Zgromadzenie Ludowe w kantonie Glarus. Fot. A. Sulc (Wikipedia CC BY-SA 3.0 ) |
Z profesorem
Mirosławem Matyją, politologiem, ekonomistą i historykiem, absolwentem
Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie i Uniwersytetu w Bazylei, o demokracji
bezpośredniej w Szwajcarii i jej nieobecności w Polsce, rozmawia Tomasz
Kwaśnicki.
- Panie Profesorze, stawia Pan Polakom za wzór
szwajcarski model demokracji. Czy mógłby Pan w ogólnych zarysach przybliżyć
naszym czytelnikom na czym polega demokracja bezpośrednia i zasada
pomocniczości, na których opiera się szwajcarski system?
Referendum
jest narzędziem kontroli władzy, kształtowania ustroju i wyrazem woli narodu.
Oznacza to, że praktycznie każda ważna decyzja, nie tylko na poziomie
federacji, ale również w kantonie i w gminie, jest podejmowana przy urnie. To niewątpliwie
spowalnia proces decyzyjny, ale podjęta decyzja jest wiążąca i nikt nikomu nie
zarzuca błędów decyzyjnych, bowiem wszyscy obywatele głosują albo mogą
głosować.
Natomiast
instrument inicjatywny ma charakter innowacyjny, co oznacza prawo do inicjatywy
ustawodawczej dla obywateli oraz ugrupowań politycznych i społecznych. Krotko
mówiąc, 100 tys. obywateli może zażądać od państwa przeprowadzenia w ramach
referendum zmian w konstytucji.
Z kolei weto ludowe stanowi
możliwość zmiany już istniejącej i obowiązującej ustawy na żądanie 50 tys.
obywateli. Przyznaję, że te demokratyczne rozwiązania są unikatowe w skali
światowej i na pierwszy rzut oka wydają się skomplikowane.
Definiując natomiast zasadę
pomocniczości/subsydiarności, określiłbym ją lapidarnie następująco: tyle
państwa na ile to konieczne i tyle społeczeństwa, na ile to możliwe.
Zasada pomocniczości przypisuje
gminom i kantonom wszystkie prawa, nienależące wyraźnie do władz szczebla
federalnego. Związane
jest to z bardzo rozbudowanym szwajcarskim systemem federalnym, który sugeruje, że wszystkie organy
państwa działają w granicach prawa i w dobrej wierze, natomiast ich kompetencje
są podzielone między władze federalne, kantonalne i gminne. Pierwsze z nich
wypełniają tylko te zadania, które wyraźnie przekazuje im konstytucja, a spory
kompetencyjne są rozwiązywane przez rokowania lub mediacje. Wszystkie szczeble
władzy wzajemnie się przenikają, ale każdy z nich posiada swoja, zagwarantowana
prawnie, autonomie działania. Ten zdecentralizowany federalizm oparty na
zasadzie subsydiarności, oznacza, że wszelkie decyzje podejmowane są oddolnie,
z bezpośrednim udziałem obywateli. Decyzje, które nie mogą być podjęte na
szczeblu gminy, podejmowane są przez władze kantonalne. Kantony podejmują
większość decyzji, oprócz tych, które są „zarezerwowane” wyłącznie dla
federacji, np. w zakresie obronności czy polityki zagranicznej. W wielu
dziedzinach regułą jest, że rząd federalny tworzy prawo, ale jego wdrożenie
pozostawia kantonom, które dokonują tego w sposób stosowny do własnych wymogów.
Biorąc pod uwagę ostateczność głosu obywateli w
ramach referendum przy realizacji decyzji państwowych i lokalnych, można z
pewnością uznać, że Szwajcaria jest rządzona oddolnie i bezpośrednio. To
właśnie demokracja bezpośrednia wywarła istotny wpływ na sukces szwajcarskiego
„fenomenu demokratycznego”. Nic tak bowiem nie jednoczy ludzi, jak świadomość
podstawowej wartości ich demokratycznych, suwerennych praw i opieka nad
wspólnie wypracowanym bogactwem. Współrządzący obywatele wiedzą, że
współdecydują w gminie, w kantonie i w państwie. W Szwajcarii proces decyzyjny
funkcjonuje według zasady: dialog jest źródłem kompromisu.
- Szczególnie
interesującą kwestią jest to, jak system demokracji bezpośredniej funkcjonuje w
większych miastach w Szwajcarii. Uważam, że to przede wszystkim jest bolączką
polskiego ustroju samorządowego. Dla przykładu, mieszkańcy prawie
800-tysięcznego Krakowa są w zasadzie pozbawieni większego wpływu na swoje
najbliższe otoczenie, pomijam taką infrastrukturę jak drogi czy linie
tramwajowe, ale nawet stan trawnika na ich ulicy zależy od decydenta w ratuszu
odpowiedzialnego za służby oczyszczania. 18 dzielnic, na które podzielony jest
Kraków ma do dyspozycji łącznie około 1% budżetu miasta. Jednostki te nie
posiadają zresztą żadnych poważnych kompetencji, a ich rola sprowadza się w
zasadzie do funkcji doradczej. Wprowadzony w ostatnich latach tzw. „budżet
obywatelski” ma do dyspozycji jeszcze mniejszy rząd wielkości i jest nędzną
namiastką przywilejów, którymi cieszą się obywatele Republiki Helweckiej. Czy
miasta w Szwajcarii są równie scentralizowane jak miasta w Polsce?
- Miasta w Szwajcarii nie odróżniają
się administracyjnie od gmin w tym kraju i pod tym względem nie są
uprzywilejowane no i nie są scentralizowane. Duże miasta, jak Zürich, Bazylea,
Genewa, Berno itd. składają się po prostu z kilku gmin i każda odpowiada za
siebie.
Berno dla Szwajcara to siedziba
urzędów administracji państwowej, a nie stolica państwa.
W przypadku decyzji dotyczącej całego
miasta, referendum odbywa się z reguły na szczeblu kantonalnym.
Podam przykład. Ostatnio
glosowaliśmy na temat budowy nowej linii tramwajowej w Bernie. Ta linia ma być
budowana na terenie kilku gmin miasta Berna. Silą rzeczy, referendum musiało
mieć charakter kantonalny – zgodnie z zasadami federalizmu i pomocniczości,
bowiem zakres referendum przekraczał możliwości decyzyjne szczebla gminnego.
Natomiast gdy głosowaliśmy pare lat
temu na temat budowy nowej linii tunelu Gotthard, referendum musiało mieć charakter
ogólnonarodowy, bowiem kwestia dotyczyła kilku kantonów i ważność tego projektu
miała charakter państwowy.
Mówi Pan, że w Krakowie dzielnice
dysponują łącznie jedynie 1% budżetu miasta.
I tu właśnie oddolna demokracja staje się
atrakcyjna. Gdyby w Krakowie doszło do referendum np. na temat budowy nowej
linii tramwajowej, decydentami byliby obywatele Krakowa. A politycy urzędujący
w ratuszu musieliby podjętą decyzję wprowadzić w życie, czyli w tym wypadku
ustalić plan i kosztorys oraz dopilnować terminowej budowy nowej linii
tramwajowej. Przejęliby więc rolę wykonawczą, a nie decyzyjną.
Problemem w Polsce jest rozbudowana
centralizacja ośrodków decyzyjnych, która przypomina bardzo formy rządów
innych scentralizowanych państwach europejskich. Przykładowo we Francji
wszystko się kreci wokół Paryża, gdzie podejmowane jest 90% wiążących decyzji
dla całego państwa.
Wspomina Pan “budżet obywatelski”
jest formą jałmużny, która potwierdza podział społeczeństwa na zasadzie “my i
wy”. W wypadku wprowadzenia w Polsce referendum na poziomie lokalnym,
regionalnym i państwowym – nie mowię już o inicjatywie obywatelskiej – “budżet
obywatelski” w ogóle nie byłby potrzebny. Budżet miasta Krakowa, czy
jakiegokolwiek innego miasta w Polsce, jest własnością wszystkich jego
mieszkańców, którzy ten budżet finansują, płacąc podatki. Oddolna demokracja
nie jest prezentem dla obywateli od rządzących. Suwerenem jest przecież
społeczeństwo.
- Mimo, iż jestem zwolennikiem wprowadzenia podobnych
rozwiązań nad Wisłą, obawiam się jednak, że w Polsce niewiele osób czuje
potrzebę takiej systemowej zmiany. Polacy są społeczeństwem skrajnie
zatomizowanym, a debata publiczna zmonopolizowana jest przez kilka koncernów
partyjno-medialnych, które nie są i nie będą skore do dzielenia się władzą z
kimkolwiek. W tej sprawie nie ma co liczyć również na samorządowców, którzy
mają podobną motywację i interes. Jak wspomniałem w poprzednim pytaniu,
sytuacja mieszkańców miast jest pod tym względem fatalna, mam jednak wrażenie,
że niewielu osobom taki stan rzeczy przeszkadza. Jak w takich warunkach
wyobraża Pan sobie pojawienie się w Polsce szwajcarskiego systemu gminnego?
- Ja od lat zajmują się naukowo funkcjonowaniem
demokracji bezpośredniej, jej wadami i zaletami. W zeszłym roku prezes
Polsko-Amerykańskiej Fundacji Edukacji i Rozwoju Ekonomicznego pan Wojciech
Kuban zaproponował mi współpracę mającą na celu szerzenie idei demokracji
oddolnej w Polsce. Początkowo sam w to nie wierzyłem – szwajcarski system w
Polsce? Wydawało mi się to utopią. Z czasem jednak zmieniłem zdanie – pan Kuban
zaraził mnie swoim optymizmem. Ważne jest doinformowanie społeczeństwa
polskiego o możliwościach i zaletach form demokracji bezpośredniej. Jest to
proces, który nazywam socjalizacją polityczną, w trakcie którego polski
obywatel powinien nabyć system wartości i wzorów zachowań, właściwych dla tego
typu demokracji. To jest proces długotrwały, który w Szwajcarii trwał przez pokolenia,
ale polska demokracja nie zaczyna przecież od zera. Niecałe 30 lat temu
wydawało się w Polsce, że każda demokracja będzie dobra, byle nie ludowa. Z
czasem społeczeństwo zaczyna się przekonywać, że demokracja
parlamentarno-gabinetowa, która panuje w Polsce, nie jest doskonała. Daje ona
obywatelom możliwość współdecydowania jedynie co cztery lata, a to stanowczo za
mało.
Ważne jest, aby class politique
wyszła naprzeciw społeczeństwu. To na politykach winna spoczywać szczególna
odpowiedzialność za dokonanie odważnych i radykalnych zmian w polskim procesie
decyzyjnym i zainicjowanie stopniowego wprowadzania instrumentów demokracji
bezpośredniej. Ale jak powszechnie wiadomo, politycy nie chcą się dzielić
władzą ze zwykłymi obywatelami, mimo że ci obywatele ich wybierają. Dlatego
ważna jest też działalność oddolna, a więc proces uświadamiania społeczeństwa,
że zwiększenie uczestnictwa i współdecydowania obywateli w życiu politycznym
jest możliwe, konieczne i pożądane. W mojej ostatniej książce pt. «Szwajcarska
demokracja szansą dla Polski» piszę o konieczności zlikwidowania tzw.
społeczeństwa równoległego (my i wy) w polskim państwie.
Wracając do Pana pytania. W Polsce
istnieją już namiastki instrumentów demokracji bezpośredniej na poziomie gminy.
Są to głównie referenda lokalne w sprawie odwołania organów samorządu
terytorialnego, np. wójta, burmistrza, prezydenta miasta i ich rad.
Brak jest jednak tradycji
podejmowania wiążących decyzji na szczeblu gminy – takich decyzji, które
dotyczą wszystkich obywateli i dlatego winny być podejmowane przez ogół
społeczeństwa danej gminy.
Należy więc postawić pytanie: czy w
Polsce, na szczeblu gminnym, można wprowadzić formę referendum, która miałaby
realny wpływ na proces decyzyjny w gminie?
Skoro udaje się to w liczącej
przeszło 8 milionów mieszkańców Szwajcarii, to być może uda się również w
gminie liczącej niespełna kilka tysięcy mieszkańców. Jednak, aby stworzyć
jakąkolwiek szansę na wdrożenie takiego pomysłu, potrzeba zaangażowania
możliwie szerokiej grupy mieszkańców lokalnego okręgu.
W sytuacji, gdy gmina faktycznie
chce brać pod uwagę zdanie mieszkańców, oficjalne forum urzędu gminy powinno
być otwarte na tego typu proces decyzyjny. Należałoby wprowadzić system, w
którym każdy mieszkaniec gminy mógłby się wypowiedzieć na dany temat i
następnie ustosunkować się wiążąco, głosując w systemie tak lub nie.
Aktualny stan rzeczy – jak Pan mówi
– być może niewielu osobom w Polsce przeszkadza, bo nie znają innego. Poza tym
historia nas pod względem rozwoju demokratycznych form rządzenia państwem na
pewno nie rozpieściła.
- Ostatnie
pytanie dotyczy niebezpieczeństw związanych z ewentualnym wprowadzeniem systemu
szwajcarskiego w Polsce. Wydaje się, że równocześnie z nadawaniem większej
autonomii społecznościom lokalnym, przyznawaniem im szerszych kompetencji,
pieniędzy i władzy, należałoby mieć na oku również interes całości
Rzeczpospolitej, tak by wyeliminować możliwość pojawienia się tendencji
odśrodkowych czy wręcz antypaństwowych. Jako Polacy mamy obowiązek zabezpieczyć
polski interes w takim wypadku, przed ludźmi, którzy już dziś nie ukrywają
swojego wrogiego stosunku do polskości jako takiej, co ma miejsce chociażby w
przypadku członków Ruchu Autonomii
Śląska. Jak
wyglądają podobne ograniczenia w Szwajcarii i czy wg Pana w Polsce byłyby one
równie wystarczające, co w społeczeństwie nawykłym do federalizmu od setek lat?
- To bardzo
ważne pytanie i tu znowu powołam się na szwajcarskie doświadczenia w tej
kwestii.
W republice
alpejskiej nie podejmuje się nigdy decyzji w referendum, które byłyby sprzeczne
z konstytucja i umowami/zobowiązaniami międzynarodowymi państwa szwajcarskiego.
Inicjatywa
ludowa, której treść jest sprzeczna z konstytucja, nie zostanie dopuszczona do
referendum. Kancelaria rządowa sprawdza zawsze zgodność inicjatywy z ustawą
zasadniczą i międzynarodowymi układami i konwencjami, które Szwajcaria
podpisała i respektuje. Podobnie dzieje się na szczeblu kantonalnym i gminnym.
Te ograniczenia funkcjonują skutecznie w Szwajcarii od 170 lat, czyli od
momentu powstania państwa helweckiego. Dlatego rola konstytucji odgrywa tak
istotną role – podobnie zreszta , jak w każdym demokratycznym państwie, a wiec
i w Polsce.
Konstytucja
i umowy międzynarodowe są rownież w Polsce gwarantem dla raison d’être
całości Rzeczypospolitej. Stąd też ważna jest aktualna debata na temat kształtu
nowej polskiej konstytucji.
Wspomniał
Pan o Ruchu Autonomii Śląska. Załóżmy, że w Polsce panuje demokracja
bezpośrednia. Wspomniane ugrupowanie polityczne zbiera podpisy (oceniam
szacunkowo, ze w Polsce inicjatywa – porównujac proporcjonalnie ze Szwajcaria –
winna wymagać 500 tys. podpisów) w celu zgłoszenia inicjatywy dotyczącej
autonomii regionu śląskiego. Ugrupowanie to musiałoby najpierw zebrać te
podpisy w określonym ustawowo czasie. Następnie odbywa się referendum
ogólnonarodowe, w którym – to już mogę Panu teraz powiedzieć – ten projekt
inicjatywny zostanie odrzucony. Przecież nie tylko zwolennicy, ale także
przeciwnicy tej inicjatywy prowadziliby kampanie przedreferendalna i glosowali
za albo przeciw.
W Szwajcarii
muzułmanie walczą już od lat bezskutecznie o uznanie ich religii za religię
narodową. Malo tego, na skutek referendum o nazwie stop minaretom w 2009
r. zabroniono na terenie Szwajcarii budowy minaretów na muzułmańskich
świątyniach.
Doprowadzić
do inicjatywy i wygrać referendum to dwie różne rzeczy. Ale chodzi też o to, że
samo zasygnalizowanie problemu w postaci doprowadzenia do inicjatywy ludowej
jest “warte świeczki”. Władze, przynajmniej tak jest w Szwajcarii, nie mogą
danego problemu ignorować I przejść obok niego obojętnie. Choćby dlatego, że
parę lat później dochodzi z reguły do następnej inicjatywy dotyczącej tego
samego problemu.
Trzeba tu
wspomnieć o art. 4 polskiej ustawy zasadniczej, który jasno określa, że władzą
zwierzchnią w Polsce jest naród, który sprawuje władzę przez swoich
przedstawicieli lub bezpośrednio. Bezpośrednio czyli oddolnie, przy aktywnym
udziale obywateli.
Nie chodzi o
to – ja to powtarzam przy każdej okazji – aby z Polski zrobić drugą Szwajcarię,
lecz o zwiększenie partycypacji obywateli przy podejmowaniu ważnych decyzji na
szczeblach władzy lokalnej i państwowej.
Krotko
mówiąc, praktyka inicjatywy obywatelskiej, realistycznej do przeprowadzenia i
wiążącej dla władz referendum wzbogaciłyby na pewno proces decyzyjny w ramach
polskiego systemu politycznego. Nowa konstytucja mogłaby określić obszary życia
gospodarczego i społecznego, w których byłoby to dopuszczalne lub zabronione.
Przy czym
podkreślam, że zorganizowanie inicjatywy i przeforsowanie jej w referendum nie
jest wcale proste. Ale warto wziąć inny ważny aspekt tego procesu pod uwagę.
Klasa polityczna, świadoma istnienia oddolnych instrumentów demokratycznych,
musi się bardziej liczyć ze społeczeństwem, które – posiadając w swoich rękach
instrumenty decyzyjne – automatycznie przejmuje funkcje kontrolną w procesie
decyzyjnym na płaszczyźnie państwowej i lokalnej.
Rozmawiał red.
Tomasz Kwaśnicki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy