do przyjęcia jest relatywizm w odniesieniu do specyficznych przecież środowisk religijnych. Naprawdę dzieci są dwa razy bezpieczniejsze pod opieką organizacji religijnych niż świeckich? Tylko dwa razy?! Ratunku! Jeżeli zaufanie do opieki kościelnej jest takie niskie, to nie ma się co dziwić i wielu innym problemom. Moim zdaniem jednak skala i statystyki nie są odpowiednimi narzędziami do pracy nad sumieniami, choć niestety bardzo często są do tego wykorzystywane.
Myślę, że ewentualnych niedoskonałości prawnych systemu anglosaskiego nijak nie trzeba odnosić do sprawy kard. Pella. Jest ona poszlakowa, a znaczy to, że dowody są niepewne, a wina wątpliwa (może nigdy nie dowiemy się, jak było). I już ten jeden argument wystarczy, by dyskusję zakończyć. Wszystko inne to tylko luźne komentarze wokół, bardziej lub mniej ciekawe, bardziej lub mniej emocjonalne, nie zawsze o jasnych intencjach.
A może sprawa kard. Pella mogłaby posłużyć dobru jako mocny argument do zorganizowania jakiegoś ruchu społecznego, ratującego również inne ewentualne ofiary poszlakowych procesów, też ważne dla społeczności i bliskich?
Ludzie “na urzędach” muszą umieć skutecznie uprawiać dyplomację (ze Słownika PWN: ...zręczność, przebiegłość w postępowaniu, spryt, obrotność, układność…). Ale to nie wszystko, muszą być wyposażeni w szczególnie ważny talent posługiwania się hipokryzją. Dlatego nie poważam polityków ani im nie ufam. Na szczęście są oni coraz mniej potrzebni.
Piastujący urzędy stale napotykają na przeciwników grających nieuczciwie albo na złe okoliczności, na wysokie rachunki za prawość, za nieustępowanie złu. Jednakże nie mogą oni ani na moment zapomnieć, że przyjmując awanse na osobę publiczną, zgodzili się na specjalny nadzór społeczny. Gdy polegną, rozpoczyna się dramat cierpienia osobistego, zawodu oraz frustracji w środowisku. Ale nawet wtedy, albo szczególnie wtedy, niedopuszczalne jest, by taka osoba zasłaniała się barwami ochronnymi piastowanego urzędu (munduru, sutanny, ornatu, wysokiego stanowiska), choćby wymagając większego miłosierdzia.
Bardzo pocieszające jest, że znajdują się ludzie, którzy stają w obronie, próbują część ciężaru trudnej sytuacji przejąć na swoje barki. Ze szczerego serca życzę im (i sobie), aby ostatecznie sprawa kard. Pella znalazła zakończenie pomyślne. Współczuję Georgowi Pell’emu jako osobie, po prostu człowiekowi.
Uważam, że ta sprawa jest jednostkowa, choć przecież nie jedyna, wokół której więcej mroku niż światła. Zgadzam się, że o wiele ważniejszy jest kontekst szerszy: słabnięcie chrześcijaństwa (nie religijności, to inny temat). Nie w wyniku ataków od zewnątrz, ale dlatego że coraz trudniej jest być chrześcijaninem. Niestety dla wielu Ewangelia przestaje być wartością nadrzędną. I to jest w tej chwili najważniejszy obszar do obrony.
Duszpasterstwo zawsze rozumiałem jako poświęcenie i posługę. A poświęcenie i władza są jak olej i woda – trudno mieszać je ze sobą. Jakby zapomniano o właściwym kierunku zależności. To przecież wierni decydują, czy Kościół (i dowolna religia) istnieje, do nich należy wystawianie ocen, a nie odwrotnie. To ich głosu trzeba słuchać w pierwszej kolejności. Żelazna zasada, że to wierni dla Kościoła są najważniejsi, a nie duchowni, nabiera dzisiaj znaczenia “być czy nie być”. Tym, co odwraca kierunek tego wektora – zawsze, bo z definicji – jest poczucie władzy. Rozdwojenie jaźni dodatkowo potęguje jeszcze inny wielowiekowy konflikt podległości: lokalna władza świecka kontra watykańska. Nie będę rozbudowywał dalej tej interesującej dygresji, zostawiam ją na inną okazję.
Myślę, że artykuł nie jest adresowany do tych, którzy twardo wierzą w niewinność Kardynała, bo go dobrze znają, bo lubią. To stosunkowo niewielkie grono, które i tak omawianego artykułu nie potrzebuje. Ale dlaczego oni zapominają, że przekonanie nie jest ani dowodem, ani nawet argumentem w sprawie i nigdy nie zastąpi kodeksu?
Włodzimierz Wnuk kieruje pewnie swój tekst do takich jak ja, którzy po prostu nie wiedzą, co sądzić. Czekają na finał odwołania od wyroku, a werdyktowi sądowemu pragną zaufać, by nie stracić też innej ważnej wiary – w sprawiedliwość świecką, tu na Ziemi.
Niewielki zakres oddziaływania polonijnych mediów powoduje, że nie poprawimy wizerunku kard. Pella. Zadecyduje natomiast rozgłos międzynarodowy, jaki wywoła ostateczny werdykt, choć i tak wielu rzeczy nie da się cofnąć. Ciekaw jestem, z jakim sercem do tej sprawy podchodzą inne grupy etniczne w Australii, a szczególnie Australijczycy. To przecież ich duszpasterz.
Dziękuję Autorowi za świetną publikację, za zaspokojenie mojego zaciekawienia różnymi okolicznościami procesu oraz za wzbudzenie dodatkowych wątpliwości wokół sprawy. Niektórymi – myślę, też ważnymi – dzielę się niniejszym.
*) Tytuł ten przypomina dwa wybitne filmy moralizatorskie: Barwy ochronne Krzysztofa Zanussiego i Pociągi pod specjalnym nadzorem Jiži Menzela.
No comments:
Post a Comment
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy