Fot. R.Pastryk - Pixabay(CC0) |
Aktualna
Konstytucja
Konstytucja
PRL ze zmianami wprowadzonymi w 1989 roku w wielu swoich zapisach przetrwała aż
do pierwszych lat III Rzeczypospolitej. W części dotyczącej stosunków między
władzą wykonawczą a ustawodawczą, a także samorządu terytorialnego została
zastąpiona tzw. Małą Konstytucją z 1992 roku.
W
1997 r. po niemal 10 latach suwerenne państwo polskie doczekało się konstytucji
opracowanej samodzielnie.
Pod koniec kadencji rządów socjaldemokracji, koalicja SLD i PSL przyspieszyła prace
nad uchwaleniem nowej konstytucji. Moment legislacyjny był wymarzony, bowiem od
grudnia 1995 roku urząd prezydenta sprawował nie kto inny jak postkomunista i
lider SLD Aleksander Kwaśniewski.
Niemniej
od 1992 r. działała Komisja Konstytucyjna, do której wpłynęło aż 8 projektów
konstytucji. Ostateczny kształt ustawy zasadniczej okazał się kompromisowy i
był efektem gry politycznej, a nie rzetelnej pracy konstytucjonalistów nad
ustawą zasadniczą.
W
tym czasie ruch Solidarności przygotował własny projekt konstytucji, pod którym
zebrano 2 miliony podpisów. Nie został on dopuszczony do wyboru w referendum
spośród dwóch projektów konstytucji. W 1997 r. Zgromadzenie Narodowe
przegłosowało ostatecznie „lewicowy” projekt konstytucji przygniatającą ilością
głosów (za 451, przeciw 40, wstrzymało się 6). Obywateli zapytano w
referendum tylko o projekt konstytucji przyjęty przez ówczesną lewicową
większość parlamentarną. W glosowaniu wzięło udział zaledwie 43 proc.
obywateli. Z tej liczby tylko 53 proc. opowiedziało się za przyjęciem
konstytucji. Było to niespełna 6,4 mln obywateli. Trudno zatem jest
powiedzieć, że konstytucja odzwierciedla poglądy obywateli na państwo i naród.
Ustawa
zasadnicza nie rozwiązywała wielu trudności. Wprowadziła sporo niejasności
prawnych i legislacyjnych. Nie ustosunkowywała się do kwestii braku
suwerenności w okresie PRL, aparatu represyjnego, czy współpracy wielu agend
państwowych ze Związkiem Sowieckim. Nie podjęła problemu pozostania wielu
obywateli poza jej obecnymi granicami, wywłaszczenia mienia, odbierania
obywatelstwa i wielu innych kwestii. Wszystko wskazuje więc na to, że zmiana
Konstytucji RP jest historyczną koniecznością. Mimo to najwyższe organy władzy
państwowej, które działają w interesie państwa i narodu blokują nowelizację
aktualnej przestarzałej Konstytucji. Czy można wytłumaczyć racjonalnie brak
odpowiedzialności polskich polityków za państwo i naród?
Etyka
polityków
Odpowiedzialność
nie jest niestety pojęciem obiektywnym, bywa różnie interpretowana i ma przede
wszystkim charakter społeczny, mimo iż skutki działalności, za którą dany
polityk odpowiada, posiadają wymiar zarówno polityczno-ekonomiczny, jak i
moralny. W socjologiczno-politycznym pojęciu, politycy ponoszą odpowiedzialność
za swoje działania, które przynoszą im materialne lub inne zyski, jednakże
skutki tych działań mogą być w innych dziedzinach życia negatywne. Podobne
zjawisko obserwujemy obecnie w przypadku zmiany konstytucji lub wprowadzenia
nowej ordynacji wyborczej. Politycy nie przejmują odpowiedzialności za państwo
i naród, albo ją swoiście interpretują w aspekcie walki partyjnej i własnych
partykularnych interesów.
Czy
można jednak w tym kontekście oceniać działania, które są całkowicie lub w
pewnym stopniu pozbawione obiektywnej odpowiedzialności moralnej? I czy jest
konieczne, aby politycy kreowali własny kodeks etyczny, który stanowi często
obronę przed odpowiedzialnością?
Otóż
politycy odróżniają moralność subiektywną od obiektywnej. Dla polityków
moralność jest z reguły subiektywna, bowiem jest ona związana z aktualna
sytuacja polityczna i kalkulacja wiodących ugrupowań politycznych w Polsce.
Ta wyrachowana kalkulacja nie pozwala politykom na zmianę konstytucji, nie
mówiąc już o wprowadzeniu nowej ordynacji wyborczej lub „oddaniu” suwerenowi
władzy w postaci bezpośrednio demokratycznych form współdecydowania.
Funkcjonuje to na zasadzie wewnętrznego „kodeksu etycznego” ugrupowań
politycznych i związanych z nimi grup interesów. Jeśli jednak dana sytuacja się
zmienia, politycy kreują automatycznie nowe wartości etyczne, na których budują
swoja nową bazę dla maksymalizacji ich zysku – materialnego bądź politycznego.
Nie uważają tego za destabilizujące lub niemoralne, lecz przynoszące zysk bądź
nie – w danych warunkach polityczno-ekonomicznych. Wszyscy beneficjenci
systemu, dopasowują się niejako automatycznie do tych zmieniających się
warunków i dzięki temu wykalkulowana zostaje mniej lub bardziej stabilna baza
ich działania. Partie polityczne typu wodzowskiego posiadają własną płaszczyznę
działania z własnymi regułami gry, które nazywają etycznymi, jeśli wszyscy
beneficjenci i masa partyjna je spełniają. Ten element „etyczny” ma niewiele
wspólnego ze społeczną i obiektywną etyką i odpowiedzialnością. Partie
określają własny system wartości w sposób, który nie pokrywa się z realiami
społecznymi i ekonomicznymi w państwie, w którym funkcjonują.
Dlaczego
tak się dzieje? Ponieważ w przypadku partii politycznych i organów władczych
odpowiedzialność społeczna jest w pewnym sensie dobrowolna, rozumie się ją w
aspekcie coraz częściej stosowanego w prawie międzynarodowym tzw. „soft low».
To oczywiście tylko pogłębia zróżnicowane pojmowanie zasad etycznych przez
polityków z jednej i społeczeństwo z drugiej strony oraz potwierdza tezę o
semidemokratycznym charakterze polskiego systemu politycznego.
„Reprezentanci
Narodu”
Dlatego
ważny jest głos ogółu, np. w referendum ogólnonarodowym. Decyzja podjęta w
ramach referendum nie może być subiektywna – taka decyzja ma charakter
ogólnoetyczny i społeczny. Oczywiście, to najwyższe organy państwa winny
określać i egzekwować reguły harmonizacji życia społeczno-politycznego z
ekonomią, co stworzy możliwość znalezienia skutecznych rozwiązań życia
politycznego i społecznego. Ale jakie organy i jak wybierane? Na pewno nie
poprzez system list partyjnych, zmuszający obywateli do kolektywnego
kandydowania. Obecnie natomiast, zgodnie z partyjnym „kodeksem etycznym” w
wydaniu soft, posłowie wybierani są przez liderów partii politycznych.
Sugerując
się natomiast obiektywnym pojęciem etyki i demokracji, „reprezentanci Narodu”
powinni być wybierani przez wyborców. Wydaje się to banalnie proste – ale
niestety tylko dla tych, którzy stawiają na pierwszym miejscu wrodzone
człowiekowi zasady etyczne.
Wydaje
się oczywistym, że jakość życia obywateli należy oceniać na podstawie szeroko
pojętego społecznego zysku, który byłby opłacalny dla państwa i narodu. Każdy
obywatel – politycy są też obywatelami – winien mieć świadomość
współodpowiedzialności za prawidłowe i etyczne funkcjonowanie trójkąta: społeczeństwo-państwo-gospodarka.
Najwyższy chyba czas, aby w Polsce przezwyciężyć zjawisko społeczeństwa
równoległego, funkcjonującego na zasadzie „my i wy”. Aby to zrealizować,
konieczna jest zmiana aktualnej konstytucji i mechanizmu wyborczego do Sejmu.
Nie da się ukryć, że należy najpierw spojrzeć obiektywnie na kształt polskiego
ustroju politycznego, co nie jest mocną stroną rządzących polityków.
prof.
Mirosław Matyja
———————
Mirosław Matyja – politolog, ekonomista i historyk. Absolwent Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie i Uniwersytetu w Bazylei. Doktorat w dziedzinie nauk ekonomicznych na Université de Fribourg w Szwajcarii w 1998 r., w dziedzinie nauk humanistycznych na Polskim Uniwersytecie Na Obczyźnie PUNO w Londynie w 2012 r. oraz w dziedzinie nauk społecznych na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie w 2016 r. Mirosław Matyja jest profesorem na Polish University Abroad w Londynie, gdzie pełni funkcję dyrektora Zakładu Kultur Mniejszości Narodowych. Autor i współautor 13 monografii i ponad 130 artykułów naukowych i popularno-naukowych w języku polskim, niemieckim i angielskim.
Autor
książki “Szwajcarska demokracja szansą dla Polski”, wydanej w kwietniu 2018 r.
przez wydawnictwo PAFERE. Mirosław Matyja – politolog, ekonomista i historyk. Absolwent Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie i Uniwersytetu w Bazylei. Doktorat w dziedzinie nauk ekonomicznych na Université de Fribourg w Szwajcarii w 1998 r., w dziedzinie nauk humanistycznych na Polskim Uniwersytecie Na Obczyźnie PUNO w Londynie w 2012 r. oraz w dziedzinie nauk społecznych na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie w 2016 r. Mirosław Matyja jest profesorem na Polish University Abroad w Londynie, gdzie pełni funkcję dyrektora Zakładu Kultur Mniejszości Narodowych. Autor i współautor 13 monografii i ponad 130 artykułów naukowych i popularno-naukowych w języku polskim, niemieckim i angielskim.
Nie powinniśmy obawiać się. Powinniśmy doprowadzić do zmiany konstytucji wyposażając ją między innymi w weto ludowe i inicjatywę obywatelską
OdpowiedzUsuń