Jarosław Kaczynski. Czy przywódca rządzącej od 2015 roku partii Prawo i Sprawiedliwość ogłosi przyspieszone wybory? .Fot. P.Drabik - Wikimedia Commons |
Książę Aleksander Gorczakow oznajmił ongiś, że nie wierzy w niezdementowane wiadomości. W tym przypadku, wobec tylu dementi, książę Gorczakow byłby pewny, że takie wybory jednak będą.
Co innego, gdyby sam Jarosław Kaczyński wyparł się pomysłu przyspieszonych wyborów, bo co jak co, ale on to raczej nie będzie robił sobie z gęby cholewy. Chociaż, w tak ważnej sprawie – to kto wie?
O władzy w kraju decydują wybory parlamentarne, które są planowane na jesieni, ale pół roku wcześniej będą wybory do PE. Niby nie mają one bezpośredniego przełożenia na to co się będzie działo na jesieni, ale w tym przypadku może być inaczej i porażka PiS w tych wyborach będzie skutkowała także i w jesiennych wyborach do Sejmu. A układ jest niekorzystny dla PiS. W końcu marca nastąpi brexit, co może się skończyć poważnymi problemami, przynajmniej na początku, dla Wielkiej Brytanii. To zaś, także czasowo, wzmocni zwolenników UE w Polsce, gdyż będą głosić, że PiS i Kaczyński mogą nam zafundować podobne rozwiązanie i podobne problemy.
Ta okoliczność, w powiązaniu z tym, że więcej do tych wyborów pójdzie ludzi z dużych miast, niechętnych PiS-owi, może się skończyć porażką Zjednoczonej Prawicy w wyborach do PE. Na dodatek, nie jest pewne w jakim stanie strona rządowa wyjdzie z wyborów europejskich; czy podziały i kłótnie wynikłe z walki o sute mandaty europosłów nie osłabią jeszcze bardziej tego obozu i nie doprowadzą do częściowej jego dekompozycji? Gdyby to zakończyło się, nawet niewielką porażką, wówczas atak propagandowy uzyskałby napęd i to skończyłoby się, tym bardziej pewną, już klęską w jesiennych wyborach.
Ale nie jest to jedyna przesłanka, która mogłaby skłonić Kaczyńskiego do przyspieszenia wyborów, Jest ich o wiele więcej. W przyszłym roku nastąpić ma pogorszenie koniunktury gospodarczej i poważne spowolnienie polskiej gospodarki, które ujawnić się powinno już jesienią.[vi] Jest oczywiste, że opozycja wskaże obecny rząd jako winnego tego spowolnienia i będzie tym grać w kampanii wyborczej.
9 maja 2018 roku prezydent USA podpisał ustawę 447 zobowiązującą Departament Stanu do wsparcia żydowskich żądań dotyczących bezspadkowego mienia ofiar holokaustu. Właśnie w jesieni tego roku wypada termin publikacji raportu (po 18 miesiącach) przedstawiającego w jaki sposób Polska odnosi się do tych żądań. Jest jasnym, że sprawa ta wywoła wiele zamieszania w Polsce i może skłonić znaczną część dotychczasowego elektoratu PiS do przeniesienia swoich głosów na inne ugrupowania, gdyż PiS nie zrobił nic, by zapobiec takiemu obrotowi sprawy. Zorganizowanie wcześniejszych wyborów pozwoli PiS-owi ominąć tę sprawę.
Ze sprawami polityki amerykańskiej wiąże się także inna kwestia, której rozstrzygnięcie może mieć ujemny wpływ na poparcie dla PiS. Do marca ma być przedstawiony raport Pentagonu o tym, czy w Polsce jest możliwe utworzenie stałej bazy wojsk USA. Chodzi o tzw. Fort Trump. Jeśli okaże się, że baza w takiej formule i według wyobrażeń polityków PiS-u nie powstanie (a jest wiele przesłanek, że tak właśnie będzie i zostanie stworzony jedynie ośrodek szkolenia wojsk i baza logistyczna), wówczas będzie to kolejna okazja na atak na PiS, który zaliczy kolejną porażkę w tak ważnej dla siebie sprawie. Jeśli raport ma być w marcu to decyzji ostatecznej można się spodziewać w kwietniu. Przyspieszenie wyborów znowu pozwoliłoby uniknąć całej tej sprawy. Podobnie jest z zapowiadanym na maj dużym protestem związku nauczycieli, który chce wzmocnić nacisk na rząd, wykorzystując przypadające wtedy matury.
To są tylko niektóre, jednak bardzo ważne sprawy, które mogą ujemnie wpłynąć na wynik PiS w jesiennych wyborach. Jest także wiele innych, oraz to, że im dłużej trwa kampania wyborcza, tym gorzej dla rządzących.
Przyspieszenie wyborów może nastąpić w wyniku rozwiązania Sejmu przez Prezydenta z powodu nie przedstawienia mu budżetu do podpisu w ciągu czterech miesięcy od wprowadzenia projektu budżetu do Sejmu (art. 225 Konstytucji).
W marcu będą też spore podwyżki świadczeń emerytalno-rentowych, co może dać pozytywny skutek wzrostu poparcia dla PiS w wielkiej grupie korzystających z tych świadczeń, ale tylko w tym czasie, bo do jesieni świadczeniobiorcy zapomną i nie będą się już poczuwali do żadnej wdzięczności przy urnach.
Jest też jeszcze jedna, bardzo istotna kwestia, która wręcz zmusza Kaczyńskiego do przyspieszenia wyborów. Chodzi o to, że ostatnio wydłużono kadencję samorządów do 5 lat i obecnie koniec tej kadencji wypada w listopadzie 2023 roku. W przypadku wyborów do Sejmu na jesieni obecnego roku, następne wybory do Sejmu, za cztery lata, pokrywałyby się z wyborami do samorządów i powinny odbyć się razem. A takie łączone wybory są niekorzystne dla PiS, gdyż promują PSL, które ma wielu aktywistów na wsi. Powstaje taki efekt, że ten kto będzie głosował na wójta i radnego z PSL, to będzie także głosował i na posła z PSL, choć w innym przypadku by tak nie postąpił. To samo może dotyczyć głosujących przeciwko PiS-owi w wielkich miastach. Z tego względu te wyboru PiS powinien rozdzielić, a ponieważ skrócenie kadencji samorządów nie wchodzi w grę, to należy skrócić kadencję Sejmu.
Widzimy zatem, że jest wiele przesłanek, które powinny skłaniać Kaczyńskiego do przyspieszenia wyborów. Czy tak się stanie pomimo dementowania tych pogłosek? Sądzę, że nie tylko będą wybory przyspieszone, ale już teraz machina wyborcza PiS działa tak, jakby było to postanowione.
Bo jak inaczej wytłumaczyć pewne ruchy, które są tam wykonywane? Na przykład: nagłe ogłoszenie przez Krystynę Pawłowicz rezygnacji z uczestnictwa w polityce. Jaki to miałoby sens na prawie rok przed wyborami? Natomiast jeśli wybory mają być w marcu to wtedy oczywiście rzecz cała wygląda inaczej. Pani Pawłowicz jest osobą wielce kontrowersyjną, przysparzającą wiele kłopotów podczas kampanii i jej wyciszenie byłoby dla PiS korzystne. Pozbyto się z TVP Wojciecha Cejrowskiego, zapewne także w ramach podobnego planu czyszczenia przedpola przed wyborami. Także ostatnia sprawa Adama Andruszkiewicza staje się bardziej zrozumiała, gdy spojrzymy na nią w kontekście bliskich wyborów. Chodzi o przyciągnięcie jakiejś tam części elektoratu narodowego do PiS, przez pokazanie, że oto tacy ludzie mogą robić u nas kariery. Ale to będzie działać tylko kilka miesięcy i do jesieni zostałoby zapomniane. Po co by zatem PiS jadł teraz tę żabę, gdyby nie miał na widoku bliskich wyborów? Jest jeszcze sprawa pozbycia się ambasadora Jana Piekły z Kijowa. Jego tam obecność i działalność jest mocno kontestowana przez środowiska kresowe i narodowe. I nagle okazuje się, jak w teatrze lalek, że nie ma już Piekły, to i nie ma sprawy. Te środowiska nie mogą już mówić, że PiS we wszystkim ulega Ukrainie.
Korzyści dla PiS wynikające z przyspieszenia wyborów, choć się o tym wprost nie mówi, są także oczywiste dla co rozumniejszych ludzi w opozycji, którzy po krótkotrwałym przypływie optymizmu związanego z sukcesem w miastach, w wyborach samorządowych, zaczęli nagle przekonywać, poprzez publikację sondaży, że PiS i tak wygra wybory do PE, niezależnie od tego co zrobi opozycja.[vii] Jaki to ma sens? Według mnie, taki, by uśpić czujność Kaczyńskiego i przekonać go, że nie musi wykazywać żadnej inicjatywy, a i tak wszystko wygra, i wybory do PE, i do Sejmu, gdzie będzie miał samodzielną większość. Czy Kaczyński da się na to nabrać? Sądzę, że nie, bo to zbyt doświadczony polityk i wielokrotnie wygrywał w ciężkich warunkach.
Opisując tę sytuację w kategoriach działań militarnych, można by porównać to do manewrów przed słynną bitwą pod Lutynią w roku 1757. Wówczas to Fryderyk II dysponując prawie dwa razy słabszą liczebnie armią, zaatakował i rozbił austriackie siły Karola Lotaryńskiego, zajmującego silną pozycję. Jak tego dokonał? Małymi siłami zasymulował atak na prawe skrzydło Austriaków, podczas gdy gros sił Fryderyka przeszedł wzdłuż ich frontu i zaatakował z flanki lewe skrzydło. Karol usiłował nagle zmienić front swoich oddziałów, chcąc zatrzymać pruski atak, ale zabrakło mu na to czasu i został całkowicie rozbity. Tak samo teraz manewruje Kaczyński. Jego ludzie dementują pogłoski o wcześniejszych wyborach chcąc przekonać, że będzie prowadził działania tak, jak by tego chciała opozycja i w wyznaczonych terminach. Chce on by opozycja przygotowywała się do wyborów do PE, formowała listy i programy, czyli ustawiała się w takim szyku. Tymczasem prezydent, w końcu stycznia, zapewne rozwiąże Sejm i wyznaczy nowe wybory w bardzo krótkim czasie, tak aby nie dać opozycji czasu na przygotowanie dobrej kampanii. Opozycyjne partie znajdą się wtedy w sytuacji takiej, jak Austriacy pod Lutynią; będą usiłowali nagle zmienić front, z wyborów do PE, na wybory do Sejmu, by zatrzymać Kaczyńskiego i jakoś się dostosować do nowej sytuacji, ale nie będą mieli na to czasu i sromotnie przegrają.
Ponadto korzyść z tego będzie dla PiS-u jeszcze taka, że zwycięstwo w wyborach do Sejmu w marcu praktycznie zniweluje zupełnie znaczenie wyborów do PE w maju. Nie będą one politycznie znaczące a staną się tylko wyścigiem po brukselskie apanaże. Będzie się to odbywało przy małej frekwencji i zainteresowaniu.
Kaczyński może oczywiście tego wszystkiego nie robić i wierzyć w podsuwane mu przez opozycję sondaże zapewniające, jaki to jest silny i jak wszystko wygrywa. Ale wtedy to on znajdzie się w sytuacji Karola Lotaryńskiego, oczekującego bezczynnie na wroga na stałej pozycji, a Fryderykiem II będzie Grzegorz Schetyna, który zresztą pochodzi z Dolnego Śląska, tam gdzie leży wspomniana Lutynia.
Ma zatem Jarosław Kaczyński wybór. Jednak jestem przekonany, że podjął on już decyzję i jego armia maszeruje według planów, przewidujących starcie z wrogiem w marcu, być może nawet 17 marca.
konserwatyzm.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy