Nowy szef MSZ Jacek Czaputowicz z wiceprzewodniczącym Komisji Europejskiej Fransem Timmermansem. Fot. Twitter (H.Timmermans) |
— Nowy szef polskiej dyplomacji Jacek Czaputowicz spotkał się w ubiegłą niedzielę z wiceprzewodniczącym Komisji Europejskiej Fransem Timmermansem. Z komunikatów prasowych można wysunąć wniosek, że swemu rozmówcy nie zasygnalizował gotowości do żadnych ustępstw ze strony polskich władz wobec oskarżeń Komisji Europejskiej o podważanie zasady podziału władzy oraz niezawisłości sądów. Więc, jaki, według Pana profesora, był sens tej wizyty?
— Myślę, że rząd Prawa i Sprawiedliwości, czy w ogóle rząd RP, ze względów choćby honorowych nie może wycofać się z tej reformy tylko z takiego względu, że następują naciski ze strony Komisji Europejskiej. Myślę, że to kwestia honoru i dumy państwa, które nie cofa się z powodu groźby zewnętrznych sankcji. Myślę, że w podobnej sytuacji znajdują się organy unijne, które również nie mają możliwości wycofania się ze swoich gróźb po tym, kiedy te groźby zostały postawione, a ultimatum nie zostało spełnione.
Jaki w związku z tym jest cel tej wizyty? Myślę, że to było przede wszystkim pokazanie, że polska polityka zagraniczna, w tym również dotyczące UE, zmieniła swoją twarz i zmieniła też ton, w którym będzie się o Unii Europejskiej wypowiadać. Osobiście nie spodziewałem się tego, że któraś ze stron ustąpi. Jednak po tej wizycie należy się spodziewać jednej rzeczy — zakończenia tonu wzajemnych oskarżeń i wzajemnych pretensji. Ja się wcale nie zdziwię, jeśli skutkiem tego będzie sytuacja, że UE będzie o tych sankcjach wobec Polski mówiła, ale nigdy nie rozpocznie rzeczywistej procedury wprowadzania ich w życie.
— Postępowanie w ramach artykułu 7. w Unii Europejskiej może się zacząć już niebawem. A prace nad unijnym budżetem są już bardzo zaawansowane. Zapewne w Warszawie już myślą o pieniądzach z unijnej kasy. Więc może to była tylko gra na zwłokę?
— Mogło tak być, bo ja osobiście nie wierzę w to, żeby po zmianie ministra spraw zagranicznych, po zmianie rządu w Warszawie i po zmianie zdecydowanej retoryki rządu polskiego w stosunku do Unii Europejskiej doszło do uruchomienia artykułu 7. Ja spodziewam się, że naciski na Warszawę ze strony Brukseli będą szły przede wszystkim w postaci gróźb dotyczących budżetu i podziału pieniędzy. Zresztą w moim przekonaniu są one znacznie skuteczniejsze.
Powiem tak. Oczywiście artykuł 7. stanowi jakieś niebezpieczeństwo dla Polski, ale wszyscy wiemy, że szanse na jego uruchomienie są niewielkie, a tym bardziej na uruchomienie skuteczne, żeby Polskę czegoś pozbawić, formalnie właściwie żadne, bo Węgry zapowiedziały, że będą głosowały przeciwko. Myślę, że kilka innych krajów może się znaleźć, które też nie będą zadowolone z takiego twardego dyktatu z Brukseli. Wydaje mi się, że z punktu widzenia PiS uruchomienie takiego artykułu dla sytuacji wewnętrznej w Polsce byłoby korzystne. Dzięki temu można byłoby mobilizować opinię publiczną za pomocą wroga zewnętrznego, który dokonuje swego rodzaju „ agresji" przeciwko Polsce, a jednocześnie pokazać coś, co rząd PiS określa mianem totalnej opozycji, czyli PO, Niezależną, KOD jako formalnego sojusznika tej zewnętrznej agresji na Polskę.
Dlatego nie spodziewam się, żeby politycy zachodni popełnili ten błąd. Co innego, jeżeli chodzi o sankcje o charakterze nieformalnym, to znaczy mające charakter przede wszystkim zmniejszenia funduszy europejskich. Taka forma nacisku może być bardziej skuteczna. Ja się spodziewam, że w związku z tym rozmowa ministra Czaputowicza dotyczyła bardziej wybadania gróźb dla polskich finansów, niż rzeczywistych możliwości zastosowania artykułu 7.
— A może Unia zbyt rygorystycznie dba o przestrzeganie zapisów Traktatu Lizbońskiego?
— To jest kwestia oceny. Ja myślę, że gdyby reformę sądową w Polsce wprowadzała Platforma Obywatelska, to prawdopodobnie w UE nikt by specjalnie się nią nie zainteresował. Nie wierzę w to, że chodzi o tę reformę. Chodzi przede wszystkim o złe stosunki między rządem PiS a UE, a sprawa sądu, w moim przekonaniu, jest wtórna. Co więcej, przypuszczam, że w jakiś sposób jest to sprawa nakręcana w Unii przez polską opozycję, przez europosłów, dziennikarzy liberalnych mediów, którzy mają związki z politykami europejskimi. Ja uważam, że to jest pretekst.
Kwestia rzeczywista jest taka, że Unia Europejska, dając pieniądze Polsce, oczekuje posłuszeństwa w innych kwestiach, przede wszystkim w kwestii relokacji uchodźców. Tu już chodzi raczej nie o te 10 tysięcy uchodźców, tylko pokazanie tego, kto w Unii Europejskiej rządzi, i gdzie jest miejsce Polski w tym układzie.
— I władze i liberalna opozycja zdają sobie sprawę z tego, że rozbieżności z Komisją Europejską o reformie polskiego sądownictwa zaważyły na wizerunku Polski na arenie międzynarodowej. Czy Pan profesor zna receptę na poprawę tego wizerunku?
— Prawdę mówiąc, recepta jest banalnie prosta. Państwo polskie musiałoby odstąpić od tej reformy, ale jest to recepta, która oznaczałaby totalną kompromitację państwa polskiego na arenie międzynarodowej. Przecież państwo suwerenne, czy aspirujące formalnie do tego, żeby być suwerennym, nie może pod wpływem nacisków zewnętrznych zmieniać stosunków w swoim sądownictwie.
Rozumiem, że pyta Pan o taką receptę, która pozwoliłaby Polsce wyjść z twarzą. Prawdę mówiąc, ja takiej recepty nie znajduję. I nie wydaje mi się, żeby taka recepta była. Oczywiście można sobie wyobrazić teoretycznie taką sytuację, że zostałyby przyjęte nowe ustawy o sądownictwie, które w gruncie rzeczy niewiele by zmieniły, ale można byłoby głosić, że pod naciskiem Unii się to stało, a Unia mogłaby udać i uznać, że te reformy akceptuje. Ale ja nie widzę możliwości zaistnienia takiej sytuacji.
Ja uważam, że ten konflikt ze względów politycznych jest dla obydwu stron bardzo korzystny. Dlaczego? Dlatego, że rząd PiS bardzo lubi operować sloganami niepodległościowymi i sloganami suwerenności w stosunku do zagranicy. To się bardzo podoba elektoratowi PiS. I również powoduje, że opozycja zaczyna być postrzegana jako ekstremalna i antypaństwowa. Z drugiej zaś strony na Zachodzie, w samej Unii są znaczące siły, również zadowolone z tego konfliktu. Mam na myśli przede wszystkim niemieckich socjaldemokratów i francuskich socjalistów, którzy w tej chwili ogłaszają plany przyspieszenia w centrum integracji europejskiej. I bardzo wyraźne idą sygnały od Martina Schulza, że trzeba stworzyć Europy dwóch prędkości, gdzie dla Polski w tym centrum nie ma miejsca.
A spór o sądownictwo w Polsce jest znakomitym pretekstem do tego, żeby Polskę i całą Europę Wschodnią usunąć z tego głównego nurtu wydarzeń, zepchnąć ku Europie drugiej prędkości. Ja osobiście się nie spodziewam załatwienia tego konfliktu dlatego, że zarówno strona polska, jak i strona unijna są zainteresowane w jego istnieniu, aczkolwiek z zupełnie różnych powodów politycznych.
Sputnik Polska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy