Kim and Trump shaking hands at the red carpet during the DPRK–USA Singapore Summit. Fot. D. Scavino Jr (Wikimedia - public domain) |
W Singapurze panu Trumpowi chodziło o Chiny. Zarówno pan Donald Trump jak i pan Kim Jong Un byli zadowoleni po spotkaniu. Świat odetchnął z zaciekawienia. Temat spotkania był jednym z głównych tematów rozmów kuluarowych przywódców światowych mocarstw w Szanghaju. W Kanadzie jak wiadomo G7 kłóciło się o cła i inne kwestie. Zachód bardzo szybko oddał pałeczkę pierwszeństwa cywilizacyjnego na świecie, nawet nie tyle co oddał, ale połamał swoją i spuścił w kiblu.
Tymczasem z Singapuru otrzymaliśmy zdjęcia tego, czego należało się spodziewać i co było w interesie obu spotykających się przywódców. Zarówno USA jak i Korea mają wspólny interes, w postaci przeciwstawiania się wspólnemu zagrożeniu ze strony rosnącej potęgi Chin. Jest sporo nieufności pomiędzy nimi, co więcej na pewno tu nie ma zaufania, ani żadnej współpracy na poziomie operacyjnym. Jednak doszło do przełamania osobistego dwóch liderów. To bardzo wiele, to wiele zmienia i redefiniuje układankę. Proszę pamiętać, że mówimy o polityce opartej na ustaleniach pomiędzy dwoma mężczyznami.
W scenariuszu konfrontacji pan Kim Jong Un ryzykuje w ogóle wszystko. Pan Donald Trump ryzykuje swój autorytet – jako globalnego mocarstwa nr 1. Na ich konflikcie najbardziej zyskują Chiny i Rosja, przy czym Rosja w zależności od tego jak się ustawi. Natomiast Chiny zyskują na każdym aspekcie zaangażowania USA w konflikt, nawet jakby Amerykanie go wygrali. Oczywiście wynik konfliktu z użyciem broni jądrowej zawsze jest przegraną, staje się nią natychmiast jak taka broń jest użyta. Jednak proszę popatrzeć na przykładzie Korei JAKIE ONA DAJE PRZEŁOŻENIE POLITYCZNE!
W scenariuszu cichego porozumienia o nietykaniu się i nie prowokowaniu zarówno pan Kim Jong Un jak i Pan Donald Trump zyskują czas, który również zyskują Chiny, bo wszyscy mogą dalej napinać muskuły. Dodatkowo Korea dalej jest zwornikiem i wyzwalaczem działań na skalę globalną. W pewnym sensie trzyma Chiny na dystans od USA w Azji, a zarazem pozwala Amerykanom jeszcze w tej Azji pozostać przy dotychczasowej roli PAX AMERICANA, nawet z wykrojonym Morzem Południowo-Chińskim. Tylko już zmienia się nieco rola USA z gwaranta bezpieczeństwa, na stronę porozumienia. To wielki wzrost, bo wszystkie kraje orientujące się na USA widzą, że Amerykanie nie tylko wyjmują Colta z kabury, ale również potrafią „powymieniać się serdecznościami” i „dosypać cukierków”.
Scenariusz zjednoczenia Korei to Sci-Fi, nawet już sama deeskalacja napięcia byłaby olbrzymim sukcesem politycznym i wielkim zwycięstwem Koreańczyków. Dlatego nie ma tutaj nic do rozpatrywania. Oczywiście żadna denuklearyzacja nie jest możliwa, żaden kraj z rozsądnie myślącymi politykami, jeżeli ma broń jądrową na wyposażeniu – z niej nie zrezygnuje. No, a jeżeli ma możliwość jej samodzielnej produkcji, to nawet jakby z niej zrezygnował, to zawsze może odtworzyć swój potencjał.
„Przeciwnicy mogą stać się sojusznikami.” To słowa pana Donalda Trumpa z konferencji prasowej po spotkaniu. Na te słowa zareagowały czynniki chińskie, przedstawiając rolę Chin w doprowadzeniu do tego historycznego spotkania. Być może więcej powiedzą, jak Kim Jong Un wróci do domu, na pokładzie chińskiego samolotu (produkcji amerykańskiej).
Miejmy nadzieję, że przywódcy nie zmienią retoryki i nie pojawią się czynniki destabilizujące. Sama deklaracja nie ma żadnego znaczenia, mogli podpisać cokolwiek. Dla Amerykanów było ważne stwierdzenie woli denuklearyzacji, co zostało osiągnięte. Wspominał też o tym sam pan Trump, przedstawiając słowa jakimi zwracał się do koreańskiego przywódcy. Był to język transakcyjny, mowa o „zrobieniu mu przysługi”, przez zamknięcie instalacji istotnych dla potencjału jądrowego. Do tego widzieliśmy, że panowie oglądali amerykańską limuzynę, co było już prawie familiarne.
Dalszy scenariusz rozwoju sytuacji będzie powolny, nawet jeżeli będą podejmowane demonstracyjne ruchy na rzecz pokazania aktywności. Liczy się przede wszystkim to, że nie będzie eskalacji, nie pogorszą się relacje. To z kolei spowoduje, że w Azji napięcie co najwyżej utrzyma się, a wszyscy będą oczekiwali deeskalacji. W tym sensie to jest bardzo, naprawdę bardzo, wręcz niezmiernie dużo.
Kim Jong Un doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że tak na prawdę jest na ostrzu brzytwy. Jeżeli zachowa równowagę, to uda mu się przetrwać i będzie mógł nadal prowadzić wygodne i dostatnie życie, a to wydaje się dla tego człowieka najważniejsze. W praktyce dla USA oznacza to, że jeszcze przez jakiś czas, może nawet 20-30 lat, będą w stanie onieśmielać Chiny blaskiem swojej kwestionowanej, ale jednak niepodważonej potęgi. Chiny miały wspaniałą okazję, żeby pokazać prawdziwe oblicze amerykańskiego imperializmu poprzez wykorzystanie Korei jako detonatora w regionie. W tej chwili ta szansa się oddala, a nawet jeżeli nie, bo ciągle jest możliwa do realizacji, to na pewno będzie wymagać dodatkowych starań i działań. W tym przede wszystkim samodzielnego zdecydowania się ba bezpośrednią konfrontację z USA. To z kolei już powoduje, że sytuacja nie jest prosta i sprawy się bardzo komplikują.
Na pewno obaj na tym spotkaniu wygrali. Na pewno wszyscy zyskali czas. Co więcej, to było realne, ponieważ oboje doskonale wiedzą, że konflikt dla nich obu się nie opłaca. Jest to oczywiście dowód na słabość Ameryki, która musi negocjować, nie jest w stanie osiągnąć swoich celów przez dyktat. Jednak tutaj nie chodziło o Koreę, ona jest tylko wyzwalaczem. Celem było powstrzymanie Chin i to się udało.
Krakauer
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy