Gruzja Fot. Ssolbergj/Wikimedia Commons/CC |
Pierwszym wybitnym kłamstwem, tak niesamowicie bezczelnym, że pozbawiającym jego wyrazicieli jakichkolwiek zdolności honorowych jest samo twierdzenie, że to Federacja Rosyjska napadła na Gruzję. Piewcy tych kłamstw nie chcą pamiętać o tym, jak gruzińskie wojska specjalne potraktowały mieszkańców Południowej Osetii, co więcej nikt nie chce nawet przebąknąć o tym że Osetyńczyków atakowały różne nierozpoznawane formacje zbrojne, które grasowały w rejonie przygranicznym. Pisaliśmy o tym wiele razy, na szczęście w wielu źródłach można znaleźć bardzo dużo rzetelnych informacji na ten temat. Być może właśnie z tego powodu mamy do czynienia z tak wściekłym atakiem? Proste i bezczelne kłamstwo zawsze jest najbardziej skuteczne i szkodliwe.
Mija 10 rocznica wyjazdu do Gruzji byłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. 6 sierpnia 2018 roku udała się do Gruzji delegacja polska na czele z szefem MSZ Jackiem Czaputowiczem wywodzącym się ze stajni dyplomatycznej Bronisława Geremka.
W ostatnich tygodniach mieliśmy w telewizji publicznej szaleństwo związane z Lechem Kaczyńskim. W TVP Info przez dwie godziny pokazywano uroczystości z odsłonięcia pomnika Lecha Kaczyńskiego w Kraśniku z udziałem przedstawicieli najwyższych władz państwowych. Media prorządowe podróż i przemówienie Lecha Kaczyńskiego w Gruzji traktują jak świętość. Jego słowa o tym, że po Gruzji rzekomo Rosja zaatakuje Litwę, Łotwę, Estonię, Ukrainę, a na końcu Polskę w mediach przychylnych władzy są traktowane jako wielką mądrość. Media propisowskie próbują wmówić także nieświadomym ludziom, że gdyby nie Lech Kaczyński to Rosja zajęłaby całą Gruzję. Rzeczywistość nijak ma się jednak do propagandy. Podróż Lecha Kaczyńskiego do Gruzji, jego wystąpienie na wiecu w istocie było totalnym brakiem realizmu politycznego, a nowe pokolenia polityków powinny wyciągnąć z nich wnioski jak nie prowadzi się polityki zagranicznej.
Osoby zainteresowane wojną gruzińsko-rosyjską i udziałem w niej Lecha Kaczyńskiego zachęcamy do kliknięcia TUTAJ
Drugim kłamstwem przekraczającym wszelkie możliwe granice, jest odmawianie Osetii Południowej i Osetyńczykom prawa do podmiotowości. Czy ktoś w ogóle się zastanawiał przez chwilę, dlaczego tak wiele regionów chciało się usamodzielnić od Gruzji? Udało się to tylko Abchazji i Osetii Południowej, w obu przypadkach skończyło się to poważnymi konfliktami zbrojnymi, których można było uniknąć. Jakoś tzw. Kosowo nie miało problemów z poparciem dla swojej niezależności? Zastanawiające dlaczego? Nie ma żadnej symetrii w traktowaniu poszczególnych narodów. O Kurdach, czy mieszkańcach bohaterskich Republik Donbasu, których dramat właśnie się rozgrywa nie ma nawet po co wspominać. Jedni mogą ubiegać się o niepodległość, inni nie mogą nawet o godność. Ciekawie jest zorganizowany ten świat.
Trzecim już półkłamstwem, a w zasadzie przemilczeniem prawdy jest rola polityczna ówczesnego niestety Prezydenta Gruzji, który sprowadził na swój kraj tamto nieszczęście. Człowiek ten jest poszukiwany przez obecne władze Gruzji. Również nie po drodze mu z władzami Ukrainy, którą wybrał na swoją kolejną ojczyznę i płaszczyznę politycznego psucia, niszczenia i dewastowania. To ten człowiek, wymienianie którego nazwiska jest hańbą odpowiada za tamten dramat setek tysięcy ludzi. To niesamowite, że nie jest ścigany przez organizacje międzynarodowe jako prowodyr wojny agresywnej.
Osobną kwestią jest ówczesna polityka polska z zaangażowaniem tragicznie zmarłego Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. To, co wówczas zostało przeprowadzone było szczytem politycznej nieodpowiedzialności za własny kraj i ściągnięciem olbrzymich problemów. Warto dodać, że ówczesny Prezydent Gruzji doprowadził do sytuacji, w której życie polskiego Prezydenta było bezpośrednio zagrożone, tak przynajmniej znany incydent przedstawia to oficjalna propaganda. Czy to była prawda, czy głupia prowokacja, tego nie wiadomo i prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiemy. Całość przeraża zwłaszcza jak uświadomimy sobie, że ówcześni politycy krajów zachodnich mówili o przyjęciu Gruzji do NATO! Co więcej były czynione kroki w tym kierunku jako rozwiązania politycznego.
Jest w tym wszystkim jeszcze jeden aspekt, otóż przypominanie dzisiaj po latach tego dramatu, bez mówienia prawdy o dramacie ludności cywilnej po stronie osetyńskiej, o jej cywilnych ofiarach, o przesiedleniach – to po prostu podłość. Parszywa, zakłamana i wredna podłość. Jednak nie można się dziwić, że popierający tę wojnę milczą o jej ofiarach. Dramat ludności gruzińskiej był bardzo obficie relacjonowany.
Proszę także zwrócić uwagę na to, że nikt nie mówi o wnioskach z tej bezsensownej wojny, której można było uniknąć. Zawinił czynnik polityczny w osobie ówczesnego Prezydenta Gruzji, który do tej wojny doprowadził. To jego decyzje były przyczyną początku konfliktu i jego błyskawicznej eskalacji. Federacja Rosyjska uratowała sytuację przysyłając siły pokojowe i rozjemcze, bez których obecności mogło tam dojść do jeszcze większej i dłużej trwającej tragedii. Oczywiście były też i inne epizody tej wojny, nie wszystkie są wyjaśnione do dzisiaj, nie ulega jednak wątpliwości, że przyczyną całego nieszczęścia były napastnicze działania wojenne z inicjatywy ówczesnego Prezydenta Gruzji, który do dzisiaj jest nierozliczony z tych decyzji.
Z tych wszystkich względów pamiętajmy o prawdzie w smutnej osetyńsko-gruzińskiej historii, cierpieli tam ludzie, wielu zginęło – w tym wiele osób cywilnych w niewyjaśnionych do dzisiaj okolicznościach. Było to zupełnie niepotrzebne. Wyciągnijmy z tej lekcji wnioski, oto dowód na to, że głupota polityków, którzy niekoniecznie służą własnemu narodowi prowadzi do zguby. Ponieważ winny temu dramatowi dalej ma swój apartament w Nowym Jorku, gdzie bezpiecznie żyje jego rodzina, czego nie można powiedzieć o setkach tysięcy ludzi, których dotknęła wojna wynikająca z jego decyzji. Niech ten dramat będzie przestrogą dla wszystkich wichrzycieli i podpalaczy pokoju międzynarodowego. Niestety kolejną już…
Krakauer
* * *
Mija 10 rocznica wyjazdu do Gruzji byłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. 6 sierpnia 2018 roku udała się do Gruzji delegacja polska na czele z szefem MSZ Jackiem Czaputowiczem wywodzącym się ze stajni dyplomatycznej Bronisława Geremka.
W ostatnich tygodniach mieliśmy w telewizji publicznej szaleństwo związane z Lechem Kaczyńskim. W TVP Info przez dwie godziny pokazywano uroczystości z odsłonięcia pomnika Lecha Kaczyńskiego w Kraśniku z udziałem przedstawicieli najwyższych władz państwowych. Media prorządowe podróż i przemówienie Lecha Kaczyńskiego w Gruzji traktują jak świętość. Jego słowa o tym, że po Gruzji rzekomo Rosja zaatakuje Litwę, Łotwę, Estonię, Ukrainę, a na końcu Polskę w mediach przychylnych władzy są traktowane jako wielką mądrość. Media propisowskie próbują wmówić także nieświadomym ludziom, że gdyby nie Lech Kaczyński to Rosja zajęłaby całą Gruzję. Rzeczywistość nijak ma się jednak do propagandy. Podróż Lecha Kaczyńskiego do Gruzji, jego wystąpienie na wiecu w istocie było totalnym brakiem realizmu politycznego, a nowe pokolenia polityków powinny wyciągnąć z nich wnioski jak nie prowadzi się polityki zagranicznej.
Propagandziści pisowscy wmawiający ludziom, że podróż Lecha Kaczyńskiego uratowała Gruzję przed zajęciem całego kraju przez Rosję .Udowadniają w ten sposób totalne braki w znajomości prowadzenia przez Rosję konfliktów na obszarze postradzieckim. Działania Rosji w trakcie każdego z konfliktów sprowadzają się do wspierania obszarów separatystycznych, w którym posiadają rzeczywiste poparcie społeczne, ponieważ utrzymywanie takiego terenu nie wiążę się z drastycznymi nakładami finansowymi. Jednocześnie tereny, gdzie są prorosyjscy separatyści nie są włączane bezpośrednio do Rosji, ażeby blokować wejście do UE i NATO krajów z których dokonują irredenty.
W czasie wojny w Naddniestrzu rosyjskie oddziały, które wspierały prorosyjskich separatystów, nie prowadziły żadnego marszu na Kiszyniów. Kiszyniów w tamtym okresie był w gorszej sytuacji międzynarodowej od Gruzji w 2008 roku. Mołdawia była wspierana w realny sposób tylko przez zmagającą się z kryzysem Rumunię. Wojska rosyjskie wspierające prorosyjskich separatystów zajęły w większości obszar należący przed 1940 rokiem do Mołdawskiej Autonomicznej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, za wyjątkiem miasta Bendery, które do 1940 roku było w granicach Królestwa Rumunii. Gdyby Rosja chciała, militarnie byłaby w stanie zdobyć całe państwo mołdawskie, jednak wiązało to by się z wysokimi kosztami. Moskwa musiałaby trzymać ogromne siły w Mołdawii, wojska rosyjskie stale byłby narażone na walki z potężną partyzantką.
Podobna sytuacja była także w pierwszych wojnach Gruzji z separatystami z Abchazji i Osetii Południowej. Moskwa wspierając separatystów nie przesunęła swoich sił w głąb Gruzji, ponieważ nie ma tam poparcia . Sytuacja nie zmieniła się kilkanaście lat później, więc po co Rosja miałaby zajmować całą Gruzję?
Ostatni konflikt na Ukrainie także pokazał, że Moskwa nie zamierza zajmować pokaźnych terenów. Owszem zajęła Krym, obawiając się wejścia w przyszłości Ukrainy do NATO i pojawienia się tam baz amerykańskich. Rosja jednak podczas konfliktu na południowym wchodzie Ukrainy nie wykazywała chęci inkorporacji innych terenów Ukrainy. Zarówno Doniecka Republika Ludowa jak i Ługańska Republika Ludowa administruje swoje tereny zgodnie z dawnymi podziałami administracyjnymi na Ukrainie. Gdyby Rosja chciało inkorporować Donieck i Ługańsk to po prostu by włączyła je w jeden obszar administracyjny. Siły separatystów wspierane przez Rosję nie zamierzają też maszerować na Kijów i w głąb Ukrainy. Rosji to się zwyczajnie nie opłaca skoro wspieranie Doniecka i Ługańska wiąże się z dużymi kosztami, to co dopiero gdyby Moskwa zajęła całą Ukrainę? Federacja Rosyjska musiałaby trzymać tam ogromne siły militarne, a na Moskwę spadłyby potężne sankcje.
Prorządowi propagandziści wmawiają ludziom profetyzm słów Lecha Kaczyńskiego, jakoby po Gruzji miałaby przyjść kolej na inne kraje, w tym Polskę. Rzeczywistość polityczna nie potwierdza w żaden sposób tej tezy.
Ani Litwa, Łotwa, ani Estonia nie zostały od tego czasu zaatakowane przez Rosję. Trudno uznać żeby Moskwa bała się zaatakować kraje, których łączna siła porównywalna jest z województwem wielkopolskim. Oczywiście dochodzi do różnych konfliktów między tymi krajami a Rosją, jednak nic nie potwierdza tezy, ażeby Moskwa planowała atak militarny na te kraje. Gdyby Federacja Rosyjska miała takie plany to po prostu zaatakowała je zanim weszły do UE i NATO, wtedy byłoby dużo prościej przeprowadzić taki atak.
Na początku konfliktu na wschodzie Ukrainy wielu zwolenników PIS twierdziło, że teraz to dopiero słowa Lecha Kaczyńskiego nabrały na znaczeniu. Jednak i tutaj się mylą. Gdyby nie wspieranie przez zarówno PO i PIS Majdanu, to nikt by nie ginął na wschodzie Ukrainy, a Krym nadal by należał do państwa ukraińskie. Większość polskich polityków przyczyniła się do obalenia legalnie wybranego najbardziej propolskiego prezydenta w historii Ukrainy Wiktora Janukowycza. Janukowycz zwalczał kult UPA promowany przez przyjaciela Lecha Kaczyńskiego Wiktora Juszczenkę. Na ustawie językowej, promowanej przez Partię Regionów oprócz ludności rosyjskojęzycznej, zyskiwały także inne mniejszości, w tym mniejszość polska. Obalenie legalnie wybranego prezydenta, przemoc stosowana przez zwolenników Majdanu, dojście do władzy polityków odwołujących się do OUN-UPA doprowadziło do wybuchu wspieranej przez Moskwę rebelii na wschodzie Ukrainy. Moskwa jednak ograniczyła wspieranie rebelii w praktyce tylko do terytorium Donbasu. Nasuwa się przy tym zasadne pytanie skoro: Moskwa nie zajęła Charkowa, Odessy to dlaczego miałaby zajmować Kraków, Warszawę? Rosja musiałby wcześniej pokonać polskie wojsko, by potem kontrolować ponad 30 milionów skrajnie negatywnej nastawionej do niej polskiej ludności.
Propisowska propaganda wmawia ludziom, że Lech Kaczyński zmontował wielką koalicję. W istocie poza politykami z krajów nadbałtyckich i Ukrainy żadnych innych przywódców na wiecu w stolicy Gruzji nie było. Litwa, Łotwa, Estonia mają siłę województwa wielkopolskiego, natomiast na Ukrainie rządził wówczas gloryfikator OUN-UPA prezydent Wiktor Juszczenko. Juszczenko za niecałe dwa lata uzyska we wyborach prezydenckich 5,45% co świadczy najlepiej , o ,,sile ‘’ przyjaciela Lecha Kaczyńskiego.
Kiedy Lech Kaczyński przemawiał na wiecu w stolicy Gruzji, prezydent Francji Nicolas Sarkozy negocjował pokój z przywódcami Gruzji i Rosji. Lech Kaczyński od początku opowiedział się jednoznacznie po jednej ze stron i mógł być jedynie wykorzystywany propagandowo przez prezydenta Gruzji Michaiła Saakaszwilego. Sarkozy od początku konfliktu zachowywał stanowisko względnie neutralne, co pozwoliło mu być wiarygodnym dla obydwu stron. Lech Kaczyński za to bardziej bronił integralności terytorialnej Gruzji jak sami gruzińscy politycy, w związku z tym wykluczył się z dyskusji już na samym początku. Lech Kaczyński, jak prawie zawsze robią polscy politycy, zamiast dbać o polski interes ośmieszył swój urząd stając się narzędziem propagandowym gruzińskiego prezydenta. Integralność terytorialna Gruzji nie zasługuje na ośmieszanie państwa polskiego.
Podróż Lecha Kaczyńskiego do Gruzji nie powinna się odbyć nawet gdyby Gruzja miała w tym konflikcie 100 % racji. Polski prezydent nie powinien narażać się na niebezpieczeństwo. W sytuacji wojny, awaryjnych lądowań nie trudno o nieprzewidziane sytuacje. Obydwie strony mogłyby wykorzystać tę sytuacje do swoich celów. Prezydent Polski nie powinien narażać się na niebezpieczeństwo w sytuacji konfliktu w odległym kraju, nie mającego dla Polski specjalnego znaczenia.
Wysiłki Lecha Kaczyńskiego w konflikcie w Gruzji nie zostały dostrzeżone także przez świat. W najbardziej znanym filmie o wojnie w Gruzji – ,,5 dni wojny’’ – postać prezydenta Lecha Kaczyńskiego została wycięta. Tylko w napisach końcowych dla polskich widzów pokazane są fragmenty przemówienia Lecha Kaczyńskiego ze stolicy Gruzji. Heroizm polskiego polityka na rzecz obcego interesu po raz kolejny nie został doceniony przez świat.
Lekcja z wyprawy gruzińskiej Lecha Kaczyńskiego powinna zostać wyciągnięta. Żaden polski polityk nie powinien się narażać dla integralności terytorialnej obcego państwa. Polska zamiast być mediatorem w tym konflikcie opowiedziała się jednoznacznie na początku konfliktu po jednej ze stron. Poza ulicami Lecha Kaczyńskiego w Gruzji, Polska nic nie zyskała na tym konflikcie.
Kamil Waćkowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy