Stanislaw Michalkiewicz - jeden z najbardziej znanych polskich publicystów. Fot. Fptoupr - Wikimedia commons (CC BY 2.0) |
Najpierw p. Michalkiewicz był przesłuchiwany na lotnisku tranzytowym w Abu Zabi, a potem w Melbourne. Przesłuchującą i przesłuchującego interesowało m.in. o czym będą prelekcje, które zaplanowano w Australii, czy wypowiedzi nie będą „kontrowersyjne” oraz jaki jest stosunek red. Michalkiewicza do aborcji. Na koniec urzędniczka przestrzegła redaktora, by nie mówił źle o „mniejszościach”. Ostatecznie p. Michalkiewicz został wpuszczony do Australii.
Stowarzyszenie Nasza Polonia domniemywa, że przesłuchanie było spowodowane donosem i zamierza wystąpić do Australijskiego Urzędu Celnego o ujawnienie danych donosiciela.
oprac. TC (za korwin-mikke.pl (01-02-2019))
Opis zdarzeń na lotniskach w Abu Dhabi i w Melbourne przez red. Michalkiewicza:
Zaślubiny z Australią
Na lotnisku w Abu Dhabi, gdzie oczekiwaliśmy na samolot do Melbourne, ze zdumieniem usłyszałem swoje nazwisko z lotniskowego megafonu. Podszedłem tedy do biurka urzędników, ale żaden z nich niczego nie wiedział – aż wreszcie wśród pasażerów znalazł mnie funkcjonariusz.
Okazało się, że to tylko postillon d`amour, który telefonicznie łączył mnie z ukrytym w czeluściach lotniska australijskim oficerem imigracyjnym. Zadawał mi on rozmaite pytania, a gdzie, a co, a po co, a dlaczego, a jak – i tak dalej – a tymczasem godzina odlotu samolotu zbliżała się nieubłaganie, niczym ostateczna klęska znienawidzonej nienawiści. Tedy za pośrednictwem owego funkcjonariusza pozwolił nam wsiąść do samolotu, zapowiadając, że na lotnisku w Melbourne zajmie się mną inny funkcjonariusz, który albo jednym ruchem ręki da mi z Australią zaślubiny, albo nie da i ciupasem odeśle do Warszawy. Można się domyślić, że w tej sytuacji 13-godzinny lot z Abu Dhabi do Melbourne minął, jak z bicza strzelił, dowodząc w ten sposób, że cytowane przez Aleksandra Sołżenicyna powiedzenie, iż „z władzą radziecką nie będziesz się nudził”, ma zastosowanie nie tylko do władzy radzieckiej. I rzeczywiście – na lotnisku w Melbourne zajęła się mną Przemiła Pani, która zaprowadziła mnie do ustronnego pomieszczenia i poinformowała, że wcale nie jestem aresztowany, jak mi się zdawało, a tylko pragnie przeprowadzić ze mną rozmowę. Kiedy przez telefon połączyła się szczęśliwie z francuskim tłumaczem, poprosiłem go, by zapytał o co chodzi i czemu zawdzięczam to wyróżnienie. Uczynił to – ale Przemiła Pani nie odpowiedziała, tylko zaczęła zadawać mi pytania, po co właściwie przyjechałem do Australii. Wyjaśniłem, że w podwójnym celu; po pierwsze, spotkać się z przyjaciółmi oraz obejrzeć sobie to i owo, a po drugie – żeby wygłosić cykl prelekcji w polskich klubach, rozsianych po różnych tutejszych miejscowościach. Wyjaśniłem też, że zaprosiło mnie polonijne stowarszyszenie Nasza Polonia, które nie tylko opłaciło nam przeloty, ale też zapewni utrzymanie w Australii. Bo już w Abu Dhabi mój anonimowy rozmówca dowiadywał się, ile mam pieniędzy przy sobie i na koncie. Przemiła Pani zapytała, dlaczego stowarzyszenie podjęło się opłacenia przelotów również mojej żonie. Odpowiedziałem, że dlatego, bo „są grzeczni”. Wyjaśnienie to zostało przyjęte ze zrozumieniem, ale nie był to bynajmniej koniec „wywiadu”, bo po części organizacyjnej nastąpiła część merytoryczna. Odpowiadając na pytanie, o czym będą te prelekcje wyjaśniłem, że o sytuacji politycznej w Polsce w roku wyborczym oraz o jej międzynarodowych uwarunkowaniach. Wtedy Przemiła Pani zapytała, czy moje wypowiedzi nie będą aby „kontrowersyjne”. Odparłem, że może będą, bo to nie zależy ode mnie, ale od tego, kto mnie słucha. Ta sama wypowiedź przez jednych będzie uważana za oczywistą, a przez innych – za „kontrowersyjną” – cokolwiek miałoby to znaczyć. Potem zaproponowała, bym jej to opowiedział – ale wyjaśniłem, że taka prelekcja trwa co najmniej półtorej godziny, więc przyjęła to do wiadomości i po zanotowaniu moich odpowiedzi wyszła do sąsiedniego pomieszczenia, w którym musiał przebywać Ktoś Ważniejszy. Oczekiwanie na jej powrót trwało dość długo, ale nawet i w takiej sytuacji można liczyć na rozrywkę, bo oto grupa funkcjonariuszy tamtejsze Straży Granicznej właśnie wprowadziła na korytarz, a potem do innego pokoju jegomościa z kajdanami na rękach i nogach. Na ten widok zrozumiałem, że jestem szczęściarzem, nawet, a może nawet zwłaszcza, gdybyśmy zostali deportowani. Nigdy bowiem nie jest tak dobrze, by nie mogło być jeszcze lepiej, jako że lepsze jest wrogiem dobrego. Po długim oczekiwaniu Przemiła Pani pojawiła się z nową serią pytań, przekładanych z francuskiego na angielski już przez innego tłumacza, bo pierwszy był mężczyzną, a teraz Przemiła Pani dodzwoniła się do kobiety. Wspominam o tej podmiance, bo pierwsze pytanie z nowej serii dotyczyło mego stosunku do aborcji – czy jestem za, czy może przeciw. Odparłem, że jestem przeciw, a wtedy Przemiła Pani zapytała – dlaczego. Wyjaśniłem, że uważam, iż nie powinno się mordować ani ludzi bardzo małych, ani ludzi dużych. Potem poprosiła o informację, jak ta sprawa wygląda w Polsce, tedy wyjaśniłem, że pod pewnymi warunkami aborcja jest legalna, ale w innych warunkach – nie. Na koniec przestrzegła mnie, bym nie mówił źle o „mniejszościach” – już bez precyzowania, o jakie mniejszości chodzi, więc być może – o wszystkie. Pomyślałem sobie, że to ciężkie zadanie, zwłaszcza gdyby się okazało, że na przykład złodzieje, bandyci czy idioci są jednak w mniejszości – no ale skoro taki jest rozkaz, to trudno. Na tym procedura się skończyła i Przemiła Pani jednym ruchem ręki dała mi z Australią zaślubiny, przybijając pieczątkę na druczku, który wypełniliśmy jeszcze w samolocie.
Okazało się, że to tylko postillon d`amour, który telefonicznie łączył mnie z ukrytym w czeluściach lotniska australijskim oficerem imigracyjnym. Zadawał mi on rozmaite pytania, a gdzie, a co, a po co, a dlaczego, a jak – i tak dalej – a tymczasem godzina odlotu samolotu zbliżała się nieubłaganie, niczym ostateczna klęska znienawidzonej nienawiści. Tedy za pośrednictwem owego funkcjonariusza pozwolił nam wsiąść do samolotu, zapowiadając, że na lotnisku w Melbourne zajmie się mną inny funkcjonariusz, który albo jednym ruchem ręki da mi z Australią zaślubiny, albo nie da i ciupasem odeśle do Warszawy. Można się domyślić, że w tej sytuacji 13-godzinny lot z Abu Dhabi do Melbourne minął, jak z bicza strzelił, dowodząc w ten sposób, że cytowane przez Aleksandra Sołżenicyna powiedzenie, iż „z władzą radziecką nie będziesz się nudził”, ma zastosowanie nie tylko do władzy radzieckiej. I rzeczywiście – na lotnisku w Melbourne zajęła się mną Przemiła Pani, która zaprowadziła mnie do ustronnego pomieszczenia i poinformowała, że wcale nie jestem aresztowany, jak mi się zdawało, a tylko pragnie przeprowadzić ze mną rozmowę. Kiedy przez telefon połączyła się szczęśliwie z francuskim tłumaczem, poprosiłem go, by zapytał o co chodzi i czemu zawdzięczam to wyróżnienie. Uczynił to – ale Przemiła Pani nie odpowiedziała, tylko zaczęła zadawać mi pytania, po co właściwie przyjechałem do Australii. Wyjaśniłem, że w podwójnym celu; po pierwsze, spotkać się z przyjaciółmi oraz obejrzeć sobie to i owo, a po drugie – żeby wygłosić cykl prelekcji w polskich klubach, rozsianych po różnych tutejszych miejscowościach. Wyjaśniłem też, że zaprosiło mnie polonijne stowarszyszenie Nasza Polonia, które nie tylko opłaciło nam przeloty, ale też zapewni utrzymanie w Australii. Bo już w Abu Dhabi mój anonimowy rozmówca dowiadywał się, ile mam pieniędzy przy sobie i na koncie. Przemiła Pani zapytała, dlaczego stowarzyszenie podjęło się opłacenia przelotów również mojej żonie. Odpowiedziałem, że dlatego, bo „są grzeczni”. Wyjaśnienie to zostało przyjęte ze zrozumieniem, ale nie był to bynajmniej koniec „wywiadu”, bo po części organizacyjnej nastąpiła część merytoryczna. Odpowiadając na pytanie, o czym będą te prelekcje wyjaśniłem, że o sytuacji politycznej w Polsce w roku wyborczym oraz o jej międzynarodowych uwarunkowaniach. Wtedy Przemiła Pani zapytała, czy moje wypowiedzi nie będą aby „kontrowersyjne”. Odparłem, że może będą, bo to nie zależy ode mnie, ale od tego, kto mnie słucha. Ta sama wypowiedź przez jednych będzie uważana za oczywistą, a przez innych – za „kontrowersyjną” – cokolwiek miałoby to znaczyć. Potem zaproponowała, bym jej to opowiedział – ale wyjaśniłem, że taka prelekcja trwa co najmniej półtorej godziny, więc przyjęła to do wiadomości i po zanotowaniu moich odpowiedzi wyszła do sąsiedniego pomieszczenia, w którym musiał przebywać Ktoś Ważniejszy. Oczekiwanie na jej powrót trwało dość długo, ale nawet i w takiej sytuacji można liczyć na rozrywkę, bo oto grupa funkcjonariuszy tamtejsze Straży Granicznej właśnie wprowadziła na korytarz, a potem do innego pokoju jegomościa z kajdanami na rękach i nogach. Na ten widok zrozumiałem, że jestem szczęściarzem, nawet, a może nawet zwłaszcza, gdybyśmy zostali deportowani. Nigdy bowiem nie jest tak dobrze, by nie mogło być jeszcze lepiej, jako że lepsze jest wrogiem dobrego. Po długim oczekiwaniu Przemiła Pani pojawiła się z nową serią pytań, przekładanych z francuskiego na angielski już przez innego tłumacza, bo pierwszy był mężczyzną, a teraz Przemiła Pani dodzwoniła się do kobiety. Wspominam o tej podmiance, bo pierwsze pytanie z nowej serii dotyczyło mego stosunku do aborcji – czy jestem za, czy może przeciw. Odparłem, że jestem przeciw, a wtedy Przemiła Pani zapytała – dlaczego. Wyjaśniłem, że uważam, iż nie powinno się mordować ani ludzi bardzo małych, ani ludzi dużych. Potem poprosiła o informację, jak ta sprawa wygląda w Polsce, tedy wyjaśniłem, że pod pewnymi warunkami aborcja jest legalna, ale w innych warunkach – nie. Na koniec przestrzegła mnie, bym nie mówił źle o „mniejszościach” – już bez precyzowania, o jakie mniejszości chodzi, więc być może – o wszystkie. Pomyślałem sobie, że to ciężkie zadanie, zwłaszcza gdyby się okazało, że na przykład złodzieje, bandyci czy idioci są jednak w mniejszości – no ale skoro taki jest rozkaz, to trudno. Na tym procedura się skończyła i Przemiła Pani jednym ruchem ręki dała mi z Australią zaślubiny, przybijając pieczątkę na druczku, który wypełniliśmy jeszcze w samolocie.
Stanisław Michalkiewicz
________________
Stanisław Michalkiewicz - (ur. w 1947 r. w Lublinie) polski prawnik, nauczyciel akademicki, eseista, publicysta, polityk i pisarz. Współzałożyciel i w latach 1997–1999 prezes Unii Polityki Realnej. Wykładowca w Wyższej Szkole Stosunków Międzynarodowych i Amerykanistyki w Warszawie oraz Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. W drugiej połowie lat 70. zakładał wraz z Wojciechem Ziembińskim i Andrzejem Wojciechowskim Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela. Współpracował z NSZZ „Solidarność” RI. W 1982 r. został internowany na Białołęce, gdzie zaprzyjaźnił się z Januszem Korwin-Mikkem.
W latach 1991–1993 zasiadał w Trybunale Stanu. Był autorem projektu polskiej konstytucji, w którym zawarty był m.in. zakaz uchwalania budżetu z deficytem.
W internecie znany jest z prelekcji wygłaszanych w różnych zakątkach Polski i cotygodniowych felietonów politycznych o wydarzeniach w kraju i na świecie, zamieszczanych na kanale telewizji internetowej Tasme .
W latach 1991–1993 zasiadał w Trybunale Stanu. Był autorem projektu polskiej konstytucji, w którym zawarty był m.in. zakaz uchwalania budżetu z deficytem.
W internecie znany jest z prelekcji wygłaszanych w różnych zakątkach Polski i cotygodniowych felietonów politycznych o wydarzeniach w kraju i na świecie, zamieszczanych na kanale telewizji internetowej Tasme .
a wiecie, który to ten Garncarz co na Michalkiewicza donosił?
ReplyDeletetak, to ten koleś: https://www.facebook.com/aleksander.m.gancarz/timeline?lst=100024014342750%3A654264629%3A1552152444
ReplyDeleteszef The Australian Institute of Polish Affairs (AIPA) Aleksander Marian Gancarz