Camp Coutts to piękne miejsce same klify piaskowcowe i
las na południu Sydney w Royal National Park. Biwak był pod nazwa PODRÓŻ, lecz to
nie była mila podróż dla harcerek. To było cofniecie się w przeszłość. Harcerki zapoznały się z losami Polaków wywożonych
w czasie II wojny Światowej na Syberie lub przemocą zabierani na roboty do
Niemiec. Dowiedziały się Jak wyglądało życie w tych czasach i jaką mieli ciężką
pracą. Jak daleko musieli do niej
dochodzić i jaką za to otrzymywali głodową zapłatę w żywności. Polscy żołnierze walczyli dzielnie w czasie wojny,
ale nasi harcerze koncentrowali się na historii Polaków walczących pod Monte Cassino.
Zuchy bardzo ciężko pracowały, aby zdobywać ziarenka
kukurydzy za wykonywanie zadań związanych ze zdobywaniem sprawności „Robin
Hooda” który przypomina swoim postępowaniem naszego polskiego „Janosika”
W sobotę pod wieczór przyjechał do nas Ksiądz Artur Botur
i przy obrazie Matki Boskiej która, wraz z Polakami była na Syberii i do niej
Sybiracy modlili się gorąco o pomoc przetrwanie tych ciężkich lat i o
szczęśliwy powrót do Polski odprawiona została Msza Święta. Niech opisy
niektórych uczestników i zdjęcia organizowanych zajęć pokażą jak nasi
podopieczni przezywali te zajęcia. Harcerki chętnie w nich brały udział i
zapoznały się z tym tak trudnym życiem w tych czasach.
Zastępowa zastępu „Bron” Magda Kawa pisze, że w pierwszym
dniu biwaku o 7.00 wieczorem rozpakowałyśmy nasze rzeczy i przygotowałyśmy
miejsca na spanie i poszłyśmy na kolacje.
Razem z harcerzami i zuchami zjedliśmy smaczne parowki i ciepłą zupę
pomidorową. O pierwszej w nocy druhny jako rosyjskie oficerzy nas wolały na pobudkę
kazali nam spakować jedną walizkę i mówili ze nigdy tu nie wrócimy. Oni na nas wrzeszczeli i zabrali nas do pokoju,
który wyglądał jak wagon pociągu na Syberie.
Byłyśmy bardzo wystraszone. Po różnych
zajęciach, które nam oficerowie kazali robić udało nam się pójść spać. Następnego
dnia druhny nam wytłumaczyły, jak wyglądało życie Polaków wywożonych na Syberie.
Ludzie głodowali i bardzo ciężko pracowali.
Za prace dostawali trochę chleba, a jak nie zrobili wszystkiego to im
dawali mniej.
Harcerka zastępowa
Maja Maziuk zastępu „Słoneczniki” tak opisuje swój pobyt.
Po przyjeździe na miejsce biwaku szybko musieliśmy rozkładać
namioty, bo robiło się już ciemno. Nareszcie
postawione, rozpakowałyśmy się i już czas był na kolacje. Kolacja była pyszna - zupa pomidorowa i bulki
z parowkami. Zmęczone położyłyśmy się spać. Miły sen przerwał nam krzyk POBUDKA! Ktoś wrzeszczał. wyskoczyłyśmy do drzwi
namiotu a tam stały osoby przebrane na NKWD (Beth Kitiara i druhna Dana) i krzyczą.
-Macie 5 minut czasu spakować rzeczy do walizki i już wychodzić. Zabrali nas do pokoju przypominający wagon
pociągu. Mieli pistolety i trzymali nad nami.
W „wagonie” było 8 lóżek i musiałyśmy na nich usiąść i druhna nam opowiedziała
jak dużo ludzi musiało się zmieścić w jednym wagonie. Jeden raz dziennie dostawali posiłek garnek
(wiadro) zupy i bochenek chleba, żeby się podzielić z 60 osobami. W wagonie była wycięta dziura, gdzie mogli
się załatwiać. Czasem pociąg się zatrzymywał
i mogli wysiąść, żeby się załatwić czy wyprostować nogi, ale jak nie byli z
powrotem w pociągu to odjeżdżał i zostawiał ludzi. Jak dojechali na Sybir to ludzie
pracowali od rana do wieczora, żeby dostać kawałek chleba. Jak druhna skończyła
opowiadać to NKWD zabrało nas do jadalni, żeby wybrać jeszcze dodatkowe rzeczy i
dodać do walizki. Było bardzo
interesujące co harcerki wybierały na tą podróż w nieznane. Po zamknięciu walizki poszłyśmy spać.
Na drugi
dzień była gimnastyka i bieganie. Ubrałyśmy się w mundury na apel. Po śniadaniu
słuchałyśmy historii jak to było na Syberii druhny Halinki Prociuk teściowej,
która została wywieziona na Syberię wraz z synami przez Rosjan. Po przeczytaniu książeczki o Syberii lepiłyśmy
domki z plasteliny na wzór chat syberyjskich.
Nasz domek był najlepszy i dostałyśmy dodatkowe punkty.
W
następnych zajęciach musiałyśmy rozpalić ognisko i ugotować rosół, upiec
kartofle i chleb na patyku. Dostałyśmy ziemniaki,
marchew, cebule, mąkę, olej, pieprz, sól i parę szyjek kurzych. Miałyśmy trudności z rozpaleniem ognia po
deszczowej nocy, ale z czasem udało nam się ugotować rosół. Po tych zajęciach poszłyśmy pływać w
pobliskiej skalnej kałuży.
Ksiądz Artur
przyjechał odprawić nam Msze Świętą. Przed
Mszą zjedliśmy Spaghetti Bolognaise. Było bardzo dobre.
Dzień zakończyliśmy kominkiem wraz z harcerzami i zuchami. Śpiewaliśmy i tańczyliśmy
pląsy harcerskie. Druhna Marysia Nowak Komendantka Biwaku w swojej gawędzie mówiła
nam o trudnych latach wojny o swoim teściu, który też był wywieziony do Rosji.
O Annie Lipińskiej, dziewczynce 13letniej która w chwili napadu Niemców na Polskę
uciekała ze swojej miejscowości z matką i synami na wschód a tam wpadła na wojska
rosyjskie. Załadowano ich do pociągów i wywożono na Sybir. Po pakcie z
aliantami Rosjanie puścili Polaków i Ci co mogli i się wydostali dotarli do
Persji. Tam tworzone wojsko Andersa. Jeden z żołnierzy zakupił niedźwiedzia,
który towarzyszył im aż pod Monte Cassino, został włączony do wojska i nosił
amunicje dla żołnierzy.
Druhna Marysia zachęcała abyśmy pytali swoich dziadków o
ich życiu w czasie wojny by pamięć o ich przeżyciach nie zaginęła. Zachęcała
też, abyśmy obejrzeli film o niedźwiedziu Wojtku na Internecie.
Harcerze nie opisywali biwaku, ale z obserwacji wiem, że
budowali sprzęt, aby stworzyć warunki bitwy pod Monte Cassino. Pociski były z
mąki a bitwa odbyła się przy wysokiej skale.
Z wielkim zainteresowaniem słuchano czytanie książeczki
dla dzieci napisaną i kolorowo ilustrowaną przez druhnę Danusię Douglas o losie
jej babci z synami na Syberii „Czy zatańczę znów z Olkiem Mazura”.
Zuchy, z dużą
przewagą to byli chłopcy gotowi rozrabiać. W krótce zuchy znalazły się w lesie.
Otrzymały list ze Robin Hood musi opuścić las i mają się zaopiekować lasem.
Szukały stroi i broni i musiały znaleźć kryjówkę, gdzie by mogły się schować w
razie niebezpieczeństwa. Zuchy były tymi wydarzeniami tak bardzo przejęte, że
trudno było ich wieczorem położyć spać. Następnego dnia zrobiły sobie specjalne
czapki miały okazje strzelać z luku, aby przygotować się do obrony lasu, a że
było bardzo ciepło to kąpały się w skalistym bajorku. Jako majsterkowanie zuchy
budowały domki i osady z drewna podobne do tych w których ludzie mieszkali w
tamtych czasach.
W
niedziele nadszedł czas zakończenia biwaku. Wszyscy spakowali się. Namioty
zostały złożone, porządki były porobione i z przykrością wiedzieliśmy ze trzeba
będzie się pożegnać.
Po raporcie, ostatnim rozkazie i rozdaniu nagród naszym
uczestnikom za ich wzorowy udział, podziękowano prowadzącej komendzie i naszemu
KPH za czas i wysiłek włożony w przygotowanich by biwak był tak udany. Na zakonczenie
zostały opuszczone flagi Polska i Australijska i ze śpiewem „Jeszcze Polska nie
zginęła …” zakończyliśmy nasz biwak „Podróż”.
Do miłego zobaczenia na pierwszych zbiorkach w
poszczególnych ośrodkach.
Czuwaj Halina Prociuk phm
Sekretarka Obwodu Polesie Kraków
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy