"Rzadko się zdarza, by pogrzeb konkretnego człowieka wyznaczał także koniec pewnej epoki." Fot. M.Apostaticus - Flickr (CC BY 2.0) |
To drugie zdanie jest o wiele bardziej prawdziwe. Zwolennicy wojny w USA stracili przywódcę. I nie chodzi o to by brakło tam ludzi, którzy chcieliby stosować wojnę jako metodę rozwiązywania problemów. Chodzi o to, że McCain był w tym wiarygodny i przekonywujący, i całe jego życie o tym świadczyło. Kochał wojnę choć ona go nie oszczędzała. W ciągu kilku miesięcy służył jako pilot w wojnie wietnamskiej. Ranny podczas wybuchu na lotniskowcu dalej latał. W końcu, w swojej 23 misji został zestrzelony i ranny, ze złamanymi kończynami, na pięć lat poszedł do niewoli, a wczasy to nie były.
To go nie załamało i po powrocie z niewoli zaangażował się jako polityk i dalej robił wszystko by wzmacniać siłę amerykańskiej armii tak, aby była ona w stanie wygrać każdą wojnę. Dwa razy chciał zostać prezydentem, jednak bez skutku. W konfrontacji z Obamą poniósł klęskę. W Ameryce, po Wietnamie i Iraku, ludzie mieli dość wojen. McCain jednak nie odpuszczał i nadal, nawet w ostatnich dniach choroby, która go ostatecznie zabiła, robił w Senacie wszystko by zwiększyć zbrojenia i wydatki na nie. Ostatni amerykański budżet obronny w gigantycznej wysokości 761 miliardów dolarów nosi jego imię (John McCain National Defense Authorization Act – NDAA). Jego wysokość jest uzasadniana koniecznością przeciwstawienia się Rosji. Ale Rosja wydała w 2017 roku tylko 66 miliardów dolarów. Czyżby zatem amerykańska machina wojenna była tak nieefektywna, a amerykańska broń tak droga, że dla powstrzymania Rosji trzeba było wydawać aż prawie dwanaście razy więcej środków?
McCain był do samego końca wielkim wrogiem prezydenta Trumpa. Szkodził mu politycznie jak mógł, a tę wrogość przeniósł nawet poza kres swojego życia, bo nie życzył sobie by Trump był na jego pogrzebie. Wyjątkowy przypadek zapiekłości.
Polsce wielu polityków, szczególnie PiS-u, we wspomnieniowych notach nazywało McCaina przyjacielem Polski. Nie wypadało im pisać inaczej, ale faktycznie to różnie wyglądało. Na spotkaniu z prezydentem Andrzejem Dudą 17 lutego 2017 roku ostrzegł go mówiąc: „Myślę, że jednym z krajów, który zostanie poddany pewnej presji, jest pański”. Co miał na myśli? Zapewne to, że już w dziesięć dni później McCain był w grupie senatorów (wpisany jako cosponsor), którzy przedstawiali w Senacie projekt ustawy S447, która przyznaje Departamentowi Stanu prawo do wspierania działań mających na celu odzyskanie żydowskich majątków, co może być dla Polski wielkim zagrożeniem.
Rok wcześniej McCain podpisał list do premier Szydło, gdzie padło żądanie: “Wzywamy Pani rząd do respektowania podstawowych zasad OBWE i UE”. Odpowiedź Szydło była zdecydowana: „chcemy, by szanowano nasze suwerenne decyzje”. Dziwny to był przyjaciel.
Rok wcześniej McCain podpisał list do premier Szydło, gdzie padło żądanie: “Wzywamy Pani rząd do respektowania podstawowych zasad OBWE i UE”. Odpowiedź Szydło była zdecydowana: „chcemy, by szanowano nasze suwerenne decyzje”. Dziwny to był przyjaciel.
McCain w jakiś sposób był podobny do Churchilla. Zaczynali obaj, jako oficerowie, na wojnach gdzie im się nie wiodło. Potem poszli do polityki, gdzie dalej promowali wojnę jako panaceum na wszystkie problemy. Efektem polityki Churchilla było bankructwo i koniec Imperium Brytyjskiego. Dziś świat stał się bardziej złożony niż był kiedyś, a USA i cały Zachód są relatywnie coraz słabsze i nie mogą już narzucać wszędzie swoich rozwiązań. Już nawet Kim Dzong Un, dyktator małej Korei Północnej, z nich kpi i straszy, a oni nic mu nie mogą zrobić. Recepty takich jak McCain też nic na to nie pomogą. Dlatego coraz mniej jest miejsca dla takich polityków. Jeden z najbardziej znanych, i już chyba ostatnich, właśnie odszedł. Jego córka Meghan na pogrzebie powiedziała, że chowają „amerykańską wielkość”. Jeśli chodzi o wielkość opartą na militarnej sile i gotowości do jej użycia, to czasy kiedy ta koncepcja królowała w amerykańskiej polityce, wraz z pogrzebem McCaina, symbolicznie odchodzą w przeszłość. Rzadko się zdarza, by pogrzeb konkretnego człowieka wyznaczał także koniec pewnej epoki.
Stanisław Lewicki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy