Zamek w Balmoral w Szkocji. Fot. S.Yeates (Wikimedia commons - CC BY-SA 2.0) |
Własność 432 osób
Mówię cząstkowa – bowiem (choć trudno to zrozumieć Polakom, za których kwestię rolną rozwiązano 75 lat temu) postulat pełnej reformy rolnej wciąż pozostaje aktualnym zagadnieniem społeczno-ekonomicznym Szkocji. Ponad połowa tego czterokrotnie mniejszego od Polski kraju – pozostaje w rękach 432 osób, ze szczególnym uwzględnieniem dóbr Korony i osobistej własności panujących w UK.
Ta wyjątkowa w Europie struktura własnościowa – to skutek zarówno wywłaszczeń po XVIII-wiecznych powstaniach jakobickich, jak i następstwo XIX-wiecznych wysiedleń: Highland Clearances. Czyszczenia Highlandu… W praktyce dopiero w latach 80-tych XX wieku (sic!) właśnie na Highlandzie miejscowe wspólnoty przebiły się do mainstreamu z postulatami wprowadzenia nowych regulacji dotyczących m.in. prawa wykupu gruntów pozostawionych odłogiem przez wielkich właścicieli. Trzeba jednak było kolejnych dwóch dekad – i wprowadzenia szkockiej autonomii (dewolucji) w 1998, by w 5 lat później parlament w Edynburgu w ogóle zajął się tą sprawą. Kolejne 13 lat musiało minąć, a ster rządów w Holyrood musiał przejść w ręce Szkockiej Partii Narodowej – by kolejna reforma dotknęła problemów takich jak rejestry, zasady dziedziczenia, dzierżawy, no i wspomniane zwolnienia podatkowe. Władze szkockie, obecnie opierające się o nieformalną, ale efektywną większość SNP i Zielonych – mają też jednak pełną świadomość, że proces zmian nie został jeszcze zakończony, aktualnie wyrażając się w programie Szkockiej Komisji Ziemskiej „Making More of Scotland’s Land” na lata 2019-2021, opartym na trzech priorytetach: doprowadzeniu do „Większej Produktywności – Większej Różnorodności – Większej Odpowiedzialności”.
Rola wspólnot(y)
Prawda, że brzmi to wszystko jednocześnie i dziwnie, i znajomo? Nie, mimo, że Szkocka Parta Narodowa ma charakter socjaldemokratyczny – nie prowadzi gospodarki kraju w kierunku planowania gospodarczego, zwłaszcza w rolnictwie. Jednocześnie jednak liderzy kraju mają pełną świadomość znaczenia sprawy ziemskiej i rolnej nie tylko dla historii, ale i teraźniejszości gospodarczej oraz przyszłości Szkocji. To bowiem proste – do czasu odkrycia złóż gazu na Morzu Północnym, na szkockim szelfie – tamtejsza ekonomika opierała się przede wszystkim na wysokiej jakości rolnictwie, rybołówstwie i przetwórstwie. I niezależnie od tego, czy Szkocja będzie niepodległa, czy na jakichś zasadach pozostanie częścią UK – potencjał ten będzie z pewnością chroniony. Dla niepodległościowców to bowiem szansa na wariant norweski: pozostawienie zasobów energetycznych na czarną godzinę, przy rozwijaniu alternatywnych źródeł energii i innych sektorów gospodarki, w tym zwłaszcza zrównoważonej produkcji rolnej (Szkocja produkuje najbardziej znany towar eksportowy Wysp – whisky, choć jest też największym producentem… ginu, a tamtejszy nabiał, czy mięso wołowe i owcze należą do najlepszych w świecie). Nawet zaś niechętni ruszaniu struktury ziemskiej torysi również mają świadomość, że ich wątłe w Szkocji poparcie – zależy właśnie od mieszkańców wsi, ci zaś nawet zachowując sceptycyzm wobec polityki „miejskich nacjonalistów” i ekologów, chcąc nie chcąc korzystają z jej efektów.
Zatrzymać się też warto na chwilę na pozycją wspólnot w strukturze społecznej i własnościowej Szkocji. To nie tylko żywa kontynuacja klanowości miejscowego społeczeństwa, ale tradycja jeszcze starsza, sięgająca czasów celtyckich, nic dziwnego więc, że utrzymująca się przede wszystkim w zachodniej części kraju, zwłaszcza na wyspach szkockich, zachowujących nadal swą celtycką tożsamość. W życiu codziennym Szkocji oznacza to jednak po prostu wszechobecność lokalnej żywności – nie tylko w prywatnych sklepach, ale i w supermarketach i dyskontach, nie epatujących tu egzotycznością (chyba, że w formie żywności dla imigrantów, w tym Polaków), ale… lokalnością. Szkoccy wspólnotowi producenci uczestniczą z powodzeniem tak w brytyjskiej spółdzielczości (wielka sieć CO-OP), ale i funkcjonują bezpośrednio na rynku detalicznym, eliminując pośredników. I co, znowu brzmi znajomo? Nie, nawet nie z rolnictwem komunistycznym, raczej z echem przeszłości, przypominającym nieśmiało, że wspólnotowość była elementem niemal tożsamym także ze słowiańskością!
To jednak dawno minęło – podczas gdy wspólnoty szkockie żyją i wzmacniają swoją pozycję i choć wciąż to tylko (?) 25.000 ludzi gospodarujących na 500.000 akrów szkockiej ziemi, to przede wszystkim nikt ich nie traktuje jako przeżytku.
Cudzy królowie
Czy jednak przeżytkiem nie okaże się instytucja nieco nowocześniejsza, by nie powiedzieć… modernistyczna – czyli… brytyjska monarchia? Wróćmy bowiem do Elżbiety II. Złożyła ona właśnie odwołanie od decyzji podatkowej, która na podstawie wyceny terenów objętych nowym prawem – naliczyła kwoty należne z tytułu posiadania Balmoral. Chodzi zaś ni mniej, ni więcej, ale AŻ o £16,800! Dla jasności, to o parę tysięcy mniej niż płaci np. właściciel małego pubu w Glasgow… Tymczasem wartość osobistego majątku Elżbiety II szacowana jest na ok £300,000,000…
Dla jasności – akurat w rzeczywiście… oszczędnej Szkocji, gdzie domaganie się funta reszty z każdych 10 pensów wciąż jest na porządku dziennym, postawa taka budzi raczej zrozumienie niż oburzenie. Zrozumienie – co nie znaczy jednak, że poparcie. Po prostu, Szkoci jako naród doskonale nauczony liczyć, rozumieją dalszy ciąg znanego argumentu na temat dochodowości instytucji monarchii dla gospodarki brytyjskiej. Kluczem bowiem pozostaje słowo: brytyjskiej. O ile Londynowi Windsorowie przynoszą dochody z turystyki, o tyle w Szkocji Elżbieta Sasko-Kobursko-Gotajska to tylko sprytna starsza pani, chcąca księgowym trickiem uchylić się od płacenia należności podatkowej. To zaś oczywiście czyn zbożny i miły prezbiteriańskiemu Bogu Kościoła Szkockiego, gdy się udaje – niekoniecznie jednak popularny pośród innych podatników. Po prostu – nawet wśród nieco hipokrytycznych wyspiarzy, pewne rzeczy nie uchodzą. W każdym razie nie tak oficjalnie.
Szkoci historycznie mieli długą tradycję buntowania się przeciw własnym monarchom, wojny między-klanowe często zajmowały ich bardziej nawet niż ulubiona, poza tym rozrywka, czyli najeżdżanie północnej Anglii – a powstanie nowoczesnego społeczeństwa szkockiego bynajmniej nie osłabiło zdrowego sceptycyzmu Szkotów wobec królów z południa. Rojalizm w dzisiejszej Szkocji to co najwyżej pewien sentyment do śp. królowej-matki (Elżbiety Bowes-Lyon, dorastającej, w prześlicznym zameczku z nazwą wprost z „Makbeta” – Glamis, w środkowo-szkockim hrabstwie Angus). Również twardość starej skąpki z Balmoral (po 90-tce wciąż potrafiącej wdrapać się na siodło) – może budzić uznanie co bardziej tradycyjnie nastawionych mieszkańców, jednak nie można mieć złudzeń – monarchia w Szkocji raczej nie przetrwa odejścia obecnie zasiadającej na tronie, zaś książę Rothesay (na południe od Tweed zwany księciem Walii) ma niewielkie szanse, by zostać jej następcą. W każdym razie nie na Kamieniu ze Scone…
Glenfinnan jest puste…
Trzeba jeszcze chyba odnieść się do jednej, mocno przyczynkarskiej, jednak bliskiej niektórym znajomym sprawy. Niezależnie od arcyciekawych rozważań dynastycznych, dowodzących ponad wszelką wątpliwość jak to prawowita szkocka sukcesja jakobicka przepływała sobie od Sabaudii przez Modenę po Bawarię, a w przyszłości pewnie i kędyś dalej – od dobrych 200 lat narodowa sprawa szkocka jest sprawą republikańską. I to okresowo nader radykalną – od afiliacji liberalnych, dalej nawet jakobińskich (od umiarkowanego XVIII-wiecznego Towarzystwa Przyjaciół Ludu, przez znacznie już bardziej bojowe Towarzystwo Zjednoczonych Szkotów), poprzez mało w Polsce znane (bo nie jakobickie…?) quasi-powstanie – strajkową Wojnę Radykalną 1820 r., aż po wygenerowanie nad Czerwonym Wybrzeżem Clyde nowoczesnego ruchu robotniczego, w niektórych odmianach wręcz komunizującego, lecz niemal zawsze niepodległościowego. Powstające od lat 20-tych XX wieku formacje już wprost domagające się niepodległości i stawiające ten postulat jako ważniejszy od przyszłej organizacji społeczno-ekonomicznej kraju – nawet jeśli nie formatowały się wprost i przede wszystkim jako republikańskie, to jednak nie pozostawiały złudzeń co do swego stosunku do instytucji stanowiącej już wyłącznie symbol angielskiego/brytyjskiego panowania nad Szkocją. Stosunek głównej siły szkockiej niepodległości – SNP również nie odbiega od tej sprawdzonej linii. I choć główny dokument współczesnego republikanizmu szkockiego, Deklaracja z Calton Hill, ogłoszona 9 października 2004 r., nie jest aktem partyjnym, to dla wielu, zwłaszcza starych liderów ruchu – sprawa monarchii jest i pozostaje sprawą tradycyjnie obcą. Dla młodszych zaś – w najlepszym razie obojętną.
I choć można było sobie jeszcze niedawno wyobrażać, że zakładane postępy dewolucji, rozluźniające kolejne więzi/y spajające Zjednoczone Królestwo ostatecznie nie dosięgną monarchii i (choćby ze względu na tak miłą wszystkim mieszkańcom Wysp tradycję) nawet rozdzielone, osobne królestwa – pozostaną jednak królestwami, to jednak dziś scenariusz taki wydaje się najmniej prawdopodobny. Szkocja po prostu nie potrzebuje londyńskich królów, nawet, jeśli w kilcie prezentują się tak chętnie i naturalnie, jak (skądinąd sympatyczny) książę Karol. I nawet jeśli są tak nieomal po szkocku skąpi, jak jego matka. Historia szkockiej monarchii (zwłaszcza w obecnym kształcie) – nieuchronnie dobiega końca.
No comments:
Post a Comment
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy